15 → cave
━━━━━ 🏆 ━━━━━
CAVE
chapter fifteen
━━━━━ 🏆 ━━━━━
Nathan rozejrzał się uważnie dookoła siebie, a później przeczesał palcami włosy. Niektóre pasma opadały mu na czoło, ale była to ostatnia rzecz na jaką zwrócił uwagę w tamtym momencie. Amerykanin wspiął się na drzewo, szukając śladów po komandosach, ale w takiej dżungli, w jakiej aktualnie się znajdowali, było to równoznaczne ze szukaniem igły w stogu siana. Brunet westchnął ciężko i poprawił się na gałęzi, aby oprzeć się o nią stabilniej. Wyciągnął szyję i od nowa przyłożył do twarzy lornetkę, którą zabrali jednemu z komandosów, gdy natknęli się na niego i unieszkodliwili.
— Nic nie widzę, Sully! — powiedział głośniej, aby staruszek na dole go usłyszał. — Niedaleko stąd są jakieś skały, może tam coś znajdziemy? — dodał tylko i odłożył lornetkę. Nie miał pojęcia, co robić, w dodatku nadal bardzo ciążyły mu wyrzuty sumienia, że tak po prostu zostawili Clarie na pewną śmierć. Zdążył ją polubić i bez niej było tak jakoś nudno. Nie to, że nie mieli dostatecznej ilości rozrywki w postaci ucieczki przed komandosami, ale nie miał do kogo nawet ust otworzyć, bo Victor zrobił się wyjątkowo humorzasty i znowu zaczął marudzić, że zrobił się na to wszystko za stary. Mruczał tylko, że powinien się wylegiwać na Kubie z jakimś drinkiem i cygarem, a nie szlajać się po jakiś dżunglach.
— Nie wiem, młody, wymyśl coś — Sully wzruszył ramionami, opierając się przy tym o konar drzewa, na które wszedł Nate i zaciągnął się cygarem. — Słońce już zdążyło wzejść, a my dalej jesteśmy kręcimy się w kółko, jak jacyś idioci — dodał, kręcąc głową.
— Gdybyśmy wtedy skręcili w prawo, to może byśmy coś znaleźli, ale uparłeś się, żeby pójść w lewo i masz za swoje, stary wyjadaczu — Nate zeskoczył na ziemię, otrzepując swoje dłonie z kory i mchu. — Chodźmy zobaczyć te skały. Coś mi mówi, że tam coś będzie — dodał, wzdychając.
— Nie ufam twojej intuicji. Zazwyczaj przez nią wszystko wybucha, zawala się albo ściąga na mnie problemy — Victor niechętnie ruszył za Nathanem, a ten tylko pokręcił głową. Brunet mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i poprawił sobie karabin maszynowy na plecach. Zabrał go od tamtego komandosa zanim ukrył go dobrze w gęstych zaroślach, tak aby nikt go nie znalazł. No chyba, że jakieś dzikie zwierzęta.
— A ja nie mam zamiaru słuchać twojego zrzędzenia więc albo idziesz ze mną, albo tu zostajesz. Twój wybór. Ja nie będę czekał, aż z łaski swojej wypalisz to cygaro — Nathan spojrzał na niego wymownie i wyciągnął dłoń w kierunku, w którym chciał pójść. Zauważył, że sam się stał drażliwy, ale był niewyspany, głodny i źle mu było przez to, że zostawili Clarie. Naprawdę nie był w nastroju na żarty.
━━━━━ 🏆 ━━━━━
Znaleźli jaskinię. W obecnej sytuacji to było już coś. Nathan niepewnie zajrzał do środka, spodziewając się dosłownie wszystkiego. Nie wiedział czego, ale miał wrażenie, że coś było nie tak i gdy z pistoletem przed sobą przekradał się w tych ciemnościach wgłąb skał, czuł jakby zaciskały się na nim, a to nie było przyjemne uczucie. W jaskini było duszno oraz wilgotno. Ponadto Nate czuł, że co jakiś czas coś kapie mu na kark i był pewien, że gdzieś niżej musi być jakieś źródło, do którego woda spływa, bo nie dało się tego inaczej wytłumaczyć, w logiczny dla niego sposób.
— I co teraz? — mruknął do siebie, gdy zobaczył, że komandosi trafili tam przed nimi, a potem westchnął ciężko. Resztki ogniska jeszcze się tliły, a puste opakowania po żywności walały się i tam. Drake doszedł do wniosku, że to tam musieli koczować, czekając na dokładnie rozkazy. Nie wiedział jednak, dlaczego nie zaatakowali ich od razu, skoro znali ich wszystkie ruchy, zanim oni zdążyli jeszcze o czymkolwiek postanowić.
Zawrócił, aby przyprowadzić tam Sully'ego, chociaż ten był przeciwny wchodzeniu w siedlisko pajęczyn, kurzu i wilgoci, ale Nathan znowu zagroził, że zostawi go samego, jeśli się nie zacznie współpracować, bo naprawdę nie miał nastroju na jego humory. Staruszek zgodził się w końcu, aby pójść z nim i gdy znaleźli się z powrotem w sercu jaskini, Nathan spojrzał w górę. Gdzieś tam skały zdążyły się wykruszyć, przez co do jaskini wpadała minimalna ilość światła. Nie miał jednak pojęcia jak bardzo było wysoko i wolał nie sprawdzać. Dobrze mu było z kręgosłupem w całości, a wiedział, że ze swoim szczęściem spadłby szybciej niż dałby radę powiedzieć Sayōnara.
— I co masz zamiar zrobić, Nate? — Victor usiadł na jakiejś skale, kopiąc wcześniej puszkę po kukurydzy czy czymś podobnym i zajął się cygarem.
— Nie wiem, muszę pomyśleć, ale jak będziesz mnie tak gnębił, to na pewno nic nie wymyślę — powiedział, a raczej burknął w stronę mężczyzny i zaczął rozglądać się po jaskini. Wiedział jednak, że za długo tam nie wytrzyma i prędzej czy później wróci do dżungli. W pojedynkę mógłby się skupić i znaleźć coś sensownego albo chociażby spróbować znaleźć jakiś ślad po Clarie. Łudził się, że jeszcze żyła.
— Pewnie, nie przejmuj się mną — Sully rzucił sarkastycznie, pykając cygaro. Drake przewrócił oczami, a później zdjął z siebie karabin i podał mu go, aby się czymś zajął.
— Zrobimy to tak — powiedział, czując jakby spadło na niego lekkie olśnienie. — Zostaniesz tu. Posprzątasz, rozpalisz od nowa ognisko i w razie czego będziesz bronił tego miejsca, gdyby komandosi wrócili. Ja się pójdę rozejrzeć. Przydałoby się nam jakieś radio czy telefon, nie wiem, cokolwiek. Muszę skontaktować się z Chloe. I lepiej dla ciebie dziadku, aby udało jej się wyciągnąć nas z tego gówna, bo nie widzę dla nas zbyt dobrej przyszłości.
— No dobra — Sully westchnął ciężko, jakby każdy oddech wiele go kosztował i odbezpieczył karabin. — Mysz koło mnie nie przemknie. Powybijam ich jak muchy, gdy wrócą.
— W końcu zachowujesz się jak Victor, którego znałem, a nie jakiś serialowy stary grzyb - Nathan spojrzał na niego wymownie, a później roześmiał się pod nosem i odwrócił się na pięcie, aby wyjść zanim Sully zareaguje na to, co mu właśnie powiedział. Wolał nie ryzykować tego, że zrobi pożytek z karabinu szybciej niż to było potrzebne.
━━━━━ 🏆 ━━━━━
połowa braveness;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top