05

"P R Z Y C Z Y N Y"

Kilka dni później

Lilith pozbierała się po stracie Liz, a przynajmniej takie miała wrażenie. Co raz częściej spędzała czas poza domem a jej kompanem do rozmów była Betty lub Peter. Ku radości Lilith, blondynka wróciła z wakacji. Dzięki temu mogły się teraz spotykać w miarę regularnie.

Lilith również napisała CV i była z tego powodu niezmiernie dumna. Wysłała je do kilku pracodawców i czekała na odpowiedź od nich. Wiedziała, że od razu się z nią nie skontaktują, ale miała nadzieję, że zrobią to jak najszybciej. W takich momentach jak ten, cierpliwość nie była jej mocną stroną.

Nastolatka przetarła swoje oczy. Czuła jakby miała kilku tonowe ręce. Mimo że spała odpowiednią ilość godzin to i tak była zmęczona. Nie powinna, ponieważ w ciągu roku szkolnego zarwała nie jedną nockę.

Lilith przykryła dłońmi swoje oczy. Przeklinała pod nosem promienie słoneczne, które padały na jej twarz. Wiedziała, że nie była w stanie już zasnąć. Od niechcenia chwyciła telefon i sprawdziła godzinę.

- 9:48 - powiedziała cicho do siebie. - Zaraz muszę wstać.

Nastolatka do pełnej godziny poleżała jeszcze w łóżku ze zamkniętymi oczami. Analizowała wydarzenia, które miały miejsce w ostatnich dniach, a było ich całkiem sporo. Większość z nich sprowadzała się do jednej osoby - Petera Parkera.

Lilith nie mogła pojąć jak chłopak, który w szkole był popychadłem, nocą stawał się przyjaznym Spider-Manem z sąsiedztwa. Dotychczas uważała, że był nieśmiały i podatny na wpływy rówieśników, ponieważ Peter w szkole nie potrafił postawić się swoim prześladowcom. Jednym z nich był Flash, który wyrobił Peterowi opinię. Przez niego większość uczniów nie miało z nim dobrej relacji.

Nastolatka nie rozumiała zachowania Parkera. W końcu był Spider-Manem! Flash nie miałby przy nim żadnych szans. Gdyby chciał, załatwiłby go w trzy sekundy.

Po jakimś czasie, gdy dziewczyna chciała w końcu wstać z łóżka, usłyszała dźwięk powiadomienia. Jęknęła i chwyciła komórkę. Gdy odblokowała ekran zobaczyła masę nieodczytanych wiadomości od swoich przyjaciół i znajomych. Nawet - co bardzo ją ucieszyło - napisała do niej Liz Allan oraz Peter.

"Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin."

Przeczytała w myślach życzenia od jakiegoś znajomego ze szkoły. Pozostałe wiadomości brzmiały podobnie. Jedynie wyróżniły się życzenia od Liz, która dodatkowo wysłała jej kilka wspólnych zdjęć. Zrobiło jej się miło na sercu i natychmiast napisała odpowiedź.

Po chwili odczytała wiadomość od Petera. Napisał jej dłuższe życzenia urodzinowe od Liz - a to było nie lada wyzwanie. Nastolatka była z tego powodu zszokowana. Nie myślała, że chłopak potrafi być tak wylewny w słowach.

Lilith w kusej, czarnej sukience siedziała na kanapie w gronie swoich przyjaciół. Przebywała w domu Betty, która zorganizowała domówkę. Lilith wiedziała o niej już dużo wcześniej, więc to nie była dla niej żadna niespodzianka. Impreza nie była zorganizowana z powodu jej urodzin. Lilith nawet nie ośmieliła się myśleć, że było inaczej.

Nastolatka całą swoją imprezę spędziła na graniu w beer ponga, tańczeniu i rozmawianiu z przyjaciółmi. Poznała nawet kilka nowych osób, które na pierwszy rzut oka wydawały jej się być ciekawe.

Dziewczyna na imprezach z reguły nie odmawia alkoholu. Była jaka była, ale póki swoje życie miała w garści, zamierzała z niego korzystać. Ta domówka zdecydowanie była jedną z tych nietrzeźwych. Trwały wakacje a ona nie miała pracy, więc mogła sobie pozwolić na "procenty". To, że picie alkoholu było dozwolone w innym wieku, nie przeszkadzało jej. Na tej imprezie większość osób było nieletnich, co jeszcze bardziej nakłaniało ją do tego, żeby pić.

Lilith była rozluźniona. Nawet wydawało jej się, że po raz pierwszy od kilkunastu dni, nie myślała za dużo o Peterze. Ucieszyło ją to, ponieważ nie chciała dawać sobie złudnej nadziei. Chłopak podobał jej się od dłuższego czasu, ale była niemal pewna, że pochodzili z dwóch różnych światów. On był bohaterem, który ratował życie każdego, ona sprawiedliwością.

Już po kilku piwach było widać, że Lilith nie była trzeźwa. Na szczęście się trzymała. Trochę kołysała się i kręciło jej się w głowie, ale oprócz tego nic jej nie było. Na pewno nie miała na wymioty, za co dziękowała Bogu.

Lilith wydawało się, że mówiła z sensem oraz, że chodziła w miarę prosto. Gdy powiedziała o tym Betty, ta spojrzała się na nią z powątpieniem. Blondynka nawet nie skomentowała w żaden sposób jej słów tylko posłała krzywy uśmiech.

Około godziny 2:30 większość nastolatków wróciło do domu, ponieważ byli w złym stanie. Dużo z nich zaliczyło zgona, lub ledwo chodziło. Cała impreza skończyła się niecałe 30 minut później.

- Odwieźć cię? - Zapytała Betty, widząc, że Lilith zaczęła się szykować do wyjścia. W salonie zostało zaledwie kilka osób. Lilith nie chciała kończyć tej imprezy, ale wystarczał jej fakt, że ale była prawie do samego końca.

Lilith na początku była zdziwiona propozycją przyjaciółki. Dopiero później do niej dotarło, że może i ona nie miała prawa jazdy, ale za to jej rodzice tak.

- Nie trzeba, dam sobie radę. - Posłała jej szczery uśmiech. Lilith miała nadzieję, że nie było po niej widać, że coś piła.

- Jak zawsze.

- Na pewno? Nie wybaczę sobie jakby coś ci się stało. - Powiedziała ze zmartwieniem Betty. Obawiała się o swoją przyjaciółkę. Nie chciała stracić jej tak jak i Liz.

- Jasne skarbie. Nie takie rzeczy się robiło.

Lilith posłała jej całusa w powietrzu i narzuciła na siebie swoją kurtkę jeansową.

- Napiszę jak będę w domu. Pa! - Krzyknęła na odchodne panienka White i zaczęła zmierzać w kierunku domu.

Gdy Lilith wyszła z posesji, po jej głowie chodziła tylko jedna myśl.

- Trochę się najebałam.

Nastolatka prawie weszła w kosz na śmieci. Ominęła go slalomem i starała się iść dalej prosto.

Po pewnym czasie, Lilith skręciła w prawo. W ten sposób chciała skrócić sobie drogę do mieszkania.

Nagle usłyszała jakiś szmer za sobą. W lekkiej panice zaczęła się rozglądać na boki. Dziewczyna nic nie dostrzegła. Jedynie umocniła się w myśli, że była pijana. Obraz jej się ruszał z każdym przechyleniem głowy. Nastolatka nawet miała wrażenie, że jakiś cień się poruszył. Jej serce automatycznie zabiło szybciej. Miała nadzieję, że to była tylko jej wyobraźnia.

- Jestem sama. - Starała się przekonać siebie. - Nic się nie dzieje, trzy ulice i jestem w domu.

Po kilku sekundach, dziewczyna zobaczyła męską sylwetkę stojącą w cieniu. Niemal natychmiast zatrząsła się z przerażenia. Co prawda, potrafiła się bić, ale bez swojego łuku nie czuła się nawet w połowie tak dobra jak z nim. W pewnym sensie dodawał jej odwagi.

- Znowu się spotykamy, Lilith. - Powiedział męski głos. Dziewczyna nie wiedziała z kim miała go sobie skojarzyć. Mężczyzna zaczął do niej podchodzić, a gdy zaczęło go dosięgać światło, nastolatka odetchnęła z ulgą. - I to nawet w podobnych okolicznościach.

- Nieprawda - wybełkotała dziewczyna.

Parker znalazł się przy niej i delikatnie chwycił jej ramiona. Martwił się. Cholernie się martwił o jej bezpieczeństwo. Była mu bardzo bliska, więc jej stratę przeżywałby równie mocno.

- Jezu Lilith. Co ty ze sobą robisz? - Zapytał ze zmartwieniem Peter. Spojrzał się prosto w jej oczy. Była niższa od niego, więc musiał trochę pochylić swoją głowę. Ku jego uldze, dziewczyna nie była już przerażona, ale nadal czuł bijący od niej niepokój.

- Nic. - Spojrzała się w jego maskę. Była pod wrażeniem, że materiał, który zakrywał oczy zmniejszał się i zwiększał od każdego ruchu jego gałek.

-Lilith...

Parker nie potrafił zrozumieć zachowania nastolatki. W dzień jest uśmiechnięta, szczęśliwa i wydawać by się mogło, że z dala od problemów. Nocą zachowywała się jakby miała dość otaczającego ją świata. Wcale nie przypominała siebie za dnia. Upijała się i był prawie pewny, że robiła to regularnie. Nie miał na to żadnych dowodów, ale z tego co słyszał od innych, Lilith była niezłym ziółkiem. Nie wierzył w te słowa, aż do teraz.

Peter starał się nie okazywać smutku. Było mu przykro, że tak uzdolniona dziewczyna zachowywała się w taki sposób. Była młoda, więc miała czas na używki. Czym prędzej zaczynała, tym dla niej gorzej. Peter już teraz się martwił, a to był dopiero początek.

- Nie jestem damą w opałach. - Zaśmiała się.

Peterowi wcale nie było do śmiechu. Teraz zrozumiał, że dziewczyna kłamała niemal cały czas i wcale nie była taka, za jaką się podawała każdego dnia. W szkole uchodziła za idealną dziewczynę - mądrą, inteligentną, wysportowaną i ładną. Prawdziwy ideał, ale teraz Parker zauważył, że było tego drugie dno. Dziewczyna wcale nie była idealna. Zakładała maskę, którą ściągała wieczorami. To właśnie nocą wychodziły wszystkie złe rzeczy, które kryła w ciągu dnia.

- Chodzi mi o coś innego. - Peter jeszcze bliżej do niej podszedł. - Piłaś. Znowu. Wiesz, że gdybyś wylądowała na komisariacie to twoi rodzice mieli by problemy?

Peter powiedział poważnie. Miał nadzieję, że w ten sposób przemówi jej do rozsądku.

- Wiem - westchnęła. Póki była nieletnia alkohol był dla niej jak afrodyzjak. Z opowieści starszych zrozumiała, że gdy osiąga się pełnoletność, nie ma się na niego ochoty.

Peter zaciągnął się jej zapachem. Wyczuł perfumy oraz coś co mu przeszkadzało na co dzień. Bardzo nie lubił tego zapachu.

- Paliłaś?

- Nie. To na mnie dmuchali. - Skłamała, ale powiedziała to tak pewnie, że Peter nie mógł w to nie uwierzyć.

- Odprowadzę cię do domu. - Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Lilith tylko skinęła głową. Nie widziała sensu się z nim kłócić. Nie była w najlepszym stanie, a każda sekunda przy Peterze sprawiała, że czuła się znacznie lepiej.

- Która godzina? - Zapytała przerywając chwilową ciszę.

- Dokładnie 3:13 - odczytał godzinę z ekranu telefonu. Peter spojrzał się na jej twarz i starał się coś z niej odczytać. Niestety, niewiele mu to dało.

- To szybko - stwierdziła dziewczyna. - Powiedziałam rodzicom, że impreza kończy się dopiero po piątej. Masz czas?

- Mam - powiedział niepewnie Peter. Nie miał pojęcia o co chodziło dziewczynie.

- To chodź posiedzieć gdzieś. Popatrzyć w niebo. Nie wiem, wszystko byle z tobą. - Powiedziała dziewczyna przecierając oczy. Poczuła lekkie zmęczenie, ale nie zamierzała wracać jeszcze do domu. Nie, kiedy miała czas i osobę, z którą mogła coś porobić.

- W takim razie... Lecimy! - Chłopak mocno chwycił dziewczynę w pasie. Już po chwili strzelał pajęczynami. Dziewczyna z szeroko otwartymi oczami, objęła Petera mocno. Znajdowali się wysoko nad ziemią. Trochę zrobiło jej się z tego powodu słabo, ponieważ nadal miała traumę po wydarzeniach z Waszyngtonu.

Po jakimś czasie, Parker wraz z Lilith znaleźli się na dachu budynku. Dziewczyna z początku była otumaniona i nie potrafiła do siebie dojść. Nigdy tak nie lata. Jest tylko Bright Girl ze swoimi gadżetami i łukiem. Dopiero gdy chłopak ściągnął maskę, ocknęła się z szoku.

Peter miał lekko rozwiane włosy co dodawało mu uroku. Dziewczyna nie mogła oderwać od niego wzroku. Spider-Man zauważył to, ale nie skomentował jej zachowania. Zamiast tego on również zaczął skanować ją wzrokiem.

- Lilith... Może chcesz usiąść? - Odchrząknął po chwili trochę speszony chłopak. Nastolatka wierciła go wzrokiem niemal na wylot, ale był pewien, że nie miała o tym pojęcia. Według niego była tak pijana, że jutro nie będzie o tym pamiętać.

Dziewczyna posłusznie usiadła na obrzeżach budynku, przy murku. Chłopak zajął miejsce obok niej. Nie miał zamiaru siadać gdzieś dalej. Póki dziewczyna nie mówiła, że znajdował się za blisko, nie zamierzał rezygnować z małej przestrzeni między nimi.

Dłonie nastolatków dotknęły się, ale ani ona ani on nie zamierzał jej zabierać. Peter czuł przeszywające zimno, które biło od dziewczyny. Zamiast zabrać swoją dłoń, objął ją, przez co w dziewczynę uderzyła fala gorąca. To Peter był gorący.

- Masz zimne dłonie. - Powiedział Parker i posłał jej ciepły uśmiech. Dziewczyna niemal od razu go odwzajemniła. Czuła jakby się rozpływała. Wzrok Petera niesamowicie ją rozgrzewał i chciała, żeby robił to przez cały czas.

- Jak zawsze - westchnęła dziewczyna. Zdążyła się do nich przyzwyczaić, ponieważ przez całe życie była lodowata. Nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni.

- Więc co chcesz rob-

Lilith nie wytrzymała i w błyskawicznym tempie usiadła okrakiem na chłopaku. Pocałowała go mocno w usta. Peter nie mógł cofnąć swojej głowy, ponieważ opierał się o murek. Parker nie spodziewał się takiego ruchu ze strony swojej przyjaciółki. Gdy zrozumiał co się wydarzyło, ponieważ jego pajęcze zmysły nagle przestały działać, odwzajemnił pocałunek.

"Dary, które pochodzą ze sprawiedliwości, przewyższają dary pochodzące z miłości."

- Khalil Gibran

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top