16. MIASTO
Ambleside było dla niego czymś więcej niż miastem. Było prologiem oraz epilogiem, a przede wszystkim rozwinięciem, które stanowiło największą wartość i zarazem najciekawszą część opowieści.
Znał na pamięć każdą ścieżkę i każdy sklepik. Kojarzył wszystkie twarze i potrafił przyporządkować je do domów, a domy do rodzinnych historii. Nie było tam rzeczy, która nie byłaby znajoma i nawet rybitwy wciąż pozostawały te same.
Coś pokrzepiającego tkwiło w tej stabilności. Wydawało się, że cały świat może się zawalić, a Ambleside przetrwa. Kamienie wyglądały na trwalsze, niż gdziekolwiek indziej, a niebo było tak przejrzyste, że ilekroć ktoś wyjeżdżał na dłużej, wracał, mówiąc zawsze: Tęskniłem za niebem.
Przechowywał każde miejsce jak zdjęcie w albumie, zakrywając je ostrożnie cienką bibułką i odsuwając od ostrych promieni słońca. Przyłapywał się na tym, że gdy nie mógł zasnąć, przywoływał na myśl ten znajomy zapach traw, fakturę cegieł w księgarni i uśmiech ulubionego sklepikarza. Ambleside było jak dzieciństwo, które miało trwać zawsze.
Było jak pierwsza noc pod świeżą pościelą. Ciepło herbaty rozlewające się w brzuchu. Sok skapujący z gruszek na dłonie. Bicie serca drugiej osoby przy uchu.
Ambleside było jak ukochana powieść, czytana wciąż i wciąż.
Było czymś więcej niż miastem.
A on sprzedałby duszę, by zawsze tym pozostało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top