Stalkerzy nagłego huraganu
Przypominam o głosowaniu! Jeśli do końca tego miesiąca, bądź innej daty, którą ustanowię pierwszego lipca będzie remis, zrobię losowanie i na jego podstawie napiszę dalszą historię! Osoby, które oddały głos nie mogą tego zrobić ponownie.
----------------------
Jany zamieszkała razem z Christen w swoim dawnym pokoju. Slenderman skombinował im drugie łóżko i szafę na rzeczy dla proxy. Uznał również, że obie dziewczyny powinny się z nim uczyć. Dlatego też Jany była zmuszona ,,uczęszczać" na lekcje biologii razem z lokatorką, co niezbyt jej się podobało. Nigdy nie przepadała za tym przedmiotem, a perspektywa Christen, by zostać lekarzem przerażała ją.
Już po pierwszej lekcji padła na łóżko i zamknęła oczy, marudząc.
- Jeny. Jak ja dawno się uczyłam...
- Jak dawno? - spytała Christen siadając obok.
- Baaardzo dawno. W której ja to klasie byłam... Zapomniałam. Młodsza od ciebie w każdym razie.
Ziewnęła i przetoczyła się na plecy.
- I nie czułaś potrzeby, żeby czegoś się dowiedzieć? Przecież to takie nudne, żeby...
- Nie no, źle powiedziałam. Uczyłam się, ale nie tego! To dopiero jest nudne! Te wszystkie... ludzie. Zwierzątka. Ameby. Eh. Naprawdę, podziwiam cię za wybór. Gdybyś o niczym Slenderowi nie mówiła, pewnie nawet nie zaproponowałby ci takich, hm, studiów?
- Hahah, na studiach na bank ciężej zakuwają. - Christen zaśmiała się biorąc w dłonie długie włosy koleżanki i rozczesując je palcami.
- Może i tak. Ale. Ja. Mam. Dość. - Pstryknęła palcami. - Umiesz coś zrobić z włosami?
- Yhym. Chcesz?
Jany kiwnęła głową i usiadła po turecku.
- A teraz zrób ze mnie Lady Gage! - powiedziała teatralnie przekrzywiając głowę.
Christen zachichotała i sięgnęła po grzebień, którym po chwili rozczesywała lśniące włosy koleżanki. Dawno nie miała kontaktu z innymi dziewczynami. Dlatego też cieszyła się z obecności Jany. Miło było poplotkować z osobą tej samej płci i powymieniać się poglądami. Bo co jak co, ale pytanie chłopców o wybory ubraniowe nie zdawało się być najlepszym pomysłem. Szczególnie, gdy chodziło o golfy czy dobór skarpetek. Szczerze, dla Masky'ego łososiowy i arbuzowy to było jedno i to samo. I jak tu się poradzić w takiej sytuacji?
Szybko uwinęła się z włosami Jany i podała jej lusterko. Dziewczyna przechylała głowę na wszystkie możliwe strony, by jak najlepiej zobaczyć nowe uczesanie i wydała ostateczny werdykt.
- Powinnaś zająć się fryzjerstwem, zamiast pchać się do medycyny. Skąd ty w ogóle znasz taki splot? - Pomacała się po głowie.
- Powiedzmy, że lata praktyki.
- Marnujesz się. Nie wyobrażam sobie siebie w tym czymś. Już chyba szybciej wybrałabym fizykę.
- Wzór na siłę dośrodkową.
- Co.
- Siła grawitacji.
- Nic nie mówiłam - powiedziała po chwili Jany, patrząc się na nią w osłupieniu. - Aleee ty chyba nie znasz?
- Oj Jany...
- Znasz?! - Pokręciła głową z niedowierzaniem i rzuciła w Christen kapciem. - Jesteś niemożliwa!
Christen pisnęła robiąc unik. Złapała Jany za bluzę i pociągnęła tak, by ta upadła na łóżko, po czym przystąpiła do podduszania jej. Nie miała jednak takiej wprawy jak zawodowa morderczyni i już po chwili obie taczały się po ziemi.
Tymczasem Hoodie i Masky siedzieli w salonie i czyścili broń. Dokładnie wygładzali powierzchnie naostrzonych narzędzi, by nie została nawet najmniejsza rysa. Sprawiało im to niebywałą przyjemność. Uznawali to za jedną z niewielu chwil, kiedy mogli się zrelaksować przy dźwięku, jaki wydawała szlifierka w kontakcie z żelazem. Szczególnie gdy nikt im nie przeszkadzał. Nagle z góry dobiegły ich piski, którym towarzyszł głośny łomot. Hoodie zaskoczony spojrzał na sufit, skąd dochodziły dźwięki.
- Co one...
- Brzmi jakby się gwałciły.
Hoodie spojrzał na brata z politowaniem i parsknął śmiechem. Próbował na nowo skupić się na swojej pracy, okazało się to jednak zbyt trudne. Odłożył narzędzia i rozsiadł się wygodniej, wpatrując się w sufit.
- Hej, Masky.
- No.
- Fajnie, że dziewczyny z nami mieszkają, nie?
- No.
- Jakoś tak milej jest w domu. I wiesz co? Wydaje mi się, że Toby się zakochał.
Masky również przerwał pracę i nachylił się do brata.
- Że niby w kim?
- W Christen, a kim innym? - spytał jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Nieee, ty tak serio?
- No a nie?
Masky zastanowił się i uśmiechnął z przekąsem.
- Jeśli moja teoria jest prawdziwa, to obejdzie się ze smakiem.
- Maskyyyy.
Hoodie pokręcił głową i ponownie spojrzał do góry. Miał ogromną nadzieję, że dziewczęta nie pozabijają się. Drgnął, gdy zatrząsł się sufit.
- Może jednak tam pójdźmy - zasugerował.
- No ok.
Bracia wstali i po cichu poszli na górę. Przystanęli przy drzwiach do pokoju dziewczyn, z którego nadal dochodziły odgłosy szamotaniny. Popatrzyli po sobie niepewnie. W końcu Masky kucnął przy drzwiach i przyłożył do nich ucho.
- Co ty robisz? - Hoodie przykucnął obok niego.
- Słucham matole - syknął.
Obaj wsłuchali się w odgłosy dochodzące z pokoju.
- Ciekawe o co poszło? - szepnął Hoodie.
Masky wzruszył ramionami. Jego bardziej interesowało, kto wygrywa. Nigdy nie widział, by Christen się z kimś biła, może po za Tobym. Ciekawy był, jak sobie radziła w takich sytuacjach. Wyglądała na grzeczną i delikatną dziewczynę, ale kto ją wie. Jak to mówią, cicha woda brzegi rwie.
Kiedyś wspomniała coś o chirurgii, niezły kierunek. Dla odpornych. Tylko, że grzebanie się w ludziach nie ma nic wspólnego z walką wręcz. Chyba. Biedna. Ma tyle planów, ale będąc szczerym, istnieje niewielki procent na to, że je zrealizuje. Kto raz wejdzie w drogę Operatorowi, będzie od niego zależny raczej do końca życia. Albo umrze. Czy to niesprawiedliwe? Nie powiedziałby. Po prostu przypadek losu. Czysty przypadek.
Nagle zdał sobie sprawę, że ktoś tyka go w plecy. Podniósł zły wzrok na Hoodiego. Brat siedział na podłodze, oparty od tyłu dłońmi. Patrzył na niego, albo za niego. Masky pokręcił głową i chciał zdzielić żartownisia, dopóki nie obrócił głowy. O jego plecy stukała macka. Chłopak niemalże podskoczył na ten widok. Nieco dalej z założonymi rękami stał Slenderman. Wyraźnie było widać że to, co zobaczył nie podobało mu się. Powoli podszedł do swoich proxy.
~ Tim, możesz mi wyjaśnić, co ty wyprawiasz? - spytał.
- J-ja...
~ Nie wydaje mi się, by klęczenie pod cudzymi drzwiami było czymś normalnym.
- Ja...
~ Mam nadzieję, że masz na to dobre wyjaśnienie.
- Bo dziewczyny strasznie hałasowały... - Chłopak czuł się w tej chwili jak mały dzieciak karcony przez rodzica. - Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku.
~ Nie prościej było otworzyć drzwi?
- On nie chciał przeszkadzać. - Stanął w obronie brata Hoodie.
Slenderman zrobił minę typu ,,doprawdy?" i chwycił chłopców mackami, by przyciągnąć ich do siebie. Miał zamiar przeprowadzić z nimi poważną rozmowę. W chwili, gdy obrócił się, by zabrać ich do siebie, w pokoju dziewczyn rozległ się huk, jakby coś spadło na podłogę. Drgnął i obrócił w tamtą stronę głowę. Odstawił trzymanych na ziemię i bez żadnych ceregieli otworzył drzwi.
Widok, jaki męska część rezydencji zastała, na długo utkwił im w pamięci. Po całym pokoju fruwały białe i szare piórka. Poduszki, z których wypadły, leżały na podłodze, rozprute po części lub całkowicie. Szafka oddzielająca łóżka dziewczyn znalazła się na drugim końcu pomieszczenia. Prawdopodobnie to ona zrobiła największy hałas. W centrum tegoż harmideru znajdowały się jego sprawczynie. Jany leżała wśród pierza, a Christen na niej, z poduszką w dłoniach. Obie ze zdziwieniem patrzyły na przybyłych, jakby widziały ich pierwszy raz na oczy.
~ Co... Czy... Czy wy już całkiem powariowaliście?
Slenderman przyłożył palce do skroni. Co jak co, ale czegoś takiego nie spodziewał się po swoich podopiecznych.
- My... - zaczęła Jany.
~ Najpierw ci pseudo stalkerzy, teraz to. Ile wy macie lat?! Czyżbym mieszkał z przedszkolakami?!
- Przepraszamy! - Christen zerwała się na równe nogi, przy czym pióra niosły się wraz z nią do góry - Posprzątamy to wszystko, naprawdę!
- Tak! - dołączyła do niej Jany.
~ No ja myślę.
- Pomożemy, prawda? - Hoodie zwrócił się do Masky'ego.
Masky nie odpowiedział. Takiego bałaganu jeszcze nigdy w tym miejscu nie widział.
~ W porządku. A więc raz do roboty, i to migiem. Jak przyjdę za godzinę, ma mi tu błyszczeć! Muszę omówić z wami parę spraw i chcę zrobić to ze świadomością, że w MOIM domu panuje harmonia. Zrozumiano?!
Młodzież przytaknęła. Slenderman westchnął uradowany, że jeszcze go słuchają i wrócił do siebie. Po drodze minął Toby'ego, który dopiero co wrócił ze spaceru. Chłopak ominął go zdziwiony przez aurę, jaką dało się wyczuć od Operatora. Odłożył swoje google i wszedł na piętro by wziąć kąpiel. Po drodze zatrzymał się, widząc pracujących u dziewczyn przyjaciół. Zboczył ze swej trasy i zajrzał do nich. Piórka były wszędzie.
- Ekgem, coś mnie ominęło? - spytał.
W odpowiedzi oberwał od Masky'ego ścierką.
- Jeśli chcesz żyć, musisz ogarnąć to za godzinę.
Chłopak zamrugał zdziwiony i posłusznie wziął się do roboty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top