36

~Harry~

Siedziałem z Willem w moim biurze, choć nie miałem pojęcia dlaczego. Zajął miejsce naprzeciwko mnie i po prostu na mnie patrzył, a ja czułem się dość dziwnie z uwagi na jego baczne spojrzenie. 

- Jesteś głupi. - pokiwałem głową, czekając na dalszą część wypowiedzi. - Zdradź mi swój sekret, bo z taką głupotą, to może sam założę firmę. - prychnąłem na jego złośliwość.

- Nie po to tutaj jesteśmy, prawda? - zapytałem, złączając swoje dłonie i opierając je na biurku.

- Dobra, ponieważ Katie ci tego nie powie, to ja też nie, ale cię nakieruję.

- Jezu, zacznij przyjaźnić się z Louis'em. Jesteście tacy sami.

- Dobry pomysł. Pójdę do niego po tym, jak załatwię z tobą sprawę. - oznajmił, szczerząc się jak debil. - Powiem ci jedno. Będziesz bardzo szczęśliwy za dziewięć miesięcy. - powiedział krótko i wstał z fotela. Powiadomił mnie, że pójdzie do Tomlinsona i zniknął za drzwiami.

Naprawdę nie miałem pojęcia, o co mu chodziło. Może faktycznie byłem głupi? Zacząłem nad tym myśleć i wreszcie dotarło do mnie, że przecież ciąża trwała dziewięć miesięcy. Katie mnie okłamała, ale nie miałem jej tego za złe. Aczkolwiek chciałem, aby sama mi to powiedziała prosto w twarz, także wpadłem na pewien pomysł.

- Will! - wrzasnąłem, zauważając go na korytarzu. Był w towarzystwie Louisa, co mnie nie zdziwiło. - Daj mi klucze do waszego mieszkania.

- Po co ci?

- No daj. - mruknąłem, więc wygrzebał z kieszeni pęk kluczy. Podziękowałem mu i szczęśliwy poleciałem na parking. Musiałem wstąpić do sklepu po ulubione wino Katie, więc zatrzymałem się na moment, jednak potem prędko podjechałem pod mieszkanie brunetki. Wyszedłem z auta i otworzyłem każde drzwi, które były moją przeszkodą.

W środku domu od razu skierowałem się do kuchni i wyjąłem z szafki dwa kieliszki. Wiedziałem, że to idealny plan i wtedy Katie będzie musiała mi powiedzieć prawdę.

Nie mogłem uwierzyć, że zostanę tatą. Byłem cholernie szczęśliwy i nawet nie obchodziło mnie to, że matka mojego dziecka nie chciała mi tego powiedzieć. To się w tej chwili nie liczyło.

- Co tu robisz? - usłyszałem jej zdezorientowany głos i odwróciłem się do niej twarzą. - Myślałam, że idziesz gdzieś z Willem.

- Już wszystko załatwiliśmy. Wina? Twoje ulubione. - podałem jej kieliszek, lecz nie wzięła go. Patrzyła na niego i widziałem wahanie na jej twarzy.

- Nie dziękuję. - odparła, odwracając ode mnie wzrok. Uśmiechnąłem się i podszedłem bliżej.

- Dlaczego? Wiem, że teraz nie jest między nami najlepiej, ale wina nie odmówisz. Proszę. - wcisnąłem jej naczynie do ręki, a sam upiłem łyka. Przyglądałem jej się wyzywająco, zdając sobie sprawę, że zaraz wyjawi mi prawdę.

- Nie mam ochoty na wino. - odpowiedziała tak cicho, że ledwo mogłem dosłyszeć jej głos. Poklepałem Prince'a po łebku i odstawiłem naczynia na stolik w salonie.

- Nie masz ochoty czy nie możesz pić wina? - zapytałem z wyrzutem, posyłając jej rozczarowane spojrzenie. Uroczo zmarszczyła czoło, aczkolwiek nic nie powiedziała.

- Nie rozumiem.

- Doskonale rozumiesz. Katie, przestań już to przede mną ukrywać. - usiadłem zmęczony na kanapie, chwytając jej delikatną dłoń. Wylądowała na moich kolanach i nawet nie zamierzała się wyrywać. Podciągnąłem jej bluzkę i palcami muskałem jej brzuch. Westchnęła czym zwróciła moją uwagę.

- W porządku. Jestem w ciąży. - zacząłem się śmiać prawdziwym szczęśliwym śmiechem w jej ramię. Pocałowałem jej jedwabistą skórę parę razy, a Prince zaczął szczekać w moją stronę.

- Kocham cię, was. Tak bardzo was kocham. - złączyłem nasze usta, nie mogąc przestać się uśmiechać. - Postanowione. Jedziemy na wakacje. Musisz odpocząć.

- Harry...

- Nie próbuj choćby się ze mną kłócić. - bąknąłem, składając pocałunek na jej brzuchu. - Zniszczymy ich wszystkich, kochanie. Nie masz czym się przejmować.

- Jak?

- Myślisz, że przepuściłbym taką okazję? Pieprzyli się - moja żona i ojciec.

- Zrobiłeś im zdjęcia?! Boże, jak mogłeś na to patrzeć? - zobaczyłem obrzydzenie na jej twarzy, przez co po raz kolejny prychnąłem śmiechem.

- Nie, skarbie. Od dawna zbierałem materiały. Zostawiłem małą kamerkę w sypialni. - zakryła oczy, wystawiając język i wydając dźwięk zniesmaczenia. - Oj, nie bądź dzieciakiem.

- Dzieciaka to ja ci urodzę. - tym wywołała mój chichot. Nie mogłem z nią spędzić całego dnia, choć bardzo chciałem, ale czekało mnie spotkanie z moimi adwokatami. Poza tym obiecałem Katie wakacje i musiałem to zrealizować. Nie miałem jeszcze pojęcia, gdzie pojedziemy, lecz chciałem, aby było to coś niesamowitego. Gdybym jeszcze nie był żonaty.

Pożegnałem się z Kate i wyszedłem do pracy, ponieważ tam czekali na mnie prawnicy ubrani jak zwykle idealnie. Byłem biznesmenem, a sam nie umiałem wytrzymać długo pod krawatem. Dziwiłem im się, że potrafili codziennie latać w tych samych garniturach.

- Więc? Macie dla mnie dobre wieści?

- Tak. Wystarczy jedynie dowód na romans twojego ojca i żony. To wywołałoby wielki skandal, więc zgodzą się na wszystko. Poza tym sąd od razu wziąłby twoją stronę. - zadowolony położyłem kamerę, w której znajdowało się nagranie. Obmyśliliśmy cały plan działania i zapewnili mnie, że nie miałem czym się martwić.

- Och, witaj, kochanie. - wywróciłem oczami i miałem chęć zwymiotowania na jej nową torebkę Chanel, którą zapewne kupiła za moje lub mojego ojca pieniądze. Cokolwiek i tak była okropna.

- Jesteś na dnie, Alice i nie nazywaj mnie "kochaniem". To chyba rola mojego ojca. - warknąłem, popychając ją w bok.

- Nie wygrasz z nami!

- Już wygrałem. - odpowiedziałem, uśmiechając się pod nosem i wszedłem do windy. Pomachałem jej, na koniec pokazując środkowy palec. 

- Panie Styles, pański ojciec chce z panem gadać.

- Powiedz mu, że wyprowadzenie psa jest ważniejsze od niego. Wychodzę.

- A-ale...

- Mam coś powtórzyć?

- Nie, skądże. - opuściłem firmę i nie mogłem się doczekać, jak stanie się całkowicie moja. Niestety musiałem przejść przez dwa procesy, bo jednak rozwód a walka o interes, to były dwie różne rzeczy. Wolałbym wszystko załatwić za jednym razem, ale nie mogłem.

- Czego?

- Nie traktuj mnie tak! Widzę cię u mnie w biurze za dwadzieścia minut! - usłyszałem szorstki głos Williama Styles'a, przez co zatrzymałem się przy swoim samochodzie.

- Kim ty jesteś, aby mi rozkazywać? - zadałem pytanie spokojnym tonem, który był kompletnym przeciwieństwem jego.

- Twoim ojcem i założycielem twojej, pieprzonej firmy!

- A czy wiesz, że mam dowody na twoje pieprzenie się z moją żoną? Co powiesz na mały skandal w rodzinie? Co powiesz na twój koniec, tato? Gra skończona. Złamałem zasady, Styles.

Hej x

I jak się podoba? Teraz zacznie się mała walka pomiędzy #teamHarry i #teamWilliam.

Mam nadzieję, że będziecie aktywne!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top