30
- Długo będziesz się gniewać? - zapytał, lecz zignorowałam go kolejny raz wciągu dnia. Nie miałam ochoty kłócić się z nim z powodu jego taty, który jedynie chciał mu pomóc. Oboje byliśmy uparci, więc do niczego dobrego to nie prowadziło. - Zachowujesz się jak dziecko.
- Nie, Harry. Jedynie chcę cię uświadomić w tym, że William chce ci pomóc. To ty zachowujesz się niedojrzale. - mruknęłam. - Złam te swoje cholerne zasady i po prostu raz w życiu komuś zaufaj. - westchnęłam, patrząc na niego ostatni raz. Założyłam granatową bluzę i powiadomiłam wszystkich, że wychodziłam.
- Poczekaj.
- Zrozum, że tutaj chodzi tylko o twoje dobro. - miałam dosyć powtarzania tej samej formułki od paru dni. Między nami nie było najlepiej, jednak żadne z nas nie mogło i nie chciało dać za wygraną. Ja wiedziałam swoje, a on swoje i na tym nasza wspólna droga się skończyła.
- Katie, znam swojego ojca. Mu zależy na pieniądzach. Na niczym innym. - zatrzymał mnie przy drzwiach, odwracając twarzą do siebie.
- To nie ma sensu. Do niczego nie dojdziemy. - pokręciłam głową, uwalniając się z jego uścisku i wychodząc z domu. Byłam umówiona na spotkanie z jego ojcem, ponieważ - w odróżnieniu od niego - wierzyłam Williamowi w jego intencje. Brunet był jego synem, jedynym synem, także nie wyobrażałam sobie, że chciałby go stracić.
Przywitałam się z sekretarką Styles'a i weszłam do środka, mając świadomość tego, iż właśnie mnie oczekiwał. Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam za herbatę, która już na mnie czekała.
- Moi prawnicy prawie osiągnęli sukces, ale Harry prowadzi jeszcze jakąś działalność.
- Tak, dom mody. W sumie to jest projekt, który powoli wchodzi w życie.
- Potrzebujemy wszystkich danych o nowej firmie do sądu. Musimy przedstawić Harry'ego jako zdolnego do prowadzenia własnego interesu. Nie jest zależny od Alice i to zamierzamy udowodnić.
- Rozumiem. Miałam być wspólniczką, więc chyba mam to, czego potrzebujesz. - zaczęłam grzebać w torebce, aby znaleźć to, co mogłoby jedynie zakończyć całą sprawę z dobrym efektem. - Proszę. - podałam mu kartki, na których były ważne informacje dotyczące domu mody. Teraz wszystko było w jego rękach, a ja wierzyłam, że dzięki niemu Alice zniknie a z nią wszystkie problemy.
Spędziłam tam jeszcze dwie godziny na normalnej, spokojnej rozmowie, a następnie zdecydowałam się na małe zakupy spożywcze. Nie kupiłam niczego szczególnego, dlatego prędko wróciłam do mieszkania.
- Możemy porozmawiać?
- Ostatnio nasze rozmowy wyglądają inaczej niż chcielibyśmy. - przypomniałam, kładąc torby na blat w kuchni.
- Wiem, a mam już tego dosyć. Powinniśmy się wspierać, a nie...
- Uciekasz od pomocy.
- Kate, cholera! Co cię zaślepiło? Jego pieniądze, pozycja? Mówię ci, że go znam, wiem do czego jest zdolny, a ty nadal gadasz jak nakręcona. Co on ci powiedział? - wzięłam głęboki oddech i oparłam się o ladę, będąc uwięzioną pomiędzy jego ramionami.
- Powiedział mi jak bardzo kochał twoją mamę i nie okazywał tego tylko dlatego, że chciał, żebyś nie sądził, że tak bardzo przeżywa jej śmierć. Ma firmę z Adamem, bo płacił za pomoc medyczną dla Julie. William nie może być złym człowiekiem.
- Kto ci to powiedział?
- Twój tata.
- Mój ojciec sam był zdolny do płacenia na leki dla mamy. Adam nigdy nie przyłożył do tego ręki.
- Co?
- William Styles jest jednym z bogatszych ludzi z Londynu i sądzisz, że potrzebowałby pomocy od Adama?
- To dlaczego związałeś się z Alice? - robiło mi się powoli bardzo gorąco. Skoro William kłamał, to miał teraz dostęp do kolejnej firmy Harry'ego. Zaczynałam pomału wszystko rozumieć.
- Wszyscy widzieli w tym jedynie zyski. Ja również. - przyznał się, wzdychając cicho. Nachylił się, aby złączyć nasze usta, ale odsunęłam się, czując panikę. Uraza jaką darzyłam w tym momencie jego ojca była niemiłosierna, lecz liczyłam, że zdołam to jeszcze naprawić, a zielonooki się nie dowie o tym, co niedawno uczyniłam.
- Czyli Adam i twój ojciec...
- Zarządzają wspólnym biznesem, gdyż widzą więcej pieniędzy. Adam nigdy nie pomógł mojej mamie, a mój tata miał kochankę. Nakryłem ich, mając zaledwie osiem lat. - przełknęłam nerwowo ślinę, ale starałam się udawać, że było wszystko w porządku. - Katie? Co się dzieje?
- Nic, nic. Muszę coś załatwić. - odparłam, chaotycznie biorąc kluczyki i torebkę. Musiałam odzyskać dane póki nie doszło do niczego, co mogłoby zrujnować Styles'a.
- Kate, nie ignoruj mnie. Cały czas gdzieś znikasz.
- Wybacz, aczkolwiek muszę wyjść.
- Czy ty mnie zdradzasz?
- Co? - zapytałam, zakładając buty. Zmarszczyłam czoło, nie wierząc w to, co usłyszałam. - Jak możesz tak myśleć?
- Dostajesz jakieś wiadomości, uciekasz z domu prawie codziennie, nie, nie kochamy się, nawet nie spędzamy razem czasu.
- I dlatego oskarżasz mnie o zdradę?
- Kate...
- Dziękuję za twoje zaufanie.
- Musisz mnie zrozumieć...
- Niedługo wrócę. - oburzona wyszłam z pomieszczenia. Podjechałam pod firmę Williama w niezwykle szybkim tempie, unikając korków, na które mogłam się narazić.
- Pan Styles jest zajęty.
- Nie obchodzi mnie to. - odpowiedziałam, wpadając do jego biura. W środku zastałam ojca Harry'ego, Adama i Alice. Idealne zestawienie. - Oszukałeś mnie.
- Witaj, Kate. Może szampana?
- Oszukałeś mnie. Jak mogłeś wykorzystać swoją zmarłą żonę do tego, aby osiągnąć swój cel?
- Kochanie, naucz się, że w dzisiejszych czasach dla pieniędzy warto zrobić wiele.
- Jesteście potworami. - odraza była doskonale słyszalna w moim głosie, jednakże nie zrobiła na nikim większego znaczenia.
- I co z tym zrobisz?
- Jak Harry się dowie, co zrobiłaś, to wróci do mnie. Więc ostatecznie sama się zniszczyłaś. - nie chciałam przyznać jej racji, ale obie zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że była to prawda. Harry mnie zostawi, a o odzyskaniu dokumentów nie było mowy.
- William, oddaj mi to.
- Naprawdę jesteś głupiutka, kochanieńka. - do konwersacji wtrącił się uroczy tata Alice, więc odpuściłam i pojęłam, że powinnam zacząć godzić się z niezbyt miłą przyszłością.
- Twierdziłam, iż jesteś dobrym człowiekiem. Kiedyś to się na tobie odbije. - wyszłam, nie zamierzając patrzeć na nich dłużej. I tak było mi już ciężko, a oni dorzucali mi zmartwień.
- Louis, potrzebuję cię. Muszę się upić.
- Katie? W tym to zawsze pomogę, ale to do ciebie niepodobne.
- Wiem, ale to ważne. Przysięgam.
- Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie. - podałam adres i w niecałe czterdzieści minut przenieśliśmy się do baru, gdzie od razu zamówiliśmy alkohol.
- Zaufałam mu! Rozumiesz? Moja naiwność i dobre serce to jakaś udręka, nieporozumienie.
- Jesteś w dupie.
- Dzięki. Myślisz, że mi wybaczy i nie wróci do Alice? - nastała cisza, a następnie szatyn podniósł chwiejnie rękę.
- Nie! - zaśmiał się i ucałował mój policzek. - Na pewno nie, bo starci przez to wszystko, ale zawsze masz mnie!
- Dziękuję. Twoje wsparcie i pocieszenie jest unikatowe!
- A! Zapomniałem ci powiedzieć, że chyba w toalecie dzwonił do mnie Harry.
- Chyba?
- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Brzmiał jak Harry. Sztywno i nudno! - zachichotaliśmy jak idioci, a potem nagle ślimaczym tempem zbliżaliśmy się do siebie.
- Starczy! Kurwa, mówiłem, że mnie zdradzasz.
- Kochanie, to nie tak. - parsknęłam na przesłodzony głos Tomlinsona skierowanego w stronę zielonookiego.
- To moja kwestia!
- A! Prawda!
- Jestem pijana pierwszy raz, lecz nigdy bym cię nie zdradziła. Fujka, nie z nim! - wskazałam z uśmiechem na szarookiego, który podniósł ręce do góry. - Wpadłam w kłopoty.
- Dobrze, porozmawiamy jutro. Wracamy do domu.
- Ale kochasz mnie?
- Kocham.
- Ciekawe jak długo.
- Co?
•
Hej! x
Wróciłam, ale nie wiem na jak długo :( Ale jestem!
Tęskniliście?
Mam nadzieję, że tak, a teraz prosiłabym Was o aktywność, której mi brakowało!
Jestem teraz aktywna na asku, więc chętnie zadawajcie pytania! LINK PODANY x
Zapraszam też na snapa martixx5 i fb Marta Urbas ♥
Chętnie każdego poznam ♥
Kocham xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top