13

Emille czuła się potwornie zmęczona. Wydarzenia z ostatnich kilku dni, dostarczyły jej większej ilości wrażeń niż była w stanie udźwignąć. Prawdopodobnie było to jednak niczym w porównaniu do tego, co czuła Amélie. Gdy żegnała ją tego poranka, widziała jak bardzo przygniata ją poczucie winy za całą sytuację. Przez swoją nieuwagę zrujnowała przyjęcie zaręczynowe własnego syna i zniszczyła część Rezydencji Agreste. Co prawda zarówno Gabriel jak i Felix zapewniali ją, że to nie jej wina i równe dobrze ktoś inny mógł zostać ofiarą, ale Amélie to nie wystarczało. Emillie dobrze ją rozumiała. Sama zniknęła na długie lata, powodując ból w sercach swoich najbliższych. Choć Gabriel i Adrien przypominali jej, że nie powinna się tym zadręczać, ona jednak nie potrafiła inaczej. Każdego dnia widziała jak jej nieobecność odcisnęła na nich swoje piętno. Słyszała co mówiono o Gabrielu, ale i również Adrienie, który musiał to wszystko znosić. Tyle lat zmarnowanych, tyle lat cierpienia najbliższych.... Tak, Emillie doskonale rozumiała swoją siostrę. Rozumiała i zarazem wiedziała, że choć ból i wyrzuty sumienia nigdy nie znikną, to jednak w końcu Amelie nauczy się z nimi żyć. W przeciwnym razie straci coś znacznie więcej. Czas pośród bliskich, którego już nigdy nie odzyska. Emillie czując jak ciążą jej powieki postanowiła uciąć sobie krótka drzemkę. W drodze do sypialni wpadł na nią zdyszany Adrien z pytaniem o pamiątki szkolne, po czym jak szybko się pojawił, tak równie szybko zniknął w swoim pokoju. Emillie uśmiechnęła się pod nosem. Nathalie opowiadała jej, że posłanie Adriena do szkoły było najlepszą rzeczą jaka go spotkała, od czasu zniknięcia mamy. Zdobył wspaniałych przyjaciół, którzy byli w stanie podnieść go na duchu i przywrócić chęć do życia. Emillie była im bardzo wdzięczna i chętnie poznałaby tych, którym jej syn zawdzięczał najlepszy etap swojego życia. Nigdy jednak jakoś do tego nie doszło. Emillie nawet planowała nad zaproszeniem wszystkich na obiad, jednak Gabriel z jakiegoś powodu stanowczo odmówił a ona nie naciskała. Nie czuła się jeszcze wtedy pewnie we własnym domu, który przytłaczał swoją sterylnością, dlatego nie nalegała. Przez prawie trzy lata powoli zmieniała wnętrze rezydencji na bardziej przyjazne, aż wreszcie poczuła się w nim jak dawniej... jak w domu...

Weszła do swojej sypialni i wpakowała się do sporego łóżka. Ułożona w wygodnej pozycji nagle poczuła się taka zmęczona. Oczy same zamykały się pod naporem ciężkich powiek, aż wreszcie zasnęła. Ale czy to był zwykły sen?

---------------------

Rudy nietoperz odłożył gazetę , uprzednio starannie składając ją w równą kostkę. Nowy kandydat do zaserwowania mu rozrywki, właśnie zasnął. To zaś oznaczało, że czas wrócić do pracy. Zamknął oczy i wczepiając się w cienką nitkę snu, ruszył po niej prosto do swojego celu.

- Znowu Rezydencja Agreste - powiedział cicho - Tej rodzinie nie można odmówić interesującej historii - dodał wspinając się po nitce do jednego z pokoi na piętrze. Na sporych rozmiarów łóżku spała Emillie Agreste. Kobieta której wnętrze budziło niebywałe zainteresowanie. Podobnie jak w przypadku Marinette Dupain-Cheng, także i tutaj wydarzyło się coś dziwnego. Miał ważnienie jakby w jej głowie przebywały wspomnienia dwóch osób, z czego ta druga jakby, umarła?... Uporządkowanie tych wszystkich fragmentów zajmie trochę czasu ale coś czuł, że będzie warto.

- No to do roboty - rzucił i zanurzył się w jedno mętne wspomnienie.

Emillie wyszła tylnymi drzwiami, wprost do zalanego blaskiem księżyca ogrodu. Musnęła palcami broszkę Pawia i wyszeptała:

- Dussu! Nastrosz pióra!

Oślepiający niebieski blask owionął jej ciało, opatulając przepięknym obcisłym strojem z pawim ogonem ciągnącym się od jej bioder, aż do połowy łydek. Maska z granatowych piór zasłaniał jej twarz, przez co Emillie poczuła się trochę jak na balu maskowym. Ostrożnie rozejrzała się dookoła, sprawdzając czy nikt jej nie zauważył i przeskakując przez wysokie ogrodzenie, ruszyła na mroczne ulice Paryża.

"Och, czyżbym odnalazł użytkownika Miraculum Pawia? - mruknął - wypadałoby bliżej przyjrzeć się sprawie..."

Emillie doskonale wyczuwała czyjeś cierpienie. W takich chwilach nie mogła bezczynnie siedzieć w domu, kiedy ktoś komu mogła pomóc potrzebował pomocy. Wiedziała, że Gabriel nie pochwaliłby jej postępowania. Miraculum Pawia było uszkodzone, a więc używanie go, było śmiertelnie niebezpieczne. Karmiąc Dussu swoją energią życiową upośledzała własną regenerację. Gabriel mówił, że przyjdzie taki dzień, w którym nie będzie w stanie się zregenerować i umrze. Emillie jednak w tej chwili nie dbała o to. To nie tak, że Gabriel nie miał racji, bo miał i to sporą. Emiellie zaczynała odczuwać pierwsze skutki. Suchy kaszel i duszności pojawiały się coraz częściej, jednak nie były na tyle uporczywe, żeby miała się nimi przejmować. W odróżnieniu od Gabriela, który spoglądał na nią z niepokojem za każdym razem gdy pozwoliła sobie zakaszleć. Jej rozmyślania przerwał cichu szloch i błaganie o litość. To było to, co przyprowadziło ja do tego miejsca o tak późnej porze. Przeskoczyła z jednego dachu na drugi i spojrzała w dół, na rozgrywająca się pod nią scenę. Jakiś mężczyzna w czarnej kominiarce stał obok przystanku autobusowego. W jego prawej ręce błyszczał nóż, którego koniec wycelował w kierunku nieznajomej. Kobieta klęczała na zimnym chodniku drżąc ze strachu. Miała pecha, bo zwykle ruchliwa droga w tej chwili zupełnie opustoszała. Zapewne miała zamiar wrócić do domu autobusem, jednak za nim ten się pojawił, została ofiarą napadu.

- Daj mi wszystko co masz - rozkazał mężczyzna wymachując bronią.

- Ja... nie mam.... już nic... więcej - szlochała przerażona - moja torebka jest pusta.

- Daj mi ją - warknął zniecierpliwiony i wyrwał torebkę z jej dłoni.

Emillie nie miała żadnych wątpliwości, że to co w tej chwili oglądała, należało zakończyć. Wybrała numer na policji i po krótkim sygnale nastąpiło połączenie.

- Chce zgłosić napad z bronią w ręku na kobietę. Rue de Rivoli 17, obok przystanku - powiedziała cicho.

- Czy mogę prosić Pani dane - usłyszała głos w słuchawce.

- Myślę, że Lady Paw wystarczy.

- Natychmiast jedziemy - oznajmił rozmówca i odłożył słuchawkę.

Tym czasem na dole zirytowany zawartością torebki przestępca, wyrzucił ją na chodnik telepiąc się z wściekłości.

- Przecież wyszłaś dziś z banku do diabła! - wrzasnął.

- Ale ja wpłacałam oszczędności - zaczęła drżącym głosem. Przerwało jej siarczyste przekleństwo i Emillie postanowiła już dłużej nie czekać. Zeskoczyła prosto na zbira wytrącając z jego ręki nóż. Wykonała zwinny obrót i wykręciła mu rękę do tyłu, aż zawył z bólu. Jakżeż kochała ten przypływ zwiększonej siły jakie dawało jej miraculum. Machnęła wachlarzem wypuszczając małe piórko które wniknęło w nóż, tworząc amoka. Niebieski goryl na jej rozkaz złapał w swój żelazny uścisk bandziora i nie miał zamiaru go wypuszczać, dopóki Lady Paw nie rozkaże inaczej. Emillie podniosła nóż i pomogła wstać przerażonej kobiecie.

- Już wszystko dobrze - powiedziała obejmując ją opiekuńczo ramieniem. Gdy tylko zjawiła się policja, Emillie odwołała Amoka i przekazała zarówno zbira jak i nóż w ręce wymiaru sprawiedliwości. Pomachała na odchodnym i wskoczyła na dach sklepu.

- Czy ja nie zabroniłem ci używać miraculum!? - odezwał się Władca Ciem wyłaniając się z mroku nocy.

- I to dość wyraźnie - przyznała nie kryjąc niezadowolenia - śledziłeś mnie? - zapytała z wyrzutem.

- Od samego początku mam cię na oku. jeśli chcesz się wymykać, powinnaś bardziej się postarać - odparł - a teraz odprowadzę cię do domu - dodał wyciągając do niej rękę.

- Objedzie się - syknęła urażona odtrącając jego dłoń, jednak w następnej chwili targnął nią silny kaszel. Władca Ciem podtrzymał ją by nie upadła, jednak kaszel i duszności były na tyle silne, że wymusiły przemianę zwrotną. Na twarzy Władcy Ciem pojawił się niepokój i troska.

- Zabieram cię do domu - powiedział. Wziął osłabioną Emillie na ręce i zniknął w mroku.

Czuł, że kobieta zaczyna się budzić, jednak w tej chwili nie wiele go to obchodziło. Nurtowało go coś zupełnie innego. Władca Ciem. Kim był ten mężczyzna i dlaczego miał wrażenie, że już go gdzieś widział...

--------------------------------

Adrien rzucił się na łóżko w jednym z pokoi gościnnych rezydencji Agreste. Choć tego dnia nie miał zbyt wielu rzeczy do zrobienia, to jednak czuł się potwornie zmęczony. Zrzucał to na karb dzisiejszej huśtawki nastrojów, jaka towarzyszyła mu niemal od samego rana. Od momentu opuszczenia swojej sypialni, Plagg nie odezwał się do niego ani słowem, przez resztę dnia. Nawet zapytany o chęć zjedzenia najbardziej spleśniałego paryskiego sera w okolicy, olał sprawę i zaszył się bóg jeden wie gdzie, byle jak najdalej od Adriena. Blondyn nie był w stanie zrozumieć o co tak piekliło się to Kwami. Czy naprawdę to było takie złe, poznać historię swoich poprzedników? Mistrz nawet kiedyś im powiedział, że jeśli tylko będą ćwiczyć swoje duchowe połączenie z Kwami, będą w stanie poznać poprzednie wcielenia użytkowników miraculi. Więc w czym u licha Plagg widział problem? Chyba, że Kwami Czarnego Kota nie podobało się pójście na łatwiznę i mały kotek chciał, by Adrien odkrył to na własną rękę... To akurat miałoby sens, dlatego kiedy mały serożerca postanowił wreszcie się pojawić, Adrien zdecydował już więcej nie poruszać tego tematu. Kwami natomiast wyglądało jakby przez ten czas zdołało się uspokoić i było bardziej skore do kontaktów ze swoim opiekunem. Choć w dalszym ciągu utrzymywało dystans, co Adrien z żalem musiał przyznać.

- Jesteś wreszcie - mruknął Agreste zerkając na Plagga z poziomu swojego łóżka. Kwami zbliżyło się do niego i zawisło trzydzieści centymetrów przed jego twarzą.

- Co zamierzasz zrobić w sprawie Marinette - zapytał bez ogródek.

- Nic -odparł szczerze Adrien, czym zaskoczył swoje Kwami.

- Jak to nic!?? - Zawołał z irytacją Plagg i Adrien odniósł wrażenie, że Plagg był przygotowany na zupełnie inny przebieg ich rozmowy.

- Po prostu nic - powtórzył Agreste, po czym podniósł się do siadu - Miałem wystarczająco dużo czasu by sobie to przemyśleć, kiedy ciebie nie było - dodał i była to prawda. Próbował skrupulatnie ułożyć sobie w głowie cały obraz sytuacji. Wszystko co mogły te informacje zmienić i czy to miało jakieś znaczenie. Doszedł do wniosku, że prawda mogła być mniej skomplikowana niż można by przypuszczać. W końcu w teczce Marinette znajdowała się również informacja o wygranym konkursie organizowanym przez jego Ojca. Gabriel prawdopodobnie dostrzegł wtedy potencjał dziewczyny, którego szkoda by marnować. Jednak nawet pomimo posiadania dobrze prosperującej piekarni, państwo Dupain nie byli w stanie sfinansować tak drogich studiów, więc Ojciec odegrał rolę dobrego samarytanina. Ba! nawet mógł to zrobić z rozmysłem. Zadbać o świetne studia dla dobrze zapowiadającej się projektantki, którą później zatrudni i która będzie odnosić sukcesy pod szyldem jego firmy. To zdecydowanie miało sens i bardziej pasowało do Gabriela Agreste, jakiego zapamiętał z tamtych lat. W dodatku jeśli tak postawić sprawę, jej przyjęcie na staż już nie wydawało się takie nadzwyczajne, a jeśli faktycznie miała zostać na dłużej w firmie i być jakimś tam asem w rękawie, zrozumiałym stało się, że to akurat jemu ojciec postanowił powierzyć nad nią opiekę. Jako przyszły właściciel firmy powinien sam wprowadzać nowych pracowników i poznać ich możliwości osobiście, by właściwie później nimi zarządzać. Kolejną sprawą były ciągłe insynuacje Nino, które poniekąd się sprawdziły. Wyglądało na to, że Marinette faktycznie chodziła z nim kiedyś do jednej klasy, jednak jak bardzo byli ze sobą zżyci? Tego nie wiedział, bo nadal jej nie pamiętał. Alyia kiedyś zasugerowała nawet, że Adrien ma syndrom wyparcia i podświadomie nie chce tego pamiętać. Jeśli rzeczywiście tak było, to musiało wydarzyć się między nim a Dupain-Cheng coś na tyle okropnego, że nie chciał o tym pamiętać. To by zresztą tłumaczyło jego niechęć do Marinette, która pojawiła się od samego początku, a nawet za nim zdążył "poznać" ją osobiście. Więc czy ta wiedza naprawdę cokolwiek w tej sytuacji zmieniała? Absolutnie nie. Jednak ostatnie wydarzenia nie mogły przejść bez echa i musiały w jakiś sposób zmienić jego opinię o Marinette. Ta dziewczyna go uratowała! Owszem był wtedy Czarnym Kotem, nie zmieniało to jednak faktu, że Dupain-Cheng zaryzykowała dla niego własne życie. Teraz zaś przebywała w szpitalu, a on nawet nie zdążył jej podziękować. Zżerało go poczucie winy, które domagało się osobistych przeprosin. Z tym jednak musiał jeszcze poczekać. Pozostawała jeszcze kwestia przypuszczeń Nino. Adrien mimowolnie zerknął na bransoletkę z koralików, którą cały czas nosił na nadgarstku. Jeśli prawdą było, że Marinette chodziła z nim do klasy, to co jeśli prawdą jest również, żę to jej bransoletka? Adrien przez dłuższą chwile spoglądał na swój nadgarstek i musnął palcami drugiej ręki kolorowe koraliki. Co zrobi jeśli to będzie prawda?

- Nic Plagg - powtórzył opuszczając dłonie - zupełnie nic.

------------------

Kilka godzin wcześniej

Plagg nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak fatalnie. Chociaż nie... Wróć... Ostatnim razem czuł się tak wtedy, gdy ze wszystkich sił próbował ratować przyszłość świata, przed destrukcyjnym uczuciem Marinette i Adriena. Dbał by ich droga do siebie była wystarczająco długa i zawiła, żeby nie powtórzyć błędu sprzed Resetu. Choć w tej chwili wszystko zostało poukładane, to jednak Plagg miał przeczucie, że znowu coś jest nie tak. Teraz już wiedział dlaczego. Jinggs choć naprawdę chciała dobrze, nadpisując obecną rzeczywistość popełniła błąd, którego teraz nie dało się naprawić. Kwami Czarnego Kota zdecydowanie musiało na radzić się z Tikki, która pewnie również zaczęła już coś podejrzewać. W tej chwili nie tylko jako rodzice, ale także dwa najważniejsze i najpotężniejsze Kwami, musieli stworzyć wspólny front. Plagg przeleciał przez szybę do dobrze znanego mu już pokoju. Choć wiele się w nim zmieniło i zabrakło zdjęć Adriena Agreste, czy to na ścianach czy w innych dziwnych miejscach, to jednak dusza tego pomieszczenia na przestrzeni wielu lat pozostała ta sama. Marinette przebywała rzecz jasna w szpitalu, ale Tikki nie musiała być z nią przez cały czas. Nie było zresztą takiej potrzeby biorąc pod uwagę fakt, że Dupain-Cheng aktualnie nie była zdolna do przemiany. Poza tym Kwami Biedronki, musiało przecież coś jeść i głupotą byłoby nie skorzystanie z najlepszych makaroników, jakie znajdowały się w domu jej opiekunki. Nie minęła dłuższa chwila, kiedy Tikki wślizgnęła się do pokoju z truskawkowym makaronikiem w łapkach. Usiadła na biurku Marinette i zaciągnęła się wspaniałym zapachem swojego smakołyku. Westchnęła uśmiechając się z rozważeniem malejącym się na jej pyszczku i powoli przesunęła usta do swojej słodkiej zdobyczy...

- Witaj cukiereczku! - zawołał Plagg pojawiając się tuż za jej plecami.

Tikki podskoczyła przestraszona, wypuszczając cenny makaronik ze swoich łapek. Ciastko większe od niej samej, potoczyło się po blacie biurka i spadło na podłogę. Potem nastąpiła chwila ciszy, która absolutnie nie zwiastowała niczego dobrego. Tikki powoli odwróciła się w kierunku intruza, gromiąc go wzrokiem. Choć była Kwami tworzenia a nie destrukcji, Plagg odniósł wrażenie, że w tej chwili chętnie pokazałabym mu co to znaczyć zniszczenie.

- Spokojnie Cukiereczku, przecież wiesz, że nigdy świadomie nie pozbawiłbym cię obiadu - próbował załagodzić sytuację. Tikki była chyba jedyną istotą na tym świecie, przed którą był w stanie paść na twarz byle ją udobruchać.

- Mówiłam żebyś nie mówił do mnie Cukiereczku! - syknęła przez zaciśnięte zęby. Choć z natury miała czerwony kolor, Plagg miał wrażenie, że w tej chwili jej twarz przybrała odcień ciemnego burgundu. Ostatni raz tak wyglądała kiedy oznajmił jej, że Jinggs zniknęła.

- Myślałem, że tą sprawę mamy już za sobą - odparł niepewnie, co na moment zbiło ją z tropu. Zmarszczyła brwi jakby próbowała sobie coś przypomnieć.

- To była inna rzeczywistość - odparła już mniej gniewnie a kiedy jej twarz odzyskała swój zwykły kolor, Plagg mimowolnie odetchnął z ulgą.

- Wręcz przeciwnie Cukiereczku. To zdecydowanie ta sama - powiedział nie kryjąc uśmieszku satysfakcji - w każdej rzeczywistości Camembert smakuje inaczej, ale od tamtej chwili jego smak nie zmienił się nic a nic - podsumował na co Tikki przewróciła oczami. Opadła delikatnie na podłogę i chwytając w swoje małe łapki makaronik, wróciła na biurko. Posłała ostatnie ostre spojrzenie w kierunku Plagga i zatopiła swoje zęby w pysznym ciasteczku.

- Dlaczego tu jesteś? - zapytała między jednym kęsem a drugim - tylko nie mów, że się stęskniłeś bo nie uwierzę.

- Oczywiście, że się stęskniłem. Może nie tak jak za moim serem pleśniowym, który straciłem w...

- Plagg...! - przerwała mu ostro, po raz kolejny mierząc go wzrokiem.

- Jestem tu przez Jinggs - odparł krótko, na co Tikki momentalnie się spięła.

- Odnalazłeś ją?.. - zapytała ostrożnie i z nutą nadziei w głosie.

- Nie, przepraszam, ale nie... - odparł ponuro Plagg.

- Nic nie szkodzi, nie przepraszaj - powiedziała Tikki posyłając mu uśmiech - Wiem, że gdyby nadarzyła się okazja zrobiłbyś to co trzeba - dodała.

Plagg kiwnął głową na zgodę. Choć Tikki uparcie twierdziła, że w ich relacjach nic się nie zmieniło, to właśnie takie sytuacje jak ta pokazywały, że nie miała racji. Dawna Tikki zarzuciłaby mu brak odpowiedzialności i wypomniała utratę jedynej córki. Obecnie była w stanie dzielić z nim ból straty i okazać wzajemne zrozumienie. Może nie było między nimi aż takiej bliskości i życia jak dawniej, ale zawsze to był jakiś początek.

- Mam słuszną obawę, że Jinggs popełniła błąd podczas nadpisywania obecnej rzeczywistości - zaczął Plagg.

- Jeśli mam być szczera, to czuję tak samo - przyznała Tikki - rozumiem, że chciała dobrze dla Marinette i Adriena, ale pozbawienie ich wspomnień, a co za tym idzie również uczuć, nie było dobrym pomysłem - dodała.

- To byłby dobry pomysł, gdyby tylko został wykonany w poprawny sposób - odparło Kwami Czarnego Kota - Jinggs nie przemyślała co się wydarzy, kiedy Adrien i Marinette dostaną zupełnie inne wspomnienia, a dla reszty ich otoczenia nic się nie zmieni - zauważył.

- Nie zupełnie nic - sprostowała Tikki - Alyia, Nino i reszta nie pamiętają, że byli super bohaterami. W dodatku uważają, że Marinette wyjechała przez Adriena i Kagami...

- Racja a więc mamy rozbieżność wspomnień u różnych osób, a także brak rzetelności w zatajaniu pewnych faktów - podsumował Plagg, a widząc pytające spojrzenie Kwami Biedronki kontynuował - Adrien przeglądał stare zdjęcia ze szkoły i na jednym z nich dostrzegł buty Marinette. Już wie, że jakimś cudem chodzili razem do jednej klasy.

- W takim razie faktycznie, Jinggs brakło skrupulatności ale trudno się dziwić. To w końcu był jej pierwszy raz - odparła Tikki miękko i Plagg pomyślał, że w tej chwili zachowała się jak prawdziwa matka.

- W porządku, tylko jestem ciekaw co powiesz Marinette, kiedy odkryje, że nie może połączyć się duchowo ze swoją bezpośrednią poprzedniczką - rzucił z przekąsem Plagg.

Tikki umilkła nie wiedząc co odpowiedzieć. Taka sytuacja rzeczywiście stanowiła spory problem. Jinggs pewnie o tym nie pomyślała, bo domyślnie Marinette i Adrien nigdy już mieli nie powrócić jako Biedronka i Czarny Kot.

- Adrien już dzisiaj zapytał o swojego poprzednika - powiedział Plagg - To tylko kwestia czasu nim zauważy, że coś jest nie tak - dodał - aż boje się myśleć co się wydarzy, gdy odkryją prawdę.

- O nie... - jęknęła Tikki ze strachem w głosie - a co jeśli wszystko zacznie się psuć tak samo jak w rzeczywistości stworzonej przez Felixa?

- To zależy od tego ile jeszcze błędów popełniła Jinggs...

- Witajcie Kochaneczki - odezwała się postać, która wyłoniła się z portalu tuż za ich plecami - powiedzcie mi proszę, komu tym razem powinnam przywalić?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top