10 → sunrise
━━━━━ 🏆 ━━━━━
SUNRISE
chapter ten
━━━━━ 🏆 ━━━━━
Clarie była rozdarta. Z jednej strony czuła nadchodzącą ekscytację, ale z drugiej cała ta wizja tułania się po świecie z niemalże nieznanym jej facetem już do tych najbardziej zachęcających nie należała. Poza tym ciągle niepokoił ją fakt, że mieli na karku nieznaną nikomu grupę osób, która to chciała się pozbyć już nie tylko samego Nate'a, a wszystkich, którzy w jakiś sposób byli z nią związani.
Blondynka pokręciła głową, zdając sobie, że od takiego myślenia popadnie w paranoję i rozsiadła się wygodniej na siedzeniu jeepa. Nie miała pojęcia, ile będą jechać na obrzeża, ale zrobiło jej się już zimno, choć zabrała ze sobą bluzę. Było wcześnie - jak na nią za wcześnie, aby cokolwiek robić, przez co nie była zbyt rozmowna. Skupiła się raczej na tym, aby nie przysnąć i aby głowa nie opadła jej do przodu, bo wiedziała, że to zagwarantuje jej nieprzyjemny ból karku, a właśnie tego chciała uniknąć, bo ostatnio i tak jej dokuczał. Clarie westchnęła ciężko, obejmując się swoimi ramionami i wbiła swój wzrok w jakiś punkt w oddali, aby obserwować drogę, którą do niego przebędą.
— Gdzie dokładnie ona ma czekać? — spytał Victor, wychylając się przy tym z tylnego siedzenia. Blondynka obdarzyła go krótkim spojrzeniem i ze zdziwieniem uznała, że nie miał cygara w ustach. Sully natomiast spojrzał na Drake'a, który był skupiony na prowadzeniu pojazdu. Drake spojrzał na niego w lusterku, a potem zmienił biegi.
— Powiedziała mi, że mamy być w pobliżu starego lotniska towarowego. Tam ma na nas czekać samolot. Podobno pilot już o wszystkim wie, choć Chloe będzie chciała, żebyś to ty poleciał — powiedział Nate, streszczając w mocnym skrócie rozmowę z brunetką, którą odbył telefon zanim obudził Clarie. — O ile oczywiście jesteś na siłach, dziadku.
— Nie denerwuj mnie, Drake — mruknął Victor, po czym rozsiadł się z powrotem wygodnie na siedzeniu, a na twarzy Clarie pojawił się uśmiech.
— Widzę, że bardzo się lubicie — przyznała sennie, przez co we trójkę zaśmiali się radośnie i atmosfera w samochodzie uległa ożywieniu. Blondynka nie spodziewała się, że zainicjuje rozmowę tymi słowami, ale później dała się wciągnąć w tę krótką wymianę zdań, która według Victoria miała zabić czas i mieli się nie nudzić dzięki niej. Poza tym też Sully i Nate zaczęli się nieco przebywać odnośnie sprawności fizycznej starszego, co już zupełnie rozbawiło blondynkę i rozbolał ją brzuch od nieustannego śmiechu. Miała nadzieje, że tak będzie już cały czas, bo jeśli tak, to wiedziała, że nie będzie miała czego żałować.
━━━━━ 🏆 ━━━━━
Lotnisko towarowe rzeczywiście było opuszczone. Clarie, wysiadając z samochodu miała wrażenie, że zaraz coś ją wystraszy na śmierć i tylko objęła się swoimi ramionami, aby nie dostać zawału. Łudziła się, że to coś zdziała i gdy odgarniała kosmyk włosów ze swojej twarzy, poczuła jak jej serce i oddech zaczynają być niespokojne. Nie spodobało jej się to miejsce i jedyne pocieszenie w tamtym momencie, to był zbliżający się wschód słońca. Miała nadzieje, że niewiele już do niego zostało, bo wizja kręcenia się po opuszczonym i zaniedbanym lotnisku, którego nikt nie używał od przynajmniej kilkunastu lat nie było zbyt przyjemne.
— Chodźmy — Nate spojrzał na blondynkę, a ona skinęła głową i posłusznie ruszyła za nim w stronę hangaru. Zdała sobie sprawę, że tak naprawdę w ogóle nie zobaczyła Kuby, bo przecież przez cały pobyt praktycznie ciągle pracowała i nie opuszczała pensjonatu. Zrobiło jej się przykro, że jej się nie udało i tak naprawdę zmarnowała tylko pieniądze na bilet. Z drugiej jednak strony była podekscytowana lotem na Gwatemalę, nawet jeśli miała się okazać tam bezużyteczna i denerwująca swoją niewiedzą wszystkich dookoła. — Mam nadzieje, że trafiliśmy w dobre miejsce, bo naprawdę nie chce użerać się od nowa z komandosami.
— Ja też mam taką nadzieje, Drake, bo mój rewolwer ma się dobrze w kaburze — powiedział Victor, po czym wyjął z kieszeni na piersi cygaro. Odpalił je i uśmiechnął się mimowolnie. Clarie zaśmiała się pod nosem na ten widok uznając, że nawet jakby miał umrzeć, to tylko z cygarem w ustach. I to najpewniej jeszcze konkretnej marki. - Poza tym mam nadzieje, że twoja orientacja w terenie nie jest jakoś szczególnie kiepska. Sam się lepiej wspinał, ale to ty byłeś od zawsze tym bardziej rozgarniętym, jeśli chodziło o mapę.
— Sully, proszę, nie teraz — Nate pokręcił głową, a potem odsunął na bok wielkie drzwi, które odgradzały wnętrze hangaru od reszty świata. Słońce natomiast zaczęło wyłaniać się znad horyzontu, co ucieszyło blondynkę. Posłusznie udała się za Nathanem do środka, a później rozejrzała się dookoła.
W środku panował bałagan, co nie było przecież niczym dziwnym. Niewielki, czerwony samolot stał nieopodal, zajmując większość przestrzeni. Nieopodal były poupychane jakieś beczki z nieznaną jej zawartością, narzędzia, a z tyłu dało się znaleźć nawet rozmontowany samochód, który stał na stosikach z cegieł. Pojazd był cały pokryty rdzą, ale nie przeszkadzało to Frazer.
— No nareszcie — odezwała się, zeskakując na ziemię z pordzewiałej maski. Otrzepała swoje czarne spodnie i ruszyła dziarskim krokiem w stronę Nathana. Zatrzymała się jednak w miejscu, gdy zobaczyła, że zza jego pleców widać wątłą posturę recepcjonistki z pensjonatu. — Nate...
— Posłuchaj, Chloe. Nie mogliśmy jej tam przecież zostawić, jeszcze zrobiliby jej coś złego — Drake zaczął się tłumaczyć, ale wystarczyło jedno spojrzenie przyjaciółki, aby wiedział, że ma się zamknąć.
— Nie było mowy o trzech osobach. Czy ty zawsze musisz wszystko spieprzyć, bo zachciało ci się być dobrym samarytaninem? Kurwa! — warknęła zła, podchodząc bliżej do bruneta. — Jesteś głupi, znowu kogoś przypieprzyłeś, a ja muszę potem świecić za to oczami!
Clarie przełknęła mimowolnie ślinę i przysunęła się do Victora, który tylko pokręcił głową i szepnął jej, aby się tym nie przejmowała, bo z Chloe i Nate'em zawsze tak było. Oczywiście młodsza dwójka zaczęła się ze sobą kłócić. Drake próbował uspokoić Frazer, a Frazer z każdym kolejnym słowem, które opuszczało jego usta była jeszcze bardziej zdenerwowana. Nie ukrywała tego, że przyjaciel działał jej na nerwy, ale całość stanęła na tym, że Clarie miała polecieć do Gwatemali i po prostu nie dać się zabić. Podobnie jak Nate. Chloe było to wszystko obojętne, po po odprawieniu ich i tak musiała wrócić do swoich spraw.
━━━━━ 🏆 ━━━━━
to już 10 rozdział, woooo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top