16 → death

━━━━━ 🏆 ━━━━━

DEATH
chapter sixteen

━━━━━ 🏆 ━━━━━

Clarie wbrew pozorom radziła sobie całkiem dobrze. Chociaż nie miała pojęcia, o tym jak przetrwać w dżungli, to znalazła trochę czystej wody do picia i wypiła tyle, ile mogła, aby się nie odwodnić. Wpadła też na jakieś owoce, ale po długim wahaniu uznała, że lepiej będzie ich nie jeść, bo nie miała o nich bladego pojęcia, a zdecydowanie wyglądały na trujące, bo były zbyt kuszące. Blondynka uznała w końcu, że poradzi sobie w jakiś inny sposób, bo i tak nie była jeszcze głodna. Ruszyła dalej przed siebie, chociaż nie wiedziała, gdzie idzie. Pistolet ciążył jej na plecach, ale lepiej było go mieć niż narażać się na niebezpieczeństwo z gołymi rękami. Wiedziała też, że w ogóle długo zejście, zanim przetrawi sobie to wszystko, bo nie codziennie przecież znajdowała się w środku niczego i błądziła jak głupia pomiędzy wysokimi drzewami, strumykami i krzakami, szukając swoich kompanów. Chociaż, gdy tak przypomniała sobie minę Victora tamtej nocy, to była coraz bardziej przekonana, co do tego, że uznali, że lepiej będzie ją zostawić na pewną śmierć. Ona jednak wciąż była żywa. Nie wiedziała jednak do końca czy cieszyć się z tego czy lepiej faktycznie było pożegnać się z życiem, bo z jej umiejętnościami i tak nie miała szansy, aby wydostać się z tej dżungli. 

Blondynka przedzierała się przez coraz to większe zarośla, mając nadzieje, że nie trafi na swojej drodze na jakiś komandosów, bo naprawdę nie chciała wpaść w ich ręce po tym wszystkim, co się stało. Przeczuwała, że to skończyłoby się gorzej niż źle, a nie potrzebowała dodatkowych wrażeń. 

— Cholera, jak zaraz dziabnie mnie jakiś wąż, to wcale nie będę zdziwiona — mruknęła sama do siebie i syknęła z bólu, gdy jakaś gałąź pełna liści uderzyła ją prosto w twarz. — Kurwa! 

Blondynka spojrzała złowrogo na krzew, z którego owa gałąź wystawała, jakby chciała go skarcić za to, że urosło takie duże, że nie dało się przejść. Później pokręciła głową, mrucząc pod nosem coś w stylu, że popadła w paranoję i ruszyła dalej przed siebie, rozcierając obolały policzek. Clarie nie wiedziała, ile będzie jeszcze tak szła przed siebie, nie wiedząc nawet czy obrała dobry kierunek, ale wolała iść i znaleźć przynajmniej jakieś bezpieczne do spania, bo dzień chylił się już ku końcowi niż, żeby dać się zeżreć jakiemuś jaguarowi czy innemu dużemu kotowi, dla którego tak naprawdę byłaby niczym innym jak smaczną przekąską. Na samą myśl przeszły ją ciarki i tylko pokręciła głową. 

— Nie bądź niedorzeczna, O'Hara — mruknęła sama do siebie, jakby chciała się zmotywować. — Prędzej jakiś komandos wpakuje w ciebie cały magazynek niż jaguar cię zeżre - dodała, kręcąc głową i przeskoczyła przez jakiś strumień. Zaczęła się zastanawiać, ile takich strumieni jeszcze będzie musiała pokonać. 

━━━━━ 🏆 ━━━━━

Clarie przycisnęła swoje drobne ciało do konaru drzewa, na którym siedziała i wstrzymała nawet oddech. Wykrakała sobie swoimi wcześniejszymi słowami komandosa na swojej drodze i słuchała jak rozmawiał z kimś przez krótkofalówkę. Blondynce na szczęście udało się wdrapać na drzewo bez jego wiedzy i zastanawiała się, co zrobić. Nie wiedziała czy przeczekać i uciec, kiedy tylko sobie pójdzie czy zrobić pierwszy ruch i go unieszkodliwić. Albo zabić. Trzymała pistolet w swoich dłoniach, który na szczęście był odbezpieczony cały ten czas i miała nadzieje, że mimo wszystko nie będzie musiała go używać. Nie była przekonana co do przemocy, ale z drugiej strony wiedziała, że w takiej sytuacji była zdecydowana bronić siebie i swojego życia, aby tylko nie wpaść w łapy tych ludzi. Już poznała to, do czego byli zdolni i wolała nie ryzykować powtórki z rozrywki. 

Nie spodobało jej się to, że mężczyzna zaczął się kręcić wokół drzewa, jakby chciał ją osaczyć i pokręciła głową, nie chcąc się rozproszyć. Musiała mieć go cały czas na oku. Zgrabnie przesunęła się na drugą gałąź, dziwiąc się, że przy tym nie spadła, ale uznała, że nawet dobrze się stało, bo nie miała pojęcia, co by zrobiła, gdyby nagle znalazła się na ziemi. Obolała, zdezorientowana i z człowiekiem w białym stroju przed sobą, który pewnie miał rozkaz, aby ją unieszkodliwić od razu, jeśli tylko ją zobaczy. 

— No dalej, idź sobie — mruknęła ledwo słyszalnie, mając nadzieje, że wkrótce mężczyzna już zniknie i nie będzie musiała się niczym stresować. W ostateczności była zdecydowana, aby wpakować mu kulkę w głowę, bo nie miał niczego na sobie, aby go ochroniło. 

Pomógł jej jednak jaguar. Nie spodziewała się, że jej słowa będą miały takie odbicie w rzeczywistości i że wszystko to sobie wykrakała, ale kiedy tylko komandos oddalił się w jakieś zarośla, aby się załatwić, blondynka wyciągnęła szyję, aby go zobaczyć. Zaczął gwizdać pod nosem, odprężając się tym samym. Chwilę później rozległo się coś w rodzaju ryku, a wielkie czarne cielsko skoczyło na komandosa. Wydarł się wniebogłosy, a Clarie z trudem powstrzymała śmiech. Wielki kocur zaciągnął faceta w zarośla i blondynka domyśliła się, co tak naprawdę z nim zrobił. Odpowiadało jej to, ale dla bezpieczeństwa i tak uznała, że lepiej będzie zostać na drzewie niż schodzić na dół, aby narazić się na atak wygłodniałego kocura. 

Blondynka dopiero po zmroku zdecydowała się zejść na dół. Była cała obolała i pęcherz powoli odmawiał jej posłuszeństwa. Nie zamierzała jednak dzielić losu komandosa, którego nawet już nie widziała. Nie była pewna czy w ogóle coś z niego zostało, ale wolała nawet nie sprawdzać. Ruszyła w przeciwnym kierunku, w którym jaguar zaatakował faceta. Na początku nawet zaczęła biec, ale bardzo szybko się zmęczyła i uznała, że to nie ma sensu. Zresztą nie słyszała, aby ktoś lub coś ją goniło, więc przysiadła nad strumieniem, który mijała wcześniej i umyła w nim swoją twarz, nie przejmując się tym, że jej cera mogła jej za to nienawidzić w późniejszym czasie. Później położyła się na ziemi, mając nadzieje, że tego nie pożałuje i odsapnęła głośno. Była zmęczona i marzyła o tym, aby zmrużyć okno. Wiedziała, że to jednak nie był dobry pomysł.

— No, O'Hara, może jeszcze będą z ciebie ludzie — mruknęła sama do siebie i zaczęła się śmiać, nie mogąc się od tego powstrzymać. Nie wiedziała tylko czy już oszalała, czy to były dopiero początki. 

━━━━━ 🏆 ━━━━━

pierwsza część maratonu na braveness - start! x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top