0 → antarctic cold
━━━━━ 🏆 ━━━━━
ANTARCTIC COLD
prologue
━━━━━ 🏆 ━━━━━
Samolotem rzucało na wszystkie strony, a Sully starał się jakoś zapanować nad maszyną, pomimo okropnych warunków atmosferycznych. Pogoda była paskudna i Victor zaczął się zastanawiać, dlaczego w ogóle zgodził się na takie wariactwo. Z drugiej jednak strony doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli nie usiadłby za sterami swojego ukochanego samolotu, to bracia tak po prostu zostawiliby go w San Juan, nie pytając nawet o zdanie. Frazer z radością załatwiłaby im jakiś transport na Antarktydę. W zasadzie nie brzmiało to najgorzej, ale że był starym głupcem, który jednak w dalszym ciągu uwielbia adrenalinę i zrobi wszystko, aby poczuć ją w swoich żyłach, zgodził się na to.
— Daleko jeszcze?! — ryknął Sam z tyłu maszyny, starając się jakoś przekrzyczeć wycie wiatru i huk jaki wydobywał się z silników. Było to ciężkie zadanie, ale Sully nadstawił uszu i zrozumiał o co chodzi po drugim razie. Potem zerknął na radar i w odpowiedzi pokręcił głową.
— Góra dziesięć minut!
— Tylko nie rozwal tego gruchota przed wylądowaniem, bo we trzech będziemy kostkami lodu! — Nathan otulił się szczelniej swoim kombinezonem i nasunął czapkę na głowę, a także gogle z noktowizorem. Nie miał pojęcia, skąd Chloe wytrzasnęła taki gadżet, ale jak to się mówi darowanemu koniu nie zagląda się w zęby, więc wziął co było do dyspozycji i spakował na dwa skutery śnieżne. Je również zabrali ze sobą, aby móc się w jakiś normalny sposób poruszać po śniegu, czy lodzie, choć to drugie było opcją bardziej oczywistą.
— Odwal się, Nate! Jestem wyśmienitym pilotem! — rzucił opryskliwie, przewracając przy tym oczami, po czym zacisnął mocniej dłonie na drążkach od sterowania. — Znalazła się Nefretete ze wsi — dodał, kręcąc przy tym głową.
Ostatnią część podróży przebyli już w milczeniu, po czym Sully posadził samolot na jakimś wielkim kawałku lodu. Dookoła nie było żadnego życia, zresztą nie było się czemu dziwić. Jeśli ktoś chciał zobaczyć pingwiny czy niedźwiedzie, to jednak mu się bieguny pomyliły i wypadałoby zapytać biura podróży o zwrot pieniędzy. Bracia jednak nie tłukli się taki kawał drogi, aby podziwiać nieloty, czy białe miśki. Dotarli na Antarktydę tylko po to, aby znaleźć starą, sowiecką bazę i odnaleźć w niej dziennik pewnego generała, który podobnie jak oni, uwielbiał przekręty i dzienniku zostawił pewne wskazówki odnośnie Azteckiego skarbu, który był warty miliony. Właśnie o niego chodziło rodzeństwu, a Sully był w to wszystko jak najbardziej wtajemniczony. Liczył, że w końcu się odkuje i przestanie zasypiać co noc z biedą w łóżku. Wolał to robić z jakąś kobietą do towarzystwa, ewentualnie z whisky, ale to już w zależności od nastroju.
Bracia wypakowali swój sprzęt tak szybko jak się dało, aby nie marnować potrzebnego paliwa i jedyne, co im zostało to pożegnanie się z Victorem. Ten zostawił silniki na chodzie i wyszedł z kabiny, aby się z nimi zobaczyć. Otulony w kożuch, starą czapkę i gogle, zerknął na młodszych i założył dłonie na biodra.
— Nie zamarznijcie i pilnuje własnych czterech liter!
— Dzięki, dziadku! — krzyknął Sam, po czym uśmiechnął się, choć w tamtym warunkach było to nie lada wyzwanie. — Ale to będzie szybki numerek!
— Sam, nie zaczynaj znowu!
— No co?
— Nic — Nathan przewrócił oczami i wymienił się szybkim uściskiem z Victorem. — Chodź, spadajmy. Im dłużej tu jesteśmy, tym bardziej mam dość, a nie wiadomo, ile będziemy się tu kręcić. Trzymaj się, Sully!
— Wy też!
━━━━━ 🏆 ━━━━━
okej, moi drodzy sympatyczni! ruszamy z tą jatką!
w prawdzie do końca danger jeszcze parę rozdziałów, ale już teraz daje wam lekki smaczek tego, co dostaniecie myślę, że już całkiem niedługo x
tym razem postanowiłam wziąć w obroty samego nate'a, nie traktujcie tego w ten sposób, że mam dość lary, bo nie mam, ale potrzebuje kogoś innego na jej miejsce, z kim sobie pojadę w charakterze, gdzie chce wink
myślę, że wam się spodoba, braci macie już tutaj, a clarie pojawi się już w jedynce, także czekajcie i piszcie mi koniecznie co sądzicie!
all the love, red
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top