25

- Kate King, słucham? - zapytałam, odbierając od nieznanego mi numeru. Starałam się zachowywać cicho, gdyż obok mnie leżał pozbawiony koszulki Harry, który wrócił wczoraj wieczorem po rozmowie z Alice. Nic nie uzgodnił, lecz postanowił zostać. Bał się, że jego żona będzie pragnęła zrobić mi krzywdę, ale zważając na moje wczorajsze zachowanie i wyznanie, rzucił wszystko i został.

- Witaj, Kate. Mam nadzieję, że nie robię kłopotu, dzwoniąc do ciebie. - zesztywniałam, słysząc głos ojca bruneta. Nie wiedziałam, że w ogóle posiadał mój numer telefonu.

- Nie, nie, oczywiście, że nie. W czym mogłabym panu pomóc? - podniosłam się do pozycji siedzącej, uważając na mężczyznę obok mnie. Poruszył się, lecz jedynie po to, żeby objąć mnie mocniej w nogach. Czuł przez sen, że się odsuwałam i starał się temu zapobiec.

- Chciałbym się z tobą spotkać. - oniemiałam, aczkolwiek zgodziłam się i ustaliłam godzinę oraz miejsce. Rozłączyłam się, a następnie zaczęłam się przygotowywać, aby prezentować się jakoś znośnie. 

- Kochanie, hałasujesz.

- Przepraszam, śpij dalej.

- Nie, gdzieś się wybierasz? - przetarł oczy dłońmi zawiniętymi w pięści i zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu.

- Tak, ale niedługo wrócę.

- Gdzie?

- Nieważne. Wrócę niedługo. - nie wydawał się zadowolony, lecz nie chciałam mu od razu mówić z kim miałam się zobaczyć. Postanowiłam opowiedzieć mu wszystko, jak wrócę. Oporządziłam się i całując zielonookiego w policzek, opuściłam mieszkanie. 

Weszłam do samochodu i zaczęłam kierować się w stronę restauracji, którą wybrał William. Spodziewałam się, że była droga i nie myliłam się, kiedy podjechałam na wskazane miejsce.

- Dzień dobry, Kate.

- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Natychmiast podszedł do nas kelner, więc zamówiłam herbatę, a William kawę. - W takim razie, niech mi pan powie, o co chodzi.

- Alice i jej ojciec zaleźli mi za skórę. Wiem, że nie jesteś z nią w dobrym stosunku. To oczywiste. W końcu to ciebie mój syn pokochał.

- Panie Styles, ja nie chcę dla Harry'ego źle. Zrezygnował z tych pieniędzy, bo...

- Wiem to, Kate. Chciałem zobaczyć, jak o ciebie walczy i ile jesteś dla niego warta.

- Nie rozumiem.

- Kochałem Julie. Harry myśli, że było inaczej i pozwoliłem mu na to, ponieważ marzyłem o tym, by uważał mnie za silnego, niezależnego mężczyznę, lecz prawda była taka, iż kochałem Julie całym sercem, a kiedy zaczęła powoli umierać, to... załamałem się, to tak bolało, że nie mogłem patrzeć na jej śmierć. Jednak nikomu się do tego nie przyznałem, aż do dziś.

- Wiedziałam, że ma pan serce.

- Naprawdę?

- Tak, zauważyłam to, kiedy do pana przyszliśmy.

- Dziękuję. No cóż, Alice nie chce się z nim rozwieść, jednakże trzeba wymyślić jakiś sposób, aby się zgodziła. Wtedy dostałbym od Harry'ego pieniądze, które potem ponownie oddałbym mu je. 

- Jak mamy ją przekonać?

- Masz brata, prawda?

- Tak, Willa.

- Gdyby Will spróbowałby uwieść Alice, co nie jest trudne, bo ona chciała się przespać nawet ze mną, mógłby wtedy zrobić zdjęcia, nagrać film, cokolwiek. Moglibyśmy to wykorzystać i dzięki temu Alice rozwiedzie się z moim synem.

- Nie wiem, czy powinnam go w to mieszać.

- To nic wielkiego, lecz zrobisz jak uważasz.

- Jest pan pewien, że to się uda?

- Tak. Wszystko zależy od ciebie. Uch, czy... Czy potrzebujecie teraz jakichś pieniędzy?

- Nie mam pojęcia. Ja z pewnością nie, aczkolwiek nie wiem, co z Harry'm.

- Dobrze. Przeleję mu pieniądze jeszcze dzisiaj.

- To naprawdę miłe z pana strony. Nie spodziewałam się, że...

- Zdaję sobie z tego sprawę. Ja, cóż, chciałem zobaczyć, czy Julie wykonała swoją robotę.

- Tak, dobrze go wychowała. Jest... cudowny.

- Cieszę się. Opiekuj się nim, dobrze? Może tego po mnie nie widać, ale zależy mi na nim, kocham go. - próbowałam się nie rozpłakać, ponieważ nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. William mnie zaskoczył i to cholernie pozytywnie. Zaczęłam go lubić, na serio lubić.

- Mogę zdać panu pytanie?

- Oczywiście.

- Dlaczego Harry musiał poślubić Alice? - wziął głęboki wdech i napił się swojej kawy. Spokojnie czekałam, nie pośpieszając go.

- Adam płacił za leczenie Julie i mimo tego, że nie udało jej się uratować, to...

- Rozumiem. Miał pan dług, jednakże teraz dla pana szczęście Harry'ego powinno być najważniejsze.

- I jest. Zrozumiałem to, gdy przyszliście i oznajmił mi, że jesteś jego całym światem i nie potrzebuje nikogo, ani niczego innego. Zawróciłaś mu w głowie. To dobrze. Mógłby poświęcić dla ciebie wszystko, co miał. To niesamowite.

- Harry też nie jest mi obojętny, dlatego dopełniamy się jeżeli o to chodzi. Cóż, zaskoczył mnie pan.

- William, po prostu William.

- Okej, Kate, po prostu Kate. - zaśmiał się, aczkolwiek ucałował wierzch mojej dłoni i dokończył swoją kawę, a ja nareszcie spróbowałam mojej herbaty, która była pyszna. Rzecz jasna nie miałam, co się kłócić o zapłacenie, gdyż w tych sprawach Stylesowie byli nie ugięci.

- Dziękuję, Kate za spotkanie.

- To ja dziękuję, bo gdyby nie ono, to... byłoby na pewno ciężej. - pożegnałam się z nim i wesoła wróciłam do domu. Moim dziwnym szczęściem zaniepokoiłam Harry'ego, który chyba miał jakieś obawy.

- Powiesz mi, gdzie byłaś?

- W restauracji.

- W rest... z kim? - powoli zaczął się denerwować. Jednak nie w ten zły sposób, a bardziej niepokojący. Bał się, że mogłam się spotykać z innym mężczyzną. Śmieszyło mnie to, dlatego postanowiłam go trochę pomęczyć.

- Z facetem.

- Co? Nie... niemożliwe. Katie, nie żartuj ze mnie.

- Nie kłamię. Byłam z mężczyzną.

- J-ja sądziłem... dlaczego? - nie sądziłam, że doprowadzę go do łez. Jejku, nie chciałam. Szybko usiadłam na jego kolanach i mocno go przytuliłam.

- Byłam na śniadaniu z twoim ojcem. - wydusiłam z siebie wreszcie, przez co niezmiernie mu ulżyło. Zmienił naszą pozycję i teraz zadowolony siedział na moim tyłku, gniotąc mnie bez wyrzutów.

- Kłamczucha z ciebie, aniele.

- Śmieszku, Styles, złaź ze mnie. Spłaszczysz mi moje pośladki.

- Uwierz, że ich się nie da spłaszczyć.

- To znaczy, że mam wielką pupę?

- Nie, masz kształtną, jędrną pupę i żadna siła tego nie zmieni.

- Siła KFC zmieni! - usłyszeliśmy krzyk Willa, na co oboje wywróciliśmy zgodnie oczami.

- Pieprz się!

- Sam? Fujka.

- Po co poszłaś na spotkanie z moim tatą?

- Poprosił mnie o to i uzgodniliśmy pewne sprawy. Och, muszę porozmawiać z Willem.

- Powiedz mi.

- Pysiaczku, zejdź.

- Powiedz! - podskoczył delikatnie, przez co przycisnął moje piersi do kanapy, a swoim ciężarem naparł na mój tyłek.

- Niedługo się dowiesz. - wydał z siebie zirytowany dźwięk, a później położył się na mnie całym ciałem. To byłoby bardziej urocze, gdybym to ja leżała na nim, a nie on na mnie. No cóż, nie można mieć wszystkiego. - Kochanie...

- Nie.

- Ale...

- Nie. Jesteś wygodna.

- Will!

- Jestem zajęty!

- Męska, cholerna solidarność.

- O nie, nie, nie. - nagle w salonie pojawił się mój brat, który prezentował się w samych bokserkach i pianą na brodzie. - Męska solidarność to coś, co łączy wszystkich facetów w tych najgorszych i najważniejszych chwilach. Dzięki niej wspieramy się, mimo konfliktów lub ran. To coś, co nas godzi i sprawia, że stajemy się sobie bliżsi.

- Ta. Pierdzielenie o Chopinie.

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top