19 → corridor
━━━━━ 🏆 ━━━━━
CORRIDOR
chapter nineteen
━━━━━ 🏆 ━━━━━
Nathan patrzył się jak deszcz pada, mocząc wszystko dookoła i obracał w dłoni dziennik generała. Przypomniał sobie o jego istnieniu całkiem niedawno i zdał sobie sprawę, że nie zdążył go jeszcze dokładnie przeczytać, a wydawało mu się, że mógł w nim coś pominąć. Drake siedział na kamieniu, starając się znaleźć dla siebie jakieś pożyteczne zajęcie, bo ciche dni z Victorem dalej trwały i nie wiedział do końca, co ma ze sobą zrobić. Nudziło mu się, bo dla kogoś takiego jak on, zamknięcie w jaskini i niemożność wyjścia na zewnątrz równała się z katorgą. Brunet westchnął ciężko i zerknął na staruszka, ale ten tylko starał się rozpalić od nowa ognisko, aby się trochę rozgrzać.
— Chyba pójdę zobaczyć te jaskinie, wiesz? — powiedział w końcu, chowając dziennik do kieszeni spodni. Miał nadzieje, że go nie zgubi. W jego przypadku było to bardzo prawdopodobne, a nie chciał dawać Sullivanowi dodatkowego pretekstu do tego, aby jeszcze dłużej się do niego nie odzywał. — Rób co chcesz, ja postaram się wrócić za jakiś czas — dodał jeszcze, a później spojrzeli na siebie, z czego Victor zrobił to wyjątkowo beznamiętnie, do tego stopnia, że Nate poczuł jak przechodzą go ciarki i udał się już wgłąb jaskiń.
Upewnił się, że ma ze sobą broń, po czym wszedł w ciemność i to dosłownie w ciemność, bo pomimo tego, że gdzieś tam na górze skały były popękane i światło mogło wpaść pomiędzy szczeliny do środka, to chmury i tak skutecznie zakrywały Słońce. Drake rozejrzał się mimowolnie dookoła, mając wrażenie, że ktoś go obserwuje, a to na pewno nie było przyjemne uczucie. Pokręcił tylko głową, zdając sobie sprawę, że chyba popadł w paranoję i przeskoczył niewielką szczelinę na swojej drodze, ciesząc się, że coś mu się udało i nie obudził się po upadku kilka, jeśli nie kilkanaście metrów niżej.
— Oby tak dalej, Drake — powiedział sam do siebie, a później przeczesał palcami włosy i ruszył dalej. Otaczała go ciemność i echo jego kroków odbijało się echem od wąskiego korytarza, którym szedł. Nie było to zbyt pokrzepiające, ale uznał, że i tak szybko było lepsze od siedzenia z obrażonym Victorem w jednym miejscu. Nathanowi naprawdę znudziły się już te gierki, ale ten stary grzyb był naprawdę uparty i nie zanosiło się na to, aby coś miało mu się odmienić. Nate pokręcił głową, bo przecież miał o tym nie myśleć, a tak bardzo skupił się na Victorze, że potknął się o jakiś kamień i prawie jego twarz spotkała się z twardym podłożem. — Cholera!
━━━━━ 🏆 ━━━━━
Clarie zatrzymała się w pół kroku, kiedy usłyszała na końcu korytarza czyjś głos. Nie była pewna czy jej się przywidziało, czy naprawdę coś słyszała, ale zdębiała. Nie zamierzała odkrzyknąć, aby upewnić się, że wszystko z nią było w porządku, ale w zamian za to, sięgnęła na swoje plecy po broń. Nie wiedziała czy będzie w stanie zrobić z niej użytek, ale mimo wszystko czuła się bezpieczniej, gdy trzymała ją w dłoniach. Kto by nie był? Powiedziała sama do siebie w myślach i pokręciła głową.
Blondynka zaczęła stawiać ostrożne kroki przed siebie, mając nadzieje, że tego nie pożałuje. Nie była pewna, co ją czeka i czy przypadkiem nie byli to komandosi, który w jakiś sposób wpadli na nią w tych jaskiniach, ale przełknęła ślinę i ruszyła dalej, zmuszając swoje nogi do posłuszeństwa.
— Nie bądź idiotką, O'Hara. Może tylko się przesłyszałaś? — szepnęła cicho, jakby łudząc się, że ktoś jej odpowie. W tych ciemnościach jednak było to całkiem prawdopodobne, bo nie widziała nawet czubka własnego nosa, a co dopiero końca korytarza. Wiedziała tylko, że szła przed siebie i tego się trzymała. Miała nadzieje, że gdzieś ją to zaprowadzi, a intuicja jej nie zawodzi.
— Ktoś tam jest?!
Znowu zatrzymała się w pół kroku, ale później zmarszczyła brwi. Wydawało jej się, że skądś znała ten głos, że był całkiem znajomy. Blondynka założyła kosmyk włosów za ucho i zaczęła tylko nasłuchiwać. Opuściła nawet broń, bo chciała się w pełni skupić na tym, aby wykrzesać wszystko, co możliwe ze swojego zmysłu słuchu. Później usłyszała jak czyjeś kroki odbijają się echem od ścian korytarza i to w szybkim tempie, co oznaczało, że owa osoba biegła. Blondynka poczuła jak włosy jej się jeżą ze strachu na karku.
Po chwili poczuła jak czyjeś ciało z impetem na nią wpada i przyciska ją do skalistego podłoża. Jęknęła głośno, zdając sobie sprawę, że jej napastnik również się tego nie spodziewał i mógł być tak samo skołowany jak ona. Przysłuchała się jednak temu, co mruczał pod nosem, gdy próbował się pozbierać i o mało co nie doznała szoku.
— Nate?!
— Clarie?!
— O mój Boże! Co ty tu robisz? — spytała, chcąc namacać jego dłonie czy jakikolwiek inny fragment jego ciała, aby pomóc mu wstać. — Myślałam, że już dawno was tu nie ma.
— Ty żyjesz?! Jezu, ale się cieszę! Myślałem już, że coś ci się stało, albo że nie żyjesz!
— Żyje, a przynajmniej na razie, chociaż jestem pewna, że nabiłeś mi niezłego guza — westchnęła, czując jak jej serce biło szybko przez tę sytuację. Nie spodziewała się, że znajdzie go w tych jaskiniach. Dotknęła przy okazji swojej obolałej głowy, po czym syknęła z bólu, zapominając w ogóle, że broń wypadła jej z dłoni i nie wiedziała w ogóle, gdzie się podziała.
— Skąd się tu wzięłaś?
— Po tym jak się rozdzieliliśmy, starałam sobie jakoś poradzić i miałam nawet nieprzyjemne spotkanie z komandosem, ale zeżarł go jaguar. Potem znalazłam wejście do tych jaskiń pod jakimś wodospadem i zaczęłam się w nich kręcić. A ty, co ty tu robisz?
— Znalazłem jakąś jaskinię, gdy uciekliśmy komandosom z Sullym i zostawiłem go tam. Obraził się na mnie, bo chciałem cię szukać i nie ruszyłem nic w sprawie skarbu, ale wiedziałem, że żyjesz i że wszystko z tobą dobrze! — powiedział rozemocjonowanym głosem. Clarie miała ochotę się roześmiać, a później pokręcić głową, bo nie spodziewała się, że to wszystko się tak potoczy i że jeszcze w ogóle kiedykolwiek się spotkają. Poczuła też nawet jak ciężar z jej serca w pewnym sensie spada, bo od nowa miała przy sobie kogoś, komu ufała. A przynajmniej po części.
━━━━━ 🏆 ━━━━━
taki zwrot akcji:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top