Boskie występki

Głośne śmiechy niosły się echem po całym Olimpie. Woda oblewała ich szaty, a rozmiękła ziemia wpływała do wnętrza wiązanych sandałów.
Grunt chlupotał miękko, a rośliny uginały się pod ciężarem kropel.
Obaj Bogowie bawili się wręcz świetnie, oblewając siebie nawzajem i trwając w słodkiej swawoli.
Jednakże z tego stanu rozbawienia mógł wyrwać ich tylko przerażony krzyk, który zmienił się w gniewny, wręcz nienawistny ton.

— Co tu się wyprawia? Dlaczego wszystkie moje rośliny są umarłe? — Bogini Zieleni wręcz upadła na kolana, brodząc w chłodnym błocie i dotknęła kwiatów, niczym konających dzieci.
Jej oczy błysnęły od napływających łez, jednak powstrzymała je. Jej spojrzenie dotknęło niemal boleśnie, gdy skierowała swój wzrok na postaci przed sobą.

Na ten widok, Lance aż skrył się za rosłymi barkami przyjaciela, jedynie łypiąc zza jego ramienia.

— Bawiliśmy się, chyba trochę nas poniosło. — Odparł, jednak w jego rozbawionym tonie głosu nie sposób było szukać skruchy. To dodatkowo rozwścieczyło Boginię, której dzieło zostało tak okrutnie zniszczone.

— Więc zabawa pozbawiła je życia? Czy ty masz w ogóle pojęcie ile czasu i energii kosztuje mnie opieka nad Ziemską roślinnością? Tyle istnień straciło pożywienie, krąg życia został przerwany dla zabawy. A prosiłam tylko o małą pomoc. — Lamentowała, jednak jej głos drgał niebezpiecznie i mógł zwiastować najgorsze. Hunk wyczuwał to, przez co próbował chronić siebie, jak i przyjaciela w tej okropnej sytuacji.

— Czy możemy ci to jakoś wynagrodzić? Na pewno znajdziesz stosowny pomysł... — Odezwał się, jednak nie spodziewał się, iż młoda kobieta może aż tak wybuchnąć.
Gdy tylko słowa Bóstwa Rodzinnego Ciepła opuściły jego usta, Pidge podniosła się z ziemi i spojrzała chłodnym spojrzeniem na McClaina. Wiedziała w końcu kto rozpoczął ten terror wobec jej roślin.

Uniosła dłoń i gdy szatyn mógł sądzić, iż to moment uścisku na zgodę, jego ramię pokryła winorośl. Wiła się po niej niczym węże, a w jej ślady poszedł bluszcz i cierń.
Biel togi czy opalona skóra mężczyzny nikły powoli pod plątaniną gałązek i liści, które zaczęły boleśnie go ściskać i zamykać w swych objęciach. Cuchnęły mokrą zgnilizną, którą sam im zafundował.

Wziął ostrożny, drżący oddech i spojrzał na nią błękitnymi oczyma, które również zaczęły zanikać za zieloną kurtyną. W tej właśnie chwili, mimo swej nieśmiertelności, był zwyczajnie przerażony.
Czy ktoś tak mu bliski, byłby gotów go skrzywdzić?

— Gołąbku, postąpiliśmy głupio i bardzo źle. Wiemy o tym oboje. Mamy też świadomość tego, jak ważna jest twoja praca i jak ogromnie cenne są twe rośliny. — Garret ułożył ostrożnie dłonie na napiętych ramionach Bogini. Przez jej nastrój niebo pociemniało, a nawet i ptaki skryły się w koronach drzew. — Miej dla niego litość, błagam cię.

— On nie miał dla nich litości. Odejdź albo i ciebie spotka podobna kara.

Ochrypły ton wywołał dreszcze u obu mężczyzn. Mogło się wydawać, że właśnie z jego powodu Hunk uciekł, zostawiając swojego towarzysza na nieuniknione tortury.
W końcu Pidge niemal szalała i uniosła dłonie, wzmacniając uścisk i wywołując tym samym bolesny krzyk Boga.
Na jej szczupłych palcach zawrzały iskry, a sama Bogini gotowa była przemienić mężczyznę w marny chwast, byle wymierzyć mu karę.

Powstrzymały ją jednak krzyki i przyspieszony krok, który zamienił się niemal w szaleńczy bieg.
Rudowłosa istota, która w tym świecie była odpowiedzialna za rozwagę sprawiedliwość i rozstrzyganie sporów — Coran biegł właśnie ku makabrycznej scenie, byle jak najszybciej ją zakończyć.

— Poczekaj, wariatko! Poczekaj z tą ostatecznością! — Niemal wrzasnął i zdyszany stanął pomiędzy nią, a Lance. Zasłonił go szczupłym ciałem i wymierzył w kobietę palcem. — Dobrze wiesz, że nie tak działa sprawiedliwość. Powinien czegokolwiek nauczyć się ze swej kary. Wiem więc, że umiesz wybrać lepiej.

Roślinność złagodniała dzięki swej matce i powoli opuszczała ciało Lance, który aż zatrząsł się i z ulgą dostrzegł, iż Hunk nie zostawił go na katusze, a sprowadził pomoc.
Milczał jednak i cudem stojąc na nogach, przysłuchiwał się negocjacjom.
W końcu rudy potrzebował poznać fakty, zapoznać się z całą sytuacją by werdykt był pełnomocny i sprawiedliwy. A gdy wszystko zostało ustalone, Lance sam nie mógł uwierzyć, że przez gardło przechodzą mu właśnie te słowa.

— Uroczyście obiecuję pomagać ci na Ziemi. Tak długo, jak tylko zechcesz.

Uścisnęli sobie dłonie, które Coran przytrzymał na znak ugody.
Jednak nikt z tu zebranych nie miał pojęcia ile ta współpraca przyniesie chaosu, niedomówień i problemów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top