12

Marinette znajdowała się w jakimś dziwnym miejscu. Wszędzie panował pół mrok i miała wrażenie, jakby pomieszczenie w którym była nie miało końca. Mogła iść i iść nie natrafiając na żadne ściany, aż w końcu w oddali zamajaczyły jakieś drzwi, przez które do środka wpadało jasne światło. Na tle tych promieni pojawiła się odziana na czarno postać i Marinette nawet nie musiała podchodzić bliżej by wiedzieć, że był to Chat. Jednak było w nim coś innego, bo choć nadal był to Czarny Kot którego znała; była tego niemal tak pewna jak faktu, że trawa jest zielona; to jednak wyglądał nieco inaczej. Gdy podeszła bliżej, zrozumiała co jej nie pasowało. To był Chat, ale zdecydowanie młodszy niż ten którego znała. Strój, oczy i uśmiech pozostawały dokładnie te same, ale twarz miał bardziej chłopięcą, jak nastolatek i był niższy niż obecnie. Wyciągnął ku niej dłoń, a gdy ją ujęła i pozwoliła się poprowadzić zdawało jej się, że przez chwilę usłyszała czyiś przerażający chichot i głos który mówił:

" No to zaczynamy pokazz..."

Weszła razem z Chatem do światła, widząc po drugiej stronie znajomy dach paryskiej kamiennicy, młodszą siebie i młodszego Kota, a potem wszystko zniknęło, ale czy na pewno...?

------------------

- Ten fragment może być interesujący - mruknął - choć dziwi mnie dysonans czasowy - zastanowił się na głos, spoglądając na dach kamiennicy i rozgrywającą się przed nim scenę. Choć jego plan na wieczór nie wypalił, a największy lęk Amelie de Vanilly nie należał do tych silnych, przyniosło to jakiś pozytyw. Ofiara Marinette Dupain-Cheng na pewno nie pójdzie na marne. Dopóki dziewczyna spała, mógł dowoli przeczesywać jej umysł w poszukiwaniu lęków i interesujących faktów z życia. Nie zmieniło to jednak tego, że coś mu nie pasowało. Był zaznajomiony z historią miasta sprzed kilku lat. Czyżby ta dziewczyna była powiązana z poprzednim Czarnym Kotem?

Marinette spojrzała na swojego niespodziewanego gościa z niemym wyzwaniem.

- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz Księżniczko - Powiedział Czarny Kot - Mogę ci nawet zamiauczeć serenadę jeśli chcesz - dodał uśmiechając się szelmowsko i przyciągnął ją bliżej siebie.

- Och... Tylko nie to - jęknął patrząc na scenę przed sobą. Jeśli nie znosił czegoś w swojej robocie to właśnie tego. Oglądania scen, w których istoty robią z siebie błaznów dla miłości...

Tańczyli pod rozgwieżdżonym niebem Paryża, na jednym z dachów w pobliżu jej domu. Marinette była pod wrażeniem umiejętności tanecznych Kota, któremu po raz kolejny udało się ją zaskoczyć. Im lepiej go poznawała, tym bardziej zaczynała dostrzegać to, jakim był dobrym facetem. Nie żałowała ani jednej spędzonej z nim chwili. Wręcz przeciwnie, przy Czarny Kocie czuła się tak szczęśliwa jak jeszcze nigdy wcześniej.

- Z chęcią sprawdzę czy równie dobrze miauczysz jak tańczysz - powiedziała figlarnie z delikatnym uśmiechem na ustach.

- Litości - stęknął

Czarny Kot spojrzał na nią swoimi szmaragdowo zielonymi oczami. Muzyka już dawno umilkła, jednak on nie miał zamiaru wypuścić jej ze swoich objęć.
- W każdej chwili możesz się o tym przekonać kochanie - odparł - chyba, że wolisz bym przygotował coś specjalnie dla ciebie - szpetną do jej ucha drażniąc swoim oddechem skórę na jej szyi. Dziewczyna wzdrygnęła się a z jej ust wydobył się cichy jęk, który nie umknął zmysłom Kociego super bohatera. Pod jego intensywnym spojrzeniem, czuła jak miękną jej nogi. Między nimi czuć było rosnące napięcie. Kot pochylił się nad Marinette i złożył na jej ustach pocałunek, a ona odpowiedziała z intensywnością równą jego własnej. Kochała go, a bycie z nim, było najlepszą decyzją jaką podjęła w swoim dotychczasowym życiu. Kochała go takim jakim był, niezależnie od tego kto skrywał się pod czarną maską. To nie miało w tej chwili żadnego znaczenia.

- ależ oczywiście, że ma! Przyciśnij go dziewczyno! - warknął niezadowolony - był tak blisko odkrycia tożsamości tego chłopaka.

Chat pogłębił ich pocałunek na co ochoczo mu pozwoliła i wplotła swoje drobne palce w jego włosy, na co zamruczał jak prawdziwy Kot. Wiedział, że Marinette uwielbiała gdy tak robił. Muskała dłońmi skórę jego twarzy i szyi sprawiając, że cały zaczyna płonąć.

- Więcej nie zdzierżę - zakomunikował kiedy nagle jego uwagę przykuło coś dziwnego. Jakby dwa różne wspomnienia zaczęły się na siebie nakładać. Podążył za cienką nitką drugiego wspomnienia zatapiając się w nim.

- Mogę ci nawet zamiauczeć serenadę jeśli chcesz...

Usłyszał po raz wtóry jak Czarny Kot wypowiada te same słowa lecz sceneria i okoliczności były zupełnie inne.

- Czyżby ktoś wypowiedział życzenie? - powiedział nie kryjąc zaskoczenia. Tylko to tłumaczyłoby taki mętlik we wspomnieniach. Choć z drugiej strony... ta rzeczywistość i te wspomnienia nie powinny tego przetrwać... W następnej chwili poczuł jak zalewa go ciemność

- Nie! Jeszcze nie teraz! - wrzasnął z wściekłości.

Marinette się budziła.

--------------------

Adrien wyszedł z domu szybkim krokiem, zostawiając za sobą rodzinną rezydencję i czekający na podjeździe samochód. Jedynym czego w tej chwili potrzebował był długi spacer i świeże powietrze. Musiał ochłonąć po tym co znalazł w biurku ojca, a zwłaszcza w teczce Marinette. Ten zlepek informacji które dzisiaj otrzymał z różnych źródeł, spowodował niemały mętlik w jego głowie. Niezaprzeczalnym zaś faktem było, że Gabriela coś łączyło z rodziną Dupain-Cheng. Z nieznanych mu przyczyn jego ojciec sfinansował studia Marinette w Nowym Yorku, przyjął ją na stażystkę, choć aktualnie nikogo takiego nie potrzebowali, a teraz jeszcze objął ją najlepszą opieką lekarską w Paryżu. Pytanie tylko brzmiało dlaczego... Nagle przystanął, a w jego pamięci przewinęły się te wszystkie irytujące rozmowy, które przeprowadził z Nino. Każdy moment gdy przyjaciel upierał się, że Marinette to ich koleżanka z klasy. Nie... Wróć.... Jego przyjaciółka..... Więc dlaczego jej nie pamięta? zawrócił i biegiem skierował się z powrotem do domu, który dopiero co teraz opuścił. Jeśli Marinette rzeczywiście kiedyś była w jego życiu, to musiała pozostawić po sobie jakiś ślad. Jakikolwiek.

- Adrien powinieneś się choć na chwilę zatrzymać i zastanowić... - odezwał się dotąd milczący Plagg. Zresztą jego milczenie było kolejną dziwną rzeczą tego dnia. Kwami Czarnego Kota rzadko kiedy bywało milczące chyba, że mało akurat w łapach pokaźny kawał spleśniałego cuchnącego sera.

- Już wystarczająco długo się zastanawiałem - rzucił, po czym wpadł przez frontowe drzwi rezydencji jak burza i wskakując po dwa stopnie wbiegł na piętro. Minął na korytarzu matkę nieomal ją przewracając.

- Coś się stało kochanie? - zapytała zaniepokojona.

- Mamo czy ja mam jakieś pamiątki z czasów szkolnych? - zapytał zdyszany. Emillie wydawała się lekko zaskoczona jednak odpowiedziała.

- Oczywiście. Razem odkładaliśmy album i niewielkie pudełko z drobiazgami na górną półkę w twoim pokoju - odparła.

- Dziękuję mamo - wysapał całując ją w policzek i pognał do swojej sypialni.

Jednak kiedy znalazł się już pod drzwiami zatrzymał się spoglądając na nie jak na barierę nie do przebycia.

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł... a co jeśli odkryjesz tam coś, co ci się nie spodoba - powiedział cicho Plagg z cieniem lęku w głosie.

Serce Adriena zaczęło szybciej bić, a ręka z wahaniem dotknęła klamki. A co jeśli niczego tam nie znajdzie? Albo jeśli Plagg ma rację i nie jest gotowy na to co odkryje?

- Nie Plagg.. muszę wiedzieć - rzekł w końcu. Choć nie miał pojęcia czy to co odkryje ucieszy go czy też zmartwi. Jednego był pewny. Musi poznać prawdę i nie miało znaczenia, że przecież to była Marinette Dupain-Cheng. Dziewczyna której szczerze nie znosił i która irytowała go na każdym kroku. Być może właśnie z tego powodu musiał wiedzieć.... Nacisnął klamkę i wszedł do swojej sypialni, w której jak mu się zdawało, spędził większość swojego życia. Nie byłoby to kłamstwem biorąc pod uwagę fakt, że pobierał tu prywatne lekcje od nauczycieli i ćwiczył grę na pianinie. Czuł się tutaj jak niewolnik, dopóki nie otrzymał zgody ojca na naukę w miejscowym liceum. To był najszczęśliwszy czas w jego życiu, a przynajmniej tak go zapamiętał i choć nadal korzystał ze swojej sypialni, to jednak miał wrażenie, że czegoś mu tutaj brakowało. Przemierzył pokój by podejść do wysokiego regału. Wspiął się po drabinie w poszukiwaniu albumu i pudełka, a gdy wreszcie je znalazł, wziął do ręki i w raz z nim zszedł na podłogę. Położył rzeczy na łóżku i usiadł obok nich w siadzie skrzyżnym. Czuł się trochę tak, jakby wrócił do czasów szkolnych. Plagg zawisł w powietrzy kilka centymetrów od jego twarzy i choć codzienne dramaty Adriena średnio go interesowały, tym razem było zupełnie inaczej. Kwami Czarnego Kota spoglądało na leżące przed nimi pudełko, z wyrazem niepokoju malującym się na kocim pyszczku. Adrien sięgnął najpierw po pudełko i miał wrażenie, że Plagg podobnie jak i on, na moment wstrzymał oddech. Podniósł wieczko i zajrzał do środka. Wewnątrz znajdowało się kilka bibelotów o których istnieniu już zdążył zapomnieć. Papierek po pierwszym cukierku którego dostał od Nino, kawałek plakatu zrobionego z przyjaciółmi na zajęciach z historii, kostka do gitary od Jaggeda, transparent na strajk uczniów przeciwko niszczeniu zieleni.... pamiętał, że zrobili to dla Mylene, zdjęcie Biedronki... ale nie tej którą znał, tego był pewien. Ta która spoglądała na niego z fotografii, była o wiele młodsza i przypominała posąg który kilka lat temu ustawiono w parku. Spojrzał na Plagga zdając sobie sprawę, że ten utkwił w nim swoje zmrużone kocie oczy, jakby próbował przewiercić go na wylot.

- Chyba byłem fanem poprzedniej Biedronki. Cóż za ironia - Powiedział do Kwami które w dalszym ciągu milczało - Nigdy cię o to nie spytałem, ale jacy oni byli? to znaczy poprzednia Biedronka i Czarny Kot?

Plagg spojrzał przed siebie jakby próbował ubrać swoją odpowiedź w odpowiednie słowa, po czym powiedział ze śmiertelną powagą w głosie:

- Byli najlepsi

- Tylko tyle? - zdumiał się Adrien - uratowali cały Paryż, znałeś Czarnego Kota i umiesz powiedzieć tylko tyle? - zapytał co zabrzmiało bardziej jak wyrzut. Kwami spojrzało na niego z miną jakiej jeszcze nigdy w życiu nie widział. Atmosfera w pokoju nagle zrobiła się napięta. Od Plagga biła wrogość, jakby Adrien właśnie przekroczył jakąś niewidzialną granicę która dotyczyła poprzednich użytkowników Miraculi. Plagg z pełną powagą i spokojem na jakie mógł się w tej chwili zdobyć, zbliżył się do twarzy Agreste i powiedział cicho lecz z mocą:

- Nawet nie masz pojęcia co musieli poświęcić, co WSZYSCY poświęciliśmy by wygrać!

Adrien mimowolnie zadrżał pod naporem jego wzroku i napawającego grozą tonu głosu z jakim Plagg wypowiadał każde kolejne słowo.

- Byli NAJLEPSZYMI użytkownikami Miraculi jakich znałem - kontynuowało Kwami - i tak należy ich zapamiętać - dodał, po czym zawisł gdzieś poza zasięgiem wzroku Adriena, dając tym samym do zrozumienia, że uważa rozmowę za zakończoną - szukaj dalej w tych swoich szpargałach - Mruknął jeszcze, jednak już na niego nie spojrzał. Atmosfera uległa rozluźnieniu, jednak Agreste czuł gdzieś nad sobą obecność złego Kwami. Mistrz wiele razy powtarzał mu by nie drażnić Plagga i teraz wreszcie zaczynał rozumieć dlaczego. Po raz kolejny zerknął do pudełka, w skupieniu przeglądając szkolne pamiątki, ale nie było tam nic co mogłoby mu przypomnieć Marinette. Odłożył pudełko z zawartością na bok i wziął do ręki album ze zdjęciami. Otworzył go przeglądając od początku do końca każde zdjęcie po kolei. Zdjęcia klasowe przeglądał tak powoli by nie pominąć żadnej osoby. Nigdzie ani śladu Marinette. Na nowo zaczęła ogarniać go złość na Nino który wmawiał mu tak karygodne kłamstwo jak znajomość z Dupain-Cheng, jednak kiedy po raz kolejny zerknął na zdjęcia, zauważył coś co mu nie pasowało. Wyjął z albumu każde zdjęcie z którym coś jego zdaniem było nie tak i spojrzał na nie z dalszej perspektywy. Na każdym z nich była luka. Tak jakby zostawiono puste miejsce dla jeszcze jednej osoby, która spóźniła się na zdjęcie. Nawet na jednej fotografii wyglądał jakby obejmował ramieniem powietrze. A może mu się tylko wydawało? Może zaczynał już dostawać paranoi? A może jednak.... Sięgnął dłonią ku fotografii klasowej wykonanej w parku i ujrzał tuż obok siebie plamę światła. Na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakby fotograf zrobił zdjęcie pod słońce, jednak w tej chwili Adrien nie był już tego taki pewny. Spojrzał uważniej na plamę i dostrzegł ledwo widoczne różowe baleriny wystające tuż spod plamy...

- Znam te buty.... -mruknął - MAM CIĘ - dodał uśmiechając się z przymrużonymi oczami niczym Czarny Kot.

------------------

Marinette powoli otworzyła oczy i natychmiast je zamknęła oślepiona jasnym blaskiem. Po kilku takich próbach jej oczy wreszcie przyzwyczaiły się do światła, a to co miała przed sobą nabrało ostrości. Powiodła wzrokiem po otoczeniu które wydawało jej się obce, aż natrafiła na znajomą twarz i czuprynę niebieskich włosów a jej serce przyspieszyło.

-Wreszcie się obudziłaś - powiedział Luka, a Marinette poczuła znajome uczucie uniesienia. Na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech nim odpowiedziała.

- Cześć Luka - wychrypiała i zarumieniła się ze wstydu.

Luka zaśmiał się lekko i muskając palcami jej policzek, odsunął na bok zbłąkany kosmyk. Marinette ledwo powstrzymała się od głośnego westchnięcia. Choć minęły ponad trzy lata odkąd widziała go po raz ostatni, Luka w dalszym ciągu działał na nią w ten sam sposób. Miał w sobie coś takiego, co nie pozwalało jej przejść obok niego obojętnie. Była świadoma, że nie powinna tak się czuć. Nie, kiedy zdążyła już ostatecznie się z nim pożegnać we własnym sercu. Choć kochała Lukę, czuła gdzieś w środku, że nie był w stanie wypełnić jej serca w całości. Zawsze była w nim jakaś pustka i nawet teraz pomimo uczuć jakie Luka znowu w niej wywołał, nie mogła po raz kolejny pozwolić by nią zawładnęły. Wspólna przyszłość nie była im pisana niezależnie od tego, jak bardzo kiedyś o niej marzyła. Zacisnęła usta w wąską linię czując nagły przypływ determinacji. Musiała być silna. Odchrząknęła zanim po raz kolejny się odezwała.

- Nie wiedziałam, że jesteś w Paryżu - Zwróciła się do niego.

- Bo mnie nie było - odparł wzruszając ramionami - Przyjechałem prosto na przyjęcie u Agreste, żeby zagrać koncert ale kiedy dotarliśmy na miejsce było już po wszystkim - wyjaśnił.

- Aha - bąknęła uzmysławiając sobie jak niewiele pamięta z tego co się wydarzyło. Owszem, pamiętała, że ruszyła na ratunek Czarnemu Kotu, pamiętała też, że jej się udało, im się udało... a potem był tylko okropny ból, który ogarnął jej poparzone nogi... Marinette nagle oprzytomniała jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody.

- Moje nogi! - zawołała z paniką w głosie podnosząc się do siadu. Luka natychmiast zareagował. Złapał ją powstrzymując przed szarpaniem za kołdrę, w celu poszukiwania obrażeń. Delikatnie acz stanowczo zmusił by położyła się na łóżku, po czym nie puszczając jej dłoni usiadł na jego krawędzi.

- Z twoimi nogami jest wszystko dobrze. Lekarze mówią, że jeżeli będziesz dbać o rany, po wyjściu ze szpitala być może nawet nie zostaną blizny - dodał.

Jego melodyjny ton głosu i palce, które wolno rysowały kółka na jej nadgarstku, w pełni zdołały ją uspokoić. Luka zawsze wiedział co należy zrobić, żeby poprawić jej humor. Czuła się tak jakby była melodią wypisaną na jego pięciolinii. Muzyką, którą jest w stanie naprawić wstawiając nuty na właściwe miejsca.

- Widzę, że twoja melodia znowu brzmi spokojnie - powiedział cicho, jakby doskonale odgadł o czym myślała przed chwilą. Posłał jej szczery niewymuszony uśmiech, który tak dobrze znała. Który kochała... Stop! znów zaczynała to robić. Zatapiać się w nim, pragnąć bycia częścią jego symfonii. Tylko tym i aż tym. Musiała jednak pamiętać, że ta symfonia ma wady i w kulminacyjnych momentach zaczyna fałszować.

- Jak się tu właściwie znalazłam - zapytała by skierować swoje myśli w zupełnie innym kierunku - Czy Czarny Kot...

- Nic mu nie jest - Powiedział pospiesznie Luka - Trzymał cię już omdlałą w ramionach kiedy przyszedłem. Podobno Straciłaś przytomność na dachu i ściągnął cię na dół szukając pomocy.

- I wtedy zjawiłeś się ty - podsumowała unikając jego wzroku. Na wieść, że spoczywała w opiekuńczych ramionach Chata, zrobiło jej się dziwnie gorąco i nie chciała by Couffaine cokolwiek zauważył zwłaszcza, że sama nie rozumiała swojej reakcji.

- Tak, to prawda - przyznał - zabrałem cię do szpitala tak szybko jak tylko mogłem. Swoją drogą zazdroszczę pracodawcy. Rzadko który aż tak bardzo przejmuje się swoimi pracownikami - dodał

- Kto ci to powiedział? - zapytała zdumiona nie rozumiejąc o co chodzi.

- Gabriel Agreste zadbał o najlepszą opiekę dla ciebie i prywatną salę. Adrien powiedział, że to jego ojciec dba o swoich pracowników.

- Zaraz... Adrien tu był!? - Wykrzyknęła

- Sprawdzał jak się czujesz żeby zdać ojcu raport - wyjaśnił Luka

- Oczywiście - powiedziała kwaśno Marinette nie kryjąc niezadowolenia. Z jakiegoś powodu ta informacja była dla niej istotniejsza niż fakt, że jej leczenie pokrywa firma Agreste. Po prostu miała nadzieję, że ich wzajemne zawieszenie broni potrwa jednak dłużej, niż tylko do zakończenia balu. Widocznie jednak się myliła skoro Adrien przyszedł tu tylko na wyraźny rozkaz swojego ojca.

- Coś się stało? - zapytał z niepokojem w głosie - Twoja melodia uległa zmianie - dodał.

- Nic dziwnego - mruknęła - w końcu chodzi o samego uwielbianego Adriena Agreste, którego mam już po dziurki w nosie - rzuciła rozzłoszczona.

- Ah już rozumiem - zaczął powoli Luka - denerwuje Cię że przyszedł tu tylko z powodów zawodowych a nie dlatego że się martwi.

- Nie! - zaprotestowała jak na jej gust zbyt szybko, po czym chrząknęła i rzekła tym razem już spokojnie - Nie, to nie dlatego.

Uważaj bo ci uwierzę mówiły oczy Luki i Marinette miała ochotę by znowu wrzasnąć. Wiedziała jednak, że to tylko pogorszyło by sprawę. Nie wiedziała tylko co irytowało ją bardziej. Fakt, że Luka miał rację czy też to, że wyglądał jakby zupełnie go to nie obchodziło. Miała cichą nadzieję, że Luka choć na moment okaże odrobinę zazdrości... Najwyraźniej w dalszym ciągu z nich dwojga, to ona miała problem by nad sobą panować w obecności byłego chłopaka. Zresztą czego się spodziewała po sławnym muzyku, który na skinienie jednego palca miał pod nosem tabuny wielbicielek. Rety jakie to wszystko zaczynało być skomplikowane. Napływ sprzecznych uczuć do wszystkich wokół sprawił, że potwornie rozbolała ją głowa. Nagle zapragnęła zostać zupełnie sama.

- Wybacz ale chciałbym jeszcze odpocząć - powiedziała cicho unikając jego wzroku.

- Oczywiście - powiedział Luka pogodnie wstając z łóżka - Gdybyś czegoś potrzebowała wiesz gdzie mnie znaleźć - dodał. Pochylił się nad nią i złożył delikatny pocałunek na jej czole. Zawsze tak robił gdy pragnął okazać jej swoją troskę, jednak w tej chwili Marinette wcale tego nie chciała. Uśmiechnęła się słabo w odpowiedzi i spoglądała zanim gdy odchodził, aż do momentu w którym zamknęły się za nim drzwi na korytarz. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy żałując, że nie pozwolono pospać jej jeszcze nieco dłużej.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top