Sylwestrowy dodatek cz.5

Nathaniel

Najwyższa pora było rozpocząć odliczanie, do Nowego Roku nie pozostało zbyt wiele czasu. Teraz czekało na mnie najważniejsze pytanie, co jeszcze żenującego mogę przeżyć przez następne dwanaście godzin? Z moim szczęściem, Stary Rok nie będzie mnie oszczędzał.

- Dawaj! Pokaż, co tam jeszcze masz! – Wołałem zdeterminowany przeżyć ostatnie godziny z podniesioną głową.

Zaskoczony Kastiel drgnął. Z rozbawieniem obejrzał się na mnie, niemal wykrzyczałem mu te słowa do ucha.

- Naprawdę? Tak przy ludziach?

Nie od razu zrozumiałem, co ma na myśli. Zatrzymałem się w przejściu mierząc jego podejrzany uśmiech, coś dziwnego musiało dziać się w jego głowie. To nie była żadna nowość. Nie wiedziałem tylko, co tym razem maszyna losująca w jego umyśle wybrała. Z nagłym przerażeniem chwyciłem za jego kąpielówki.

- C-c-co ty próbujesz zrobić?! – Zapiszczałem czując gorąc na twarzy.

- Przecież sam mi kazałeś pokazać, co mam – odparł z uśmiechem wzruszając ramionami. – W tej chwili nic innego nie mam przy sobie.

- J-jesteś nienormalny...

- Oboje jesteście – prychnęła Amber stając między nami. – Kastiel generalnie od urodzenia, a ty się z nim zadajesz.

- Nie słyszałaś o tym, że przeciwieństwa się przyciągają? – Przewróciłem oczami pilnując przy tym, żeby Kastiel z powrotem zawiązał swoje szorty.

- Ej... - mruknął nieznacznie urażony moim komentarzem.

- Chyba nie próbujesz nam tu wmówić, że jesteś normalny? – Amber niedowierzająco zmierzyła czerwonowłosego.

- Nie tego dotyczyło moje „ej"... moja duma tu płacze – zaśmiał się popychając blondynkę do przodu, znów stykaliśmy się ramionami.

- Jaka znowu duma?

- Zapomniałem, że nie wiesz, co to znaczy – westchnął stając na wprost niej. – Nie będę ci tłumaczył i tak nie masz z tego użytku.

Nie mogąc znieść ich wiecznych kłótni, zrobiłem coś, o co nikt by mnie nie posądził. Stawiając pewnie krok do przodu wepchnąłem dwójkę do basenu. Siostra z donośnym krzykiem poleciała w tył, gdy Kastiel nie wydał z siebie nawet cichego dźwięku. Amber zmierzyła mnie wściekłym spojrzeniem, Kas bez zawahania podskoczył obejmując mnie za uda i wyginając się, jak do mostka sprawił, że zrobiłem swój pierwszy skok na główkę w życiu.

- Cześć, Kochanie – wyszeptał wyciągając mnie na powierzchnię. – Jak woda?

- Tak samo, jak twoja – roześmiałem się odpychając jego twarz od swojej.

SPA, które wybrała Amber, było ogromne i proponowało mnóstwo atrakcji. Basenów do szaleństwa było ponad sześć. Kastiel topił Amber w rzece, ostatecznie wygrywając ich dziecinny wyścig. Nie na długo miałem spokój, ta dwójka potrzebowała być w ruchu.

- Macie ADHD... - wymamrotałem, gdy za nogi wytargali mnie z leżaka i wciągnęli do rwącej wody.

Na końcu trasy można było wypłynąć na zewnątrz. Nikt nie pytał o moje zdanie, Kastiel zatarasował mi drogę ucieczki. Jak tylko się zatrzymywałem, mogłem poczuć jego klatę na plecach. Wypchnięty na temperaturę wynoszącą spokojnie minus dwanaście stopni... zdecydowanie zimne powietrze mnie orzeźwiło. Podgrzewana woda intensywnie parowała w takiej temperaturze.

- Wylegujesz się, jak morska świnia – zakpił Kastiel obserwując Amber na masażerach wodnych.

- Wierzę, że chciałeś powiedzieć „foczka", tylko twoje prostackie usposobienie nie zna tego słowa.

- Hmm, nie, zdecydowanie wyglądasz, jak świnia.

Mimowolnie parsknąłem zasługując sobie na nienawistne spojrzenie siostry. Nie wylegiwaliśmy się na dworze zbyt długo, w środku było zdecydowanie przyjemniej. W ciągu trzech godzin Kastiel zdążył zepchnąć mnie na macie na przypominającą odpływ zjeżdżalnie... przynajmniej pięć razy. Ilekroć starałem się uciec, łapał mnie w pasie i ignorując ciekawskie spojrzenia wciągał mnie na górę jeszcze raz. Dopiero, gdy zrobiłem się zielony na twarzy, pozwolił mi zaprzestać tej „przyjemności". Zamiast tego zabrali mnie na zjeżdżalnie, w której spadek był niemal równy kątowi dziewięćdziesięciu stopni, jak ściana. Krzyk zamarł mi w gardle, gdy nasz podwójny ponton zleciał na sam dół. Kastiel wyciągnął moje roztrzęsione ciało z wody, nie miał żadnej litości.

- Co ja ci takiego zrobiłem? – Zapytałem przez łzy, gdy znów nadeszła nasza kolej na zjazd.

- Moja kolej! – Zawołała Amber szybkim skokiem zajmując miejsce Kasa i tym samym spychając nasz ponton w dół.

Tym razem krzyczałem i byłem pewien, echo zabrało mój głos nawet na drugi koniec hotelu. Bielszy od ściany, usiadłem na podłodze. Chciałem skulić się w kulę, żeby trudniej było im mnie tam zaciągnąć. W odpowiedzi na mój akt protestu, namówili mnie na skoki na balonie. Z początku nie wydawało mi się to złym pomysłem, do czasu, aż zobaczyłem dmuchane maczugi. Ściskając czerwoną zabawkę, w kościach czułem, to się nie skończy dobrze.

- Gdzie jest w ogóle Kary? – Zapytałem zapierając się nogami przed wejściem na arenę.

- Grzeje stare kości w saunie – odpowiedziała Amber kładąc dłonie na moich ramionach.

Z szerokim uśmiechem wymienili psotne spojrzenia z Kastielem. Zawyłem żałośnie uderzając o balon. Wrzucili mnie uspokajając ratownika, że tak jest dobrze. Moje mokre i powoli marszczące się ciało przykleiło się do gumy. Miałem nadzieję, że nic mnie z tego miejsca już nie ruszy. Nie mógłbym się gorzej zawieść.

- Za co? – Mamrotałem w kółko okładany zabawkowymi maczugami i na nowo wrzucany do wody.

- Za miłość do ojczyzny i chęć do życia – śmiejąc się Amber odbiła się od balona i wylądowała obok znów mocząc mnie całego.

- Za wszystkie grzechy świat – dodał Kastiel robiąc dokładnie to samo.

Zażenowany utkwiłem w nich spojrzenie. Czy to miał być jakiś żart? Ta dwójka żarła się, jak pies z kotem, żeby zaraz być zgodnym w tak durnych sprawach? Patrząc na tę roześmianą parę poczułem coś dziwnego. Czy gdyby wszystko potoczyło się inaczej, czy ta dwójka... czy oni...?

- Myślisz o czymś durnym – Kastiel zdzielił mnie maczugą a drugą ręką zaczął zatapiać atakującą go Blondynkę. – Lepiej przestań. Chyba nie chcesz, żebym ja pomyślał o czymś jeszcze durniejszym?

- Co...! Jak ty...? – Zacisnąłem dłonie na zabawne wpatrując się w niego zdumiony.

- Lubię, ja jesteś zazdrosny – wyszeptał nieznacznie przygryzając mój płatek ucha. – To tak potwornie seksowne.

Czerwony na twarzy chciałem go odepchnąć, gdy druga strona mnie czerpała z tego satysfakcję. Mogłem nie być równie rozrywkowy, co ta dwójka, ale tylko ja mogłem sprawić, że jego oczy ciemniały po zaledwie stanięciu blisko.

- Utopisz mi siostrę – mruknąłem nieznacznie uśmiechając się pod nosem.

- O, faktycznie – odparł wracając do rzeczywistości.

- Ty cholerny draniu! - Zawołała wściekła wskakując mu na plecy.

Odsunąłem się na bok, nie chciałem dostać rykoszetem jej złości. Planowałem uciec i gdzieś przeczekać cały ten gniew. Plan pokrzyżowała mi znajoma postać, niedowierzająco próbowałem szybko odpłynąć, jak najdalej... nie zdążyłem. Kary mocno odbijając się od balonu uderzył w wodę, niczym prawdziwa bomba wywołująca tsunami.

- Wiecie, że słychać was, aż w restauracji? – Zganił nas bijąc maczugą, jakby grał w arkadii.

- Dramatyzujesz – burknęła Amber chwytając za swoją broń.

- Podłączam się – zgodził się Kastiel szykując się do ataku z drugiej strony.

- Dwóch na jednego? Nie macie za grosz honoru – prychnął uzbrajając się w drugą maczugę.

- Widać, że nie najlepiej radziłeś sobie w szkole. Jesteśmy trzema muszkieterami – odpowiedział dumnie czerwonowłosy.

Rozbawiony chwyciłem za swoją broń. Może i nie planowałem na początku brać w tym udziału, a z drugiej Kary zasługiwał na łomot za ten poranek.

- Wspólnie pokonamy największe zło – powiedziałem naśladując filmową postać.

Po złojeniu skóry Karego, zepchnięciu go z balonu i przytarganiu przez najbardziej ekstremalne zjeżdżalnie, nadeszła pora na obiad. Zamówiliśmy tyle jedzenia, że ledwie mieściło się na stole. Jedliśmy, aż nasze brzuchy były gotowe wybuchnąć.

Zostało zaledwie sześć godzin do Nowego Roku, a ja nie miałem już sił. Woda wyciągnęła ze mnie całą energię, martwo leżałem na leżaku. Kastiel delikatnie jeździł po moim brzuchu wpatrując się w zegar. Kazałem mu przestać, nie słyszał mnie. O czymkolwiek myślał, był tym pochłonięty do końca. Gdy gwałtownie podniósł się z miejsca ciągnąc mnie za sobą, nie wiedziałem czy uciekać, czy chociaż zobaczyć, co takiego wymyślił.

- Sauna? – Dość niechętnie zmierzyłem wejście.

Nie lubiłem się pocić, a jeszcze mniej robić to w gronie innych równie spoconych osób.

- Myślisz, że siedzi się tam nago? – Zapytał poważnie rozważając taką możliwość.

- Tylko spróbuj się rozebrać – warknąłem bez oporów zdzielając go w ten durny łeb.

Czy on naprawdę rozważał rozebranie się wśród obcych ludzi? Czułem się chory na samą myśl. Rozbawiony Kastiel wciągnął mnie do środka. Na miejscu znajdowały się trzy suche sauny, trzy mokre i cztery groty solne. Kas zafundował mi intensywną terapię. Wpierw do suchej sauny, aż nasze kąpielówki całkiem wyschły. Gdy nie miałem już, czym oddychać, wyciągnął mnie na zewnątrz i wepchnął pod ogromny kubeł z zimną wodą zawieszony u sufitu. Nie mając zamiaru cierpieć samotnie chwyciłem go mocno za ramię, oboje wlecieliśmy pod nasz prowizoryczny wodospad. Płuca momentalnie mi się zacisnęły, a poczucie duchoty zastąpiło szczękanie zębami. Próbowałem się wymknąć tyłem, nie było to możliwe, Kas był zbyt czujny. Obejmując ramiona nie byłem wstanie usiąść w lodowej łaźni, stałem czekając, aż klepsydra przesypie się do końca. Nie czekałem na Kasa, wyleciałem na zewnątrz wraz z ostatnim ziarnkiem piasku opadający na dno szklanego naczynia. Na leżaku w solnej grocie było przyjemniej. Relaksacyjna muzyka uspokoiła moje zszargane gwałtownymi zmianami temperatury nerwy. Nie było tu zbyt gorąco, ani zimno. Temperatura idealna do drzemki, która, oczywiście, nie była mi przeznaczona. Tym razem Kastiel czujnie pilnował klepsydry nie mogąc znieść, takiego leżenia w bezruchu. Czerwonowłosy ciągał mnie od sauny do sauny, aż nasze organizmy dłużej nie wiedziały czy jest im zimno, czy może gorąco.

Z otumanionym termometrem wewnętrznym zjedliśmy późną kolację i z tylko trzema godzinami do północy poszliśmy do pokoi. Przed Nowym Rokiem wszyscy chcieliśmy wziąć normalną kąpiel i odrobinę odpocząć. Te trzy dni były niesamowicie intensywne, gdyby nie szczypanie Kastiela, dawno już bym spał.

- To jeszcze nie pora na leżakowanie – skarcił mnie uderzając wilgotnym ręcznikiem w moje pośladki. – Przed nami jeszcze jedna atrakcja.

- Daj spokój – wymamrotałem nie mając siły zareagować inaczej. – Zostało już tylko półtorej godziny do Nowego Roku...

- I dlatego musisz zrobić coś jeszcze, zanim zaczniesz Nowy Rok.

- Co takiego? – Zapytałem naburmuszonym tonem. – Mało zrobiłem do tej pory?

Kastiela nie interesowały moje rozterki. Narzucił na mnie hotelowy szlafrok nie dając się ubrać, jak na człowieka przystało. Nie wiedziałem, dokąd mnie prowadził. Wciągnął mnie do windy wybierając najwyższe piętro. Znużony oparłem głowę o jego ramię, relaksacyjna muzyka nie pomagała mi utrzymać otwartych oczu. Kas nie potrafił nie skorzystać z takiej okazji. Sami? W Ciasnym pomieszczeniu? Zbyt zmęczony, żeby stawiać opór? Zamarliśmy w uścisku, aż winda nie zasygnalizowała naszego przybycia.

- To było miłe – wyszeptał niechętnie wyprowadzając mnie z windy.

Kas prowadził mnie przez długi korytarz wypełniony setkami drzwi. Zatrzymał się przed numerem 203 i wepchnął mnie do środka. Cudowny zapach waniliowo-cynamonowych świec uderzył w moje zmysły. W pomieszczeniu panował półmrok rozpraszany wyłącznie blaskiem świeczek. Przeszklony dach od razu mnie uwiódł, nie mogłem oderwać oczu. Tysiące gwiazd rozciągało się nad naszymi głowami.

- Po tym całym roku zasłużyłeś na profesjonalny masaż – wymruczał całując mój policzek. – Wiem, że wielokrotnie zachowywałem się, jak dupek i masz prawo, chociaż na koniec roku się zrelaksować.

- Zawsze zachowujesz się, jak dupek – odparłem zaczepnie. – Czy to znaczy, że teraz, co roku będę dostawał masaż w takim klimacie?

- Ranisz moje uczucia – westchnął wyciągając ręcznik z szafki obok łóżka do masażu. – A teraz się rozbierz i kładź.

- Rozbierz? – Powtórzyłem niepewnie. – Ale tak... całkiem?

- Mam ci pokazać ulotkę?

- Nie trzeba – wymamrotałem kierując się za przygotowaną zasłonkę. – A co z tobą?

- Będę w pomieszczeniu obok. Nie tęsknij za mocno – odpowiedział posyłając mi buziaczka i już go nie było.

Niezbyt komfortowo czułem się rozbierając do rosołu w obcym miejscu. Owinąłem się ręcznikiem i odwiesiłem na przygotowany wieszak swoje bokserki i szlafrok. Czy do masażu naprawdę trzeba było być całkiem nagim? Skąd mógłbym wiedzieć, nigdy żadnego nie miałem. Pełen wątpliwości wychyliłem się na zewnątrz, nikogo jeszcze nie było. Walcząc z atakującym mnie rozsądkiem, położyłem się na leżance układając wygodnie twarz w dziurze. Długo nie czekałem na masażystę, krótko się przywitał i już słyszałem, jak się zaczyna krzątać. Nie zdążyłem się podnieść, aby go zobaczyć. Jego dłonie sprawnie mi to uniemożliwiły. Wpatrywałem się w jego białe spodnie i buty, przypominał strojem pielęgniarza. Nieznacznie drgnąłem czując na sobie olejek do masażu. Przymknąłem oczy starając się czerpać, jak najwięcej przyjemności z tego. Masaże są drogie, dobrze by było skorzystać z niego w stu procentach. Z każdym jego ruchem czułem się lepiej i lepiej. Cały stres i sztywność towarzysząca mi niemal każdego dnia, czułem jak ode mnie uciekają. W tej chwili można było we mnie lepić, jak w plastelinie. Mimowolnie wydałem z siebie pomruk zadowolenia, gdy po raz pierwszy od dawna mój kark przestał przypominać kołek.

Masaż był przyjemny, byłem zbyt blisko, żeby zasnąć. Gwałtownie otworzyłem oczy zaskoczony nagle czymś dziwnym. Nie mogłem zrozumieć, co mi się stało, skąd ta czerwona lampka w głowie? Uspokajałem się, gdy znów to się pojawiło. Dłonie masażysty zaczynały niebezpiecznie zbliżać się do moich sfer intymnych podczas masowania ud. Ignorowałem to do momentu, aż jego palce wyraźnie przekroczyły dozwoloną linię. Chciałem się podnieść, gdy jego dłonie zacisnęły się na moich pośladkach.

- Leż spokojnie – wyszeptał głos zrzucając ze mnie ręcznik.

Mój umysł opanowała chwilowa panika, co miałem robić? Gdy jego usta znalazły się przy moim uchu, wreszcie zrozumiałem, co się dzieje. Ze złością płonącą w oczach, spojrzałem za siebie.

- Planowałeś to od początku – warknąłem zaciskając dłonie na materacu.

- Co mnie zdradziło? – Kastiel zapytał zawiedzionym tonem.

- Jesteś nienormalny! – Wrzasnąłem podnosząc się, gdy wreszcie puścił mój kark. – Co ty w ogóle sobie...?

Powstrzymując mój wybuch złości, usiadł na skraju łóżka zamykając mi usta pocałunkiem. Mimowolnie objąłem go, nie chciałem polecieć na podłogę. Usiadł na leżaku nie pozwalając mi już się od siebie odsunąć, wciągnął mnie na kolana. Musiałem przyznać, w tym białym stroju wyglądał dość pociągająco. Nie uwalniając moich ust nawet na sekundę, dłońmi masował moje pośladki. Przeszedł mnie dreszcz czując lodowaty żel w okolicach swojego odbytu.

- Niby narzekasz, a widziałem, jak na mnie spojrzałeś. – Wymruczał powoli rozluźniając mnie do zbliżającego się stosunku. – Wiedziałem, że masz fetysze na przebieranki.

- J-jesteś... durny... - wyjęczałem czując, jak jego prącie zaczyna na mnie napierać.

Wciągnąłem więcej powietrza zaciskając na nim mocniej paznokcie. Odchyliłem głowę czując, jak przyjemny impuls przeszedł od mojego pasa wzdłuż kręgosłupa stawiając po drodze wszystkie włoski na baczność.

- Szczęśliwego Nowego Roku – wyszeptał dociskając moje biodra do swoich.

Nad naszymi głowami rozległy się huki i masa kolorowych barw rozjaśniło pomieszczenie. Zaszklonymi oczami podziwiałem prawdziwe show stworzone przez hotel. Co roku oglądaliśmy fajerwerki, ale te... te nie miały sobie nic równego. Barwy spływały na ziemię przypominając padające łzy. Długie smugi kolorów na długo pozostawały na niebie.

- Szczęśliwego Nowego Roku – odpowiedziałem obejmując go mocniej.

- Wiesz, że zawsze chciałem zakończyć i zacząć Rok będąc w tobie? – Powiedział przygryzając moje usta. – Jak to się mówi? Jak zaczynasz rok, tak go kończysz?

- Jesteś durny – roześmiałem się zaraz urywając donośnym jęknięciem.

- Abyśmy kolejny rok spędzili razem...

- ... i każdy kolejny też – dokończyłem odwzajemniając jego coraz intensywniejsze pocałunki.

Nie miałem pojęcia, co na mnie najmocniej wpłynęło. Zapach świec? Gwieździste niebo? Fantastyczne fajerwerki? Muzyka? Lgnąłem do Kastiela agresywnie odwzajemniając każdy pocałunek i ruch. Nie chciałem być od niego rozdzielony nieważne, co. Kochaliśmy się, aż mój głos zachrypł, a moje ciało nie mogło dłużej znieść kolejnych fal przyjemności. Próbując przed nim uciec, zsunąłem się na podłogę.

- Mówiłem wcześniej, na ziemi też możemy uprawiać dziki, zwierzęcy seks – wydusił pełnym pożądania głosem.

Fajerwerki już dawno zdążyły ustać, gdy my byliśmy zbyt zajęci, żeby to zauważyć. To była długa i niezapomniana noc. Lepszego wejścia w Nowy Rok nie mógłbym wymyślić.

- Kocham cię nad życie – wyszeptał wciąż na nowo odnajdując moje usta.

~~~~

Koniec Dodatku Sylwestrowego

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top