5. Opowieść wędrowca


- Właściwie, gdyby nie Lilia nawet nie przyszłoby mi do głowy gdziekolwiek wyruszać. Nie byłem może najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, ale jednak nie było mi tam aż tak źle – Tłumaczył się jeszcze Victor, po zakończeniu opowieści o swojej podróży do Drzewa-Bramy. Zapadł już wieczór, który przyniósł upragniony chłód, ale dla niego wciąż było o wiele za gorąco. Dlatego za zgodą rozmówców, szarowłosy chłopak nie wychodził z wody.

- Dobrze ci poradziła – odparł Emil. On siedział bez butów na brzegu basenu, trzymając w nim stopy. – Podejrzewam, że jesteś Istotą z Zimnego Świata, albo czymś podobnym.

- Zimnego Świata?

- Mhm. Wiesz, że są cztery światy, prawda? – starszy Wędrowiec musiał najpierw wybadać, jak wiele musi przekazać.

- No wiem. Są cztery światy i w każdym jest jedna Brama, która prowadzi tylko w jedną stronę. Jeśli przekroczy się wszystkie Bramy, to wraca się do świata, z którego się wyruszyło, ale w inne miejsce. U nas miejsce, w którym pojawiają się Wędrowcy nazywane jest Punktem Powrotu, ale tak naprawdę nikt nie wie dokładnie, gdzie to jest. Mieszkałem w miasteczku niedaleko tego Punktu – odpowiedział Victor, starając się przypomnieć sobie wszystko, co nie, co nie wydawało się tylko bezpodstawną plotką.

- Dobrze, więc chociaż tyle. Każdy z czterech światów jest inny. Niektóre rzeczy są oczywiście takie same we wszystkich. Na przykład niebo, ziemia, woda, czy obecność ludzi. Część zwierząt i roślin występuje też we wszystkich światach, ale istnieją stworzenia, które istnieją tylko w jednym Na przykład w twoim świecie były Rożce i te, no... Elfy Kwiatowe?

- Dzieci – poprawił Victor. – Dzieci Kwiatowe. Właśnie miałem zapytać, czemu tu ich jeszcze nie widziałem – przypomniał sobie.

- Bo ich tu nie ma. W tym świecie są Syreny i Elfy. Istoty rozumne, podobne do człowieka. A i jeszcze smoki, ale tych lepiej unikać – wyjaśnił Emil.

- A ja bym chciał takiego smoka wytresować i oswoić – Do rozmowy dołączył zdyszany Phichit, który chwilę wcześniej ganiał razem z Makkachinem po ogrodzie, oblewając psiaka wodą i robiąc wszystko, by nie dać się przewrócić.

Obok bruneta stanął nagle chłopak, który nie wiadomo kiedy dołączył do zabawy. Był nieco niższy od Phichita i miał blond włosy z jednym czerwonym kosmykiem, ale z jakiegoś powodu wydawał się być podobny do bruneta.

- To Minami, mój kuzyn. Mieszka tu od jakiegoś czasu – przedstawił go Chulanont, choć jedyną osobą, która jeszcze chłopaka nie znała był Victor.

- Cześć wszystkim! – zawołał blondyn radośnie. – Ten chomik w kuchni to twój? Skąd wziąłeś takiego? – zwrócił się bezpośrednio do Victora, śladem pozostałych zdejmując buty i siadając na brzegu basenu.

- Z domu – srebrnowłosy wzruszył ramionami. – Nie wiem, czemu wszyscy tak bardzo się nim przejmujecie. Chimikorożec to nic niezwykłego. Są nawet częściej spotykane niż ich bezrogie odpowiedniki – odparł.

- Nie tutaj – przypomniał mu Emil. – Każdy z czterech światów jest na swój sposób wyjątkowy. Wasz wyróżniają rożce. Nie dziw się, że tu stają się atrakcją.

Więc chcąc, nie chcąc, Victor opowiedział wszystko, co wiedział o rożcach, a, że jego wiedza w tej dziedzinie była dość rozległa, opowieść zajęła nieco więcej czasu niż zakładał. Jego własne pytania musiały zaczekać, bo potem mówił też o Kwiatowych Dzieciach, zwanych Calineczkami. Były to stworzonka mniej więcej wielkości pięciu centymetrów, z wyglądu podobne trochę do ludzi, a jednak w jakiś sposób zupełnie od nich inne. Na świat przychodziły wyskakując z kielichów nowo rozkwitłych kwiatów, choć nie wszystkie rośliny zawierały w sobie te niezwykłe istotki. Nie były to owady. Miały swój język, swoje społeczności, budowały sobie domy i łączyły się w rodziny. Nawet szyły sobie ubranka z liści i płatków. Zwykle nie lubiły ludzkiego towarzystwa, choć bywali i tacy, którzy potrafili się z taką Calineczką zaprzyjaźnić.

W zamian za te opowieści Phichit i Minami zaczęli wyjaśniać Victorowi kim są Elfy mieszkające wśród drew, oraz Syreny, wychodzące z najgłębszych czeluści oceanu. Oba rodzaje były stworzeniami rozumnymi, dogadującymi się z ludźmi, choć nieco tajemniczymi i skrytymi. Sam Phichit oczywiście miał wśród nich wielu przyjaciół, o których rozgadał się straszliwie, zupełnie odchodząc od pierwotnego tematu. Dlatego Victor tylko raz usłyszał z słowo „smoki", które zupełnie nic mu nie mówiło. Szybko z resztą o nim zapomniał, pochłonięty słuchaniem zabawnych anegdotek. A każdy, kto choć raz miał do czynienia ze smokami chyba wiedział, że jest to coś, o czym nie powinno się zapominać

***

Do nocy Chris nie tylko wytrzeźwiał, ale zupełnie wrócił do pełni sił. Victor z kolei uznał, że pogoda zrobiła się bardziej znośna i cała ferajna przeniosła się do innej części ogrodu, gdzie dołączyło do nich jeszcze dwóch chłopaków, czy raczej długouchych elfów. Guang-Hong Ji i Leo de Iglesia byli nieco ostrożnie nastawieni do Chrisa i Emila, których przecież znali, za to Victora powitali jak swego. Kiedy zdziwiony zapytał o to, w odpowiedzi usłyszał:

- Ludzie bywają różni, dlatego zachowujemy przy nich ostrożność, a z Władcami Oceanu od zawsze mamy pewien zatarg. Oczywiście zdarzają się przypadki fajnych osób...

- Ale nigdy nie wiadomo, co im strzeli do głów.

- A ty nie jesteś żadnym z nich. Istoty rzadko przechodzą przez Bramę, dlatego to takie niezwykłe.

- A skoro my też jesteśmy Istotami z jednego świata, czujemy z tobą pewną więź.

W pierwszej chwili chciał zapytać, czy Elfy czytają sobie nawzajem w myślach, czy ci dwaj po prostu znają się tak dobrze, ale szybko o tym zapomniał, gdy dotarł do niego sens wypowiedzi. „Istoty" stworzenia należące tylko do jednego ze światów, których szczęście jest poza nim niemożliwe. Jednak tam skąd wyruszył podobni do niego byli tylko ludzie, a już kolejna osoba mówiła mu, że on człowiekiem nie był. Że był czymś innym. W takim razie jak znalazł się w tamtym lesie? Skoro jest Istotą, dlaczego w ogóle zbliżył się do Bramy?

- Byłeś we wszystkich światach, prawda? – Bardzo szybko znalazł się przy Wędrowcy, który chwilę wcześniej zawzięcie dyskutował o czymś z Chrisem.

- Nawet po kilka razy – odparł Emil.

- Opowiedz mi o nich wszystko, co wiesz. Powiedziałeś, że mogę być Istotą. Czym one są? Czy to następny świat jest tym zimnym? – dopytywał się trochę zmartwiony, odrobinę przerażony i zdecydowanie zaaferowany Victor.

Emil westchnął, zastanawiając się od czego zacząć, po czym spojrzał w niebo w poszukiwaniu inspiracji. Phichit, Minami, pies i oba Elfy znów biegali po ogrodzie, hałasując jak dzieci, a Chris przetrząsał wszystkie szafki w kuchni, aż znalazł alkohol. Po raz drugi tego dnia wykorzystał okazję, by schlać się w trupa, po czym przyjął swoją wodną postać i zasnął na dnie Phichitowego basenu.

- Między Gorącym Światem, a Zimnym z obu stron jest Świat Pośredni – zaczął swoją opowieść. - Ten, z którego przyszedłeś, z początku przypomina zimny świat, a w miarę jak zbliżasz się do Bramy robi się coraz cieplejszy. Z tym, do którego trafisz teraz jest odwrotnie. Jeśli rzeczywiście jesteś Istotą Zimy, z każdym dniem podróży będziesz czuł się coraz lepiej. Ten świat pełen jest jedzenia, a liście mają ciekawe, ogniste kolory. Jednak będziesz musiał bardzo uważać na to, co mówisz. Nie lubią tam obcych, a Wędrowcy często wpadają w zasadzki ludzi, którzy chcą się ich pozbyć za wszelką cenę. Nie wiem jak długo będę mógł ci towarzyszyć, dlatego ostrzegam. Możesz być podróżnikiem, ale nie Wędrowcem, a już na pewno nie Istotą, rozumiesz? Oczywiście nie wszyscy będą od razu chcieli cię zabić. Znam kilka osób, które ci pomogą, tylko muszę przypomnieć sobie gdzie ich znaleźć.

- A Istoty? Jakie są? Czym jestem? – dopytywał się Victor.

- Istoty Zimy? Właściwie to tajemnicze stworzenia. Wiem tylko, że wyglądają jak ludzie, ale nie są nimi. Nie marzną, nie boją się ciemności i wygłodzonych wilków. Są w pewnym sensie długowieczni, a mieszkańcy Zimnego Świata oddają im hołd. Nie wiem, czy to coś w rodzaju duchów, czy kiedyś wszyscy byli ludźmi, ale podobno wiążą się na całe życie, więc, jeśli Istota zakocha się w człowieku, człowiek ten powoli się zmienia, aż sam staje się Istotą i odchodzi do lasu. Ale nie są złe – dodał szybko Emil, widząc minę Victora. – Po prostu są tajemnicze. Tak naprawdę nikt nie wie o nich niczego na pewno, bo bardzo ciężko je spotkać. Z resztą wcale nie musisz być Istotą. Być może jesteś po prostu człowiekiem, który urodził się w Zimnym Świecie i instynktownie chcesz tam wrócić.

- Tak, pewnie tak – mruknął zamyślony Victor. On już doskonale wiedział, że nie jest człowiekiem. Zbyt wiele rzeczy nie pasowało w nim do ludzi. Był Istotą Zimy, zostawił tam pewnie swój dom, rodzinę i... Tam był Ktoś. Dziecko. Oczywiście, że dziecko, sam pewnie na istnienie dorosłych nie zwracał uwagi, kiedy jeszcze tam był. Ale pamiętał śnieg. Góry śniegu i osobę o ciemnych oczach i cudownym uśmiechu. To wspomnienie, a właściwie strzępek wspomnienia...

- Kim jesteś? – zwrócił się sam do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top