30 → treasure

━━━━━ 🏆 ━━━━━ 

TREASURE
chapter thirty

━━━━━ 🏆 ━━━━━ 

Zdyszani zbiegli na dół, a później Sam zamknął właz i osunął się po ścianie na ziemię. Cały czas trzymał pistolet w pogotowiu, gdyby przypadkiem komandosom udało się wedrzeć do środka. Nie miał pojęcia, gdzie byli, ani co konkretnie ominęli przez tę strzelaninę, ale spojrzał na Red, a później na brata i Clarie z Victorem. Nikt nie wyglądał na rannego, więc kamień spadł mu z serca, bo nie chciał, aby komukolwiek coś się stało. Szczególnie Red, ale to zatrzymał już dla siebie. 

— Sukinsyny — mruknął Sully i spojrzał złowrogo na właz, który już się zasunął i nie zanosiło się na to, aby miał się od nowa odsunąć. - Chodźcie, musimy wiać, bo nie wiadomo, ile to wytrzyma - dodał, wskazując głową na wykute schody, które jednak nie były już w najlepszym stanie, ale musieli z nich skorzystać. 

— Idźcie, będę was ubezpieczał z tyłu — Sam podniósł się i pokręcił głową, po czym wziął głębszy oddech. Serce biło mu niespokojnie, ale miał wrażenie, że to jeszcze nie koniec i okazja wcale nie przeszła im koło nosa. Już fakt o głazie był wystarczający i Drake liczył się z tym, że równie dobrze może ich to wywieść w pole, ale miał raczej nadzieje na to, że zaprowadzi ich to do skarbu. 

— Myślicie, że coś tam jest? — spytała nieśmiało Clarie, bojąc się tak naprawdę odzywać po tym wszystkim. Nie ukrywała też, ale była w szoku po tym wszystkim i nie spodziewała się, że tak to wyjdzie. W duchu jednak gratulowała sobie czujności, bo nie spodziewała się, że intuicja będzie się tak dobrze sprawdzać. 

— Coś na pewno jest, pytanie tylko czy to skarb — Nate skinął głową i zacisnął swoją dłoń na pistolecie. W tym wszystkim nie zauważyli, że Red również zgarnęła dla siebie broń, więc tylko Clarie nie miała czym się bronić, ale uznała, że może to i lepiej. Sama pewnie nie przyniosłaby swoim strzelaniem niczego pożytecznego, a w ten sposób przynajmniej nie zmarnuje naboi. 

Zeszli na dół, a ich oczom ukazał się niewielki skarbiec. Niewielki, bo niewielki, ale było w nim trochę złota. Niby nic specjalnego, ale jednak cały ten trud w końcu się opłacił i nareszcie mogli cieszyć się swoją zdobyczą. 

— Widzicie to? — Sullivan uśmiechnął się szeroko i sięgnął do koszuli, gdzie trzymał cygaro, które miał zamiar zapalić, gdy im się uda. Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że to zrobi, bo przecież każdy, kto miał styczność z braćmi Drake, wiedział jak to u nich wygląda, ale najwidoczniej ten jeden raz szczęście ich nie opuszczało do samego końca. - Cholera, widzicie to?! - dodał, śmiejąc się radośnie. 

Złoto walało się wszędzie. Były to monety, jakieś posążki wysadzane kamieniami, złote naczynia i wszystko, co mogłoby wyglądać na cenne i w istocie właśnie takie było. 

Bracia spojrzeli na siebie i Sam szturchnął młodszego od siebie w ramię, po czym obydwaj zaczęli rozglądać się po skarbcu. Red dla zabawy sięgnęła po coś, co chyba miało przypominać naszyjnik i zawiązała sobie to na szyi, po czym odrzuciła teatralnie włosy na bok, udając królową. 

— Musimy się pośpieszyć i zabrać to co najcenniejsze, bo wszystkiego nie damy rady — powiedział Victor, jakby przejmując dowodzenie nad wyprawą. Bracia skinęli głowami i do jakiejś skrzynki, która wyglądała na w miarę solidną, zaczęli pakować posążki. — Clarie rzuć okiem dokąd prowadzi tamto przejście, może uda nam się wymknąć - dodał, zwracając się do blondynki, a ona posłusznie ruszyła w tamtym kierunku. Czuła jednak powiew wiatru na swoich ramionach, a to mogło oznaczać tylko jedno, że na końcu chyba faktycznie znajdowało się jakieś wyjście. 

Nie mogła się jednak upewnić, bo usłyszeli z góry jak komandosi wysadzają właz i wbiegają do środka, więc od nowa zaczęli biec przed siebie, trzymając w dłoniach skarb. Zasłużenie znaleziony. 

━━━━━ 🏆 ━━━━━ 

Pod wyjściem z tego korytarza niczym zbawienie, czekał na nich jeep. Musieli go używać komandosi, ale wtedy już nikt się niczym nie przejmował. Victor usiadł za kierownicą, Clarie obok niego, a pozostała trójka zaczęła ostrzeliwać wrogów, aby mogli się wydostać z tamtego miejsca i w końcu odpocząć po tych kilkunastu dniach spędzonych spędzonych w dżungli, na deszczu i na skwarze, bo mieli już zdecydowanie dość.

— Tak to się robi! Wyjście z klasą, drodzy państwo! — zaśmiał się Victor, po czym dodał jeszcze więcej gazu. Nathan oddał kilka ostatnich strzałów i gdy upewnił się, że komandosi nie będą ich gonić, opadł na siedzenie z tyłu z ulgą wymalowaną na twarzy.

— Nie wierzę, że nam się udało.

— Ja nie wierzę w to, że nie puściliście tego miejsca z dymem — zaczął Sully i spojrzał przez lusterko na młodszego Drake'a. Ten tylko przewrócił oczami i szturchnął go lekko kolbą karabinu, przez co Victor zakrztusił się dymem cygara, które miał w swoich wargach. 

— Chyba trzeba to oblać, co? — Red uniosła brew i spojrzała na Sama, a ten roześmiał się pod nosem i skinął głową. 

— Oj trzeba, żebyś wiedziała, młoda — Victor spojrzał na nią przez ramię, gdy przejechał przez jakiś strumień. Marzył o tym, aby wydostać się już z tej dżungli i usiąść przy jakimś chłodnym drinku, ciesząc się przy okazji swoim zwycięstwem. 

— Gdy już stąd wyjdziemy, postaram się jakoś skontaktować z Chloe, niech nam załatwi bilety na jakiś samolot, statek, nie wiem, cokolwiek. Nie mam zamiaru tu wracać — Nathan pokręcił głową i spojrzał na Clarie, która tylko wpatrywała się w las przed nimi, mając nadzieje, że nie czyhają tam nigdzie żadni komandosi. 

— Musimy podzielić się jeszcze skarbem. I trzeba nie zapomnieć o Frazer, bo gdyby nie ona, to nie byłoby nas tutaj — powiedział Sam i przysiadł się do Red. Uśmiechnęła się do niego, a później zrzuciła z szyi naszyjnik, po czym wyciągnęła nogi przed siebie. Chyba każdy był zmęczony tak samo jak ona i chciał, żeby to wszystko się już skończyło.

— Wiecie co jest piękne? Koniec z komandosami, koniec z błotem, deszczem i Słońcem, które chce ci wypalić skórę — zaczął Nate i w końcu odetchnął z ulgą. Miał nadzieje, że w najbliższym czasie złapie trochę oddechu i wyleczy się z Azteckich skarbów. — To jest piękne. 

━━━━━ 🏆 ━━━━━

zaraz wstawię epilog! x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top