Dość #44
Nathaniel
- Szlag by to, – westchnąłem siadając na swój fotel – jestem tym wszystkim zmęczony.
- Nat?
Amber niepewnie podeszła do mojego biurka. Zmierzyłem ją spomiędzy palców, od tych wszystkich kłótni zaczynała boleć mnie głowa. Miałem wrażenie, że ostatnio nic innego wokół mnie się nie dzieje tylko kłótnie. Jeżeli ja się nie kłóciłem z kimś to inni to robili. Co się z nami wszystkimi stało? To jakiś sezon na kłótnie? Najpierw Boże Narodzenie, Nowy Rok, a później Tydzień Kłótni? Jeżeli takie święto faktycznie istniało, mogliby je oznaczyć w kalendarzach, ułatwiłoby to życie ludziom.
- Siadaj, chociaż to nie będzie długa rozmowa.
Skinęła głową dość posłusznie zajmując miejsce. Przez jej spuszczony wzrok czułem się, jak karcący rodzić. W sumie nie tylko przez to. Blondynka nie będzie zbyt długo tak potulna, zbyt dobrze znałem jej prawdziwe oblicze, w końcu byliśmy rodzeństwem.
- Już ostatnio prosiłem, odpuść Kastielowi. Myślałem, że się dogadaliśmy.
- To nie takie proste – wymamrotała wciąż na mnie nie patrząc.
- Niech zacznie być proste. Nie będę dłużej tolerował twojego zachowania – powiedziałem marszcząc brwi, to wszystko naprawdę przestało mnie bawić – Na miłość boską, Amber, wszyscy jesteśmy już dorośli.
Nie odpowiedziała. Zagryzając dolną wargę bawiła się skrawkiem spódnicy. Był to ten sam nawyk z czasów, gdy była dzieckiem. Miała mi coś do powiedzenia, lecz wciąż się powstrzymywała. To musiało skończyć się w tym miejscu, w tej chwili, inaczej dostanę szału. Nie mogłem żyć w taki sposób.
- Amber, już wystarczy, naprawdę. – Mruknąłem, cała złość zdążyła ze mnie ulecieć – Nie jestem ofiarą Kastiela, ani nic równie szalonego. My naprawdę się kochamy.
Te kilka słów wystarczyło, żeby blondynka poderwała na mnie wzrok. Cokolwiek w sobie dusiła, znalazłem zapalnik.
- Jak długo? – Zapytała zaciskając pięść na spódnicy.
- Jak długo, co?
Zaskoczony nie bardzo wiedziałem, co chciała ode mnie usłyszeć.
- Jak długo zamierzasz z nim jeszcze być?
- To... trudne pytanie. – Westchnąłem przeczesując dłonią włosy – Nigdy nie wiesz, co przyniesie los.
- I ten pierścionek, – z odrazą wskazała na moją dłoń – na jaką cholerę go przyjmowałeś?
- Uspokój się, Amber. Już mówiłem, kocham Kastiela.
- Jak długo? – Powtórzyła z naciskiem.
Nie takiej rozmowy się spodziewałem. Kręciłem głową nie rozumiejąc, co dziewczyna ode mnie chce. Mówiłem nie wyraźnie? Amber brzmiała dla mnie, jak zacięta płyta.
- Co chcesz ode mnie usłyszeć?
Blondynka ze złością chwyciła za swoją torebkę. Dość agresywnie zaczęła wyrzucać rzeczy na moje biurko. Zaskoczony złapałem szklany flakonik perfum, nie chciałem, aby ten zapach utrzymywał się w pomieszczeniu przez kolejny miesiąc. Amber z triumfalnym uśmiechem wygrzebała z dna poplamioną czerwoną szminką kopertę.
- Przyszedł jakiś czas temu – poinformowała podsuwając mi list pod sam nos.
- Jest zaadresowany do mnie. – Westchnąłem wyrywając jej go z dłoni – Dlaczego otwierasz moją pocztę?
- Bo od ciebie niczego się nie dowiemy – burknęła z powrotem siadając na miejsce.
- To cię nie usprawiedliwia...
Zamarłem widząc treść listu. Amber prychnęła na moją reakcję. Teraz to wszystko miało odrobinę więcej sensu.
- Kiedy zamierzałeś nam o tym wszystkim powiedzieć? – Zapytała krzyżując ramiona na piersi – Rozumiem, że innych trzymasz w ciemnocie, ale nas? Jesteśmy twoją rodziną!
- Jeszcze nie podjąłem żadnej decyzji.
- Ten list twierdzi inaczej! – Zawołała – Bujać to my, a nie nas, Nat! Planujesz wyjechać i nie szepniesz na ten temat nawet półsłówka?
- Nie podjąłem jeszcze żadnej decyzji – powtórzyłem głucho chowając list do szuflady – i nie powinnaś otwierać moich listów.
- Zamierzałeś nam o tym kiedyś powiedzieć? – Amber wpatrywała się we mnie wielkimi, zaszklonymi oczami i tylko wbijające się paznokcie w dłoń nie pozwalały jej zalać się łzami – Zamierzałeś nam powiedzieć, tak jak powiedziałeś nam o Kastielu?
- To nie ma nic... - zamilkłem olśniony nagłą myślą – Powiedziałaś Kastielowi o moim wyjeździe?
- I to cię teraz najbardziej obchodzi? – Niedowierzająco pokręciła głową – Nie, nie powiedziałam mu, że planujesz nas wszystkich kopnąć w dupę.
- Ale powiedziałaś, że za pół roku go zostawię.
- Powiedziałam tylko prawdę. – Warknęła z irytacją wstając – Planujesz ciągnąć tę farsę nawet w Ameryce?
- Przestań to tak nazywać!
Wreszcie straciłem cierpliwość. Kochałem Amber, ale nie byłem wstanie w nieskończoność słuchać, jak obraża mi bliską osobę. Kochałem ją, ale nie miałem zamiaru poświęcać Kastiela, jako kozła ofiarnego tylko po to, żebyśmy mieli dobre relacje. Im dłużej to wszystko się ciągnęło, tym mniej to było tego warte.
- Jeżeli teraz tego nie skończysz, powiem mu o wszystkim i, i tak się rozstaniecie.
Groźba w jej tonie nie była zwykłym żartem, rozwścieczyło mnie to jeszcze bardziej.
- Wynoś się.
Oniemiała Amber nie poruszyła się o krok. Patrzyła na mnie, jakby nic z tego, co powiedziałem nie miało dla niej sensu. Podniosłem się mając dość zwisającej nade mną dziewczyny.
- Wynoś się – powtórzyłem wbijając w nią wściekłe spojrzenie – i nie pokazuj mi się przez jakiś czas na oczy.
Kastiel
Stroiłem gitarę przy scenie, starałem się być jak najdalej od gabinetu Nathaniela. Nie chciałem zostać posądzony o podsłuchiwanie nawet, jeżeli naprawdę korciło mnie przyłożenie szklanki do drzwi. Nat był w bojowym nastroju od rana przeze mnie. Nie oczekiwałem, że tak długo ten stan mu się utrzyma.
- Może powinniśmy sprawdzić, co tam u nich? – Zaproponował Dawid.
DJ siedział obok mnie udając, że jest zajęty swoją konsolą. Wszystkich nas wywiało, aż pod scenę. Nawet Lysander siedział w kącie i notował coś w swoim notesie. Nikt nie chciał się znaleźć w polu rażenia rodzeństwa. Jak się skończy ich kłótnia? Nikt nie chciał sprawdzać tego na własnej skórze.
- Jak masz samobójcze życzenie, proszę bardzo, idź i poświęć się za nas wszystkich – mruknął Lysander zamykając notes, – Ale jak cenisz życie, chociaż odrobinę, nie mieszaj się w to.
- Podpisuję się pod tym. – Westchnąłem przejeżdżając palcami po strunach – Nie chodziłeś z nami do liceum, nie masz pojęcia, co się może wydarzyć, jak znajdziesz się w ich polu rażenia.
- Co takiego może się stać? – Dopytywał widocznie zainteresowany.
Wymieniłem z Lysem porozumiewawcze spojrzenie i ukrywając uśmiech w cieniu pozwoliłem mu mówić.
- W szkole nazywaliśmy ich szatańskim duetem – zaczął historię siadając bliżej nas – Ich wybuchowy temperament był znany w całej okolicy. Kiedy zaczynali się kłócić, soki kisły, dzieci płakały, a dorośli uciekali z przeraźliwymi krzykami.
- Dlaczego?
- Pamiętasz moją bliznę na prawym barku? – Zapytałem ukrywając twarz w dłoniach – Podczas jednej kłótni... Nathaniel wbił mi tam nóż...było tyle krwi... do tej pory mam problem z podnoszeniem cięższych rzeczy.
Dawid zaczął się śmiać, ale widząc nasze poważne miny, szybko przestał. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w nas nie do końca pewien czy mówimy poważnie, czy tylko sobie żartujemy.
- C-co...?
- A myślisz, że dlaczego Kas przez tydzień koczował na mojej kanapie? Widziałeś, jak Amber go traktowała, nie? Gdyby Nat jej nie zatrzymał wtedy, przy ludziach wydłubałaby mu żywcem oczy.
- Żartujecie sobie – kręcił głową, ale widziałem w jego oczach przerażenie.
- Pamiętasz, jak Kary ostatnio krwawił?
- Pamiętam, – pokiwałem głową – dostał „nagłego" krwotoku z nosa krótko po tym, jak do gabinetu weszła Amber.
- Nabieracie mnie! – Zawołał znacznie słabszym głosem.
- Kto wie – wzruszyłem ramionami.
Podniosłem się gwałtownie słysząc, jak drzwi od Nathaniela się otwierają. Blondynka w pośpiechu opuściła pomieszczenie nie patrząc w naszym kierunku. Zamierzałem właśnie zrobić coś, czego mogłem żałować i to pewnie dość szybko.
- Idę dać sobie wbić drugi nóż w ramię – westchnąłem wybiegając za Amber.
Dziewczyna szybkim krokiem pokonała nasze zaplecze i opuściła budynek wyjściem dla personelu. Miałem nadzieję, że daleko mi nie uciekła, nie miałem ochoty biegać po całym mieście. Wystarczy, że za Nathanielem musiałem się tak uganiać, za jego siostrą nie miałem zamiaru. Pchnąłem drzwi i głuche jęknięcie upewniło mnie, daleko nie poszła.
- Amber?
Wyjrzałem na zewnątrz dostrzegając kucającą blondynkę obejmującą swoją głowę. Załzawione oczy wbiła we mnie ze złością, zasłużyłem na taki wyraz.
- Możesz mi nie wierzyć, – powiedziałem szybko znajdując jakąś mrożonkę w lodowni, – ale naprawdę nie chciałem tego zrobić.
- Masz rację, – burknęła wyrywając ode mnie lód – nie wierzę ci.
- Za kogo ty mnie masz? Nie skrzywdziłbym nawet muchy.
- Dlatego nabiłeś mi guza na czole, – prychnęła okładając się lodem, – bo w okolicy nie było żadnych much.
- Ha ha ha – zaśmiałem się sarkastycznie siadając na ziemi obok niej.
Siedzieliśmy przez jakiś czas w ciszy. Przybiegłem tu za nią, ale nie miałem żadnego konkretnego planu. Po sposobie jej wyjścia wiedziałem, płakała. Cokolwiek wydarzyło się w tamtych czterech ścianach, Amber padła ofiarą złości brata, która niekoniecznie była ukierunkowana w jej stronę.
- Też przyszedłeś wykrzyczeć mi w twarz, że mam ci się nie pokazywać na oczy? – Zapytała wydmuchując nos w moją chusteczkę.
- Gdybym miał zamiar właśnie to ci powiedzieć, szedłbym za tobą?
- To, czego chcesz?
To było naprawdę dobre pytanie.
- Zapytać, jak się masz?
- To jeszcze podaj mi odpowiedź, jaką chcesz dostać – fuknęła z rozdrażnieniem.
- Nie idź na łatwiznę. Gdybym po prostu chciał porozmawiać z wkurzoną, blond osobą, to poszedłbym do Nathaniela.
- To, czego szukasz tutaj?
- Bo w tej chwili on również nie chce widzieć mnie na oczy – odparłem wzruszając ramionami.
- Mam ci współczuć, czy co?
- A sobie współczujesz?
Amber wyburczała coś pod nosem odwracając wzrok. Od rozpoczęcia nowego roku to chyba najdłuższy czas, kiedy dziewczyna nie próbuje mnie upokorzyć, zwyzywać czy wydrapać oczu. Było to dość miłą odmianą.
- Pewnie przylazłeś, bo chcesz wiedzieć, czemu Nathaniel cię zostawi za pół roku – szepnęła po długiej przerwie.
- Może i wcześniej tak było, ale już nie.
Dziewczyna przeniosła na mnie zszokowane spojrzenie.
- Nie chcesz wiedzieć, co Nathaniel przed tobą ukrywa?
- Nie chcę – przytaknąłem z uśmiechem.
Amber kręcąc głową wypuściła ciężko powietrze, jej twarz rozjaśnił wreszcie nieznaczny uśmiech.
- Naprawdę jesteście siebie warci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top