18 → shelter
━━━━━ 🏆 ━━━━━
SHELTER
chapter eighteen
━━━━━ 🏆 ━━━━━
Clarie rozejrzała się dookoła, szukając schronienia i zastanawiając się czy ryzykować zmoczenie całego swojego ubrania i przebiec pod skały, które od jakiegoś czasu majaczyły jej przed oczami. Blondynka stała pod rozłożystym drzewem, pod którym była stosunkowo bezpieczna, ale zaczynała marznąć czy tego chciała czy nie, a szum deszczu, który stawał się coraz bardziej uciążliwy dawał jej we znaki. Po komandosach wszelki ślad zaginął, a tamten, którego zeżarł jaguar, był ostatnim jakiego O'Hara widziała. Bardzo ją to cieszyło, bo szczerze mówiąc nie miała ochoty natykać się znowu na faceta ubranego na biało, który tylko by na nią czyhał i na to, aby wpakować w nią od razu cały magazynek.
Blondynka w końcu uznała, że i tak nie będzie mogła sterczeć wieczność pod tym drzewem i po upewnieniu się, że pistolet bezpiecznie spoczywa na jej plecach, puściła się biegiem do skał. Czuła jak wielkie krople deszczu rozbijają jej się na ramionach, głowie, a nawet na twarzy. Miała ochotę pisnąć, ale wytrwale biegła przed siebie, mając nadzieje, że nie pożałuje swojej decyzji. W końcu udało jej się dotrzeć pod blok skalny i schować się pod jakąś półką. Cała zaczęła drżeć z zimna, ale ruszyła przed siebie, wzdłuż skał, mając nadzieje, że gdzieś ją to zaprowadzi. Miała stanowczo dość kręcenia się bez celu po dżungli.
— Brawo, O'Hara. Nie dość, że nie masz pojęcia, po co to wszystko robisz, to do tego jesteś jeszcze cała mokra i zmarznięta. Lepiej być nie mogło! — warknęła głośniej, sama do siebie i pokręciła tylko głową, gdy usłyszała jak jej głos odbija się echem od skał. Mimowolnie spięła się na ten dźwięk, bo chociaż nie było z nią nikogo, to miała wrażenie, że zaczyna wariować, a nie potrzebowała tego do sytuacji, w której się znalazła. Pomimo tego, że chciała zobaczyć cały świat, w tym Gwatemalę, to niekoniecznie tak to sobie wyobrażała.
Blondynka w końcu znalazła rozwidlenie, które prowadziło wgłąb skał i z powrotem w dżunglę. Miała więc do wyboru schować się w jakimś labiryncie bez latarki czy jakiegokolwiek innego źródła światła albo wrócić do dżungli i ryzykować spotkanie z jaguarem. Los jednak był bardziej po jej stronie, bo droga prowadząca na zewnątrz wiodła pod wodospad, a O'Hara nie zamierzała już moknąć drugi raz. I tak czuła jak robi jej się zimno i marzyła o ognisku, przy którym mogłaby się ogrzać choć trochę. Nie wspominała nawet o tym jak bardzo chciała wysuszyć swoje ubrania. Miała nawet gdzieś, że zrobiłaby swoim ciałem w bieliźnie niezłe przedstawienie.
Ruszyła przed siebie, zastanawiając się czy nie wyrzucić przypadkiem pistoletu, bo przecież już go nie potrzebowała - tak przynajmniej się jej wydawało - ale później pomyślała o tym, że nie wiedziała nawet, co czeka ją w tych jaskiniach, bo przeczuwała, że wchodziła do jaskiń i uznała, że lepiej będzie mieć coś do obrony. Stawiała niepewne kroki przed siebie, ciekawa tego, co tak naprawdę w nich znajdzie, chociaż z drugiej strony, gdy tylko myślała o pająkach, ciemności i może nawet jakiś wężach to robiło jej się niedobrze. Tego jej tylko brakowało, aby dziabnął ją jakiś wąż, o którego istnieniu nie miałaby wcześniej pojęcia.
━━━━━ 🏆 ━━━━━
Clarie wspięła się na jakiś występ skalny, skąd było widać o wiele więcej niż tylko półmrok przed nią i wytężyła wzrok, aby cokolwiek zobaczyć. Była ciekawa czy wszystkie te korytarze powstały przez naturę czy jednak człowiek temu wszystkiemu pomógł. Nie widziała wcześniej żadnych śladów ludzkich rąk, a jej ciekawość, wcześniej nieco przygaszona przez zaistniałą sytuację, zaczynała się od nowa budzić do życia.
— Przynajmniej nie ma tu jaguarów — mruknęła sama do siebie i odgarnęła wyschnięte już włosy z czoła. Wbrew pozorom ten deszcz nie okazał się być taki zły, bo przynajmniej zmył cały brud z jej ciała. — Tylko co teraz? — dodała, wzdychając ciężko i zrezygnowana przysiadła na skałach i pokręciła głową.
Wydawało jej się, że wciąż słyszała szum wodospadu, przy którym znalazło się rozwidlenie, ale nie sądziła, aby to było możliwe, chociaż z drugiej strony wiedziała, że wielu korytarzy mogła po prostu nie widzieć czy nie miała o nich nawet pojęcia, że gdzieś tam się znajdowały i prowadziły nie wiadomo gdzie, a dźwięk spadających ton litrów wody mógł się przecież przez nie nieść bez żadnego oporu. Blondynka założyła kosmyk włosów za ucho, wodząc wzrokiem po większej jaskini, do której trafiła, zdając sobie sprawę, że spędziła już przynajmniej kilka godzin na chodzeniu, a nogi nawet jej nie bolały.
Westchnęła cicho, po czym zmusiła się do tego, aby wstać. Lepiej było zejść niżej i poszukać jakiegoś przejścia dalej niż tak bezczynnie siedzieć i czekać, aż spłynie na nią olśnienie. Zresztą podejrzewała, że wyczerpała już limit olśnień i musiała radzić sobie sama. Wyjrzała w dół, zastanawiając się czy było bardzo głęboko, ale powoli zaczęła się opuszczać. Na ślepo swoimi stopami napotkała jakiś występek skalny, na którym mogła się oprzeć i wykorzystała go. Schodzenie nie okazało się być jednak takie łatwe, jak sobie wyobraziła, bo bardzo szybko straciła oparcie, skała odpadła i runęła w dół, niczym jakaś kłoda. Uderzyła o ziemię z hukiem,
— Kurwa... — jęknęła, czując paraliżujący ból w plecach, ale odruchowo zaczęła ruszać wszystkimi kończynami, aby sprawdzić czy nie były złamane lub czy w ogóle je czuła. Na szczęście nogi nie odmówiły jej posłuszeństwa, a ręce były w jednym kawałku. — Chyba zaczynam mieć więcej szczęścia niż Drake — dodała, próbując się podnieść. Nie tak sobie wyobrażała zjawiskowe i zgrabne zejście, ale uznała, że lepiej tak niż wcale.
Powoli podniosła się i otrzepała z pyłu, mając nadzieje, że nie pożałuje tego, że zeszła na dół. Obróciła się wokół siebie i zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła przejście, którego z góry nie było widać. Zaczęła iść w jego stronę, mając nadzieje, że tego nie pożałuje. Zresztą i tak nie zamierzała zostać w tej ciemności, nawet jeśli cały świat, który ją otaczał by się na to uparł. Blondynka poprawiła swoje włosy oraz ubranie, upewniła się, że pistolet był na miejscu i ruszyła przed siebie. W tamtym momencie o dziwo obawiała się tylko tego jak wielki będzie siniak na jej plecach, który powstanie od broni. Miała nadzieje, że nie zemdleje na jego widok.
━━━━━ 🏆 ━━━━━
tyle na dzisiaj, jutro kolejne dwa x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top