Rozdział 3 ✨ Kłamstwo, w które chciałam wierzyć

Chloe

Isaura wróciła po obiecanych dziesięciu minutach, które dłużyły mi się niemiłosiernie. Dalej nie mogłam dojść do siebie po tym co wydarzyło się zaledwie kilka minut temu. Byłam zła na siebie i na swoją głupotę, a także na to co stało się późnej. Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce i zająć myśli czymś innym, a mówiąc czymś innym miałam na myśli swojego brata, który jako jedyny powinien je zajmować. Nie było tam miejsca dla złotookiego bruneta.

Pożegnałam się z kobietą, której uwadze nie umknęło moje zdenerwowanie. Zrzuciłam to na pierwszą terapię Eliota, co do końca nie było kłamstwem. Ruszyłam w kierunku budynku, a ostatnie metry prawie przebiegłam. Zdyszana wspięłam się po schodkach i weszłam do środka. Pierwszy raz znajdowałam się w tym mieszkaniu i już od progu uderzyła mnie oślepiająca biel, która była najbielszą bielą jaką widziałam. W powietrzu unosił się zapach świeżości, jakby ściany zostały pomalowane zaledwie kilka dni temu. Lokal służył tylko i wyłącznie za prywatny gabinet i składał się z wąskiego przedsionka służącego za poczekalnie, w którym ustawione były dwa krzesła, oraz pokoju, który był zamknięty. W dalszej części znajdowała się pewnie kuchnia, biorąc pod uwagę, że był to budynek mieszkalny. Gdzieś musiała znajdować się też łazienka, ale nie byłam na tyle ciekawska, aby to teraz sprawdzać.

Wystarczy mi na dzisiaj mojej ciekawości.

Usiadłam na jednym z krzeseł ustawionych przy drzwiach z tabliczką „Trwa terapia, nie przeszkadzać". Przesunęłam się na jego skraj tak, aby znaleźć się jak najbliżej drzwi. Miałam nadzieję, że coś usłyszę. Niestety grube drzwi bardzo dobrze maskowały dźwięki, a jedyne co przerywało ciszę to moje nadal przyśpieszone oddechy i uderzenia serca.

Usłyszałam stukanie za drzwiami, a te po chwili się otworzyły. Od razu poderwałam się z miejsca i stanęłam na baczność.

- Witaj Chloe, miło Cię widzieć. – Powitał mnie łagodny i melodyjny głos kobiety.

- Czy możemy zamienić jeszcze kilka słów zanim pójdziecie? – Zapytała, na co ja skinęłam jedynie głową.

Allison Dawer była niezaprzeczalnie piękną kobietą. Jej długie, proste, kasztanowe włosy sięgały niemal do pasa. Miała smukłą sylwetkę odzianą w przylegającą do ciała cielistą garsonkę, a krwisto czerwone usta idealnie z nią kontrastowały. Nie musiałam spoglądać niżej, aby wiedzieć, że ma na sobie wysokie szpilki, których stukanie słyszałam wcześnie.

- Eliot, poczekaj proszę chwilę na Chloe. Ja i twoja siostra musimy porozmawiać. - Pani Dawer zwróciła się do mojego brata, który stał za jej plecami.

Chłopiec wyminął stojącą w drzwiach kobietę i wtulił się we mnie. Choć nie mówił za wiele, to często komunikował się za pomocą gestów. Odwzajemniłam uścisk i pogładziłam jego gładkie włosy.

Tak mały, ja też tęskniłam.

Usadowiłam Eliota na krześle, wręczając mu telefon z grą, aby mógł się czymś zająć w czasie, kiedy ja będę rozmawiała w gabinecie. Sama za to podniosłam torebkę leżącą na ziemi i weszłam do środka.

Rozejrzałam się po pokoju. Na ścianach była ta sama farba co w poczekalni, a na końcu pomieszczenia znajdowało się duże jasne okno. Gabinet był stosunkowo niewielki i minimalistycznie wyposażony. Na środku znajdowały się dwa duże granatowe fotele, które wyglądały na miękkie i wygodne, oraz niewielki stolik stojący pomiędzy nimi, na którym leżało pudełko z chusteczkami. Dobrze wiedziałam do czego służyły.

Do wycierania czegoś, co już dawno temu przestało płynąć z moich oczu.

Pani Dawer zajęła fotel bliżej okno, a ja poszłam w jej ślady i zajęłam miejsce naprzeciwko. Tak jak podejrzewałam mebel był bardzo wygodny i dawał uczucie komfortu, co pewnie było ważne podczas spowiadania się ze swoich myśli.

- Chloe, widzę, że jesteś zdenerwowana - zaczęła. - Naprawdę nie masz się czym martwić.

Kobieta rozsiadła się wygodnym w fotelu i założyła nogę na nogę, naciągając sukienkę, która zdążyła się podwinąć. Miała racje byłam zdenerwowana, ale sama nie wiedziałam czym bardziej.

- Eliot na terapii współpracuje, a to najważniejsze – kontynuowała. – Myślę, że dzięki naszym spotkaniom raz na dwa tygodnie, uda nam się przepracować różne rzeczy. - Cały czas patrzyłam na kobietę, a ona mówiła dalej.

- Jest tylko jedna kwestia. - Zmarszczyłam lekko brwi w oczekiwaniu na dalszą cześć zdania.

- Potrzebuje abyście wszyscy przyszli na następną sesję.

Moje czoło zmarszczyło się jeszcze bardziej i podejrzewam, że lwia zmarszczka między moimi brwiami, dawno nie była tak głęboka jak w tym momencie. Nie podobało mi się to w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa.

- Mam na myśli Ciebie, twojego ojca i Eliota. - Dokończyła, a moje oczy rozszerzyły się z niedowierzania.

Życzę powodzenia, że uda się Pani zaciągnąć tutaj mojego ojca.

- Rozumiem. – Rzuciłam.

Naprawdę nie wiem co innego mogłabym w tym momencie odpowiedzieć.

- Ja z przyjemnością wezmę udział w terapii, jeśli ma to pomóc Eliotowi –zaczęłam. - Ale mój tata raczej nie będzie zainteresowany.

Szczerze mówiąc to nawet nie widziałam potrzeby, aby mu o tym mówić. On oczywiście wie, że Eli zaczął terapię, ponieważ musiał wyrazić zgodę ze względu na to, że nadal pozostawał prawnym opiekunem. Przez dwa tygodnie chodziłam za nim i dosłownie błagałam, żeby podpisał ten cholerny papier. Nie wydawał się być tym zainteresowany. Dał mi jasno do zrozumienia, że ma to gdzieś. Czekałam na swoje osiemnaste urodziny, ponieważ mój plan zakładał lekką zmianę w tej kwestii. Planowałam wystąpić o wyłączną opiekę nad bratem. Każdy ludzki kurator sam dojdzie do wniosku, że mój ojciec nie jest odpowiednią osobą do pełnienia takiej roli. Jeśli mieliśmy wyjechać, musiałam być pewna, że zrobimy to po pierwsze legalnie, a po drugie, że nie będą nas ścigać policja.

- Chloe proszę cię tylko o to, żebyś z nim porozmawiała i przekazała mu moje słowa, tak byłoby najlepiej dla Was wszystkich. - Zmieniła układ nóg i wyprostowała się w fotelu.

- Pewne dysfunkcje w rodzinie mocno wpływają na brata.

Pewne dysfunkcje w rodzinie...

Ja bym tego nawet nie nazwała rodziną.

Nic nie odpowiadając starałam się skupić na poruszających się ustach kobiety i wypadających z nich słowach, co było trudne ze względu na to, że moje myśli były wszędzie tylko nie w tym pomieszczeniu. Kobieta przekazała mi jeszcze kilka informacji, oczywiście omijając szczegóły przebiegu terapii. Wiem, że obowiązywała ją tajemnica lekarska, ale mój brat miał tylko osiem lat, a ja chciałam widzieć, czy zaczął się otwierać i mówić coś na temat wydarzenia z zeszłego roku.

Po tym jak zakończyła swój monolog, pożegnałyśmy się i w końcu opuściłam gabinet. Eliot czekał grzecznie klikając na telefonie. W momencie, w którym mnie zauważył uniósł kąciki ust i oddał mi zablokowany telefon. Nie wyglądał na przygnębionego, z czego się cieszyłam, ale i tak nie uspokoiło to mojego niepokoju.

Opuściliśmy gabinet równo o jedenastej. Jeszcze nie było środka dnia, a ja już marzyłam tylko o tym, żeby jak najszybciej się skończył. Myślami byłam już w swoim łóżku, przykryta kołdrą po samą głowę, tak aby nie docierało do mnie nic ze świata zewnętrznego.

Byłam zmęczona tym dniem i zmęczona byciem sobą.

- Chloe mieliśmy iść na lody. – Eli nagle się odezwał, sprowadzając moje myśli na ziemię.

Cholera, zapomniałam.

- Posłuchaj, może pójdziemy innym razem? - westchnęłam. - Jest już późno, a ja muszę coś jeszcze zrobić.

Tak, zniknąć.

Wiedziałam, że mu się to nie spodoba. Od jakiegoś czasu reagował bardzo emocjonalnie na wszelkie nagłe zmiany. Jednak mnie na samą myśl o staniu w kolejce, a potem jeszcze drodze w autobusie odechciewało się wszystkiego. Ten dzień wyssał moją energię życiową do zera.

- Nie! - krzyknął i puścił moją rękę.

Nie Eli... błagam Cię nie teraz.

Do jego oczu napłynęły łzy, a jego dłonie zacisnęły się w pięści. Nie lubiłam, kiedy płakał i był smutny, a zwłaszcza kiedy to ja byłam tego powodem.

- Nie wrócę do domu! – krzyknął, zwracając tym samym na nas uwagę przechodzących ludzi. - Chce na lody!

Patrząc na niego wiedziałam, że nie wygram. Mogłam jedynie przystać na jego żądania i spełnić poranną obietnicę.

- Dobrze Eli, tylko przestań płakać. - Starałam łzy spływające po jego policzkach.

- Pamiętaj jesteś już dużym chłopcem. –Poklepałam go po plecach, na co mały nieco się rozluźnił, a jego ręce opadły swobodnie po bokach.

Sama miałam ochotę się rozpłakać, ale wiedziałam, że mogłam tylko o tym pomarzyć. To absurdalne, żeby ktoś marzył o tym, aby móc płakać. Cóż, ja nie uroniłam łzy od pogrzebu mamy. Zwyczajnie przestały pojawiać się w moich oczach. Nie to, że nie chciałam, ponieważ chciałam... bardzo, aby wraz z nimi wypłyną cały ból i wewnętrzna frustracja.

Chwyciłam chłopca ponownie za rękę i udaliśmy się w kierunku budki z lodami. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam w kolejce tylko staruszkę z małą dziewczynką.

Całe szczęście, że nie będziemy musieli stać w zakręcającej kolejce.

Kupiłam małemu dwie gałki lodów czekoladowych, a sama postanowiłam zadowolić się porcją pistacjowych, które kochałam od dziecka. Gdy wręczyłam Eliotowi rożek z nałożonymi dwiema sporymi gałkami, na jego twarzy od razu namalował się uśmiech. Moja wcześniejsza złość odeszła, a na jej miejscu pojawił się spokój.

Droga do domu była mniej przytłaczająca niż poranna podróż, a w autobusie udało się nam nawet zająć miejsce siedzące i to przy otwartym oknie. Obawiałam się, że spotkamy w drodze powrotnej Liama i bruneta, ale na szczęście, nie wpadliśmy na siebie.

Miałam cichą nadzieję, że już nigdy nie spotkam chłopaka.

Pojazd wyjechał na główną ulicę w momencie, w którym zaczęło padać. Obserwowałam krople spadające na szybę. Brały udział w szaleńczym wyścigu, kierując się w dół okna. Lubiłam deszcz. Woda od zawsze sprawiała, że czułam spokój i choć nigdy nie było mi dane zobaczyć morza czy oceanu, mogłam je sobie wyobrazić patrząc w oczy Eliota. Miały niesamowity kolor, intensywny i łagodny jednocześnie. Patrząc w nie, mogłam się zanurzyć w przyjemnie chłodnej wodzie i dać się ponieść falą. Poczuć wolność, o której śniłam i marzyłam. Przestać czuć się więźniem wspomnień.

Uciec z własnego więzienia, zwanego umysłem.

Kiedy w końcu dotarliśmy do domu, odgrzałam nam makaron z wczoraj, który na szczęście nadal był jadalny. Nie posiadałam wielkich kulinarnych zdolności, ale z pomocą Internetu byłam w stanie przygotować coś, co było zjadliwe, a moim popisowym daniem od miesiąca był makaron z sosem pomidorowym i parmezanem.

Wielce wykwintne danie.

Po skończonym posiłku włączyłam Eliotowi bajkę, w końcu zasłużył, a ja udałam się do swojego pokoju. Marzyłam tyko o tym, żeby wziąć chłodny prysznic i zmyć z siebie pot. Wpadłam jeszcze do pokoju, aby rzucić na łózko torebkę i zabrać czyste ubrania, a następnie zniknęłam w łazience.

Tak jak podejrzewałam prysznic dobrze mi zrobił i powiedzmy, że poczułam się jak nowa stara ja. Przebrałam się w szare dresy, a przepocone ubrania wrzuciłam do pojemnika na pranie, który będę musiała niebawem opróżnić. Czasem zapominam, że wszystko w tym domu robię sama. Piorę, prasuję, wynoszę śmieci, gotuję. Stało się to już moją codziennością i chyba wyparłam fakt, że nie powinno to tak wyglądać. Nie było mnie stać na opłacenie pomocy domowej, czy kucharki. Eliot oczywiście pomagał mi w porządkach i nawet przy tym nie narzekał, ale nie mogłam wymagać od ośmiolatka zbyt wiele. Chciałam mu pozwolić cieszyć się dzieciństwem, wystarczy, że ja przeskoczyłam w rozwoju o kilkanaście lat.

Jeszcze stojąc pod prysznicem obmyślałam sobie plan jak porozmawiać z ojcem, ale nie ważne jak dobrze przygotowałabym się do tej rozmowy i tak nie byłam na nią gotowa. Chciałam mieć to za sobą, więc po opuszczeniu łazienki od razu skierowałam się w stronę schodów. Zbiegając po nich czułam, jak żołądek zaczyna mi się kurczyć. Zatrzymałam się przed drzwiami, które może i były drewniane, ale wydawały się tak ciężkie jakby były ze stali o grubości kilkudziesięciu centymetrów. Nie docierały zza nich żadne dźwięki, a ja zaczęłam się obawiać tego co zastanę w środku. Ostatnim razem, kiedy byłam w jego pokoju ujrzałam go opartego o parapet, na którym znajdowała się spora kolekcja butelek po whisky i wódce. Jego spojrzenie było puste, a sylwetka wątła i zgarbiona. Ten obraz zdecydowanie za mocno wyrył się w mojej pamięci. Teraz po prawie miesiącu ponownie stałam przed drzwiami do gabinetu.

Zapukałam w nie, bo tak chyba wypadało zrobić z czystej kultury. Nie zdziwiło mnie to, że nie usłyszałam zaproszenia. Nacisnęłam klamkę i usłyszałam skrzypnięcie. Otwarłam szerzej drzwi i od razu żółć podeszłam mi do gardła. Uderzył mnie mocny odór alkoholu wymieszany z tytoniem i jeszcze jakimś zapachem, którego nie potrafiłam zidentyfikować. Ojciec siedział przy biurku, a jego dłoń szybko poruszała się po papierze, zapełniając go tuszem. Nawet nie zwrócił uwagi, kiedy podeszłam bliżej. Był jak w transie. Wyciągnęłam przed siebie rękę i dotknęłam jego ramienia, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Dłoń mężczyzny automatycznie zawisła w powietrzu, a pióro uderzyło z hukiem o blat biurka, następnie turlając się na skraj stolika. Powoli odwrócił głowę w moim kierunku, a gdy jego wzrok napotkał moje oczy znieruchomiałam. W tych pustych tęczówkach pojawiły się małe światełka.

- Grace? - Na dźwięk tego imienia przestałam oddychać. 

- Nie tato, to ja Chloe. - Odpowiedziałam z trudem panując nad emocjami.

Iskry w jego oczach zgasły, a na twarzy pojawił się smutek.

Jak bardzo musiał mnie nienawidzić za to, że przypominam swoją mamę i że to ona umarła, a nie ja?

Przełknęłam łzy, które stanęły mi w gardle i ponownie się do niego zwróciłam, tym razem patrząc na tył jego głowy.

- Musimy porozmawiać o Eliocie - powiedziałam. - Pani Dawer uważa, że powinniśmy pojawić się wszyscy na następnej terapii.

Ulżyło mi, kiedy te słowa opuściły moje usta, jednak ojciec pozostawał niewzruszony i wrócił do energicznego machania piórem nad kartką. Nie spodziewałam się entuzjazmu z jego strony, ale on kompletnie nie kontaktował, równie dobrze mogłam rozmawiać ze ścianą.

- Słuchasz mnie? - zapytałam lekko zdenerwowana. - Pytałam, czy pojawisz się na terapii, to ważne dla Eliota.

Dla mnie też było, ale celowo nie powiedziałam tego na głos  i tak byłam mu obojętna.

- Zamknij drzwi. - Powiedział chłodnym tonem, nie przerywając pisania.

Jestem pewna, że zderzenie ze ścianą boli mniej, niż to jak on mnie traktował. Jak bzyczącą nad uchem muchę, której trzeba się pozbyć. Zastanawiam się, czemu ja nadal próbuję, dlaczego się jeszcze nie poddałam i nie odpuściłam? Był moim ojcem, płynęła we mnie jego krew, a ja czasem wolałabym być sierotą.

Lepszy brak ojca niż taki ojciec.

Przynajmniej utwierdziłam się w tym, że nie mogę na niego liczyć. Wyszłam zdenerwowana z pomieszczenia i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Nie będę udawać, że mnie nie wkurzył.

Z buzującymi we mnie emocjami wparowałam do kuchni i agresywnie zaczęłam grzebać w szafkach w poszukiwaniu ulubionego niebieskiego kubka. Zdezorientowany Eliot wychylił się z salonu i wlepił we mnie swoje błękitne oczka.

Pewnie zastanawiał się czemu jego siostra jest kipiącym wulkanem.

Wyciągnęłam z szafki naczynie starając się uspokoić drżenie rąk, ponieważ nie uśmiechało mi się zbierać kawałków porcelany z podłogi. Nalałam sobie kawy, którą zaparzyłam rano i zapomniałam wypić. Nie przepadałam za zimną kawą, a tym bardziej bez mleka, ale potrzebowałam zabić goryczą złość, która we mnie szalała. Byłam na granicy i czułam co się zbliża. Chciałam zapobiec silnej chęci uderzenia głową czy kończyną w ścianę. Udałam się do salonu i usiadłam na kanapie obok chłopca. Wlepiłam wzrok w monitor, kompletnie nie skupiając się na migających obrazach. Czułam jak gorycz kawy drażni mój przełyk.

Ohydztwo.

Nazwijmy wypicie tego paskudztwa łagodnym aktem samookaleczenia.

- Chloe? - Zapytał zaniepokojony.

- Wszystko w porządku mały, oglądaj dalej. - odpowiedziałam nie odwracając wzroku od telewizora.

W tym momencie nie odczuwałam potrzeby rozmowy, a tym bardziej tłumaczenia się. Miałam nadzieję, że Eli nie widział, jak wchodzę do gabinetu ojca.

Siedzieliśmy wpatrzeni w ekran, a ja nagle stwierdziłam, że muszę coś powiedzieć, bo inaczej zwariuję.

Kocham ciszę, ale czasem nawet i ona mnie zabija.

- Jak tam te twoje bajkowe dinozaury? –Zapytałam.

- To są smoki Chloe.

No tak cholera, smoki. Nie dość, że kiepska córka to jeszcze beznadziejna siostra, która nawet nie wie czym interesuje się jej brat i co ogląda.

- Myślałam o smokach, a powiedziałam dinozaury – zaśmiałam się nerwowo. - Twoja siostra się chyba dzisiaj przegrzała.

- Co robiłaś u taty? - Eliot zaskoczył mnie pytaniem.

Czyli jednak mnie widział. Co ja mam mu powiedzieć?

- Yyyy, byłam o coś zapytać – Rzuciłam.

- Jak myślisz, czy tata nas jeszcze kocha?

W momencie, kiedy padło kolejne pytanie poczułam jakby ktoś wbił mi nóż w serce.

Ono rozpadnie się dzisiaj na kawałki.

- Skąd takie pytanie? Oczywiście, że tata Cię kocha.

Ciebie. Nie nas.

- Kiedyś z nami rozmawiał, a teraz nie wychodzi nawet z pokoju – Kontynuował, a z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem na jego twarzy pojawiało się więcej smutku.

Nie rozmawialiśmy o tym często. Wolałam unikać tego tematu, ponieważ był zbyt bolesny. Ja tego nie rozumiałam, a co dopiero ośmiolatek. Nie zdawałam sobie sprawy, że o tym myśli i się nad tym zastanawia.

Przysunęłam się bliżej, objęłam go i ucałowałam w czoło.

- Ciii, będzie dobrze – kołysałam go w ramionach. –Tata po prostu tęskni za mamą, ale zobaczysz wszystko się ułoży.

To było kłamstwo, w którym żyłam i w które chciałam wierzyć.

✿.。.:* Koniec rozdziału trzeciego *.:。.✿

Krótkie info:

W rozdziale czwartym przeskakujemy o kilka tygodni. Szykujcie się na nowy rok szkolny, który okażę się być innym niż wyobrażała sobie Chloe. Od tego momentu akcja nabierze rozpędu !

Ściskam,

𝐆𝐢𝐧𝐠𝐞𝐫 ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top