5
Marinette tak jak postanowiła, od razu zabrała się do pracy. Wszystko co było różowe, w ciągu jednego dnia zniknęło z jej pokoju, podobnie jak fotografie Luki. Z pomocą ojca, ściany zostały przemalowane na biało, co optycznie zwiększyło pokój. Różowa toaletka została zastąpiona inną w kolorze naturalnego drewna, a miejsce służącego jej od lat szezlongu, zajęła wygodna jasna kanapa. Nowe biurko stało pod antresolą i zostało przygotowane specjalnie pod wykonywaną przez Marinette pracę. Wszelkie dodatki w pokoju miały odcień beżowy by ocieplić wnętrze i nadać mu wrażenie przytulności. Na środku pokoju pojawił się okrągły miękki dywan w odcieniach bieli i beżu, który zdobił wzór splątanych pnączy. Czarnowłosa opadła zmęczona na kanapę, z zadowoleniem spoglądając na efekty swojej pracy. Brakowało jeszcze jedynie szklanego stolika, który zamówiła przez Internet i telewizora zawieszonego na ścianie na przeciw kanapy. Jednak już w tej chwili czuła się w tym miejscu komfortowo i zdecydowanie widziała efekty swojej kilkudniowej pracy. Zmiana otoczenia w którym żyła była swego rodzaju zamknięciem pewnego etapu w życiu. Właśnie zaczynała nowy rozdział, który zapowiadał się chwilowo całkiem nieźle...
- Marinette Dupain-Cheng! Co ty tutaj jeszcze robisz!? - głowa rozzłoszczonej Aly wyłoniła się spod klapy w podłodze, brutalnie przypominając Marinette, że było sobotnie popołudnie. Popołudnie w które umówiła się na spotkanie z dawnymi znajomymi...
- Boże Alya! Na śmierć zapomniałam! - zawołała chwytając się za głowę. Niezły początek nowego życia. Nie ma co.
- Właśnie widzę - odparła naburmuszona mulatka podpierając się pod boki - masz dziesięć minut żeby zrobić się na bóstwo i wychodzimy - rzuciła siadając na nowej kanapie - hmmm.... Całkiem wygodna - mruknęła.
Marinette rzuciła się ku łazience. Wzięła szybki prysznic by zmyć z siebie pot, zrobiła szybki makijaż i zaplotła włosy w gruby warkocz, po czym jak huragan wpadła z powrotem do pokoju. Przerzuciła kilka ciuchów w szafie i wybrała jedną z gotowych już stylizacji wiszących na wieszakach. Studia i życie w ciągłym pośpiechu nauczyły ją stosowania tej metody. Nigdy nie musiała tracić czasu na stanie przed swoją szafą, by wreszcie zdecydować się na jakieś ubranie. Wsunęła się w czarne obcisłe spodnie podkreślające jej figurę. Do tego ubrała zwiewną luźną beżowa bluzkę na grubych ramiączkach, która przewiązała w pasie cienkim skórzanym paskiem w ciemniejszym odcieniu. To z kolei pozwalało zwrócić uwagę na jej wąska talię. Zarzuciła na ramiona skórzaną kurtkę i z uśmiechem okręciła się wokół własnej osi przed przyjaciółka.
- I jak wyglądam? - zapytała mulatkę która siedziała teraz na kanapie z szeroko otwartą buzią.
- Wszyscy padną z wrażenia na twój widok - odparła szczerze przyjaciółka spoglądając na nią z podziwem.
- W takim razie idziemy - odparła Marii z szerokim uśmiechem na ustach. Otworzyła klapę w podłodze i zeszła za Alyią na korytarz. Rzuciła krótkie pożegnanie do siedzących w salonie rodziców i wyszła z domu zamykać za sobą drzwi na klucz.
- To dokąd teraz? - zapytała.
- Do samochodu - odparła mulatka nie kryjąc zadowolenia.
- Masz swój samochód!? - wykrzyknęła podekscytowana czarnowłosa.
- W zasadzie to nie, ale siostra ma obowiązek dzielić się ze mną swoim - wyjaśniła i otworzyła przed nią drzwi do czerwonego samochodu - wsiadaj - rzuciła.
Marinette nie trzeba było dwa razy powtarzać. Z uśmiechem wskoczyła na miejsce pasażera, czując rosnącą ekscytację na myśl o przejażdżce z przyjaciółką i spotkaniu ze starymi znajomymi. Alyia usadowiła się na miejscu kierowcy i odpaliła samochód. Z piskiem opon włączyła się do ruchu, aż Marinette poczuła jak jej ciało wbija się w siedzenie. Z każdym wykonywanym przez przyjaciółkę manewrem, przestała się dziwić dlaczego mulatka nie otrzymała własnego pojazdu. Zdecydowanie aspirowała na przyszłego pirata drogowego. Choć Dupain-Cheng jeździła już z różnymi ludźmi, którzy byli mniej lub bardziej bezpiecznymi kierowcami, przy Ayli czuła się jak worek ziemniaków umieszczony luzem w naczepie tira. Na każdym zakręcie, jej ciało gwałtownie rzucało się to na jedną to na drugą stronę. Zaś przy hamowaniu czarno włosa dziękowała w duchu temu, kto wynalazł pasy bezpieczeństwa. Wreszcie samochód zatrzymał się pod jedną ze starych kamienic i Marii na drążących nogach mogła stanąć na chodniku przed budynkiem, z którego dochodziła głośna muzyka. Mulatka wyszła z samochodu i teatralnie wrzuciła kluczyki do swojej torebki.
- Chodźmy - rzuciła.
Marinette na jeszcze miękkich nogach ruszyła za nią. Alya zaprowadziła ją przed wąskie schody prowadzące w dół, na poziom piwnic w budynku przed którym zaparkowały. Pod drzwiami nikogo nie było. Alya zeszła pierwsza po schodach i weszła do środka. Marinette podążyła za nią zagłębiając się w ciemności, która nagle została gwałtownie rozproszona przez światło.
- Witaj w domu Marinette! - usłyszała donośny wrzask kilku osób, a gdy jej oczy przyzwyczaiły się do jasność, ujrzała swoich szkolnych przyjaciół. Nie kryjąc wzruszenia przywitała się z każdym z osobna zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiele się zmienili w ciągu minionych lat. Nino podszedł do nich ciągnąc za sobą jakiegoś blondwłosego chłopaka, którego mogłaby uznać za niesamowicie przystojnego, gdyby nie jego niezadowolona mina i niechętne spojrzenie jakim ją obdarzył, gdy już stanął z nią twarzą w twarz. Marinette pomyślała, że to pewnie nowy przyjaciele Nino, bo w przeciwnym razie pewnie nie pojawiłby się w tym miejscu.
- Marinette Dupain-Cheng - przedstawiła się z wahaniem wycinając ku niemu rękę.
- Adrien Agreste - burknął nie wyjmując nawet dłoni z kieszeni co sprawiło, że Marii natychmiast poczuła do niego swoistą antypatię. Nawet jego atrakcyjny wygląd nie mógł sprawić, że przez swoje zachowanie był dla niej odpychający.
- Wy tak na serio!?? - zawołała z niedowierzaniem Alya, na co oboje na nią spojrzeli zaskoczeni jej wybuchem.
- o co ci chodzi? Miałam zachować się jak ostatni gbur i nie przedstawiać komuś kogo nie znam? - zapytała zdumiona czarnowłosa.
- Myślałam, że przez te trzy lata wreszcie zmądrzeliście ale mam wrażenie, że jednak się myliłam - rzuciła kwaśno Alya - nie możecie w nieskończoność udawać, że się nie znacie!- wykrzyknęła.
- Dobra, dosyć tego stary, ja spadam - burknął Blondyn i odszedł. Nino pobiegł w ślad za nim pozostawiając dziewczyny same.
- Możesz mi łaskawie wytłumaczyć o co ci chodzi? - zapytała zirytowana Marinette - dlaczego usiłujesz mi wmówić, że znam chłopaka którego widziałam pierwszy raz na oczy!? Rozumiem, że to syn mojego idola, ale bez przesady.
- No i właśnie o tym mówię! - wykrzyknęła Mulatka - Ty masz jakiś syndrom wyparcia! Oboje go macie!
- Słucham!? - Marinette już zaczynała mieć dosyć tej rozmowy.
- Jak możesz mówić, że pierwszy raz na oczy widzisz chłopaka, na widok którego śliniłaś się przez trzy lata liceum, wgapiają się na każdej lekcji w jego plecy - rzuciła Alya.
- Ja nie... - próbowała protestować Marii, ale przyjaciółka nie pozwoliła dojść jej do słowa.
- Wszyscy w klasie wiedzieli jak za nim szalejesz. Wszyscy oprócz głównego zainteresowanego. Ja rozumiem, że jego związek z Kagami złamał ci serce, a już zwłaszcza ich zaręczyny. Zresztą dlatego uciekłaś na studia do Nowego Jorku, ale przecież minęły już trzy lata i mogłabyś odpuścić - niemal jęknęła.
- Wyjechałam przecież z powodu rozstania z Luką - odparła Marinette.
- Tak - przyznała Alya - wyjechałaś po rozstaniu z Luką, ale naprawdę nie pamiętasz dlaczego się z nim rozstałaś? - zapytała łagodnie przyjaciółka.
- Bo jego kariera była ważniejsza ode mnie? - rzuciła Marii.
- i....? - drążyła dalej Mulatka.
- Nie ma żadnego i - odparła pewnie fiołkowo oka.
- Jesteś pewna? Przypomnij sobie waszą rozmowę - naciskała.
Marii nadymała policzki z oburzenia i już miała zamiar otworzyć usta by powiedzieć, że absolutne wszystko pamięta i... I nabrała wody w usta. Nagle zdała sobie sprawę, że tak naprawdę w jej umyśle panuje jedna wielka mgła. Pamiętała obrazy, konkretne sceny i to co wtedy czuła... Jednak to było tak, jakby ktoś puścił film i zapomniał włączyć dźwięk.
- A nie mówiłam? - rzuciła z triumfalną miną Alya - to właśnie jest syndrom wsparcia. To dla ciebie było tak silnym przeżyciem, że twój umysł wyparł to z pamięci - dodała dumna z siebie - tak samo stało się z Adrienem.
Marinette milczała. Była zbyt oszołomiona i zdezorientowana obecną sytuacją, że po prostu nie wiedziała co mogłaby w tej chwili powiedzieć. A co jeśli Alya rzeczywiście miała rację? Choć z drugiej strony, przecież było zbyt wiele faktów które się nie zgadzały. Jeden brak we wspomnieniach jeszcze niczego nie dowodził.
- Przyznaj się? Nadal masz wszędzie jego zdjęcia na ścianie i przy łóżku co? - zapytała konspiracyjnym szeptem mulatka kłując ją łokciem w bok.
- Alya ale ja odkąd pamiętam miałam słabość do Luki - zaczęła Marii pewnym głosem - to do niego wzdychałam przez całe liceum i to jego zdjęcia do wczoraj zajmowały większość mojej ściany - dodała.
Alya spojrzała na nią z niedowierzaniem, a jej triumfująca postawa sprzed chwili gdzieś się ulotniła. Jej twarz zrobiła się blada, a wargi ledwo się rozchyliły kiedy powiedziała niemal szeptem:
- Zaczynasz mnie martwić Marinette...
- Dlaczego? - spytała nie rozumiejąc zachowania przyjaciółki.
- Martwisz mnie, bo albo potrzebujesz wizyty u psychologa, albo dotąd żyłyśmy w innych rzeczywistościach co jest zupełnie niedorzeczne.
---------------------------------
Adrien miał już powyżej dziurek w nosie tego miejsca i Nino. Przyjaciel niemal siłą zmusił go do wzięcia udziału w tej szopce i tak jak się spodziewał, nie miał zielonego pojęcia kim była ta cała Marinette. Zresztą odniósł wrażenie, że ona również widziała go pierwszy raz. Gdyby nie fakt, że przez ciągle naciski ze strony przyjaciół zdarzył już zrazić się do tej dziewczyny, to zdecydowanie uznałby ją za atrakcyjną. Jednak w obecnej sytuacji, nie mógł się nie krzywić gdy tylko o niej pomyślał. Tym czasem najwyraźniej to nie był jeszcze koniec jego mąk. Usłyszał znajome kroki przyjaciela i już po chwili Nino zagrodził mu drogę do wyjścia.
- Odpuść sobie - powiedział sucho marszcząc brwi z niezadowolenia.
- Nie ma mowy! - odparł stanowczo Nino. Jego obecna postawa i ton głosu miały w sobie coś co sprawiło, że Adrien wreszcie na niego spojrzał - oboje zachowujecie się jak dzieci - powiedział, na co Adrien syknął czując rosnącą irytację - Rozumiem, że możesz czuć żal i złość, że Marinette wyjechała bez słowa pożegnania i zapadła się pod ziemię na całe lata...
- O czym ty mówisz Nino? - zapytał Agreste przyglądając mu się nagle z większą uwagą.
- Ty i Marinette byliście najlepszymi przyjaciółmi i masz prawo tak się czuć, ale nie uważasz, że przesadzasz? - zapytał Nino.
- Chwila moment... Że ja i ta dziewczyna? Najlepsi przyjaciele? - Adrien nie wiedział już czy powinien płakać ze śmiechu, czy martwić się o zdrowie psychiczne Lahiffe - chyba coś ci się pomieszało przyjacielu - powiedział kręcąc z niedowierzaniem głową - to wszystko czym mnie gnębisz od tygodnia jest jednym wielkim nieporozumieniem. Pomyłką przy której nie mam pojęcia dlaczego tak się z Alyą upieracie. Ta dziewczyna nigdy nie chodziła z nami do klasy, nigdy nie była moją przyjaciółką, a już na pewno nie była nikim bliskim. A wiesz dlaczego? Bo jej nie znam!
- To dlaczego cała nasza klasa ją zna? Dlaczego wszyscy tutaj przyszli by ją przywitać? Podpowiem Ci. Na pewno nie dlatego, że jest sławna modelką - powiedział zirytowany Nino.
Adrien powiódł wzrokiem po zebranej w tym miejscu klasie. Faktycznie wszyscy jego szkolni znajomi wydawali się znać tą dziewczynę. Ona zresztą ich też. Mógł usłyszeć strzępy rozmów jak wspominali swoich nauczycieli i Dyrektora liceum, który swego czasu usiłował być super bohaterem jak Biedronka i Czarny Kot. Jednak dla niego to nie był żaden dowód. Już miał zamiar odpowiedzieć na zaczepkę Nina, kiedy ktoś wrzasnął i upadł na kolana chwytając się oburącz za głowę. Max spoglądał z przerażeniem na coś, czego pozostali nie byli w stanie dostrzec a z jego ciała zaczęły wydobywać się znajome cienie, które mknęły po podłodze z prędkością światła wnikając w napotkane po drodze przedmioty. Po chwili dało się słyszeć szczęk metalu i iskrzenie stykających się ze sobą przewodów elektrycznych. Cienie nie wnikały do pierwszych lepszych przedmiotów jak sadził na początku. Wręcz przeciwnie, wybierały tylko te które były urządzeniami elektrycznymi. Już po chwili każdy opętany przez cienie przedmiot ruszał do ataku na znajdujących się w pubie ludzi. Adrien nie czuł jednak strachu, a jedynie ekscytację na samą myśl, że znów zobaczy bohatera w akcji. Mało tego, miał zamiar sam włączyć się do walki. Głuchy na protesty przyjaciela wziął do ręki krzesło i rzucił się na ratunek uciekającym przyjaciołom. Sokowirówka zeskoczyła z blatu prosto na Rose, jednak nim jej sięgnęła Adrien odbił maszynę krzesłem jakby trzymał w dłoniach pałkę do baseball. Odrzucił kolejne atakujące go urządzenie i rozejrzał się dookoła poszukując kogoś, kto potrzebował pomocy. Nigdzie nie dostrzegł Marinette i prychnął, a na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech. Jakoś pomimo faktu, że jej nie znał, nie spodziewał się po niej innej reakcji niż tchórzliwa ucieczka. W oddali Kim siłował się z lodówką na zimne napoje. Adrien ruszył ku niemu ze wsparciem, kiedy w budynku pojawiła się dobrze znana mu postać. Bohater we fioletowym kostiumie i lasce w dłoni po raz kolejny postanowił powstrzymać panujący wokół zamęt. Bez chwili zawahania wypuścił z laski swojego motyla i posłał go w kierunku jednej z osób. Śnieżnobiały iskrzący się drobinami owad, przefrunął tu przed nosem Adriena, który śledził go z fascynacją wypisaną na twarzy. Motylek przysiadł na opasce obejmującej nadgarstek Kima i już po chwili jego przyjaciel przybrał nową postać. Agreste w duchu czuł lekki zawód, że to nie on został wybrany do tej roli. Jednak kiedy z dłoni jego kumpla trysnęły strumienie wody zrozumiał, że kto jak kto ale Kim nadawał się idealnie do tego zadania.
- Uciekaj stąd chłopcze - usłyszał rozkaz bohatera w fioletowym stroju. Ton jego głosu świadczył o tym, że nie przyjmował żadnej odmowy. Adrien skinął głową i ruszył ku wyjściu uświadamiając sobie, że pozostali już dawno opuścili budynek. On był ostatni nie licząc walczących. Wypadł na ciemną ulicę oświetlaną blaskiem latarń, na której oprócz jego znajomych pojawili się też jacyś gapie.
- Jesteś wreszcie stary - powiedział z ulgą w głosie Nino - proszę nigdy więcej tego nie rób, bo dostanę przez Ciebie zawału - stęknął teatralnie chwytając się za pierś. Adrien nie odpowiedział w skupieniu wpatrując się w budynek.
-----------------------------
Gdy tylko pierwsze przedmioty przypuściły swój atak na zebranych Marinette natychmiast schowała się w pierwszej wnęce na sali jaką ujrzała. Jej serce waliło ze strachu tak mocno że miała wrażenie iż za chwilę wyskoczy jej z piersi. Widziała jak ludzie w popłochu uciekają przed sprzętami elektrycznymi. Byli też tacy którzy postanowili podjąć wyzwanie i bronić pozostałych. Pośród nich rozpoznała blondyna którego ledwo co zdarzyła poznać. Wziął do ręki krzesło i jednym solidnym ciosem roztrzaskał skaczący na niego z blatu toster. Choć nie pałała do tego chłopaka sympatią musiała przyznać, że był odważny. Tuż obok niej na podłogę upadła Sabrina zasłaniając się w panice rękami przed atakującym ją latającym dronem. Marinette w nagłym przypływie adrenaliny zasadziła porządnego kopa prosto w latające ustrojstwo które z impetem uderzyło w znajdujący się obok nich stolik.
- Wstawaj! - rzuciła do Sabriny i ciągnąc ją w kierunku wyjścia porwała ze stojaka czarny parasol którym wymachując na prawo i lewo torował sobie drogę do drzwi.
- Wszyscy za mną! - zawołała najgłośniej jak potrafiła. Ci którzy ją usłyszeli zebrali się w okuł niej jak małe stadko przestraszonych owiec.
- Będę was osłaniał - rzucił Nino dzierżący w dłoni sporą plastikową tacę do roznoszenia drinków. Za każdym razem gdy odepchnął któryś sprzęt elektryczny po pomieszczeniu roznosiła się dźwięk przypominający brzemieniem Chiński gong. Marinette lekko skinęła głową. Rozejrzała się dookoła i choć czuła jak jej ręce drżą ze strachu wiedziała, że nie może się teraz poddać. Przyjaciele tłoczący się teraz za jej plecami w tej chwili bardzo na nią liczyli a ona nie mogła ich zawieść. Dziwnie znajome uczucie determinacji i chęci walki w obronie reszty pojawiło się w jej sercu kiedy mocniej zacisnęła dłoń na rączce parasola. Jedyne czego w tej chwili żałowała to, to, że nigdy nie zapisała się na lekcje szermierki. Nino jak taran ruszył do przodu a Marinette tuż za nim uderzała z całych sił w atakujące ich przedmioty. Wspólnymi siłami dotarli do drzwi niemal wypadając z klubu prosto na ulicę. W okuł budynku zaczęli pojawiać się pierwsi gapie zaalarmowani dość niecodziennymi odgłosami wydobywającymi się z wnętrza klubu. Marinette ciężko dysząc podparła się na parasolu czy też raczej na tym co z niego zostało, a Alya stała oparta plecami o jedną z latarni.
- Jesteś wreszcie stary - powiedział z ulgą w głosie Nino - proszę nigdy więcej tego nie rób, bo dostanę przez Ciebie zawału - stęknął teatralnie chwytając się za pierś.
Marinette uniosła głowę by zobaczyć do kogo zwraca się Nino gdy jej wzrok padł na blond-włosą czuprynę chłopaka wpatrującego się w budynek. Mimowolne wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia. Jej odczucia jedynie uległy pogłębieniu kiedy chłopak, czy też Adrien bo tak chyba brzmiało jego imię, spiorunował ją wzrokiem i jednym ruchem wyrwał parasol z jej dłoni.
- Kto pozwolił Ci ruszać moje rzeczy?! - warknął mierząc ją nienawistnym spojrzeniem.
- Sama sobie pozwoliłam i dlatego jeszcze żyję! - wypaliła wściekle.
- Następnym razem poszukaj czegoś, co nie należy do mnie - syknął - wisisz mi nowy parasol kretynko - warknął.
Marinette prychnęła zakładając ręce na piersi i uniosła wysoko podbródek. Z budynku wolnym krokiem wyszedł roztrzęsiony Max. Jego oczy wyrażały czyste przerażenie. Jakby właśnie na jawie przeżył swój najgorszy koszmar. Tuż za nim pojawił się Kim, który przyjacielsko poklepał go po plecach próbując dodać staremu kumplowi otuchy. Marii natychmiast zapomniała o niedawnym starciu z blondynem i pobiegła w kierunku Maxa.
- Jak się czujesz? - zapytała a gdy odpowiedziała jej martwa cisza - zwróciła się do Kima - Nie powinien wracać teraz sam do domu.
Jakby na potwierdzenie jej słów Max zaczął gwałtownie i z przerażeniem rozglądać się po otoczeniu w odpowiedzi na nawet najmniejszy szelest.
- Jasna sprawa Marinette - odparł Kim - choć chłopie - dodał zwracając się do Kantè i chwytając go za ramiona, poprowadził w kierunku postoju dla taksówek.
Dupain-Cheng dopiero teraz pozwoliła sobie na to by dopadł ją strach. Adrenalina odpuściła i nagle poczuła, że jej nogi są jak z waty a ręce zaczynają lekko drzeć. W tej chwili powrót do domu z Alyą był dla niej wybawieniem.
-----------
Ukryty w mroku spoglądał błyszczącymi oczami na rozgrywającą się pod nim scenę. Czuł ich strach i karmił się nim. Na jego ustach pojawił się szeroki mroczny uśmiech kiedy ujrzał przerażoną twarz swojej ofiary. To co im zaserwował tego wieczoru było tylko rozgrzewką. Biedni mieszkańcy Paryża nie zdawali sobie sprawy z tego co jeszcze ich czeka. Do był dopiero początek...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top