23

- Przestań, Harry, przestań! - krzyknęłam po raz kolejny, kiedy znajdując się nade mną, łaskotał mnie i całował. Ledwo mogłam wydusić z siebie jakiekolwiek słowo przez śmiech i łzy. Szarpałam się, aczkolwiek to niewiele dało. Był silniejszy i cięższy, a siedział na moich udach. - Halo, stop!

- Niech będzie. Zajmę się sprzedażą mieszkania, ale jutro ci nie daruję. - wystawiłam język w jego stronę, który niespodziewanie ugryzł i zamienił to na pocałunek. Przeniósł się na miejsce obok i wziął na kolana swojego laptopa. Nudziłam się, więc zaczęłam całować jego szyję, jednak nie przestawał rozwiązywać spraw związanych ze sprzedażą. Muskałam wargami jego ciepłą skórę, aż w końcu usiadłam przed nim, zasłaniając mu cały ekran. - Pysiu, usiadłaś swoją kształtną pupą na mojej klawiaturze. - wzruszyłam ramionami, przechylając lekko głowę i uśmiechając się niewinnie. Zaśmiał się na swój cudowny sposób i ułożył dłonie właśnie na moich pośladkach.

- Nie żałujesz?

- Czego, aniele? To było jedyne, najlepsze rozwiązanie. Powtarzałem to wiele razy. Wolę być z tobą szczęśliwy, z miłością niż z pieniędzmi. Zrozum to, ty mały, złośliwy, piękny kwiatku. - złączyłam nasze usta, śmiejąc się, kiedy jego palce smyrały moją skórę przez ciemnoszare dresy.

- Przestań mnie macać po tyłku.

- Nie mogę. Masz taki...

- Pamiętaj, że jestem za ścianą! - usłyszeliśmy krzyk Willa i od razu się odsunęliśmy, przewracając oczami.

- Masz taki jędrny i seksowny tyłek. - szepnął mi na ucho, robiąc wszystko, aby mój podsłuchujący brat nie dosłyszał jego słów. 

- I tak słyszałem! - cmoknęłam bruneta w policzek i następnie wróciłam na swoją połówkę łóżka.

- Widzisz, co twoja pupa zrobiła? - wskazał na ekran, gdzie widniał rząd nic nieznaczących liter. Posłałam mu szeroki uśmiech, a on nachylając się, cmoknął mnie w sam środek ust. Potem otworzył nową kartę i wszedł na stronę swojego banku. Wtedy mogłam dostrzec środki na jego koncie. Wmurowało mnie w ziemię.

- Masz mniej pieniędzy niż ja. - zauważyłam, patrząc na cyfry widniejące przed moimi oczami. Tak strasznie było mi go żal.

- To nic wielkiego. Sprzedam apartament, otworzymy dom mody i wyjdziemy na prostą. Spokojnie.

- Nie martwię się o to. Zawsze żyłeś na poziomie, a teraz musisz... pilnować swoich pieniędzy. To jest gwałtowna zmiana i... - nie pozwolił mi dokończyć. Zwyczajnie uciszył mnie pocałunkiem, a mi nic innego nie pozostało, jak odwzajemnienie tego.

- Skończ. Kocham cię i tyle mi wystarczy. - westchnęłam, słysząc dokładnie to samo, co zawsze.

- Dobrze, w jakich miastach będą sklepy?

- W stolicach i największych miastach. Londyn, Dublin, Paryż, Marsylia, Lyon, Mediolan, Madryt, Barcelona, Berlin, Warszawa, Kopenhaga, Praga, Lizbona, Porto, Walencja, Wenecja, Los Angeles, Nowy Jork. Jak na razie zaplanowałem tyle miast. Chcę zobaczyć, czy to się uda. - no tak. Istniała jeszcze możliwość, że to wszystko mogło nie wypalić i wtedy mielibyśmy naprawdę trudno. Niepokoiłam się, aczkolwiek wierzyłam, że będzie w porządku. - Już włożyłem w to pieniądze, więc czekamy na pomysły z twojej strony.

- Och. 

Po godzinie Harry poszedł spać, chrapiąc cichutko. Natomiast ja siedziałam oparta o ramę łóżka i rozmyślałam nad projektami, aż w końcu zdecydowałam się na rozpoczęcie wszystkich swoich pomysłów, które utknęły mi w głowie. Nie budząc bruneta, wstałam z materaca i usiadłam przed biurkiem, zapalając lampkę. Zaczęłam temperować ołówki oraz kredki, a potem przelewałam swoje myśli na papier. Rysowałam parę godzin, jednakże nie czułam zmęczenia. Tak się wciągnęłam, iż nie potrafiłam przestać.

- Kochanie, jest piąta rano, a ty na nogach? - usłyszałam ziewnięcie, a potem cudownie zachrypnięty głos. Nie oderwałam wzroku od kartki, dlatego nie mogłam spojrzeć na jego poranną osobę. Wyobrażałam sobie, że wyglądał teraz idealnie. Bez koszulki, w roztrzepanych, nieułożonych włosach, odciskiem poduszki na policzku i delikatnie zmrużonymi oczami, które nie przyzwyczaiły się do nikłego światła.

- Jestem na nogach od dwudziestej trzeciej.

- Nie spałaś? Nic? - kiwnęłam głową, nie będąc pewną, czy to zauważył. - Oszalałaś? Natychmiast się kładź.

- Nie, już prawie kończę.

- Nie kłóć się ze mną. Cholera, te projekty są genialne, ale potrzebujesz odpoczynku.

- Nieprawda.

- Prawda.

- Nie.

- Tak. - wywróciłam oczami, kiedy pociągnął mnie do wstania i łapiąc mnie pod kolanami, przeniósł moją osobę na łóżko. - Idziesz spać, a ja zrobię śniadanie, pojadę z Willem w jedno miejsce i wrócimy, dobrze?

- Tak. - czułam się jak dziecko, ponieważ przykrył mnie kołdrą pod samą szyję i złożył krótki pocałunek na moim czole.

- Będziesz spała?

- Będę. Harry, nie mam pięciu lat.

- W niektórych sytuacjach wydaje się, jakbyś miała jeszcze mniej.

- Ha, śmieszek z ciebie nieudany.

- Dobranoc, kwiatku.

- Pa, śmieszku. - zamknęłam oczy, a on widocznie wyszedł, gdyż trzasnął drzwiami.

Wstałam o jedenastej, jednakże nadal nikogo nie było w domu. Zjadłam śniadanie, które pozostawił dla mnie Harry i zrobiłam sobie zielonej herbaty. Moje projekty zniknęły z biurka, więc spodziewałam się, że Styles je zabrał. 

Odpuściłam sobie oglądanie telewizji, gdyż nic ciekawego w niej nie leciało. Podlałam rośliny, które znajdowały się w mieszkaniu i posprzątałam syf jaki po sobie zostawili. Jednak śniadanie przyrządzili smaczne, ale bałagan niszczył ten piękny czar. I tak minęła mi kolejna godzina, a ich wciąż nie było. Nie dzwoniłam, bo w końcu nie miałam takiej potrzeby, a moje zachowanie wtedy mogłoby się wydawać przesadzone. Z tego powodu rozluźniłam się i rzuciłam na kanapę, bawiąc się swoim telefonem. 

- Jesteśmy!

- Nareszcie! Gdzie byliście?

- Najpierw musiałem oprowadzić chętnego do zakupu mojego apartamentu i już prawie sprzedałem mieszkanie. Potem byliśmy u nas w domu mody. Oddaliśmy twoje szkice i już zaczęli pracować. Uroczyste otwarcie za miesiąc. - podniosłam się ze swojego siedzenia i wskoczyłam Harry'emu na ręce i dobrze, że miał wyćwiczony refleks. Oplotłam go nogami w pasie, a ramiona zarzuciłam mu na kark. Stanowczo wpiłam się w jego usta, przesyłając mu tym samym całą radość i uczucie, które mną kierowało.

- Jestem z ciebie taka dumna! Znaczy, wiem, że nie jesteś jeszcze pewien, czy to wszystko wypali, ale to i tak malutkie kroki naprzód. - w tamtej chwili przypomniałam sobie o ważnej rzeczy, która wypadła mi z głowy, lecz wróciła ze zdwojoną siłą. - Harry?

- Tak?

- Co z ciążą Alice?

- Nie mam pojęcia. Nie obchodzi mnie to, ponieważ to nie jest moje dziecko. Być może w niej jest, być może nie. - wzruszył ramionami, cmokając mnie w usta parę razy. Uśmiechnęłam się i odetchnęłam. Nie chciałam jej w naszym życiu nigdy więcej. 

- A po co Willy?

- Hej, jestem świetnym doradcą! I powiem ci, że ten dom mody robi wrażenie. Poza tym, zajmę się księgowością waszego cudeńka.

- Chryste Panie. Polegniemy.

- O nie! Panicz King wychodzi. - spojrzałam na niego z kpiną, a on wypiął w moją stronę pupę i poruszał nią, a następnie wyszedł do swojego pokoju.

- Uwielbiam go.

- Halo, to mój brat. 

- I co? Jego nie da się nie uwielbiać, a ciebie nie kochać.

- A zrobiłbyś obiadek z tej miłości do mnie?

- Nie, ponieważ załatwiłem wszystko i mam wolne. Poproszę jakiś dobry makaron, skarbie. - postawił mnie na podłodze i wyszczerzając się, runął na sofę.

- Wal się.

- Tylko z tobą.

- Śmieszek.

Hej x

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top