7

kilka miesięcy później

Czarny Kot mknął po Paryskich dachach na spotkanie ze swoją partnerką, w duchu żałując, że nie może nią być także w prawdziwym życiu. Biedronka mu imponowała pod każdym względem i miał do niej słabość, jak chyba każdy mężczyzna w tym mieście. Chociaż w porównaniu do nich, miał sporą przewagę widząc ją niemal codziennie. Jednak nawet po mimo tego, jego Pani nie dawała mu nawet cienia szansy na to by ich przyjaźń przerodziła się w coś więcej. Zresztą Strażnik Szkatuły nie chciał by super bohaterowie znali swoje tożsamości. Nie mieli pojęcia z kim lub czym w tej chwili walczą, więc taka dodatkowa forma zabezpieczenia była zdaniem Króla Motyli wręcz konieczna. Chat zeskoczył z dachu w jednej z ciemnych uliczek i otworzył jedno z nielegalnych wejść do katakumb. Wskoczył do środka a w jego nozdrza uderzył zapach stęchlizny. Ruszył tunelem którego ściany zdobiły ułożone w określonym porządku ludzkie kości.  Historia tego miejsca sięgała czasów Cesarstwa Rzymskiego i była niesamowicie bogata. Sieć tuneli którą w tej chwili przemierzał, była niegdyś częścią Kamieniołomu Denfert-Rochereau. Wydobywano w nim wapień z którego zbudowano Rzym. W 1786 tunele kamieniołomu zostały wykorzystanie jako miejsce spoczynku dla setek Paryżan, których kości już wcześniej spoczywały na jednym z przepełnionych cmentarzy. Szczątki ułożono w konkretnym porządku a około 1810 roku, część katakumb została udostępniona dla zwiedzających i tak zostało po dziś dzień. Katakumby przez minione lata stanowiły kryjówkę dla różnych grup ludzi. Między innymi to tutaj ukrywał się Ruch Oporu podczas wojny a także różne ugrupowania artystyczne. Nawet teraz, można było znaleźć w podziemiach Paryża istniejące ciekawe pomieszczenia. Ot choćby w pełni wyposażone kino a nawet bar i restaurację, stworzone przez kolektyw artystów Urban Experiment. Po mieście jednak krążyły różne historie na temat samych katakumb. Niektóre mniej lub bardziej prawdopodobne. Jedno było pewne. Nie brakowało śmiałków którzy próbowali odwiedzać katakumby na własną rękę, korzystając z nielegalnych wejść do tuneli. Wśród paryżan krążyły opowieści o tym, że kto wszedł do katakumb na własną rękę, już nigdy z nich nie wracał. Nie dziwiło go zatem dlaczego Król Motyli postanowił właśnie tutaj umieścić ich kryjówkę. Co prawda obecnie tunele posiadały system monitoringu działający przez całą dobę jednak nie wszędzie. Już Mistrz zadbał o to, by nikt nie znalazł wejścia do ich tajnego miejsca spotkań. W krótce po którymś zakręcie ilość kości na ścianach zaczęła maleć, aż w końcu jej miejsce zajęła goła kamienna ściana. Znak, że Czarny Kot był już blisko swojego celu. Za każdym razem gdy docierał do tego tunelu, czuł się trochę jak żółw ninja ze starej kreskówki, którzy mieli swoją siedzibę gdzieś w kanałach. Brakowało mu tylko szczura za Mistrza. Zachichotał na samą myśl o tym i skręcił w nieużywany węższy tunel, oddalając się od głównej trasy. Przeszedł jeszcze parę metrów i w ciemnościach zobaczył niewielki pulpit dotykowy. Wystukał szyfr i tuż przed jego nosem pojawiło się wejście do kolejnego tunelu, który powoli z metra na metr, zmieniał się na zwyczajny korytarz na końcu którego znajdowały się spore drzwi zabezpieczone skanerem gałki ocznej. Chat nie mógł się powstrzymać przed zdobieniem kilku głupich min do kamery a po przeskanowaniu jego oka, drzwi kliknęły i mógł wejść do ich tajnej bazy. Wnętrze przypominało jedną z tych kryjówek super bohaterów, jakie można było ujrzeć w telewizji. Jednak w przeciwieństwie do nich główne miejsce zajmowała mata treningowa do ćwiczenia walki wręcz i na szpady, co zdaniem mistrza było bardzo ważną dyscypliną. Chat czasami czuł się tak jakby znowu wrócił do szkoły, gdzie treningi szermierki były jedną z rzeczy które musiał ćwiczyć by zadowolić Ojca. Oprócz maty znajdowały się tam stojaki głównie z bronią białą, granaty dymne i kilka innych gadżetów, których nie wolno było im ruszać. Biedronka i Król Motyli byli już na miejscu i w milczeniu oczekiwali jego przybycia. Czarny Kot wszedł luźnym krokiem w głąb pomieszczenia i szczerząc swoje białe kły zawołał na powitanie:

- Część My Lady. Dzień dobry Mistrzu Splinter!

- Nie nazywam się Splinter! - Warknął sucho Król Motyli co każdego przyprawiłoby o gęsią skórkę, jednak Czarny Kot zdołał przywyknąć już do nieco oziębłego i sztywnego zachowania Mistrza.

- Znowu się spóźniłeś - rzuciła kwaśno Biedronka - to już czwarty raz z rzędu.

- Wiem Biedroneczko ale nie którzy mają jeszcze inne zobowiązania - wyjaśnił przymilnie obejmując ją ramieniem.

- A niektórzy tak jak ja mają pracę wiesz? - powiedziała sucho strącając z siebie jego rękę.

- Auć... To bolało - stwierdził Kot

- Zaboli mocniej jeśli zaraz tu nie przyjedziesz - odparła Biedronka wskazując miejsce na macie tuż przed sobą - Nie obraź się ale czas mnie dziś goni.

- Skoro tak bardzo chcesz dzisiaj leżeć na łopatkach to proszę bardzo - powiedział hardo Chat i stanął z nią twarzą w twarz. Biedronka rzuciła ku niemu kij treningowy.

- Na pozycje! - rozkazał Mistrz - Do dzieła! - rzucił.

Stał na schodkach prowadzących do dalszej części pomieszczenia, w której na cokole stała szkatuła z Miraculami. Podpierając się na swojej nieodłącznej lasce, obserwował postępy jakie poczynili jego podopieczni w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Byli dobrzy. Ośmieliłby się powiedzieć, że nawet o wiele lepsi niż sześć lat temu, gdy pierwszy raz dzierżyli swoje Miracula stawiając mu na co dzień czoła. Jednak nawet to nie wystarczało by pokonać przeciwnika, którego w dalszym ciągu nie zdołał poznać. Biedronka wyprowadziła kolejny cios stopą, który został zablokowany dłońmi przez Czarnego Kota, który szczerzył zęby jakby właśnie wygrał los na loterii. Biedronka jednak nie miała zamiaru się poddawać. Wykonała obrót opierając się na jego dłoni i wyprowadziła kolejny cios prosto w jego brzuch. Nie czekając na ruch Chata przystąpiła do kolejnego ataku, wyładowując w walce cały swój gniew jaki rodził się w niej od południa.

- Stop! - usłyszała uniesiony szorstki rozkaz wydany przez Mistrza - zapanuj nad swoimi emocjami! - dodał mierząc ją gniewnym wzrokiem.

Biedronka nabrała powietrza w płuca by odetchnąć i oczyścić umysł. Co ona najlepszego robiła? Jak mogła wyżyć się na Czarnym Kocie? Jej najlepszym przyjacielu? To nie on ponosił winę, za wydarzenia dzisiejszego dnia. To nie on po raz nie wiadomo który irytował ją i obrażał swoim zachowaniem, za każdym razem gdy mijali się na korytarzach Domu Mody Agreste. Przeklęty Adrien Agreste... Zazgrzytała zębami gdy tylko to imię i nazwisko pojawiło się w jej umyśle, a wspomnienia tego dnia zalały jej myśli.

-----------------

Mariette zatrzymała się na moment przed olbrzymim gmachem Domu Mody Agreste i wciągnęła sporą ilość powietrza do płuc, po czym powoli wypuściła je przez usta, próbując przygotować się na kolejny dzień swojego stażu w tym miejscu. To nie tak, że staż pod okiem samego Gabriela Agreste był największym koszmarem studenta. Wręcz przeciwnie. W dalszym ciągu uważała, że los się do niej uśmiechnął i spełniała właśnie swoje marzenie, jednak cieniem na tej sytuacji kładł się jeden szczegół czy też raczej osoba, która swoim ciężarem codziennie próbowała przygnieść ją do podłogi. Fakt, ten seksowny ciężar w innych okolicznościach mógłby być nawet wielce porządny ale obecnie Marinette zazgrzytała zębami ze złości na samą myśl o Adrienie Agreste. Sprawy nie ułatwiało to, że Gabriel mianował go jako osobę która bezpośrednio nadzorowała jej staż, co oznaczało, że w zasadzie każdego dnia byli na siebie skazani. Nie bez cienia satysfakcji wspominała moment w którym Gabriel zaprosił ich oboje do gabinetu, żeby oznajmić im "Dobrą nowinę". Stała wtedy po prawej stronie biurka skąd miała idealny widok na obu mężczyzn a słowa Gabriela z idealną obojętnością ale i stanowczością opuściły jego usta.

- Adrienie od dzisiaj będziesz osobą bezpośrednio odpowiedzialną za staż panny Marinette w naszej firmie.

Marinette mogła obserwować jak przez twarz Adriena w tym momencie przebiega szereg różnych emocji. Od zaskoczenia, przez niedowierzanie, do czystej wściekłości która mogłaby przysiąc aż z niego kipiała. Zacisnął dłonie w pięści a na jego czole pojawiła się pionowa zmarszczka.

- Mam mnóstwo innych i ważniejszych obowiązków od niańczenia jakiegoś świeżaka - powiedział siląc się na spokój.

- Od dziś Panna Dupain-Cheng będzie jedynym z tych obowiązków Synu - odparł sucho Projektant akcentując ostatnie słowo.

- Nie wydaje mi się - wysyczał Adrien - mamy mnóstwo bardziej kompetentniejszych pracowników ode mnie na to stanowisko - próbował oponować i tu wyjątkowo Marinette musiała przyznać mu rację. Każdy był lepszym wyborem na jej opiekuna. Dosłownie każdy. Gabriel jednak puścił jego słowa mimo uszu.

- Panna Marinette Dupain-Cheng przejdzie w naszej firmie przez wszystkie stanowiska, pnąc się w górę po kolejnych szczeblach, by od podstaw poznać co składa się na pracę projektanta. Twoim zadaniem będzie oprowadzanie jej po firmie i nadzorowanie następnych etapów. Na koniec tygodnia chcę widzieć sprawozdanie na moim biurku. Rosalie w recepcji jest poinformowana o wszystkim. Możecie zacząć natychmiast - powiedział Gabriel i zatopił swój wzrok w leżących przed nim papierach uznając rozmowę za skończoną. 

Adrien warknął co spowodowało, że Gabriel spojrzała na niego unosząc jedną brew ku górze. Marinette absolutnie nie zdziwiło, że młody Agreste w tej chwili postanowił się poddać. Odwrócił się do niej z nieukrywaną nienawiścią, 

- Idziemy - warknął i ruszyła za nim. 

Od tamtego dnia minęło kilka miesięcy i Marinette zdąrzyła już pracować w recepcji, w magazynie przy inwentaryzacji, a także w biurze odpowiedzialnym za zamawianie towarów. Dziś miła zostać przydzielona na kolejne stanowisko a sądząc po minie Adriena, było to coś co skrajnie mu nie odpowiadało. Odkąd pojawił się w firmie, nieustannie gromił ją wzrokiem gdy tylko pojawiła się w jego zasięgu, co odbywało się dość często biorąc pod uwagę fakt, że siedziała w poczekalni tuż obok jego biura. Zaczęła czuć skrajne poirytowanie, kiedy młody Agreste po raz enty przeszedł koło niej warcząc pod nosem, podczas gdy ona już od godziny czekała aż wreszcie łaskawie wprowadzi ją w podstawy nowego stanowiska. Gdy po raz kolejny jego sylwetka wyłoniła się zza zakrętu nie wytrzymała i wstając zamaszyście, wręcz popędziła w jego kierunku. Adrien ostentacyjnie postanowił ją zignorować, lecz ona nie miała zamiaru się poddawać. Nie z nią te numery. Musiała włożyć trochę wysiłku by wreszcie się z nim zrównać i choć był jej przełożonym, w tej chwili miała to gdzieś.
Szarpnęła za mankiet jego zdecydowanie zbyt drogiej koszuli, zmuszając by się zatrzymał. Łypnął na nią spode łba z całą nienawiścią na jaką było go stać, lecz Marinette ani trochę to nie zraziło.

- Możesz mi wreszcie łaskawie powiedzieć z kim mam od dziś pracować!? - powiedziała nie kryjąc złości.

- Ze mną - odparł, na co na twarzy Marinette odruchowo pojawił się grymas niezadowolenia. To tłumaczyło powód jego okropnego humoru tego ranka. Niezadowolenie z sytuacji było obopólne.

- wygląda na to, że chociaż raz się zgadzamy - stwierdził model widząc jej minę i delikatnie oswobodził swoją koszulę z jej uścisku, żeby nie urwała mu czasem całego rękawa.

- Rzeczywiście - przyznała niechętnie - Jednak w dalszym ciągu zależy mi na tym stażu i choć skrajnie mi to nie odpowiada, będę za tobą chodzić dopóki nie przydzielisz mi czegoś do roboty - dodała gniewnie.

Dla Adriena wizja depczącej mu przez cały dzień po piętach Marinette, była najgorszym koszmarem. Wzniósł oczy ku niebu i westchnął głęboko, jakby w tej jednej chwili próbował przygotować się do ich współpracy.

- Niech będzie. Choć. Pokaże ci co masz robić - powiedział i ruszył w kierunku swojego biura nawet nie sprawdzając czy Dupain - Cheng ruszyła za nim.

Marinette uśmiechnęła się krzywo pod nosem, przyznając sobie jeden punkt za zwycięstwo. Ten staż był dla niej zbyt ważny, żeby jakiś blond włosy dupek miał go zepsuć. Adrien otworzył drzwi do pomieszczenia w którym znajdowało się biurko sekretarki i bezpośrednie drzwi do jego gabinetu. Azylu do którego bez pozwolenia nikt nie miał prawa wchodzić. Choć Marinette pracowała w firmie już kilka dobrych tygodni, nigdy jeszcze nie była w tym miejscu. Uważnie rozglądała się po pomieszczeniu próbując zapamiętać strategiczne punkt jak regał z segregatorami czy olbrzymie ksero w kącie pokoju.

- będziesz pomagać mojej asystentce - oznajmił - Anita wszystko ci wyjaśni - dodał, po czym odszedł szybkim krokiem jakby dosłownie przed nią uciekał. Marinette prychnęła spoglądając za nim z politowaniem. Zwróciła swoją twarz ku asystentce, która w uprzejmy sposób objaśniała jej co należy do obowiązków asystentki. Adrien przyszedł godzinę później i udając, że jej nie widzi zwrócił się wprost do Anity.

- Proszę by teraz nikt mi nie przeszkadzał - powiedział - i zrób mi kawy - dodał jeszcze na odchodnym. Następnym co usłyszała Marinette było trzaśnięcie drzwiami jego gabinetu.

- Zawsze tak się zachowuje? - zapytała.

- Nie, chyba że coś wybitnie go zdenerwuje - odparła Anita.

- Coś albo ktoś - mruknęła Marii.

- Zrobię kawę a Ty mu ją zaniesiesz - powiedziała niespodziewanie Anita. Marinette natychmiast wyrwała się z zamyślenia głośno protestując dopóki zza drzwi Adriena nie huknął jego donośny głos.

- Cisza!

Marinette natychmiast umilkła mnąc w ustach przekleństwo. Anita korzystając z okazji, przygotowała kawę i podała ją Marinette na tacy wraz z paroma herbatnikami na talerzyku. Dupain - Cheng skrzywiła się gdy poczuła na rękach ciężar  i ruszyła ku drzwiom Agreste. Anita usłużnie je otworzyła szepcząc cicho:

- powodzenia

Zanim Marinette zdąrzyła choćby zareagować już stała w progu gabinetu Adriena, który zmierzył ją pogardliwie od stóp do głów. Siedział za dużym burkiem, które wręcz zawalone było różnymi dokumentami i projektami. Aż dziw brał, że Blondyn potrafił odnaleźć się w tym bałaganie.

- Na co tak się gapisz -warknął na co nadymała policzki z oburzenia. Marszcząc gniewnie brwi postąpiła pewnie kilka kroków w jego kierunku, by jak najszybciej mieć to z głowy, kiedy jej stopy natrafiły na przeszkody. Marinette runęła z tacą prosto na biurko. Kawa zbryzgała dokumenty a Marinette uderzyła czołem w brzeg biurka. Nastąpiła cisza w czasie której Marinette z pulsującą bólem głową zdołała podnieść się do pionu i napotkać przerażone spojrzenia Adriena, utkwione w brudnych dokumentach. Wtedy zaczęło się piekło.

- Coś ty narobiła ślamazaro! - wrzasnął wściekły.

- A może byś tak łaskawie zapytał czy nic mi się nie stało - warknęła zdając sobie sprawę, że tylko dolewa oliwy do ognia.

- Z Tobą!? Z Tobą!?? Niech Cię diabli Dupain - Cheng!

- Trzeba było posprzątać! - krzyknęła wskazując dłonią leżące na podłodze segregatory, które okazały się Być przyczyną jej zguby.

- Gdybyś raczyła spojrzeć pod nogi zamiast wściekle mierzyć mnie wzrokiem  to do niczego by nie doszło! - wrzasnął po raz kolejny.

- Mów za siebie bęcwale - rzuciła zirytowana zakładając ręce na piersi.

- Bęcwale? Jestem Twoim przełożonym! - warknął - ale już nie długo - dodał uśmiechając się krzywo a Marinette zbladła. Agreste ruszył ku wyjściu i Marinette bardzo dobrze wiedziała dokąd poszedł. Niewiele myśląc puściła się za nim. Musiała zareagować zanim Adrien zdoła zaniżyć jej kompetencje. Sama poprosi o nowego przełożonego i wszyscy będą szczęśliwi. Dogoniła go na chwilę przed tym, nim miał zapukać do wielkich dwuskrzydłowych drzwi gabinetu samego Gabriela Agreste.

- Wracaj do biura - warknął Adrien

- Nie mam zamiaru - syknęła

- Masz mnie słuchać! Jestem twoim przełożonym - rzucił gniewnie

- Podobno już nie długo - odparła z uśmieszkiem triumfu na ustach. Adrien wydał z siebie nieartykułowany dźwięk, by po chwili drzwi przed ich nosami otworzyły się na oścież, ukazując im Gabriela w całej swojej okazałości. Zmierzył ich stalowym wzrokiem nie kryjąc swojego niezadowolenia tak, że przez chwilę oboje poczuli się jak smarkacze przyłapani na gorącym uczynku.

- Do mojego gabinetu! Natychmiast! - rozkazał i nie czekając na nich, zniknął we wnętrzu swojego biura. Marinette i Adrien spojrzeli na siebie, po czym niemal na wyścigi rzucili się do gabinetu Gabriela. Projektant stal z rękami założonymi za plecami, unosząc dumnie podbródek i mierząc ich wzrokiem.

- Co tym razem? - spytał sucho.

- Chcę innego przełożonego
- Nie chcę być opiekunem Dupain -Cheng - powiedzieli jednocześnie na jednym wydechu, by następnie spojrzeć na siebie z nienawiścią.

- Jak miło. Chociaż raz się ze sobą zgadzacie - powiedział Gabriel.

- To znaczy, że zmienisz jej opiekuna stażu? - z nadzieją w głosie spytał Adrien.

- Nie - odparł krótko i zdecydowanie Gabriel.

Adrien spoglądał na ojca z niedowierzaniem a Marinette wyglądała na zrezygnowaną.

- Dlaczego dalej każesz nam się męczyć!? - spytał z wyrzutem blondyn.

Gabriel westchnął po czym ogarnął oboje wzrokiem.

- To będzie dla was bardzo dobra lekcja - oznajmił - w pracy projektanta... W każdej pracy nie macie wpływu na to z kim będziecie musieli współpracować. To pierwszy ale na pewno nie ostatni raz, kiedy przyjedzie wam pracować z kimś kogo nie znosicie. Musicie nauczyć się wzajemnej tolerancji. W tej chwili macie świetną okazję by pokazać mi jak radzicie sobie w takiej sytuacji. A teraz wracajcie do swoich zajęć - dodał i odwrócił się do nich plecami, dając tym samym znać, że rozmowa dobiegła końca.

----------------

Teraz Marinette czy też raczej Biedronka stała tutaj, przed swoim przyjacielem, karząc go za coś czego nigdy by nie zrobił. Chat był jej przyjacielem, wsparciem, partnerem w walce. Nie zasłużył na takie traktowanie i tego powinna się trzymać. Jeszcze raz odetchnęła głęboko i posłała mu przepraszający uśmiech.

- Wybacz Kocie. Faktycznie przesadziłam. Po prostu ostatnio mam trudny okres w pracy - przyznała.

- Co ty nie powiesz... - Mruknął - to tak jak ja

- Naprawdę?! - natychmiast się ożywiła.

- Macie ćwiczyć a nie urządzać sobie pogaduszki - huknął Król Motyli aż oboje zadrżeli.

- Okej, okej - odparł Czarny Kot unosząc dłonie w obronnym geście - To zaczynamy Kropeczko - zwrócił się do Biedronki i puścił jej oczko. Biedronka uśmiechnęła się zadziornie i ruszyła do ataku. 

Król Motyli spoglądał na nich ze swojego miejsca podpierając się na lasce. Momentami czuł się jak przedszkolanka a nie Strażnik Miraculi. Na samą myśl o dzisiejszej scysji tej dwójki, która zakończyła się w jego gabinecie aż robiło mu się słabo. Za każdym razem gdy widział ich warczących na siebie w korytarza jego firmy, zastanawiał się czy aby Fluff na pewno nie był w błędzie. Jednak ile razy nie zapytałby Kwami Królika o zdanie, jego odpowiedź zawsze była taka sama. Nie zależnie od decyzji Gabriela, Marinette i Adrien prędzej czy później i tak ponownie zostaną super bohaterami. W każdej linii czasowej nie licząc tej stworzonej przez Felixa; Marinette i Adrien to  zawsze Biedronka i Czarny Kot. Są sobie przeznaczeni. Król Motyli westchnął czując rosnące wątpliwości. Choć bohaterami byli świetnymi, to prywatnie tym razem mieli zupełnie nie po drodze.

------------

Kochał lustra. Od wieków ludzie mówili, że oczy są zwierciadłem duszy. Jednak to w lustrze można było zobaczyć ich odbicie. Odbicie oczu a więc i duszy. Lustra ukazywały więcej niż niejeden człowiek mógłby przyznać. Spoglądając w lustro widać wszystko, zmeczenie, smutek, obawy i to co najbardziej go interesowało... Strach... Wystarczy tylko wyszarpnąć go na zewnatrz jak najgorszy koszmar i wykorzystać. Uśmiechnął się widząc swoje własne odbicie w małym lusterku, które trzymał w łapkach. Widział w nim swoją twarz. Szpiczasto zakończone uszy, wysunięty do przodu pyszczek z wystającymi zeń kłami jak u wampira, ale przede wszystkim widział swoją duszę, czarną niczym nocne niebo i przepełnioną czystą nienawiścią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top