Ślubne lilie { koniec }
Od wydarzenia, gdy Lance nieświadomie złączył ich losy, minęło już trochę czasu.
I mówiąc szczerze, wtedy zmieniło się dosłownie wszystko.
Zaczynając od początku — Bóg Wód dowiedział się o zawarciu małżeństwa w sposób nietypowy. Mianowicie, następnego dnia u wrót jego podwodnej samotni, zawitał Coran z kwiatami, szczerym uśmiechem i gratulacjami.
Potem zaczęli pojawiać się kolejni.
Hunk zwymyślał go za sekrety ślubne (choć jego przyjaciel sam nie miał pojęcia, iż zyskał męża), Allura rzucała mu się na szyję, życząc wszystkiego dobrego. Matt darował mu obrączki z promieni białowłosego bałwana, który nie mógł przestać się śmiać, gdy Lance wyznał mu przypadkowość tego małżeństwa.
Po drugie — jego „mąż" zaczął zwyczajnie go unikać.
Rozumiał to poniekąd. W końcu znów wykręcił mu tak niezręczny numer. Sam miałby siebie dość po takim czasie i tak wielu durnych „wypadkach".
Jednak nie kłamiąc — Lance był bardziej niż wdzięczny samemu sobie za swój talent do bycia totalnym głuptasem i magnesem na takie sytuacje.
W końcu sam zaczął lubić Hadesa, pokochał wręcz spędzanie z nim czasu. Uwielbiał też to, iż mógł zapełniać całą rzeczywistość Keitha. Odganiał od niego samotność, mógł być jego powodem do uśmiechu.
Chłonął każdą informację o tym niezwykłym brunecie. Chciał dla niego jak najlepiej i wstydził się każdej głupoty, którą przy nim i przez niego wyprawiał.
Więc czy nie był to dobry wstęp do miłości?
Był, oczywiście, że był! To wręcz doskonały wstęp, dla którego Lance miał zamiar zrobić jeszcze więcej głupot.
Pierwszą z nich miało być postaranie się o tego wystraszonego boga. Nie chciał by uciekł mu z jego winy. Naprawdę ogromnie żałowałby spłoszenia tego biednego stworzenia.
Tak więc odnalazł czym prędzej bruneta, ignorując chichoty dusz czy nawet samego Przewoźnika.
Zjawił się w jego pałacu i ugiął kolano tuż pod samym tronem Władcy Podziemi.
Nie zwracał uwagi na to, jak szybko biło mu serce. Ignorował palący róż, który kwitł na jego policzkach. Za to uśmiechał się mimowolnie i klęcząc, zbliżył się do zszokowanego Kogane.
Spoglądał w niepewne fiołkowe oczy i ujął dłonie Boga Podziemi, jakby były najdelikatniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek dzierżył w palcach.
I choć zbierał się do tego niezwykle pokracznie, salwy niezręcznego śmiechu i potoki słów dały wprawdzie udany rezultat.
W końcu po całych tych podchodach, Keith skazany był na planowanie najpiękniejszego wesela i podróży poślubnej nad samo otwarte morze.
Lance za to, między czułymi chichotami, mógł oferować już nie tylko krem z filtrem, dla niezwykle wrażliwej skóry Kogane, ale i własną miłość.
A tego McClain chciał darować mu bez końca i w zupełnej świadomości.
W końcu jednak nadszedł ten dzień, czas wesela, które nastąpić miało już nie tylko z przypadku.
Szykowali się do niego wszyscy, zamieszkali Podziemia, jak i stworzenia Powierzchni.
A ile było z tym pracy! Jednak czy ktokolwiek się skarżył? Nie, to byłoby kłamstwem.
Cała ceremonia miała odbyć się tuż przed bramami Olimpu, do których Keith nigdy nie miał wstępu. To miejsce zagospodarowano z niezwykłą starannością; Pidge specjalnie na tę okazję wyhodowała najpiękniejsze kwiaty. Zwisały one na kolumnach, pięknie prezentowały się na stołach, na łuku przy ślubny kobiercu.
Lotor użyczył miękkim płatkom swych słonecznych iskierek, dzięki którym cała przestrzeń lśniła ciepło i czysto.
Allura od samego poranka ćwiczyła grę na harfie, która miała towarzyszyć młodej parze w drodze do ołtarza.
Mówiąc właśnie o nich; Lance nie mógł powstrzymać radości, ale i tremy, którą odczuwał w najważniejszej chwili w swym nieśmiertelnym życiu.
— A jeśli znów palnę coś głupiego? Ośmieszę nas obu na własnym weselu. Dobrze wiesz do czego jestem zdolny. — Szatyn marudził tak już od dobrych kilku chwil, ubierając się w odświętny strój. Hunk stał do niego tyłem, nie chcąc naruszać prywatności własnego przyjaciela. To również pozwalało mu bezkarnie uśmiechać się pod nosem. W końcu zaledwie przed chwilą mógł się dowiedzieć, iż drugi pan młody równie się denerwował.
— Myślę, że jesteście dla siebie stworzeni i to ma dziś najważniejsze znaczenie. Jedynie nie pomyl imienia podczas przysięgi. — Chłopak roześmiał się cicho i spojrzał przez ramię, gdy McClain oznajmił, iż w końcu jest gotowy. Jego strój był przepiękny; składał się z odświętnej togi w kolorze czystego błękitu, który przechodził w biel piany morskiej. Na opalonej skórze widniały złote malunki, a w puklach szatyna znajdowały się muszle i tiara z perłami. Obaj mogli być pewni, że na taki widok Kogane mógłby powtórnie stracić głowę.
Sam Keith wyglądał równie dostojnie w nowych sandałach czy krwiście czerwonym stroju. Nie miał tylu ozdób co jego przyszły mąż, jednak w dłoniach dzierżył skromny bukiet. Róże okryte złotą wstęgą.
Właśnie na ich widok Lance nie mógł powstrzymać parsknięcia, gdy stanął u boku Hadesu przed innymi Bogami.
Śmiał się serdecznie, przez co Kogane nie mógł powstrzymać ciepłego spojrzenia, które kierował ku niemu.
— Popełniłem i popełniam wiele błędów, jednak ten był zdecydowanie najlepszym. — Władca Wód odezwał się miękko, nawiązując do bukietu i posłał lekki uśmiech drugiemu mężczyźnie.
Sam Hades nigdy nie spodziewałby się, iż kiedykolwiek stanie na Olimpie, w dodatku na ślubnym kobiercu. Przez myśl mu by nie przeszło, że ktokolwiek może patrzeć na niego z taką sympatią i delikatnością. Było to nowe, niezwykłe i pragnął chłonąć to uczucie całym sobą.
Jednak stało się — za sprawą zwykłego błędu zyskał cudownego męża i mógł cieszyć się wizją spędzenia z nim całej wieczności. W dodatku już nie tylko w Podziemiach i z duszami umarłych; w końcu dzięki zaślubinom miał on zyskać możliwość odwiedzin Ziemi i wszystkich ukochanych miejsc, które zdążył już poznać.
Można więc uznać, iż ta pomyłka — związana z kwiatami czy owocem — była doprawdy doskonała i dawała Hadesowi niezliczoną ilość szans.
Mógł wyrwać się z kajdan stereotypów na temat jego osoby, w końcu miałby stać się prawdziwie wolny. Chciał poznać miłość, uczyć się jej i obdarzać nią swojego męża.
Mógł stać się zupełnie nowym Hadesem, w najlepszym znaczeniu — nareszcie mógł poznać i dać poznawać prawdziwego siebie.
A ta właśnie myśl rozgrzewała przyjemnie jego wcale nie aż tak martwe serce.
I kto pomyślałby po takim szmacie czasu, iż Najmroczniejszy z Bogów może być nie tylko dużo lepszy, ale i bardziej ludzki, niż mogłoby się zdawać?
Na pewno nie Keith.
Jednak komuś udało się to dostrzec i gdyby nie on, obaj nie staliby przed resztą zebranych, ślubując sobie wieczne życia. Z przypadku czy z wyboru.
-----
A czy ktokolwiek by się spodziewał, że wrócę tu po dwóch latach by dokończyć to au?
No ja niezbyt.
Jednak słowa dotrzymuję i troszkę się żegnam, bo wątpię bym cokolwiek jeszcze miała tu wstawiać
Jeśli ktoś coś, moje sociale są w opisie, ale zostawię i tu:
[ig: sassypaperose / twitter: melusinska]
Ściskam was mocno, już nie jako wiecznie zmęczony ekonomista, ale trochę mniej martwa studentka malarstwa
Trzymajcie się i miłego czytania,
Sam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top