1

** na dole informacja dla tych, co czytali BTRS już wcześniej**

- Nie mogę uwierzyć, że spotkaliśmy się po trzech latach!

- Ja również. Wydoroślałeś i to jest chyba najbardziej zaskakujące.

- Ej! Uważaj sobie. - uśmiechnęłam się do Louisa i wzięłam łyka swojej wody z cytryną. Razem z szatynem chodziliśmy na studia, jednak nasz kontakt się skończył, gdy Tomlinson zaczął współpracować ze Styles Sport Company. Wtedy nasze drogi się rozeszły. - Czym się zajmujesz?

- Aktualnie odpoczywam. Wiesz, skończyłam studia i teraz szukam pracy. Nie każdy dostał taką szansę jak ty. - dogryzłam, wracając wspomnieniami do nieprzyjemnych zdarzeń.

- Nadal się gniewasz?

- Nie, chociaż było mi przykro, iż nie zaproponował mi tego samego, co tobie. W końcu byliśmy przyjaciółmi. - na uniwersytecie spędziliśmy ze sobą rok czasu, aż do momentu, w którym Harry postanowił założyć firmę dzięki swojemu ojcu. Jako pierwszy rzucił studia, a potem przekonał do tego Louisa. Byłam pewna, że będę się mogła cieszyć razem z nimi, ale widocznie się przeliczyłam. Teraz mogłam słyszeć o nich w gazetach lub telewizji, chociaż i tak rzadko tam bywali. Przynajmniej jeden z nich ustatkował się z piękną Alice, która towarzyszyła mu przy każdej okazji.

- Potrzebujemy kogoś, kto projektowałby stroje sportowe dla piłkarzy, ale też do naszych sklepów. Może chciałabyś spróbować?

- Chętnie, a czy przypadkiem nie śpieszyłeś się do pracy? - mruknęłam z uśmiechem, przypominając sobie sytuację, która miała miejsce paręnaście minut temu. Nie spotkalibyśmy się, gdyby nie fakt, że Louis w pośpiechu na mnie wpadł.

- Chryste, masz rację! Tutaj masz mój numer, adres firmy i przyjdź jutro o ósmej rano. Do zobaczenia!

- Cześć! - pomachałam mu, kiedy był już przy wyjściu z kawiarni i odprowadziłam go wzrokiem dopóki nie zniknął w swoim samochodzie. Nie mogłam powiedzieć, że mu się nie powodziło. Miał cholernie drogi garnitur, ponieważ jako projektantka dobrze się na tym znałam i świetne auto. Sam zegarek Rolex mówił sam za siebie.

Wróciłam do domu, w którym nikogo nie zastałam. Mój kochany braciszek zapewne był w pracy, jednak nie zapomniał zostawić brudnych ubrań na środku salonu. Czasami miałam ochotę go udusić, aczkolwiek nadal go kochałam. Willy lubił mnie irytować, lecz dwadzieścia cztery lata robiły swoje.

Nie zamierzałam sprzątać jego ciuchów i doskonale o tym wiedział. Wzięłam je i przeniosłam do jego sypialni, na jego łóżko. Klasnęłam parę razy dłońmi i wyszłam z pomieszczenia, żeby potem zobaczyć czy miałam odpowiednie stroje w szafie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że w tak dużej firmie trzeba było się ubierać profesjonalnie. Byłam jedynie ciekawa reakcji Harry'ego. Nie chciał mnie w swojej działalności trzy lata temu, dlatego obawiałam się, że mógł nie zmienić zdania. Wciąż zastanawiałam się, dlaczego tak postąpił. Przejrzałam wszystko i doszłam do wniosku, że na całe szczęście nie musiałam wybierać się do sklepów.

- Wiedziałaś, że nasza ulica jest jednokierunkowa? - wywróciłam oczami, słysząc głos swojego brata i jego durnowate pytanie. Oczywiście, że wiedziałam, gdyż jeździłam tędy codziennie i zawsze jedną stroną.

- Tak, od jakiegoś roku.

- Dostałem głupi mandat, bo nie oznakowali drogi. Tak działa nasze społeczeństwo! Ja płacę za ich błędy, a oni wożą się luksusowymi Porsche.

- Ile ta przyjemność?

- Dwieście funtów i ileś tam punktów karnych. - wzruszył ramionami, jakby to było nic wielkiego. Wprawdzie nie narzekaliśmy na biedę, jednak straciliśmy dwieście funtów za nic.

- Jesteś głupi.

- Dzięki, siostrzyczko. Też uważam, że jesteś wybitnie inteligentna i urocza. - pokazałam mu środkowy palec, który z chęcią odwzajemnił. - Znalazłaś w końcu jakąś pracę?

- Wpadłam dzisiaj na Louisa Tomlinsona.

- Tego fiutka, co cię wystawił?

- Nazwałabym tak Harry'ego.

- Ten to był chujowatym chujem. - parsknęłam śmiechem, wracając do czasów, kiedy Will określił tak zielonookiego po raz pierwszy. Wściekł się tedy bardziej niż ja. - No i co z Tomlinsonem?

- Zaproponował mi pracę.

- Powiedziałbym, że sumienie go zżera. I dobrze, zasługujesz na robotę w takim miejscu. - posłałam mu delikatny uśmiech i postanowiłam przygotować jakiś obiad, żebyśmy oboje mogli go zjeść.

Po zjedzeniu posiłku Will opuścił mieszkanie i pojechał do swoich kolegów na mecz. Przynajmniej tak mi powiedział, jednakże nie miałam podstaw do doszukiwania się kłamstwa. Był dorosły i mógł sobie chodzić, gdzie chciał.

Wieczorem postanowiłam wziąć długą kąpiel w ciepłej wodzie, z dodatkiem płynu różanego. Potem wzięłam się za kremowanie ciała i pielęgnowanie twarzy. Umyłam zęby, a mokre włosy rozczesałam i pozostawiłam na noc, by wyschły.


Następnego dnia wstałam przed Willym, co zdarzało się naprawdę rzadko. Załatwiłam poranną toaletę, umyłam zęby, wykonałam lekki makijaż, który składał się z tuszu do rzęs i matowej pomadki. Włosy rozczesałam i wyprostowałam. Ubrałam się w zwykłe czarne spodnie ponad kostkę, granatową koszulę, która była wykonana z luźnego materiału i tego samego koloru klasyczne szpilki. Marynarka była czarna, tak samo jak torebka. Gotowa zjadłam tosty z czekoladą i zostawiłam trochę dla brata, ponieważ przypuszczałam, iż już się obudził.

- Mam nadzieję, że mi wszystko opowiesz.

- Jasne, że tak! - krzyknęłam i pożegnałam się z brunetem, a następnie zabierając kluczyki ze stolika, wyszłam z domu. Wizytówkę Louisa nadal miałam przy sobie, chociaż znałam adres firmy, w której pracował. Nie interesowałam się nią tak bardzo, ale każdy o niej musiał usłyszeć i orientował się, gdzie mniej więcej się znajdowała. Ciężko było się do niej dostać. Trzeba było mieć niezłe znajomości lub umiejętności, choć w tych czasach to pierwsze górowało nad pozostałymi wartościami.

- A pani nazwisko?

- King. - tuż przy parkingu zatrzymał mnie ochroniarz, który chyba nie był dość przyjemnie do mnie nastawiony. Uważnie przyglądał się mojemu samochodowi, zerkał na mnie i na listę.

- Niestety nie mamy kogoś takiego na liście. Proszę wycofać pojazd i odjechać.

- Ale...

- Proszę zrobić to, o co proszę. - posłusznie wycofałam auto, jednak zaparkowałam niedaleko, aby móc w spokoju zadzwonić do Louisa.

- Louis Tomlinson, słucham?

- Hej, Lou.

- Katie! Gdzie jesteś? Masz jeszcze dwie minuty.

- Właśnie. Chciałam wjechać na parking, lecz nie ma mojego nazwiska na liście.

- Och, no tak. Zapomniałem dopisać. Poczekaj chwilkę. - odczekałam może z parę sekund i dostałam informację od szarookiego, iż bez przeszkód mogłam dostać się do budynku. Tym razem próba się powiodła, a ciemnoskóry ochroniarz przeprosił mnie za niedociągnięcie. Nie była to jego wina, więc nie zamierzałam robić z tego nie wiadomo jakiej sprawy. Zatrzymałam swojego Mercedesa na jednym z niewielu wolnych miejsc i skierowałam się do wind. Ludzie, których mijałam, nie wyglądali na zadowolonych, iż zjawiła się nowa osoba. Cóż, tutaj zapewne każdy walczył o swoją posadę.

- Witaj, Kate!

- Louis. - uścisnęłam go, bo sam przyciągnął mnie do uścisku, przez co spotkałam się z nieprzyjemnym wzrokiem kilku kobiet. Odsunęliśmy się od siebie i szatyn zaczął mnie prowadzić, opowiadając o tym, jak się tu dostał i jak mu się tu pracowało. Ostrzegł mnie, że nie dało się tu znaleźć przyjaciół, a jeśli tak, to jakimś cudem. Wszyscy tworzyli sztuczne grupki, gdzie plotkowali o innych i starali się wygryźć ich z posady.

- Najgorsza jest Alice i radzę ci jej unikać.

- Żona Harry'ego?

- Dokładnie. Tępa, niemiła, wredna, ale to pomiędzy nami.

- Oczywiście.

- Dlatego nie wchodź jej w drogę. Dobrze, dla mnie masz już tę pracę, jednak musisz mieć jeszcze zgodę Styles'a. Biuro projektanta oraz jego pomocników i asystentów jest na trzecim piętrze, moje jest na szóstym, a Harry'ego na drugim. Teraz cię przeproszę i zaproszę do jego gabinetu. Nie przeoczysz.

- Dziękuję, Louis.

- Nie ma za co. Byłem ci to winien.

Hej x

Liczę na Waszą opinię i mam nadzieję, że Wam się podoba!

Kto tęsknił za WWS, będzie miał zamiennik! ^^

>> Treść w ostatnich rozdziałach będzie trochę zmieniona, trochę bardzo!<<

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top