Rozdział I ✦ Czerń we krwi

    Erin Lareina Shannon z pewnością przez długi czas będzie wspominać ten wieczór, który był początkiem jej przeznaczenia. Oczywiście nigdy nie wierzyła w takie bzdury jak fatum, lecz po tym dniu jej sceptyczne serce zostało raz na zawsze zmiażdżone ciężkością nieuniknionego losu, z którym musiała się pogodzić. 

    Noc była ciemna niczym atrament i chłodna, jak na wczesną wiosnę przystało. Delikatne krople deszczu spadały z nieba, wirując jak tancerze pląsający wkoło i uderzały w twarz dziewczyny. Erin stała pośrodku chodnika z podniesionym ku górze podbródkiem i napawała się tą chwilą. Lubiła ciszę i spokój, w której deszcz mógł wygrywać przeróżne melodie, gdy odbijał się o różnorodne faktury. Krople spływały powoli po jej przymkniętych powiekach, a płuca zaczerpywały głębokiego, rześkiego oddechu.

    Po chwili, która mogła trwać zarówno sekundy, jak i minuty, opuściła podbródek i powoli otworzyła oczy. Zamrugała nimi gwałtownie, chcąc nie dopuścić do dostania się wody pod powieki. Latarnie oświetlały ulicę ciepłym, żółtym światłem, a zimny wiatr szarpał jej długimi włosami. Ruszyła do przodu, a ciężkie buty rozchlapywały lekko wodę z kałuż na boki. Włożyła skostniałe dłonie do kieszeni kurtki i zaklęła pod nosem. Nie wiedziała, po co jej przyjaciółka, Blair, kazała jej do siebie przyjść. Zadzwoniła do niej godzinę temu i cała podekscytowana wręcz rozkazała Erin przybiec do niej jak najszybciej. Próby dowiedzenia się, co się stało, były bezowocne. Tak więc Erin wygrzebała się spod kaszmirowego koca i pełna niezadowolenia wyszła z domu, gdy dochodziła północ.

    Alejka była opustoszała, a mroczne cienie pełzały po betonowym chodniku i ceglastych ścianach budynków. Erin przeklinała się w myślach, że mimo wszystko nie została w domu. Jednak zdecydowana słabość do przyjaciółki przeważyła szalę, więc starała się teraz wyprzeć lekki strach z umysłu. Nigdy nie była fanką horrorów, ale to nie znaczyło, że żadnych w życiu nie obejrzała. I oczywiście wszystkie naraz zaczęły przychodzić jej do głowy.

    Zadrżała, opatuliła się szczelniej miękkim szalem i wetchnęła. Nieopodal na ławce przysiadł czarny jak węgiel kruk, który swoimi paciorkowatymi oczkami wpatrywał się w poruszającą się szybko postać. Zakrakał, a dziewczyna podskoczyła przerażona.

    Erin nie wiedziała, czy serce bije jej tak mocno ze strachu, czy też ze złości na to przeklęte ptaszysko. Cmoknęła ustami butnie i przyspieszyła kroku. Latarnia na chwilę przestała świecić, jakby mrugając do niej. Głębsza kałuża rozprysła się na boki pod ciężkim stąpnięciem.

    Krzyk Erin przeciął niemal złowieszczą ciszę, gdy silne ręce złapały ją za ramiona i brutalnie wrzuciły w ciemną uliczkę. Wpadłszy na ścianę, ledwie utrzymała się na nogach. Sapnęła i błyskawicznie odwróciła się. W załamaniu światła stał wysoki, postawny mężczyzna. Światło latarni oświetlało jego sylwetkę od tyłu, przy głowie tworząc, jak pomyślała Erin, aureolę. Twarz miał skrytą w cieniu.

    — Zastanawiałaś się kiedyś, dziewczyno, czym tak naprawdę jest życie? — mężczyzna zapytał głosem głębokim i ochrypłym. Erin wzdrygnęła się i mimowolnie przysunęła plecami do ściany, wczepiając długie paznokcie w cegły.

    — Ja... — wykrztusiła, lecz nawet szept jej się załamał. W głowie miała pustkę i wydawało jej się, że serce właśnie wybijało swoje setne uderzenie w ciągu tych niekończących się sekund.

    Mężczyzna pokręcił głową i postąpił krok do przodu. Przygarbił się i zaczął dyszeć. Erin zdawało się, jakoby jego oczy zaczęły odbijać dziwne, niebieskie światło. Zerknęła w bok, kątem oka patrząc za siebie i uświadamiając sobie, że znajduje się w ślepym zaułku. Przerażenie wzrastało w niej niczym balon i wspinało się od żołądka, aż po gardło, utykając tam i tworząc gulę.

    — Oczywiście, że nie wiesz... Takie dziecko jak ty nic nie wie o cierpieniu! — krzyknął mężczyzna szaleńczo. Szarpał się gwałtownie za włosy i jęczał. — Żyjesz beztrosko, bez świadomości o mroku tego świata, nie wiesz nic, zupełnie nic...

    Erin drżała z przerażenia, a łzy napłynęły jej do oczu. Chciała odpowiedzieć, że przecież wie, co to znaczy cierpieć, ale... bała się, panicznie się bała! Pragnęła stamtąd uciec, ale nawet gdyby mogła, to nie byłaby w stanie się ruszyć. Miała wrażenie, że nogi niczym korzenie wrosły jej w ziemię. Nagle do głowy przyszły jej na myśl rzeczy, których żałowała oraz te, których jeszcze nie zrobiła. Tak wiele w niej niespełnionych marzeń...

    Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach, zaśmiał się ochryple i postąpił chwiejnie do przodu. Erin chciałaby wtopić się w ścianę za nią, aby cisza i spokój otuliły ją i dały jej zaznać upragnionego ukojenia.

    — Dlaczego mnie również odebrano tą niewinność...? — zapytał nieznajomy cichym głosem. Odchylił głowę w tył i wziął głęboki wdech. Dzięki światłu padającemu teraz na jego twarz, Erin mogła zobaczyć, że mężczyzna był przystojny. Jasne włosy niemalże stapiały się ze świetlistą aureolą. Po policzku spływała mu łza.

    Wiatr zawył świszcząco, jakby szlochając nad jej losem. Mężczyzna otworzył oczy, które świeciły swoim delikatnym, niebieskim blaskiem. Zastanawiała się, czy to wyimaginowany obraz jej pogrążonego w szaleństwie przerażenia umysłu. Miała ochotę się zaśmiać. Jednak z jej ust wydobyło się jedynie ciche, urwane łkanie.

    Nagle w ułamku sekundy silne palce mężczyzny zacisnęły się na jej gardle w stalowym uścisku. Chwyciła za przedramiona mężczyznę, wczepiła palce i paznokcie, próbując odciągnąć go od siebie. Oczy jeszcze bardziej nabiegły jej łzami, które po chwili zaczęły spływać w dół niczym kaskada. Krztusiła się, nie mogąc zaczerpnąć oddechu. Przerażona, spojrzała w twarz mężczyzny, u którego dostrzegła czyste szaleństwo.

    Oh, tak wielu rzeczy w życiu żałowała...

    Gdy siły zaczęły ją opuszczać, a w mięśniach i sercu zabrakło jej wytrzymałości, by walczyć, mężczyzna poluzował uchwyt. Erin łapczywie zaczerpnęła powietrza, które było dla niej jak ambrozja w tym strasznym momencie. Charczała, oddychając z trudem, ale jakimś cudem odnalazła w sobie resztkę siły, aby ponownie złapać mężczyznę za przedramiona i znowu spróbować odepchnąć go.

    Jednak wtedy nieznajomy odchylił głowę w tył, a jego oczy wyrażały czyste, bestialskie pragnienie śmierci. Długi i zakrzywiony nos przypominał dziób jastrzębia, który szybując po niebie nurkuje w dół, upatrzywszy ofiarę. Rozwarł swoje usta, w których ukazały się zęby — dwa z nich były charakterystycznie wydłużone i zaostrzone.

    Dziewczyna nagle zdała sobie sprawę, że to wszystko jej się śni. No tak, jakżeby inaczej! Ale była głupia... To było tylko strasznym snem, z którego jak zwykle się obudzi. Niemalże odetchnęła z ulgą...

    Ręce mężczyzny oderwały się od jej szyi, a jego lewa dłoń niespiesznie przesunęła się po policzku Erin i niemalże pieszczotliwie ujęła jej włosy. Brutalne szarpnięcie przechyliło jej głowę w prawą stronę, a skóra głowy boleśnie mrowiła.

    Ostre zęby bezwzględnie przecięły delikatną skórę szyi, a cichy krzyk wypełznął niczym wąż z karmazynowych ust dziewczyny. Nogi ugięły się pod nią jak trzcina na wietrze i osunęła się powoli po chropowatej ścianie. W uszach jej szumiało, wydawało się, że słyszy, jak krew opuszcza ciało. Włosy mężczyzny szorstko drapały ją po policzku.

    Całe ciało Erin emanowało bezkresnym bólem. Miała wrażenie, że krew cofa się, wbrew prawom natury płynie w drugą stronę, zwyrodniale wysysana. Uniosła drżącą rękę i spróbowała odepchnąć twarz mężczyzny. On jakby bardziej zachęcony, jeszcze mocniej przywarł do niej. Osunęła dłoń po swojej klatce piersiowej w dół. Cichy, niczym szept ducha, szloch wymknął się z jej ust.

    Powieki zrobiły się cięższe, jakby chciały w końcu opaść i doświadczyć upragnionego spokoju. Spojrzała w dół i zobaczyła swoją drżącą, umazaną szkarłatną krwią dłoń. Wtedy dostrzegła, że we krwi jest zdecydowanie więcej mrocznych odcieni czerni niż mogłaby przypuszczać.

    Dziwnym było to, że w tamtym momencie Erin Shannon zachwyciła się tą ulotną chwilą, w której życie ją opuszczało.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top