Artyści ze spalonego teatru
Liście chrzęściły przy każdym stawianym przez nich kroku. Chwilowo nie stanowiło to większego problemu, utrudnić mogło jednak dalszą część misji. Ważnym było, by zachowali ciszę. W innym wypadku łatwo mogliby zostać zauważeni, a wtedy plan zdałby się na nic. Takiej sytuacji woleli uniknąć, szczególnie, że tym razem nie byli sami. Toby co rusz przypominał dla Christen, co powinna i czego nie powinna robić. Niezmiernie irytowało to Masky'ego, który non stop szturchał go i błagał, żeby ten wreszcie przestał.
- Masky ma rację. - Dziewczyna położyła Toby'emu dłoń na ramieniu. - Ja bardzo dobrze wszystko pamiętam.
Toby zdawał się nie być co do tego przekonany.
- Przecież nawet nie będę tam z wami.
- No i co z tego? Będziesz w pobliżu. Gdyby ktoś cię zauważył...
- Będę ostrożna, ok? Proszę, skup się na swoim zadaniu, bo nam zaraz kolega zamieni się w pieczone. - Kiwnęła głową w stronę Masky'ego, który zaiste sprawiał wrażenie, jakby za chwilę miał się zagotować.
Toby wzruszył ramionami. Rzeczywiście lepiej by było, żeby nie doszło do kłótni.
Po pewnym czasie przystanęli przed jakimś domem. Schowali się za żywopłot i zaczęli obserwację. W pomieszczeniach jeszcze paiło się światło, a w oknach migały sylwetki mieszkańców. Masky oparł się o drzewka i osunął na ziemię.
- To na pewno tutaj? - spytał.
Hoodie potwierdził, chowając kartkę z adresem do kieszeni, na co jego brat westchnął z rezygnacją.
- Nie wzdychaj - mruknął Hoodie. - Mi też nie uśmiecha się siedzenie tutaj przez kilka następnych godzin.
- Może nie czekajmy. Wiecie przecież, gdzie jest jego pokój, tak? - zaproponowała Christen.
- Nie mamy pewności, że tam będzie. Lepiej działać wedłuch planu. Chyba, że chcesz rzezi całego domu? - zwrócił się do niej Toby.
Zaprzeczyła, wykrzywiając się ze wstrętem.
Jeden trup wystarczył dla niej. Dowiedziała się, kto nim zostanie, widziała jego twarz. Znała powód zasadzki na niego. I pomimo tylu przewinień współczuła mu. W końcu ktoś na pewno go kochał. Nie ma ludzi, którzy kompletnie dla nikogo się nie liczą. Mogą to sobie wmawiać, ale nigdy tak nie jest. A ten ktoś, komu na nich zależy, będzie musiał cierpieć po ich stracie.
Nagle Masky pociągnął ich do siebie na ziemię i sprzyłożył palec do ust. Rozchylił lekko liście żywopłotu i nakazał, by spojrzeli we wskazanym przez niego kierunku. Tylnym wyjściem z domu wyszła grupka ludzi. Nawet z tej odległości widać było, że są porządnie uchlani. Śmiali się głośno. Z sąsiedztwa przez płot wychylił się sąsiad. Nic nie robiąc sobie z tego, że jest w samym szlafroku, krzyczał do roześmianych ludzi i groził policją. W odpowiedzi tamci dosyć mocno go obrazili. Jakaś kobieta weszła do domu i po chwili dało się słyszeć dosyć głośne disco.
- Jeszcze tego brakowało. - Toby cisnął topoki w trawę. - I jak tu niby zachować dyskrecję?!
- Może i nie trzeba... - westchnął Hoodie.
- Może mogłabym pomóc...
- Nie! - zbyli ją.
- Gdyby nie tamten facet, można by było zaatakować wszystkich - podsunął Masky.
- Ale on tam cały czas jest - mruknął Toby.
- Gdyby tak odwrócić jego uwagę...
- Ja bym mogła.
Spojrzeli na nią zdziwieni.
- Niby jak? - spytał Hoodie.
- Gdybym tak stanęła pod jego bramą i zaczęła wzywać pomocy, może by się ruszył, żeby sprawdzić co się dzieje.
Masky pokręcił głową.
- Nadal jednak pozostanie problem z ludźmi, którzy mogą być w domu.
- To trzeba wyciągnąć z niego wszystkich.
- Ha?
Zdjęła z włosów spinki i wcisnęła Hoodiemu do ręki.
- Co ty kombinujesz? - spytał Toby nieco zdenerwowany.
Rozczochrała włosy i uniosła głowę, uśmiechając się. Może i była przeciwna tym wszystkim napadom, ale chciała się na coś przydać. Nigdy nie lubiła stać bezczynnie, przyglądać się cudzej pracy. Czuła się wtedy źle. Nie chciała, by przyjaciele uważali ją za gorszą. W końcu dla nich to było normalne. Chyba. Poza tym miała ostatnio ze Slendermenem rozmowę, z której dowiedziała się tyle, że tak naprawdę czuje w niej potencjał i była to główna przyczyna, przez którą pozwolił jej zostać.
- Pomogę wam. I już - dodała, widząc ich niezadowolenie.
- A co ty niby możesz zrobić?
- Zobaczysz.
Rozerwała rękaw bluzki, a w nią zaczęła wcierać ziemię, tworząc sporej wielkości plamy. Toby wydawał się tym zrozpaczony.
- Kosztowała trzydzieści... - jęknął.
- To nie jest aż tak dużo - odparła, na co reszta zareagowała lekkim zdziwieniem.
- Masz zamiar udawać trupa czy jak? - spytał Masky.
- Nie do końca.
- Ha?
- Trzymaj. - Rzuciła mu swój trampek. - No, to ja już pójdę, a wy patrzcie, kiedy najlepiej zacząć działać. Aha, spróbujcie się wtopić w tłum.
Nie słuchając protestów wybiegła z ukrycia na drugą stronę drogi. Nie była pewna, czy postępuje właściwie. Chciała jednak spróbować. Traktowała to jako swego rodzaju test. Jej celem było zwabić ludzi na ulisę. Przypomniała sobie różne filmy, jakie miała okazję oglądać. Jej celem było zwrócenie na siebie uwagi.
Postanowiła udawać ofiarę napadu. Ze wszystkich sił próbowała się popłakać. Chciała wypaść wiarygodnie. Wspominanie smutnych sytuacji nie pomogło, kopnęła więc z całych sił w pobliskie drzewo. W nodze poczuła przeszywający ból, a do oczu momentalnie nabiegły jej łzy. Uśmiechnęła się pomimo bólu. Takiego właśnie efektu oczekiwała. Jeszcze raz zastanowiła się, czy to w ogóle ma szansę się udać, po czym kulejąc ruszyła powoli drogą.
- Halo?! - krzyknęła, a gdy uznała, że nikt nie miał szansy jej usłyszeć spróbowała jeszcze raz, głośniej. - Halo! Jest tu ktoś?! Pomocy!!
Tak jak oczekiwała, przez płot wyjrzał ze swego podwórka sąsiad imprezowiczów. Rozejrzał się. Podbiegła pod najbliższą latarnię i ponownie krzyknęła. Mężczyzna zauważył ją.
- Czego tam?! - odkrzyknął.
- Pomocy! - zawołała płaczliwie i demonstracyjnie się przewróciła.
Mężczyzna szybko podbiegł do niej. Automatycznie zrobiła minę świadczącą o ogromnym bólu i chwyciła się za nogę.
- Boże, co się stało? - spytał. Teraz, gdy znalazł się bliżej zauważyła, że był to mężczyzna w starszym wieku.
- N-napadli mnie - odpowiedziała drżacym głosem.
- Kto?
Chciał sprawdzić, co jej jest. Cofnęła szybko nogę i syknęła.
- Nie wiem! Nie znałam ich...
- Jak wygladali?
- Byli... pijani. Młodzi tacy...
- Gdzie to zrobili?
- Niedaleko.
Wskazała palcem na krzaki po przeciwnej stronie ulicy. Przejęcie mężczyzny sprawiło, że łatwiej było jej wczuć się w swoją rolę.
- Zaraz zadzwonię na policję. Tak być nie może.
- Nie!
- Słucham..?
- Niech pan tego nie robi! Błagam! Nie! Zemszczą się! Nie nie nie!!
Próbował ją uspokoić, ale gdy tylko ponownie chciał jak dotknąć wrzasnęła jeszcze głośniej. Takiego cyrku pewnie jeszcze nigdy nie przeżył i nie życzyła mu, by przeżył go ponownie. W domach znajdujących najbliżej nich zapalono światła. Bawiący się wyszli na ulicę. Wszystko szło zgodnie z planem.
- Uspokuj się! Przestań sie drzeć!
- Niech pan nie krzyczy!
- Ty, stary, co ty jej robisz?! - Jeden z gapiów podbiegł z groźnym wyrazem twarzy.
- On chce mnie skrzywdzić! - Przetarła oczy jeszcze bardziej brudząc twarz.
- Ty..! - Mężczyznę w szlafroku zatkało. Nie wiedział, co powiedzieć.
- Stary drań! Wstydu nie ma! - Drugi plunął w jego stronę.
- Za młody i za głupi jesteś dzieciaku, żeby mnie, mnie osądzać!
- Zamknij się!
Wokół nich zgromadził się spory tłum. Ludzie robili zdjęcia, dyskutowali, ktoś zaproponował wezwanie policji. Nieco dalej zauważyła dwóch chłopaków oddalających się w stronę domu. W jednym z nich rozpoznała Masky'ego. Na szczęście domyslili się, jaki miała plan. Odetchnęła z ulgą i od nowa zaczęła przedstawienie. W pewnym momencie przyłożyła dłoń do ust i wskazała stronę, z której tam przyszła.
- O co chodzi? - spytała jakaś dziewczyna, lekko podpita.
- T-tam! - pisnęła Christen nadmiernie gestykulując wolną ręką. - Tam jest!
- Kto? - posypały się pytania z tłumu.
- On was zabije! To on!
Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku.
- Tam nikogo nie ma...
- Schował się! Kaptur!
- Już mnie denerwujesz! - warknął jakiś mężczyzna.
- Naprawdę go widziałam! Ucieka! Łapcie go!
Kilkoro ludzi pobiegło w tamtym kierunku. Pozostał tylko problem, co zrobić z resztą. Nie miała zamiaru leżeć na ziemi całą noc i czekać na służby specjalne. Nagle koło domu ofiary zajęło się ogniem jedno z drzew. Szybko poinofmowała o tym resztę i gdy tylko spuścili ją z oczu dała nogę. Logicznym było, że ważniejsza będzie ochrona budynków, niż niska, wrzeszcząca dziewczyna. Uciekała przez łąkę, gdy została wciagnięta między rosnące gęsto drzewka.
- Wolnego siostrzyczko. - Toby zaśmiał się - Co to było?
- Emmm...
- Jeszcze nigdy nie brałem udziału w tak chorej akcji - powiedział Masky.
- Ale przecież udało się - odparła niepewnie.
- Owszem. Pomysłowe to było, nie da się zaprzeczyć. - Hoodie poklepał ją po ramieniu.
- Mhm, całkiem dobrze udawałaś. - Masky uśmiechnął się lekko.
- Naprawdę? - Co jak co ale ten osobnik za często jej nie chwalił.
- Tak. Jednakże trochę przesadziłaś. Było niezbyt naturalnie. Tak to się drą ludzie jak im się włosy z głowy wyrywa. Albo nie wiem, co jeszcze. Co mordę cieszysz? - rzucił w stronę Toby'ego, który zasłaniał twarz rękoma, co rusz parskając śmiechem.
- Oj Masky, Masky, wiedziałem, że jesteś wrażliwy na sztukę, ale że taki z ciebie znawca to bym nie pomyślał. Pan profesor wyższej szkoły teatralnej Timmy... - w tym momencie otrzymał od adresata słów porządny łomot.
- Dajcie spokój. - Christen chwyciła Masky'ego za rękę. - Powiedzcie mi lepiej, jak wam poszło.
Masky niechętnie odsunął się od Toby'ego. Okazało się, że z początku nie wiedzieli, o co jej chodziło. Kiedy zaczęła ściągać wokół siebie coraz więcej gapiów zrozumieli, że starała się im stworzyć lepsze warunki. Tim pozbył się swojej bluzy i maski, żeby wmieszać się w tłum, a następnie zaprowadził ofiarę do domu, gdzie spokojnie mógł ją zamordować. To, że była pijana ułatwiło tylko sprawę. Następnie Toby wywołał pożar, co dało Christen większą szansę na ucieczkę. Wszystko poszło idealnie, wbrew początkowym obawom dziewczyny.
Powoli wracali w stronę rezydencji, ciesząc się z udanej akcji. Christen czuła wprawdzie wyrzuty sumienia, starała się je jednak z całych sił zagłuszyć. Ona nie zabiła. Ona pomogła przyjaciołom.
- Ciekawe co na śniadanie... - mruknął Toby przeciągając się.
- Operator wspominał, że jak się uda będą gofry. Um, kazał mi o tym nie mówić... Ciekawe dlaczego. Ej, Toby, poczekaj na nas!
- Właśnie dlatego. - Masky objął ją ramieniem i uśmiechnął się poblażliwie, patrząc za starszym kolegą.
________________________________________
Hello hello! Wreszcie udało mi się skończyć. Następny rozdział najprawdopodobniej w przyszłym miesiącu :) Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top