Zemsta i szczypta szczerości

Przewrócona kartka opadła z cichym szelestem. Jeszcze kilka stron i skończy czytać. Potem streścić, wykuć na pamięć i będzie można odpocząć. Christen przeciagnęła się i wróciła do pracy. W pewnym momencie poczuła coś dziwnego. Jakby w salonie był ktoś jeszcze. Szybko doczytała akapit i obróciła się. Rzeczywiście, przy wejściu oparty o ścianę stał brat Operatora. Zdawał się patrzeć prosto na dziewczynę, lekko przekrzywiając na bok głowę. Christen założyła stronę w książce. Zamknęła ją i niepewnie usiadła przodem do mężczyzny. Czuła się przy nim dziwnie. Bardzo nieswojo.
- Em, dzień dobry? - przywitała się.
- Dobry dobry - odpowiedział. Uśmiechnął się szeroko ukazując zaostrzone zęby.
Nie jest najgorzej, pomyślała. Przynajmniej nie paradował po rezydencji w samych bokserkach, jak to ostatnio było. Przełknęła ślinę i niepewnie splotła na kolanach palce.
- Ma pan do mnie jakąś sprawę?
- Nie. Miło jest patrzeć na taką ślicznotkę.
- Prz-przepraszam, ale właśnie się uczyłam...
- To nic.
Starała się zachowywać normalnie, ale w głębi duszy miała ochotę uciec gdzie pieprz rośnie.
- Nie chcę być niemiła, ale pana obecność mnie rozprasza.
Zaśmiał się głośno i nieco do niej przybliżył.
- Zawsze możemy się pouczyć razem.
- Raczej nie skorzystam.
- Nie bądź taka nieśmiała. - Szybko do niej podszedł i chwycił za podbródek. - Jestem świetny z anatomii.
- Odejdź.
- Spokojnie, nie zjem cię. Jeszcze.
Odsunęła się, rozglądając na boki w popłochu. Że też nikt w tej chwili nie był w pobliżu. Offenderman przewrócił ją na kanapę. Usiadł z brzegu nachylając się nad dziewczyną. Ta zaś miała wrażenie, że jeszcze trochę i jej źrenice całkiem znikną. Z początku wierzyła, że ten osobnik jest nie aż tak groźny, jak inni mówili. Teraz wiedziała, że była w błędzie. Ogromnym. Próbowała go kopnąć, ale unieruchomił jej nogi mackami.
- Nie wyrywaj się, bo będę niemiły.
- Łapy przy sobie, ty stary zboczeńcu.
Offenderman zastygł w bezruchu, po czym zachichotał.
- Masky chłopcze, chcesz dołączyć? - zwrócił się do chłopaka, który patrzył na niego z nienawiścią w oczach.
- Głuchy jesteś? Zostaw ją.
Christen skorzystała z momentu nieuwagi napastnika i wyrwała mu się. Spadła na podłogę, jednak szybko wstała i podbiegła do Maskyego, chowając się za nim. Offender zdawał się być z tego powodu niezadowolony.
- Doprawdy, nic w tym domu nie nożna.
- Jesteś nienormalny! - krzyknęła Christen.
- Teraz rozumiesz, o co nam chodziło? - Masky zerknął na nią przez ramię.
Niechętnie przyznała mu rację. Ze wstrętem spojrzała na Offendermana, po czym powędrowała wzrokiem na notatki. Nie miała pojęcia, jak teraz je dokończy. Wszystkie schematy wyleciały jej z głowy.
- Coś się stało? - spytał Hoodie, którego najwyraźniej ściągnął krzyk Christen.
- Ten pajac zapomniał, że nie jest u siebie - warknął Masky w stronę niedoszłego sprawcy.
- TEN pajac?!
Jany wbiegła do salonu z prędkością światła. Gdy tylko zauważyła Offendermana, podeszła do niego i chwyciła za kołnierz koszuli.
- Co zrobiłeś?! - krzyknęła.
- Zupełnie nic - odparł i cmoknął powietrze naprzeciwko jej twarzy, za co porządnie go spoliczkowała.
- Co on zrobił?! - spytała reszty.
- On... em... - Christen nie była pewna, czy powinna powiedzieć to tak po prostu, ale Masky ją wyręczył.
- Lazł do niej cholera, a czego się spodziewałaś?
- Cooo?!
Tym razem w drzwiach pojawił się Toby. Niby taki duży budynek, ale jak coś się wydarzy, zawsze wszyscy zbiegali się niczym kury do ziarna. Głodne kury.
Skoro byli już razem, uznali że Offendermanowi nie ujdzie to płazem, szczególnie, że Slenderman wyraźnie zakazał mu zbliżania się do Christen. Postanowili wspólnie go ukarać. Winowajca z początku nie wziął tego na poważnie. Niedługo przekonał się jednak, że jakby silny i sprytny nie był, w obliczu wyspecjalizowanych zabójców może mieć spore problemy. Ci, usatysfakcjonowani zemstą mieli jedynie nadzieję, że Operator nie będzie miał im tego za złe i dodatkowo sam ją dokończy. W końcu nie bez powodu znajduje się we własnej szafie związanego brata, ubranego w koronkową suknię i z płuciennym workiem na głowie. Na bank zrobi małe przesłuchanie.
Gdy sprawiedliwości stało się za dość, jak przystało na kulturalnych ludzi zaparzyli sobie w filażankach herbatę i rozsiedli się przy stole. Otoczona naczyniami, niczym stroik leżała praca domowa, która ostatecznie zeszła na drugi plan.
- Ja kiedyś drania zabiję! - Z nienacka wybuchnął Toby, przerywając ciszę. Przy okazji uderzył ręką w stół, pod wpływem czego podskoczyły stojące na nim filiżanki.
- Daj spokój, nic się przecież nie stało... na razie - powiedziała uspakajająco Christen.
- Wszyscy go zabijemy, gdy zajdzie taka potrzeba - mruknął Masky.
- Oczywiście. Sam byś nie dał rady. - Jany naszła chęć na złośliwości. - W końcu taki chłopczyk w niczym nie przebije rodziny Rogers. A przynajmniej mnie.
Chłopak ledwie powstrzymał się od odpowiedniego komentarza. Nie mógł zrozumieć, czego ta wiedźma od niego chciała. Była siostrą jego stałego współpracownika, ale jak inaczej mógłby nazywać dziewczynę, której hobby jest upokarzanie go? W takich jak ten momentach naprawdę jej nienawidził.
- Jany...
Christen spojrzała na nią błagalnie.
- Tak, kochaniutka?
- Daj spokój.
- Tylko wtedy, kiedy on przyzna mi rację! - dumnie uniosła głowę.
- Cię chyba pogięło!
Jak to mówią, gdzie dwóch się kłóci tam trzeci korzysta. Toby objął Christen i oparł głowę na jej ramieniu.
- Wiesz, że ja cię lubię najbardziej? - spytał dziecinnym głosem, wywołując u niej śmiech.
- Jasne, jasne. - Ku jego uciesze pogłaskała go po głowie.
Chłopak zapiał z zachwytu i mocno ją uściskał. Nie uszło to uwadze Masky'ego, który przestał zwracać uwagę na Jany i skupił się tylko i wyłącznie na tej uroczej scence. Strasznie go zirytowała, a jak sam do tego doszedł, musiał być jakiś tego powód. Lubił Christen, choć często zachowywała się denerwująco, to fakt. Jednak, czy nagła niechęć do Toby'ego mogła oznaczać zazdrość?
Trzepnął w głowę Jany, która ciągle coś do niego gadała i wstał od stołu. Powoli podszedł do Toby'ego. Chwycił chłopaka za kaptur i zaciągnął do drugiego pomieszczenia.
- Co ty wyprawiasz? - obruszył się tamten wyrywając mu kaptur z ręki.
- Nie będę owijał w bawełnę. Kochasz Christen?
Toby patrzył na niego zdziwiony.
- Wiadomo, jest dla mnie jak rodzina.
- Idioto, pytałem czy kochasz ją w TEN sposób?
Toby nagle wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Doprawdy, jakby było się z czego śmiać.
- Kolego - gdy tylko trochę się opanował, strzelił mu z palców w czoło - przecież jest dla mnie jak rodzona siostra! Naprawdę tego nie widać?
- Nie powiedziałbym. - burknął rozmasowując czoło.
- Hm, a myślałem że... mniejsza z tym. Skąd takie pytanie? Przecież jestem z Nataly!
Teraz to Masky wydawał się być zaskoczony.
- Jak? Po ostatniej kłótni...
- Trochę się posprzeczaliśmy, ale to była nic nie znacząca kłótnia. Obraziła się na ciebie, dlatego nie chce do nas przychodzić. Masky, czyżbyś się zakochał? Hmmm? - Przybliżył do niego twarz z łobuzerską miną.
- A jeśli tak to co?
- Nic nic.
Uśmiechnął się szeroko, mrużąc przy tym oczy. W życiu by nie pomyślał, że Masky'ego stać na takie szczere wyznanie. Nie powiedział o swoich uczuciach otwarcie, ale wyraźnie widać było, że czuł coś do Christen. Nie musiał tego mówić. Znał go wystarczająco długo.
- Tobyyyy. Nie kombinuj - warknął.
- Nie mam zamiaru. W sumie to się cieszę. Musisz jednak wiedzieć - spoważniał - że jeśli ją zranisz, to będzie. Po. Tobie.
- Tak tak tak. Jasne. A, i sorry, że tak cię wyciągnąłem - powiedział patrząc gdzieś na bok.
- Nie ma sprawy.
Toby klepnął go przyjacielsko po plecach i popchnął w stronę salonu. Tam popijając herbatkę siedział wśród innych Slenderman. Wydawał się bardzo wesoły. Jak się okazało, pomysł z przebraniem Offendermana bardzo go rozbawił. Nie ukrywał jednak, że było mu za niego wstyd. Nie pierwszy raz zresztą.
Podczas, gdy Jany zbulwersowana opowiadała mu o tym, co zaszło, Christen siedziała cicho ze spuszczoną głową. Masky przysiadł się do niej. Uśmiechnął się pokrzepiająco i położył swoją dłoń na jej dłoni. Stanowczo miała za dobre serce. Nie powinna przejmować się losem tamtego zboczeńca. Będą musieli nad nią popracować. Wcześniej jednak trzeba się postarać, by odwzajemniła jego uczucia. Chwilowo odwzajemniła jedynie jego uśmiech. Najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek ktoś mu podarował.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top