Na zgodę#41
Nathaniel
Nerwowo brałem wdech i wydech starając się uspokoić rozszalałe serce. Stałem przed nieznajomymi drzwiami wahając się przed zapukaniem. Po co ja tutaj w ogóle przyszedłem? Miałem dość tych cichych dni. Cokolwiek miałoby się teraz wydarzyć, musiałem porozmawiać z Kastielem. Oboje byliśmy dorośli, musieliśmy przestać zachowywać się, jak dzieci. Nie, to ja powinienem przestać zachowywać się jak dziecko. Przekonany własnymi myślami wziąłem głęboki oddech i zapukałem. Sekundy dłużyły się, a z wnętrza nie było odzewu. Nie było nikogo w domu? Odrobinę mnie to zaskoczyło. Kary twierdził, że oboje powinni o tej porze tam być. Powinni, ale nie musieli. Z rezygnacją miałem już zawrócić, kiedy czyjś głos mnie przestraszył.
- Nat?
Przyklejając do ust mało przekonujący uśmiech zwróciłem się do zaskoczonego Lysandra.
- Co tutaj robisz? – Zapytał przekręcając klucz w drzwiach.
Niepewnie przeszedłem przez próg przyjmując jego zaproszenie. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy był worek do boksu. Nie oczekiwałem, że to właśnie Lysander znajduje przyjemność w boksowaniu. Na kanapie wciąż była złożona pościel.
- Jeżeli szukasz Kastiela, to zabrał swoje rzeczy i wyszedł z godzinę temu – powiedział podążając za moim wzrokiem – Myślałem, że już wrócił do mieszkania.
Mamrocząc krótkie podziękowanie zamierzałem wyjść i sprawdzić jego słowa. Jeżeli Kastiel faktycznie wrócił do naszego domu, to było nawet lepiej. Wolałem nie przeprowadzać takiej rozmowy w towarzystwie osób postronnych.
- Nat, - zatrzymałem się zerkając na chłodne spojrzenie gospodarza – wiesz, że cię nie znoszę.
Mimowolnie się uśmiechnąłem. Nie było to dla mnie żadną tajemnicą, w liceum nie krył się z tym jakoś szczególnie.
- Nie odwzajemniam twoich uczuć.
Lys sztywno wpatrywał się we mnie, a w jego oczach błysnęło coś niezrozumiałego dla mnie. Wyglądał, jakby zżerało go poczucie winy.
- Całowałem się z Kastielem.
- Dziękuję – słowo wyszło z moich ust bardzo automatycznie.
Lysander był równie zaskoczony moją reakcją, co ja sam. Nie dawałem tego jednak po sobie poznać. Z mojej strony, to podziękowanie było naprawdę szczere.
- Dziękujesz mi? – Zapytał zszokowany – Dziękujesz mi, za co?
- Dziękuję ci, że wypłoszyłeś stąd Kastiela. Domyślałem się, że coś musiało między wami zajść, skoro tak nagle zdecydował się wrócić do mieszkania. Kas może być na mnie wściekły, ale nie wątpię w siłę jego uczuć – wzruszyłem ramionami opuszczając mieszkanie na dobre.
Nie do końca byłem zadowolony z obrotu sytuacji. Kto by był na moim miejscu? Byłem świadom uczuć Lysandra względem Kastiela, dość jasno mi je zakomunikował jeszcze za czasów szklonych.
Drogę do naszego mieszkania pokonałem niemal w podskokach. Myśl, że Kas mógł tam siedzieć i już na mnie czekać odrobinę mnie przerażała, ale z drugiej strony wypełniała wyczekiwaniem. Cały śnieg zdołał stopnieć, kałuże znajdowały się na każdym kroku. Przeskakiwałem nad nimi, aż dotarłem na klatkę schodową. Witając się z siedzącymi na ławce sąsiadkami wbiegłem na nasze piętro. Drzwi były zamknięte, a w środku... nie było nikogo.
- Kas?! – Zawołałem sprawdzając wszystkie pomieszczenia.
Jego torby z ubraniami też nie widziałem, pod moją nieobecność nikogo więcej tu nie było. Tak jak zostawiłem filiżankę na stoliku i patelnię w zlewie, tak leżały do tej pory. Zawiedziony opadłem na łóżko.
- Gdzie do cholery poszedłeś? – Wymamrotałem pytanie w eter.
Drgnąłem słysząc, jak gwałtownie otwierają się drzwi wejściowe. Obudzony nie wiedziałem, co się dzieje. Nierozumnym spojrzeniem zerknąłem na zegarek, było już bardzo późno. Musiałem zasnąć, choć nie wiedziałem, kiedy. Po powrocie zdążyłem tylko przebrać się w dres i tak w nim spałem. W stresie zacząłem wyginać palce, ciężkie kroki dudniły w salonie. Gdy z kimś długo mieszkasz, poznajesz chód tej osoby nawet przez sen. Przybysz zatrzymał się przy naszych sypialnianych drzwiach.
- Kas... - wymamrotałem, kiedy wreszcie przeszedł przez próg.
W półmroku nie mogłem dostrzec wyrazu jego twarzy. Stał patrząc na mnie, a moje serce nerwowo zaczęło podchodzić mi do gardła. Dlaczego milczał? Chciałem żeby coś powiedział, ta przedłużająca się cisza zaczynała mnie zabijać. Poruszyłem się na łóżku, kiedy mężczyzna wreszcie zabrał głos. Jego ton przyprawił mnie o dreszcze.
- Nadal trwa przerwa?
Momentalnie zrobiło mi się sucho w ustach. Wreszcie nadszedł ten moment, musieliśmy szczerze porozmawiać. Nie było sensu dłużej zwlekać. Nabierając głębokiego oddechu wypuściłem je gwałtownie, gdy Kas chwycił za moją białą koszulkę. Materiał zaprotestował, kiedy siłą postawił mnie na nogi. Dźwięk rozrywanego materiału wypełnił cichą sypialnię. Gorące dłonie powstrzymywały mnie przed ucieczką. Ramieniem ciasno obejmował moją talię, palce wolnej dłoni wsunął w moje włosy. Pachniał bananowym mydłem z pływalni, wieki już nie byliśmy tam wspólnie. Nie stawiałem żadnego oporu, pozwoliłem porwać się chwili. Nasze usta złączyły się w pocałunku, jakby było to najzwyczajniejszą rzeczą na świecie. Jakby tak właśnie powinno być. Przylgnąłem do niego mocniej, dając swoja aprobatę na rozwój sytuacji. Nie potrafiłem słowami wyrazić, jak bardzo stęskniłem się za jego dotykiem. Jak tęskniłem za ciepłem bijącym od jego skóry. A jedno musiałem przyznać, na świecie nie istnieje lepszy seks od seksu na zgodę.
Emocje buzowały w moich żyłach, szarpnięciem za włosy przerwał coraz gwałtowniejsze pocałunki. Ciężko dysząc jęknąłem, zęby Kasa wbiły się w moją szyję. Jego władczość i niedelikatność podniecały mnie. Czułem, jak zaczynam płonąć pod jego dotykiem, nawet najmniejszym. Jego palce rozpalały moją wychłodzoną i wygłodniałą pieszczot skórę.
- Ktoś tutaj ma wyuzdane myśli – wymruczał mi do ucha przejeżdżając dłonią po moim nabrzmiałym członku – Od jednego pocałunku tyle z ciebie wycieka?
Donośne jęknięcie wymknęło się z mojej krtani, Kas stanowczo chwycił za moją męskość. Zacisnąłem palce mocniej na jego barkach, fala przyjemności odcinała mi czucie w nogach.
- Lubisz to? – Pytał sztywno patrząc mi w oczy.
W szarych tęczówkach błyszczało pożądanie przyprawiające o gęsią skórkę. Skinąłem głową, nie zadowoliło go to. Szarpnął mocniej za moje włosy, a ja wydukałem:
- T-tak...
- Tak, co?
Podwinął moją koszulkę ustami zjeżdżając na moją pierś zostawiając kolejne, bolesne ukąszenia.
- L-lubię...to...
Kastiel puścił mnie nagle, moje miękkie kolana nie dały rady mnie utrzymać. Pozbawiony oparcia jego ramion, poleciałem na łóżko.
- Rozbieraj się – rozkazał z wrednym uśmieszkiem.
Usłuchałem go. Powolnie chwyciłem za dół swojej wymiętolonej i podartej koszulki. Celowo się nie śpieszyłem, lubiłem patrzeć, jak traci nad sobą kontrolę. Zrzuciłem z siebie górę, akurat jak się nade mną nachylił.
- Mam cię zerżnąć przez te spodnie? – Zapytał zachrypłym od podniecenia głosem.
Miałem na to odpowiedź, nie dał mi z niej skorzystać. Obrócił mnie na brzuch wyszarpując ze spodni. Mruczałem z aprobatą, jego pocałunku wzdłuż mojego kręgosłupa przyprawiały mnie o przyjemne dreszcze. W ostatniej chwili zdusiłem swój krzyk w poduszkę, jego dłoń donośnie spoczęła na moim pośladku. Łzy mimowolnie pojawiły się w moich oczach. Spodziewałem się rano znaleźć w tym miejscu czerwoną odbitkę jego placów.
- Cały tydzień myślałem o tym, co z tobą zrobię – mruczał głaszcząc pozostawiony ślad – O tym jak będziesz krzyczał, jęczał i wił się pod moim dotykiem.
Drgnąłem czując zimny żel na swoich pośladkach. Jego palce doprowadzały mnie do szaleństwa. Kas wyjątkowo uparty był w grze wstępnej, zazwyczaj nie trwało to tak długo. Ilekroć zaczynałem mieć blisko, zmieniał rytm zaciskając palce mocniej na żołędzi uniemożliwiając mi wytrysk.
- Nie możesz jeszcze dojść, ledwo zaczęliśmy – odparł na moje żałosne spojrzenie.
- Po... po prostu... go włóż – wyjęczałem zaciskając pięści na pościeli.
Kastiel pokręcił z niezadowoleniem głową przestając na moment drażnić moje intymne strefy.
- Mógłbyś przestać rujnować chwilę?
Spojrzałem na niego przymglonym wzrokiem, w tej chwili niewiele rozsądku pozostało w mojej głowie. Ogłupiały nadmiarem przyjemności byłem gotów powiedzieć wszystko byleby dostać więcej.
- Zerżnij mnie... proszę – za mój błagalny ton zamierzałem odczuwać zażenowanie dopiero rano.
- I tak powinno się prosić – powiedział z dość kpiącym uśmieszkiem.
Ostro wciągnąłem powietrze, Kas nie czekał na kolejne zaproszenia, gwałtownie wszedł we mnie odbierając resztki jakiegokolwiek rozsądku.
- To było szybkie – zaśmiał się rozcierając moje nasienie między palcami – Tak bardzo mnie chciałeś, że doszedłeś, jak tylko go włożyłem?
- T-tak... - jęczałem pochłonięty falami ogłupiającej rozkoszy – Uwielbiam... ngh...czuć cię w sobie.
Ciężko łapałem oddech, jego rytm był szybszy niż zazwyczaj. Moje słowa nakręcały go jeszcze mocniej. Nie musiałem na niego patrzeć, żeby to wiedzieć. Jego ekscytację wyczuwałem każdą komórką ciała. Zrównałem się z jego tempem nie mogąc złapać tchu. Uniósł mnie na kolana dociskając moje plecy do jego piersi. Serce waliło mu na przyśpieszonych obrotach, kiedy znaczył moje ciało w kolejnych, bolesnych ugryzieniach. Ból mieszał się z przyjemnością tworząc prawdziwie niebezpieczną mieszankę.
- Chcę cię zerżnąć tak mocno, że nie będziesz mógł ode mnie odejść – szeptał ignorując moje błagania o przerwę – Zedrzeć twój głos, żebyś nie mógł z nikim więcej rozmawiać.
Kas tej nocy spełnił swoje obietnice, a raczej groźby. Dochodziłem tak często, aż w moich jądrach nie zostało nic więcej. Nie miałem pojęcia czy zasnąłem, czy zwyczajnie straciłem przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top