gorycz szarłatu

Takashi dotarł do bram Hadesu zaskakująco szybko. Może to ważna wiadomość tak niosła go do swego pana?
Chciał prędko powiedzieć czarnowłosemu o tym, w jak okrutnie nieprzyjemną sytuację się wplątał.
W końcu okazana Bogu życzliwość, okazała się być jedynie pomyłką.

Z drugiej strony, Przewoźnik nie był pewien tego, czy powinien niszczyć brunetowi jego wyśmienity nastrój. Keith cały promieniał i cieszył się z kwiatów, które dumnie stały w wazonie. Oglądał je, gładził płatki z czułością i głośno mówił o swoich nadziejach. W końcu naprawdę chciał by jego prezent przypadł do gustu Bogowi Wód.

Właśnie przez ten widok, Shirogane realnie się wahał. Rozsądek jednakże odzywał się wyjątkowo głośno, pokrzykując o etycznych zachowaniach. A przecież przemilczenie tejże sytuacji, do takich by nie należało.
Nie zostało mu więc nic więcej, jak westchnąć głośno i zbliżyć się do Hadesa z lekkim grymasem.

Z początku przywitał się tylko z szacunkiem i przeciągał moment wyjawienia intencji Lance. Nie mogło to jednak trwać w nieskończoność. Stało się. Powiedział wszystko, nawet zniósł zawiedzione spojrzenie swojego pana.
I co najdziwniejsze, tylko do niego się ograniczył.

Keith, co niestety trzeba wspomnieć, miewał skłonności do obnoszenia się ze swym gniewem. Wyolbrzymiał zniewagi, przeklinał wszelkie istnienie, gdy coś wyjątkowo go dotknęło. Bywał wybuchowy i teatralny. Jednak nie tym razem.
Zniósł tę sytuację w ciszy i z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. Zupełnie tak, jakby się tego spodziewał.

W żaden sposób nie skomentował informacji, która dobiegła do jego uszu. Za to z chęcią strącił bukiet, który nieodwracalnie upadł na samo dno Styksu. Nie obejrzał się nawet, nie spojrzał na kruche płatki, które zginęły w wodach. Za to z pełnym dramatyzmem podążył do wnętrza pałacu, chcąc w samotności znieść to upokorzenie, jakim uraczył go Bóg Wód.

x x x

Rzeczywistość na powierzchni wcale nie malowała się w jaśniejszych barwach. Może i Lotor czy Opiekunka Natury pękali ze śmiechu, jednak dla szatyna cała sytuacja była wręcz tragedią. Nie chciał przecież sprawić przykrości Królowi Podziemi, wszystko było tylko nieporozumieniem.
Czuł się jak skończony buc, a i rozbawione szepty nie pomagały mu w obecnej sytuacji.

— Oh, miło było cię znać. Mogę przysiąc na własny rydwan, że Hades dorwie cię za ten bukiet. — białowłosy otarł policzek z łez i przeciągnął się z uśmieszkiem. Zdecydowanie brakowało mu w życiu takiej rozrywki.
— Może nawet rzuci cię cerberowi? Rozszarpałeś jego serce, więc on rozsza...

Docinki Boga szybko zostały przerwane przez Najpiękniejszą z istot. Przechadzając się w pobliżu i słysząc złośliwy rechot Lotora, nie mogła powstrzymać się przed pociągnięciem go za śnieżne pukle. Wyrywając z jego gardła krótki okrzyk bólu, jednocześnie zakończyła wywody tego szydercy.

— Nie słuchaj tego durnia, Lance. Nie stanie ci się krzywda, jeśli wyjaśnisz całą sytuację. Wystarczy przyznać się do błędu, przeprosić. — Allura odezwała się ciepło, układając dłoń na drżącym ramieniu młodzieńca. Poklepała je z niemal matczyną czułością i posłała mu swój najpiękniejszy uśmiech. — Nie jesteś śmiertelny, więc krzywda ci się nie stanie. A jeśli jednak Hades zadecyduje się cię ukarać, wstawimy się za tobą.

Mówiąc ostatnie słowa, obrzuciła zgromadzonych uważnym spojrzeniem. Spoglądała na Bóstwa, które w końcu raczyły opanować swe rozbawienie. Zerkała na to z jawną satysfakcją, zaraz jednak wróciła do drobnej osoby szatyna. Patrzyła jak chłopak wzdycha ciężko i niepewnie kiwa głową.

— Muszę wykazać się dojrzałością, prawda? Nie ma innego wyboru. — odparł, gładząc materiał swojej togi i spojrzał w jasne oczy Bogini piękna. Były tak spokojne i emanujące ciepłem. Dodawały mu pewności i poczucia, iż jednak uda mu się odpowiednio przeprosić Hadesa.

Zaraz po swej ostatniej wypowiedzi, nakazał by Pidge zaprowadziła go na najbardziej rozłożyste łąki.
Dziewczyna z początku nie rozumiała nagłej prośby przyjaciela, jednak powoli docierał do niej pewien plan, który ten sobie obrał.
W końcu, gdy tylko znaleźli się w oceanach zieleni, Lance dotknął ziemi kolanami i w tej pozycji począł zbierać kwiaty.

Zrywał maki, astry, bielunie, fiołki, dzwoneczki, firletki. Zbierał każdy kwiat, który był dla niego najpiękniejszym okazem Powierzchni.
Przesuwał palcami po zielonych trawach, brudził szaty ziemią i pyłkami kwiecia.
Twardy grunt nie ułatwiał jego pracy, którą podejmował bez nadczłowieczych ułatwień.

Właściwie, zachowywał się aktualnie w sposób, który nie przystawał bogu.
Jednakże nieświadomie upokorzył Hadesa i nie miał zamiaru obnosić się dumą podczas swych przeprosin.

Tak też klęczał do ostatniego kwiatka, który złożył w koszu podarowanym mu przez Pidge. Właściwie, napełnił ich aż trzy i gdy uznał je za wystarczającą ilość, wstał w końcu i otrzepał się z brudu. Wziął bukiety w ręce i po krótkim pożegnaniu, ruszył ku Podziemiom.

Wędrówka niezwykle mu się dłużyła, jakby nie miała końca. Było to poniekąd zbawieniem szatyna, gdyż naprawdę nie chciał zmierzać do bram Krainy Umarłych. Z drugiej strony, zdawał sobie sprawę z własnego błędu, pragnął wszystko naprawić. Dlatego właśnie musiał przezwyciężyć strach i stanął na brzegu, czekając cierpliwie.

Czas upływał, a Lance stąpał z nogi na nogę, wypatrując Przewoźnika. Chciał już wsiąść na jego łódź i pognać z przeprosinami.
Jednakże nic nie przychodziło mu tego dnia tak łatwo. Minęła prawie wieczność, gdy Takashi dobił w końcu do brzegu i zmarszczył brwi na widok Boga.

Zakapturzona postać obrzuciła go uważnym spojrzeniem, które zaraz zatrzymało się na podarkach dla Hadesa.

— Znów pomyliłeś przesyłki? — zapytał nieco złośliwie, opierając się o wiosło.
Mimo łagodnych rysów twarzy i neutralnej aury, sam Przewoźnik nie wyglądał na przyjacielskiego.
Cóż, McClain nawet nie próbował mu się dziwić. W końcu uraził jego pana, w jego oczach mógł więc malować się jako ktoś niewart jakiegokolwiek zachodu.

— Przyznaję, iż tamten bukiet był pomyłką. Mogłem wszystko wyjaśnić, gdy tylko się dowiedziałem, jednak... Pidge mówiła, iż nikt nigdy nie schodził do Podziemi. Hades nie dostawał prezentów, które dla reszty bogów były chlebem powszednim...

Młodzieniec niepewnie ustawił kosze tuż pod swoimi stopami. Spoglądał przy tym na barczystego mężczyznę i westchnął ciężko, gdy pomyślał o całym absurdzie tejże sytuacji.

— Chciałem więc zostawić to bez słowa, by mógł nacieszyć się myślą, iż ktoś w końcu o nim pomyślał. Niestety wyszło tak, iż twój pan ofiarował mi podarek od serca... I jednocześnie dowiedział się o pomyłce.

Białowłosy słuchał go uważnie i pokiwał głową w odpowiednim momencie. W końcu nie miał nawet po co zaprzeczać — osobiście zdradził Keithowi to, jak sprawy się mają.

— Nie zniósł tego najlepiej. Nie chce też cię widzieć. Co masz zamiar z tym zrobić?

McClain mimowolnie przełknął głośno ślinę i nerwowo potarł kark. Przecież brzmiało to tak trywialnie.

— Mam zamiar przeprosić. — wyznał, pokazując na wszelkie kwiaty, które zebrał z myślą o Władcy Podziemi. — Osobiście zerwałem dla Hadesa najpiękniejsze kwiaty łąk, których nie może oglądać. Jeśli nie przyjmie koszy, wypełnię nimi całą waszą krainę. Będę przynosił podarki, aż pozwoli mi należycie przeprosić i wybaczy mi mój błąd.

Lance sam był zszokowany własną pewnością w głosie. W końcu tak strasznie bał się schodzenia do Świata Umarłych. Jednakże jego skrucha była szczera i czysta, przezwyciężała strach. Również i Shiro mógł dostrzec to w postawie szatyna, który chętnie zapakował bukiety na jego łódź.
I choć z początku był zawiedziony tymże młodzieńcem, teraz mimowolnie uśmiechał się pod nosem. Może jednak nie był aż tak zły?

— Możliwe, że doceni twoje starania. Myślę jednak, iż za bardzo dotknęła go ta zniewaga i w najlepszym wypadku odeśle twój podarek. - Przewoźnik odezwał się już dużo milszym tonem i pchnął wiosłem, pozwalając by prąd Styksu poniósł jego łódź. — To ładnie z twojej strony, że wróciłeś przeprosić. Odważny i dobry z ciebie chłopak.

Lance nie mówił już nic. Nie widział potrzeby, w końcu i bez słów przynosił sobie wiele kłopotu. Za to przyglądał się niknącej postaci, która niosła za sobą słodki zapach kwiecia.
I to właśnie w tych różnorodnych kielichach McClain mógł pokładać jedyne nadzieje. Nie chciał w końcu skazywać się na gniew Hadesu.
Nie chciał też, by czuł się on aż tak wyobcowany w całym tym Boskim świecie.
Pragnął jedynie okazać skruchę i przyznać się do błędu przed kimś, kto sam okazał mu oznaki znaczącej sympatii.

Właściwie; w tej chwili mógł tylko chcieć. Chcieć i modlić się w duchu, by jego przeprosiny zostały przyjęte.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top