14 → commandos

━━━━━ 🏆 ━━━━━ 

COMMANDOS
chapter fourteen

━━━━━ 🏆 ━━━━━ 

Clarie nie miała pojęcia, co się działo. Po prostu biegła przed siebie w ciemną dżunglę, potykają się tylko i drżąc ze strachu o własne życie. Blondynka słyszała za sobą strzały, które oczywiście były niecelne, ale i tak chciała się oddalić od tego wszystkiego jak najdalej. Nie wiedziała jednak, gdzie podziali się Nate oraz Sully, bo po tym jak napadli ich komandosi, rozłączyli się i została zupełnie sama z ciężkim pistoletem w swoich dłoniach, którego nawet nie potrafiła używać. Była przerażona tym, co się stało i nie sądziła nawet, że da radę odbiec tak daleko, bo miała wrażenie, że prędzej nogi odmówią jej posłuszeństwa i tamci ją złapią niż uda jej się uciec i znaleźć jakieś bezpieczne schronienie. Przeskoczyła jakiś strumyk, czując jak wilgotność sprawiła, że jej ciało stało się wilgotne od potu, ale nie zamierzała się zatrzymywać. Wciąż słyszała krzyki tamtych osób i chociaż niewiele z tego zrozumiała, to dalej poruszała się w przód, nie mając bladego pojęcia, gdzie ją to wszystko zaprowadzi. Łudziła się, że może Nate z Sullym w jakiś sposób ją znajdą, a jeśli nie to znajdzie jakimś cudem drogę do cywilizacji i poczeka na nich w mniej czy bardziej ustronnym miejscu. 

Zatrzymała się dopiero wtedy, gdy uznała, że może to zrobić, chociaż było to ryzykowne w dalszym ciągu i oparła się o konar jakiegoś wielkiego drzewa. Dyszała ciężko, nie mogąc złapać tchu i spojrzała na broń w swojej dłoni, która przyprawiła ją o ciarki. Pokręciła głową i sunęła ją za pasek do swoich spodni, mając nadzieje, że tak naprawdę nigdy nie będzie musiała z niej skorzystać, bo nie była nawet pewna czy dałaby sobie radę z odbezpieczeniem jej. Sprzeciwiała się temu, gdy Sully wcisnął jej w rękę pistolet, ale nie było czasu na kłótnie, bo zaraz potem zalał ich pierwszy grad strzał i trzeba było uciekać w podskokach. 

— Kurwa — mruknęła, odgarniając włosy z twarzy i jęknęła. Była potwornie zmęczona, nogi paliły ją od wysiłku, a płuca błagały o litość. Czuła się mniej więcej tak, jakby właśnie przebiegła maraton i to z nawiązką, a wiedziała, że wcale nie była bezpieczna tak bardzo jak chciała być. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że komandosi dalej będą ją mieć na celowniku, tylko dlatego, że wplątała się w to wszystko i zamierzała pomóc Nate'owi odnaleźć brata oraz skarb. Pech chciał, że teraz miała na głowie już nie tylko skarb w środku dżungli, nieznanego jej faceta, ale także dwóch mężczyzn, z których jeden był chodzącą demolką. Gorzej być chyba nie mogło. — Jesteś w czarnej dupie, O'Hara. I to dosłownie w czarnej dupie. — dodała, rozglądając się nerwowo po okolicy. Każdy szmer wydawał jej się być już podejrzany i nie zamierzała wpaść prosto w łapska tych paskudnych mężczyzn. Nie wiedziała nawet, co chcieliby z nią zrobić i wolała nie być tego ciekawa. 

Uznała, że wypadałoby zorientować się, gdzie mniej więcej są Nate i Sully i czy w ogóle żyją, albo, czy jest z nimi w porządku. Mniej czy bardziej. Nie miała jednak pojęcia jak się do tego zabrać. I czy był tego w ogóle sens, bo przeczuwała, że mimo wszystko była dla nich czymś w rodzaju kuli u nogi, chociaż zapewniali ją, że każda lojalna pomoc im się przyda. Ten błysk w oczach Victora nie podobał się jednak blondynce i przeczuwała, że było mu to całkiem na rękę, że się rozdzielili. Zdążyła się już zorientować, że nie poznała w całym swoim życiu większego materialisty od Sullivana i nie sądziła, że to miało się zmienić. Szczególnie w sytuacji, kiedy była w środku niczego.

— Jesteś skończoną idiotką, Clarie. Tylko tyle mam ci do powiedzenia. — przyznała sama do siebie i zmusiła się do tego, aby ruszyć naprzód. Im dalej od komandosów, tym lepiej. 

━━━━━ 🏆 ━━━━━

Nathan przeskoczył jakiś powalony przez podmokły teren konar drzewa i spojrzał przez ramię na to czy Sully sobie poradził. Staruszek jednak spokojnie za nim nadążał, więc skupił się na tym, aby wyprowadzić ich w miarę spokojne miejsce. Z tyłu głowy jednak wciąż kłębiły mu się myśli dotyczącego tego, że rozdzielili się z Clarie. Było mu strasznie głupio, bo przecież obiecywał jej, że nie pożałuje tej wyprawy i wróci z niej cała i zdrowa. No, może ta druga część zdania w jego ustach brzmiała bardziej niż absurdalnie, ale brunet zamierzał dotrzymać swojego słowa. Chociaż ten jeden raz. 

— Cholera, cholera, cholera! — Kopnął w biegu jakiś kamień, czując jak wzbiera w nim frustracja. Był zły. Na cały świat. Ale najbardziej i tak był zły na siebie samego. — Musimy tam wrócić, Sully. Musimy ją znaleźć! — dodał, patrząc się na Victora, który oparł swoje dłonie o kolana, ledwo żyjąc. Nate cieszył się, że nie widział jego twarzy w tych ciemnościach, bo z pewnością nie dałoby się jej odróżnić od koszuli, którą miał na sobie.

— Proszę bardzo! Idź! Ja nie zamierzam dać się podziurawić jak jakiś pieprzony ser! — wydyszał Victor i spojrzał na niego wrogo. — Nate, rusz tą głową! Przecież jak tam pójdziemy to nas złapią! Od kiedy tak zdurniałeś?

— Ale nie możemy jej tak zostawić! Gdyby chodziło o Chloe, to pierwszy byś tam pobiegł! Nie pieprz głupot, że nie możemy! — warknął głośniej, nie przejmując się tym, że ich kłótnia mogła ściągnąć im na głowę kolejny oddział komandosów, którzy mieli za zadanie ich unieszkodliwić i odebrać im dziennik. — Sully, nie bądź taką świnią. Przecież wiem, że ją polubiłeś. — dodał, kręcąc głową. Nie mógł uwierzyć w to, że Sullivan zrobił się taki samolubny.

— Bardzo lubię, ale spójrz na to racjonalnie. Oni są uzbrojeni po zęby. A my mamy tylko kilka magazynków do pistoletów. Jest ciemno, a oni mają noktowizory. Nie wiadomo nawet, gdzie Clarie dokładnie uciekła. Teraz szukanie jej będzie przypominać szukanie igły w stogu siana. A to nie jest głupia dziewczyna. Poradzi sobie. Tylko musisz jej zaufać, Nate — wyjaśnił Sully i podszedł do niego, klepiąc go po ramieniu w ojcowski sposób. 

— To co robimy?

— Proponuje się stąd zawijać. A przynajmniej odejść stąd i znaleźć miejsce, w którym możemy się przespać jeszcze kilka godzin. Gdy wzejdzie Słońce, pomyślimy nad tym, co robić dalej. 

— Niech będzie — Nate wypuścił powietrze z płuc i posłusznie powędrował za Victorem, mając nadzieje, że ten staruszek miał rację. 

━━━━━ 🏆 ━━━━━

za niedługo na braveness wbije tysiak wyświetleń, how?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top