Spowiedź #63


Rozdział 63

Nathaniel

Nie miałem pojęcia jakim sposobem dałem się wmanewrować w tę sytuację. Niezręczna atmosfera całkowicie odebrała mi apetyt, a męczący kac wcale nie ułatwiał. Gdy wreszcie emocje opadły, ból głowy wyraźnie dawał o sobie znać.

- Musisz coś zjeść, jak chcesz przeciwbólowe – oznajmił Kas przeglądając coś w telefonie.

- Nie jestem głodny – wymamrotałem nie mogąc nawet patrzeć na tę owsiankę.

Zbierało mi się na mdłości. Wątpiłem, że cokolwiek zdąży dolecieć do moje żołądka, zanim ten postanowi wszystko z siebie wyrzucić. Nie planowałem tu wymiotować, nie pokaże Kastielowi swojej słabości, choćbym miał zrzygać się później w taksówce.

- Jesteś równie uparty, co zawsze – westchnął odkładając komórkę. – To może napijesz się chociaż jogurtu?

- A będę mógł po tym zrzygać ci się na twarz?

- To jakiś nowy fetysz, który przywiozłeś zza granicy? Najpierw się upijasz, macasz obiekt swoich westchnień, a później na niego wymiotujesz? – Zakpił krzyżując ramiona. – A nie, takie rzeczy robiłeś też przed wyjazdem.

- Raz się zdarzyło, nie płacz – burknąłem odchylając się na krześle.

- Jeżeli zrobisz to też teraz, będzie dwa razy – upomniał uważnie przyglądając się mojej twarzy.

- Jakiś ty się uszczypliwy zrobiłeś.

- Zawsze taki byłem, Księżniczko.

- Przestań mnie tak nazywać – warknąłem zirytowany.

- Wolisz „Panienko"? Dość nostalgicznie – przyznał z kąśliwym uśmiechem.

- Doprawdy nostalgicznie – prychnąłem niezadowolony . – Aż wracając wszystkie te upokorzenia z liceum.

- Wcale nie chciałem cię w ten sposób upokarzać.

- Ciężko to było odgadnąć – zaśmiałem się gorzko.

- Nie wiesz, że chłopcy zawsze ciągną za włosy dziewczyny, które lubią?

- Nie jestem kobietą.

- Nie w tym rzecz – westchnął lekko rozbawiony moim komentarzem. – Chodzi o to, że byłem niedojrzały i sam nie rozumiałem tych emocji... Ilekroć nasze oczy się spotykały, nie wiedziałem, jak powinienem się zachować. Łatwiej było być złośliwym, niż szczerze przyznać się do swoich uczuć.

Wyznanie było dość nagłe, nie miałem na to gotowej odpowiedzi. Byliśmy razem tyle lat, a ten temat nie został poruszony nawet raz... jak wiele innych. Dlaczego? Wpatrując się w kubek herbaty nie bardzo rozumiałem, jak do tego doszło? Po prawdzie było wiele rzeczy, które zgodnie woleliśmy przemilczeć.

- Nie rób takiej miny – powiedział nagle zakłopotany. – Nie powiedziałem tego, żeby dawać ci zagwozdkę... po prostu zapomnij, że w ogóle się odzywałem.

- Nie – pokręciłem głową z ciężkim westchnięciem. – Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad powodem twojego zachowania.

- Miałeś wystarczająco swoich problemów – wzruszył ramionami patrząc w jakiś punkt nad moją głową. – Do tej pory nie potrafię sobie wybaczyć wszystkiego co ci zrobiłem. Urządzałem ci piekło w szkole, gdy musiałeś przechodzić przez piekło również w domu.

- To nie tak, że o tym wiedziałeś – mruknąłem czując się jeszcze bardziej niezręcznie przez jego gadanie. – Uznawałem cię wtedy za zwykłego, wrednego gnoja. Nie ma czym się przejmować.

- Zawsze byłeś doskonały w pocieszaniu – roześmiał się uderzając palcem o swój kubek. – Wiem, że zabrzmi to głupio i pewnie dziecinnie, ale uważałem wtedy, że zachowując się w taki sposób, może pomogę ci trochę więcej czasu poświęcać samemu sobie.

- Faktycznie, brzmi głupio – prychnąłem ukrywając nieznaczny uśmiech w herbacie. – Tylko dziecko mogłoby uznać, że może rozwiązać czyjeś problemu przysparzając mu jeszcze więcej kłopotów.

- Dlatego byłem wrednym gnojem, nic poza tym.

- Byłeś – przyznałem zadowolony, że chociaż tu się zgadzaliśmy. – W takim wieku nie można oczekiwać od dziecka, żeby było dojrzałe i wyrozumiałe.

- Ty taki byłeś – odparł w zamyśleniu. – I może to właśnie mnie tak wkurzało. Uganiałem się za tobą w najbardziej dziecinny i okrutny sposób jaki tylko mogłem wybrać, bo ilekroć próbowałem z tobą normalnie porozmawiać, nie miałeś czasu przez bycie wykorzystywanym na każdy sposób. Nie odbieraj mnie źle, to nie jest żadna wymówka ani usprawiedliwienie, tylko... jak dziecko starałem się zwrócić na siebie twoją uwagę... żebyś chociaż w minimalnym stopniu myślał o mnie tyle, ile ja myślałem o tobie.

Otępiały wpatrywałem się w niego, jakby przemówił do mnie w całkiem obcym dialekcie. Nie chciało mi się wierzyć, że ludzie naprawdę mogą mieć tak pokręconą logikę.

- Niedorzeczne – wymamrotałem krzyżując ramiona.

- Prawda? – Zaśmiał się, choć nie było w tym zbyt wiele szczerości. – Też tak uważam. Nie jestem pewny, co wtedy mną kierowało. Z jakiego powodu pomyślałem, że to dobry pomysł? To już chyba na zawsze pozostanie tajemnicą, nawet przede mną.

- Dlaczego mi to wszystko teraz mówisz?

- Bo ja wiem? – Wzruszył ramionami ze smutnym uśmiechem. – Pewnie więcej nie nadarzy się okazja, żeby to wszystko powiedzieć. Nie chcę później żałować.

- To nie w porządku – prychnąłem na jego egoistyczny powód.

- Zrób to samo. Wyrzuć z siebie wszystko, co chciałeś kiedykolwiek mi powiedzieć.

Zaskoczony na moment zaniemówiłem. Coś co zawsze chciałem mu powiedzieć? Nie wiem czy miałem takie rzeczy. Mimo że byliśmy w związku, zawsze skupiałem się na przeżywaniu swoich spraw samodzielnie. Nigdy nie chciałem być dla nikogo obciążeniem. Moje sprawy były tylko moimi sprawami, niezależnie od tego czy były to sukcesy czy druzgoczące porażki.

- Nienawidziłem cię za to, że nigdy nie pytałeś, jak minął mi dzień, mimo że ja to robiłem. Nienawidziłem cię za to, że powiedziałeś, że to czym się zajmuję jest nudne i uznałeś to za dobry powód, żeby olać cały temat.

- Fair – przyznał zażenowany. – Głupio było mi przyznać, że nie rozumiałem nawet słowa z tego co mówisz... głupio mi było, że nie jestem wystarczająco wyedukowany, żeby móc podzielać twoje pasje.

- To nie jest dobra wymówka – burknąłem lekko wkurzony. – Ja również nie znam się na muzyce.

- Dlatego nie mam nic na swoją obronę. Pewnie uznałem, że skoro nie ruszasz tematu, to wszystko jest ok. Sam nie wiem... - zaśmiał się spuszczając wzrok. – Patrząc wstecz, nie rozumiem mnóstwa rzeczy, które robiłem.

- Pochwal się tymi spostrzeżeniami.

- Od czego powinienem zacząć?

- Od tego, czego żałujesz najbardziej.

- Jest tego zbyt dużo – przyznał tracąc uśmiech. – Zaczynając od liceum, a kończąc po dniu dzisiejszym... mam zbyt wiele do wyboru.

Nie miałem dla niego zbyt wiele współczucia. Może jeszcze, gdybym to nie ja był ofiarą tych wszystkich jego zbyt pośpiesznie podjętych decyzji, mógłbym się skusić na jakieś pocieszanie. Czasy licealne były zdecydowanie szalone, ale nie wspominałem tego źle. Sam nie byłem szczególnie bardziej dojrzały od Kastiela. Działo się mnóstwo złych rzeczy, ale również wiele dobrych.

- Beznadziejne to twoje życie, skoro masz, aż tyle do żałowania.

- Masz rację. – Skinął głową. – Mimo wielu rzeczy, które zrobiłem źle, dwie nigdy nie dadzą mi spokoju.

- Jakie? – Zapytałem mało cierpliwie.

Zaczynały mnie irytować te jego dziwne podchody.

- Że nie ceniłem cię bardziej... i, że dałem ci odejść, gdy powinienem był o ciebie walczyć.

- Faktycznie - syknąłem wstając od stołu. – Trochę zbyt późno na zrozumienie takich rzeczy.

Kastiel

- Gdzie jest Nat?

- Śpi – mruknąłem od niechcenia machając dłonią w stronę sypialni.

Lysander zmierzył mnie w zamyśleniu. Nie spodziewałem się go jeszcze dziś zobaczyć. Najwyraźniej wciąż nie wierzył, że nikogo nie przetrzymuję tu siłą.

- Jak się trzymasz?

- Ja? – Dopytałem zaskoczony tą nagłą troską przyjaciela. – Ja niczego nie piłem, kac męczy tamtego uczonego.

- Nie o to pytałem.

- To się doprecyzuj – westchnąłem wyciągając się mocniej na kanapie.

- Dlaczego on wciąż tu jest? Myślałem, że chciał do domu.

- Pytaj mnie, ja ciebie – wzruszyłem ramionami. – Nie patrz tak na mnie, nie kazałem mu tu zostawać. Sam idź i to sprawdź, jak masz potrzebę.

- Czy wy... - Lys zawahał się szukając odpowiednich słów. - ... doszliście do kompromisu?

- Chyba tak.

- Przestań wreszcie – syknął mało cierpliwie. – Co dalej? Co ustaliliście?

- Że jestem wrednym gnojem – odparłem z szerokim uśmiechem.

- Chyba... nie rozumiem... - wymamrotał zmieszany moim nagłym wyznaniem.

- A co? Nie zgadzasz się z tym?

- Dupek z ciebie pierwszorzędny, tu nie można zaprzeczyć.

- Zawsze ceniłem sobie twoją szczerość – powiedziałem z trudem ukrywając sarkazm.

Lysander nie poświęcił mi dużo czasu. Podrzucił tylko komórkę Blondyna, którą udało im się wygrzebać gdzieś pomiędzy fotelami. Lys nie był osamotniony w swoim zdziwieniu, że Nat wciąż tu jest. Sam nie byłem wstanie tego zrozumieć. Jak tylko otworzył oczy tego ranka, próbował stąd uciec. A teraz stwierdził, że zostaje, bo mu się spać chce?

- Skąd ta nagła zmiana frontu? – Zapytałem sam siebie obracając w palcach jego telefon.

Długo wpatrywałem się w komórkę Nathaniela. Jak bardzo złe będzie zerknięcie do jego zawartości? Nabierając głębokiego wdechu wstukałem hasło. Z lekkim uśmiechem przyjąłem, że nie zmienił kodu. Dobrze było wiedzieć, że jednak nie tak wiele uległo zmianie. Zawahałem się patrząc na jego tapetę. Przecież nie miałem zamiaru czytać jego wiadomości. Chciałem tylko... chciałem tylko wiedzieć czy wciąż ma nasze wspólne zdjęcia.

- Żałosne – westchnąłem natychmiast gasząc jego komórkę.

Rozciągając rozleniwione ciało wstałem, wystarczy tego zalegania na kanapie. Niepewnie stanąłem przed drzwiami do sypialni. Czy on wciąż spał? Powoli wsunąłem głowę do środka, Blondyn siedział na łóżku.

- Jak głowa? – Zapytałem nie przekraczając progu. Nie chciałem, żeby znów pomyślał, że planuję się na niego rzucić.

Nathaniel drgnął natychmiast wrzucając coś do mojej szuflady. Najwyraźniej nie tylko mnie zżerała ciekawość.

- Lepiej – mruknął nie patrząc w moim kierunku.

Podrapałem się po karku, cisza zaczynała się nawarstwiać. Jeszcze w życiu nie czułem się tak niezręcznie w jego towarzystwie.

- Lysander podrzucił twój telefon – odchrząknąłem powoli wyciągając urządzenie w jego kierunku.

- Starczyło ci czasu wszystko przejrzeć?

- Nie grzebałem w niczym – powiedziałem z całkowicie czystym sumieniem. – Chociaż kusiło, to tego nie zrobiłem.

- Twoja szczerość to nie zna dziś granic, co? – Prychnął odpisując na kilka wiadomości. – Byłeś ciekawy, czy wciąż mam nasze zdjęcia?

- Tak – skinąłem głową siadając po przeciwnej stronie łóżka.

- Ty wciąż masz nasze.

- To to wygrzebałeś z mojej szuflady?

- Dlaczego wciąż je trzymasz? – Zapytał ignorując mój komentarz.

- Są dla mnie ważne – mruknąłem po zastanowieniu.

- Nie boli cię patrzenie na nie?

- Boli – przyznałem z cieniem uśmiechu.

- To dlaczego wciąż je trzymasz?! – Zawołał zwracając się gwałtownie w moją stronę.

- Ja... - Zaskoczony przysunąłem się w jego kierunku. – Dlaczego płaczesz?

- Zdaje ci się. – Warknął uciekając spojrzeniem.

Zaciskając usta kucnąłem przed nim. Nie wiedziałem, jak się zachować. Wszystko we mnie chciało go objąć, choć wiedziałem, nie było mi wolno.

- Przepraszam.

- Za co tym razem? – Burknął.

- Za całokształt – westchnąłem obejmując jego dłonie. – Zrobię cokolwiek, po prostu... po prostu nie płacz, proszę.

- Co jest z tobą nie tak?

- To pytanie retoryczne? Bo jak chcesz, mam gdzieś całą listę.

Nat zaśmiał się cicho przyjmując ode mnie chusteczkę. Ten dźwięk momentalnie mnie rozgrzał. Sam jego uśmiech wymazywał całą rozpacz przeżytego roku. Pragnąłem go objąć, zanurzyć nos w jego włosach, chłonąć jego ciepło i odurzający zapach. Chciałem...

- Powinieneś już iść – powiedziałem odpychając od siebie wszystkie te niedorzeczne pragnienia. – Amber i wszyscy muszą się o ciebie martwić.

- Nie jestem małym dzieckiem.

- Nie jesteś – zgodziłem się uciekając wzrokiem. – Dlatego powinieneś rozumieć, że już pora na ciebie.

Nat uparcie trzymał moje ręce nie dając mi wstać. Zaskoczony nie bardzo wiedziałem, jak to odebrać.

- Co jeśli nie chcę?

- Nie rób mi tak – mruknąłem wreszcie strącając jego dłonie.

- Jak? – Zapytał chwytając za moją koszulkę. – Jak mam nie robić?

- Właśnie tak – odparłem wyrywając mu swój materiał. – Nie wiesz, czy tylko ignorujesz fakt, że to wszystko jest dla mnie trudne?

- Co jest trudne?

Miałem wrażenie, jakbym rozmawiał z trzyletnim dzieckiem, które weszło w fazę pytań zaczynających się na słowo „co". Blondyn nie zamierzał oddawać mi mojej przestrzeni. Zawahałem się czując go na swojej piersi. Czy to był jakiś test? Czy byłem teraz poddawany próbie? Jeżeli tak, to jakie było prawidłowe rozwiązanie? Nigdy nie byłem najlepszy w egzaminach. Z tego wszystkiego rozumiałem jedno, moje słowa w żaden sposób do niego nie docierały. Wplątując dłoń w jego włosy przyciągnąłem mocniej do siebie. Ile to już czasu minęło? Stęskniony złączyłem nasze usta. Nagła fala emocji przyćmiła mi umysł. Potrzebowałem mnóstwa wewnętrznej siły, żeby nie pchnąć go na łóżko.

- Skoro już masz odpowiedź, idź już – wydyszałem nie mogąc oderwać wzroku od jego warg.

Pewien, że mogę zaraz dostać siarczysty policzek, wydałem z siebie zdumiony odgłos. Stało się coś czego wcale się nie spodziewałem. Nathaniel chwycił mnie za kołnierz przyciągając z powrotem do pocałunku. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top