Butelka płynu #50
Kastiel
Nie do końca byłem pewien, jak nasz urlop przebieg. Tak bardzo czekałem na ten dzień, a ostatecznie mój wymarzony wyjazd zakończył się zostawiając pustkę w mojej głowie. Patrzenie na Nathaniela tak potwornie bolało. Myśl, że to wszystko dobiegnie końca nie dawała mi spokoju. Jak mogłoby być inaczej? Nat zamierzał mnie zostawić. Planował to od dłuższego czasu i nie pisnął o tym nawet słowa przez cały ten czas. Miałem wrażenie, że zwyczajnie bawiło go oglądanie moich starań. Bawiło, jak planowałem naszą wspólną przyszłość. Rozumiałem wreszcie, co miała na myśli Amber. Oczywiście, że musiała wiedzieć o tym wszystkim. Zapewne byłem jedyna osobą, której nic nie powiedział. Zostawił mnie w mroku, licząc na to, że wyjedzie, a ja nie zwrócę uwagi? To wszystko rozrywało mnie od środka.
Urlop nie mógł trwać wiecznie. Nie wiem, czego bardziej się obawiałem. Więcej dni, podczas których towarzyszyła nam niezręczna cisza i setki niewypowiedzianych słów czy powrotu do rzeczywistości, gdzie dłużej już nie będę mógł nawet na niego patrzeć w tej niezręcznej atmosferze. Przebywanie w jego towarzystwie było niesamowicie trudne, ale widok jego twarzy wciąż był dla mnie jakimkolwiek ukojeniem. Nie wyobrażałem sobie dnia, w którym nie mógłbym nawet tego. Mój brak wyobraźni rzeczywistość bardzo szybko chciała naprawić, sprowadzając na mnie koszmary, które nabrały rzeczywistego obrotu. Nie byłem wstanie nic powiedzieć, kiedy Blondyn zaczął pakować swoje manatki. Potrafiłem tylko patrzeć, na nic innego nie było mnie stać. Choć wszystko we mnie krzyczało, nie mogłem go powstrzymać. Z trudem zaciskając usta patrzyłem, jak kończył pakować swoje rzeczy. W tym samym milczeniu przyjąłem pierścionek, który wcisnął w moją dłoń. Gdy go kupowałem, nigdy nie podejrzewałem, że mógłby do mnie wrócić w taki sposób. Nie, nigdy nie wierzyłem, że naprawdę moglibyśmy się rozstać. W najgorszych koszmarach tylko się kłóciliśmy, rozstanie nie było czymś, co brałbym pod uwagę. Tak bardzo go kochałem, że nie dawałem miejsca takim myślą. Doprawdy naiwne z mojej strony. Czy tak zawsze nie jest? Nie ma związków, które nigdy się nie kończą. Wszystko, co ma swój początek, musi mieć też swój koniec. W tej chwili wszystko było dla mnie skończone. Nie potrafiłem nic zrobić. Nic poza żałosnym patrzeniem, jak się wyprowadzał. Gdy zatrzasnęły się za nim drzwi, coś we mnie umarło. Idiotycznie klęczałem w przedsionku mając nadzieję, że się wreszcie wybudzę... To musiał być tylko koszmar. Jak inaczej to wszystko wytłumaczyć? Nie potrafiłem myśleć jasno, czarna mgła objęła mój umysł. Nie mogłem się poruszyć, każde tyknięcie zegara coraz mocniej i mocniej rozdzierało moje serce. Otaczająca mnie cisza zaczynała dusić. Pierścionek ciążył w mojej dłoni. Te kilka gramów w magiczny sposób przekształciło się w tony dociskające mnie do ziemi.
Jak długo siedziałem przed tymi drzwiami? Godziny? W między czasie zdążyło zrobić się ciemno i znów jasno. Niczym porzucony przez właściciela pies siedziałem i czekałem, choć nie miałem pojęcia, na co. Nie było durniejszej istoty ode mnie. Sam to zakończyłem, a wciąż gdzieś we mnie tliła się ta idiotyczna nadzieja, że Nathaniel mnie zrozumie... zawsze przecież mnie rozumiał. Robiłem i mówiłem okropne rzeczy, a on zawsze był wstanie dostrzec drugie dno. On zawsze...
Blondyn nie wrócił do mieszkania. Tułałem się odpychając od ściany do ściany nie mogąc znieść pustki, która zostawił za sobą. W szafach nie było nawet samotnej skarpetki czy urwanego guzika z jego koszuli. Nie było starannie wywieszonych krawatów czy ułożonych w równy rządek eleganckich butów. Nie mogłem znieść widok naszych wspólnych zdjęć, chowałem je i na przemian wyciągałem. Nie potrafiłem zwalczyć potrzeby zobaczenia jego twarzy, choćby na skrawku papieru, wciąż ich szukałem. W szale udało mi się potłuc ramki, czego natychmiast żałowałem. Widok szkła na podłodze, natychmiast sprowadzał mnie do parteru.
- Dlaczego...? – Łkałem dociskając do piersi jedyne rzeczy, które mi po nim zostały.
Niemal pusta butelka po waniliowym płynie do kąpieli rozstrajała mnie psychicznie. Chciałbym się jej pozbyć, a z drugiej strony nie mogłem tego zrobić... nic innego nie miałem. Tylko jedną buteleczkę żelu, którego używał.
„Sam nie wiem, dlaczego – echo słów Nathaniela odbiło się w mojej głowie – Nie pamiętam, kiedy zacząłem go używać".
Ja wiedziałem. Wiedziałem, dlaczego i kiedy zaczął go używać. Nathaniel nigdy nie przykładał szczególnej wagi takim sprawą, nie lubił chodzić na zakupy. To Amber kupiła mu pierwszą butelkę, a on już nigdy nie wybrał innego. Taki już był. Blondyn nie lubił zmian, był wierny jednej marce kosmetyków, jak również jednej marce ubrań.
- Żałosne.
Zaskoczony poderwałem wzrok, pielęgniarka za ziewała ostentacyjnie okazując własne znudzenie. Fioletowe tęczówki chłodno wbijały się w moją wykrzywioną przez żal, tęsknotę i wyrzuty sumienia twarz. Zachowanie kobiety z dnia na dzień stawało się coraz gorsze. Im bliżej było do zakończenia historii, tym większa odraza i zdegustowanie malowało się w jej niegdyś życzliwie spoglądających na mnie oczach.
- Rozkleiłeś się nad głupią butelką żelu? To naprawdę żałosne.
Rozżalony spuściłem wzrok. Opowiedziałem jej prawie całą historię swojego życia, a z pewnością tą część, która miała jakąkolwiek wartość. Po co to wszystko zrobiłem? Nie miałem pojęcia. Usłyszenie od niej tego wszystkiego tylko potwierdzało moje przypuszczenia, byłem żałosny.
- Nic nie rozumiesz... - wyszeptałem kręcąc głową.
- Chyba nikt by nie potrafił, to zbyt pokręcone – prychnęła wstając z miejsca. – To ma być zakończenie tej całej historii? Nic ci się nie wydało dziwne w tym wszystkim? Tak chciałbyś, żeby to się zakończyło?
- Daj mi spokój... - mamrotałem kurcząc się w sobie.
Marzyłem, żeby zwyczajnie zniknąć z tego świata. Bez blondyna nie chciało mi się żyć, ani wtedy ani teraz. Ludzie mówili, że czas goi rany. Że z upływem czasu przestajesz czuć przeszywający ból rozdzierający ci serce na miliony skrawków. Gówno prawda. Czas nic nie mógł zaleczyć, posklejać czy chociaż minimalnie uodpornić. Czas tylko sprawiał, że coraz częściej i mocniej żałowałem czasu, którego nie mogliśmy spędzić razem i tego, który zmarnowaliśmy na bezsensowne kłótnie.
- Weź się wreszcie w garść, dzieciaku! – Zawołała wściekle mną potrząsając. – Nie rozklejaj mi się tutaj! Przestań się wreszcie nad sobą użalać!
- Zostaw mnie...
Próbowałem się od niej uwolnić, była zbyt natrętna. Mocno chwyciła mnie za biały materiał koszuli ściągając z łóżka. Zaskoczony zleciałem na podłogę nie mogąc utrzymać się na roztrzęsionych nogach. Pielęgniarka nie poddawała się, wkładając dłonie pod moje pachy próbowała postawić mnie do pionu. Ciężko opadła za mną rozumiejąc wreszcie, że jest to zadanie nie do wykonania bez mojej kooperacji.
- Naprawdę chciałbyś, żeby to wszystko zakończyło się w taki sposób? – Zapytała po dłuższym milczeniu.
Nie potrafiłem zrozumieć, co się kryło za jej słowami. Po raz kolejny zwróciła się do mnie, jakbym miał jakikolwiek wpływ na to, co się już wydarzyło. Byłem zwykłym człowiekiem, nie mogłem cofnąć czasu. Nie mogłem kompletnie nic.
- Przestań! – Krzyknęła dłońmi chwytając za moje policzki – Przestań myśleć w ten sposób! Przestań poddawać się na starcie!
- Jakim starcie? Przecież ja...
- Rozejrzyj się, Kas. Rozejrzyj się i naprawdę spójrz na swoje otoczenie.
Nie chciałem tego robić. Za nic w świecie nie chciałem oglądać tego miejsca. Miałem dość tych szarych i smutnych ścian. Dość ponurego widoku zza okna oraz innych depresyjnych twarzy. Kobieta uparcie siłowała się ze mną. Wybierając najdziecinniejszą strategię, zamknąłem oczy. Uparcie zacisnąłem powieki ignorując jej niezadowolone burczenie.
- Ty tak poważnie? Od początku wiedziałam, że jesteś niedojrzały, ale żeby, aż tak...? Brak mi słów.
- Poważnie? Szkoda, że nie słychać – wymamrotałem dość kąśliwie.
- Wiesz, co? Nie chcesz, nie patrz, twoja strata. Przez to twoje ciągłe biadolenie myślałam, że chciałbyś go znów zobaczyć. Skoro tak nie jest, to nie.
- KOGO?!
Gwałtownie zerwałem się z ziemi rzucając się w stronę odchodzącej kobiety. Zmrużyłem oczy oślepiony nagłym białym światłem.
- C-co...
Oszołomiony cofnąłem się chwiejnie w tył. Duszące i tłamszące mnie ściany zniknęły. Nigdzie nie było depresyjnie poszarzałych obrazów na ścianach. Zniknął wózek, urządzenia medyczne i inni pacjenci. Irytująca mnie tak długo fioletowo włosa pielęgniarka odeszła razem ze wszystkimi innymi.
- Umarłem? – Posłałem niedowierzające pytanie w pustą przestrzeń.
Z niedowierzeniem zmierzyłem własne dłonie, starcze znamiona zniknęły. Nie byłem dłużej w przydużych szmatach, moje znoszone jeansy i czerwony podkoszulek wróciły, jakby od zawsze na mnie leżały.
Odgłosy z daleka wyrwały mnie z osłupienia, mimowolnie ruszyłem w ich kierunku. Z każdym krokiem byłem coraz bliżej czegoś. Ogarnęła mnie niepewność. Co ja robiłem? Na pewno chciałem tam pójść? Zanim potrafiłem odpowiedzieć sobie na to pytanie, otoczył mnie znajomy widok. Szereg zielonych szafek wzdłuż korytarza przywodził setki wspomnień. Nasze stare liceum.
Przeszedłem zaledwie kilka kroków, gdy zapragnąłem stąd uciec. Nie byłem wstanie się poruszyć, zamarłem wpatrując się w skrytą w bocznym korytarzu parę, która najwyraźniej zapomniała o przyzwoitości.
- Ze wszystkich i tak wybrałbym znów ciebie.
Cichy głos Nathaniela odbijał się echem po całym korytarzu wracając do mnie bumerangiem, nawet, gdy starałem się od tego uciec. Ich widok rozdzierał moje i tak już poharatane serce. Chciałem odejść, moje ciało mnie nie słuchało. Wpatrywałem się w nasze młodsze wersje nie wiedząc, kiedy łzy zaczęły sączyć się z moich oczu. Blondyn obejmował moją młodszą, szepczącą mu słodkie słówka miłości, wersję. Takiego momentu nie można było wycenić, mimo to wciąż oddałbym, co trzeba by było, żeby znów tam stać.
- Urocze gołąbeczki, – zaszczebiotała fioletowo włosa podając mi chusteczkę – nie zgodzisz się?
- Wszystko zepsułem... - z trudem wydusiłem przez zaciśnięte gardło.
Ten widok tylko pogorszył mój stan. Nie chciałem patrzeć na coś, czego dłużej nie mogłem mieć. Nie chciałem patrzeć na tę żałośnie szczęśliwą scenę, dłużej nie była prawdą.
- Pamiętasz, kiedy to było?
- Jak mógłbym zapomnieć?! – Zawołałem oburzony jej pytaniem. – Pamiętam każdą naszą wspólnie spędzoną chwilę! Będę pamiętał, aż po kres moich dni... nie potrafiłbym zapomnieć, choćbym naprawdę chciał!
- A chciałbyś?
- Żartujesz sobie?! Bez nich nie miałbym niczego... tylko dzięki tym wspomnieniom wciąż daję radę oddychać...
Kobieta milczała kiwając głową, jakby w rytm muzyki słyszanej tylko przez siebie. Intensywnie wpatrywała się w gruchającą parkę w korytarzy, aż wreszcie znów zabrała głos. Jej głośne westchnięcie zirytowało mnie.
- W ogóle nie potrafię cię zrozumieć.
Nie dała mi w żaden sposób zareagować, pstryknęła palcami i obraz przed moimi oczami uległ zmianie. Doznanie było gwałtowne, zakręciło mi się w głowie. Szkoła rozpłynęła się zastąpiona blokami, które wyrosły wręcz spod ziemi. Zbyt dobrze znałem tą zaniedbaną z zewnątrz strukturę, która naprawdę krzyczała i prosiła o drobne odświeżenie.
- P-przestań! – Nathaniel zawołał płaczliwie mając zbyt zajęte dłonie pakunkami, żeby odepchnąć od siebie moją młodszą wersję – Mógłbyś mi pomóc, a nie...!
- Z przyjemnością zaniosę cię do środka razem z tym wszystkim.
- Kas! – Wołał zaczerwieniony, a jednak nie nalegał na odstawienie na ziemię.
- Takie uroczę~ - szczebiotała szturchając mnie łokciem.
- W co tym pogrywasz? – Zapytałem słabym głosem, ledwo trzymałem się kupy.
Oglądanie tego wszystkiego było dla mnie zbyt dużym wyzwaniem. Kobieta pokazywała mi wspomnienia za wspomnieniami miażdżąc moje serce mocniej i mocniej, aż nie mogłem złapać tchu. Na kolanach nie mogłem już dłużej tego oglądać.
- Nie próbuję cię gnębić, ani nic takiego – wzruszyła ramionami raz za razem odtwarzając scenę z wyprowadzki Blondyna. Odtwarzała ciągle tę samą scenę. Scenę, gdzie zostałem całkiem sam, bez niczego godnego życia. - Staram się tylko zrozumieć.
- Co takiego? – Zapytałem wbijając w nią nienawistny wzrok. – Co takiego próbujesz zrozumieć?
- Kiedy przestałeś go kochać?
Zdębiałem słysząc jej absurdalne pytanie.
- O-o czym ty w ogóle mówisz?! – Zawołałem niedowierzająco. – Jakim prawem pytasz o coś takiego?! Nigdy nie przestałem go kochać!
- Nie pomagasz mi w zrozumieniu tego wszystkiego – mruknęła odtwarzając wspomnienie od początku.
- Przestań! – Wołałem zatykając sobie uszy – Przestań mi to pokazywać!
Nieważne, jak usilnie starałem się zatkać sobie uszy, słyszałem każde wypowiedziane przez siebie wtedy słowo. Nie mogło być inaczej, miałem je wyryty w sobie. Ten wieczór nawiedzał mnie w koszmarach każdej nocy.
- Nikt nie będzie cię rozumiał, jeżeli nie będziesz mówił tego, co naprawdę czujesz na głos.
- Nie potrzebuję twojego zrozumienia... - wybełkotałem po raz kolejny patrząc na spływające łzy Blondyna – tylko Nathaniel potrafił mnie zrozumieć.
- Musiał być niesamowicie zmęczony.
Zaskoczony obejrzałem się na szczerze przejęta tym faktem kobietę.
- Co masz przez to na myśli?
- Nic konkretnego – westchnęła wzruszając ramionami. – Pomyślałam sobie tylko, że to musi być potwornie męczące. Słuchałam przez cały ten czas twojej opowieści i ta myśl zwyczajnie nie chciała mnie opuścić. Wyobrażasz sobie rozumieć wszystkich dookoła ciebie, gdy nikt nie rozumie ciebie? Szczerze? Nie dałabym rady. Weź trzymaj w sobie te wszystkie emocje. Rany, już mnie skręca. W jego życiu pewnie też działo się mnóstwo rzeczy. Rzeczy, które go przerastały... w takim wieku wciąż można uznawać kogoś za dziecko. Jestem tak pełna podziwu dla niego... nie wyobrażasz sobie.
- Nathaniel zawsze był wyjątkowy – wymamrotałem zdumiony jej słowami.
Ta kobieta krytykowała mnie na każdym kroku, chyba po raz pierwszy usłyszałem od niej coś równie pozytywnego..., jeżeli mógłbym to tak określić.
- Hmm~, pewnie. Szkoda, że przez tę swoją wyjątkowość został kopnięty w dupę prze kogoś, kto obiecał kochać go przez resztę swojego życia.
- Nigdy w życiu, bym nie zrobił czegoś...
- A co zrobiłeś? – Przerwała mi wbijając we mnie chłodne spojrzenie. – Co innego zrobiłeś? Źle jest nazywać rzeczy po imieniu? Kopnąłeś go w dupę, dobrze wiedząc, co robisz.
- Nie rozumiesz...
- Oczywiście, że nie! Nikt nie potrafiłby zrozumieć! Cały czas jęczysz o tym, jak bardzo go kochasz i co zrobiłeś? Ty zakończyłeś to wszystko. Czego więcej chcesz?
- Nie rozumiesz...
- To mi to wyjaśnij!
Zamarłem nie wiedząc, co powiedzieć. Tamtego dnia miałem w sobie tysiące sprzecznych emocji. To, co zrobiłem było dla mnie jedynym odpowiednim rozwiązaniem. Nigdy nie chciałem stać się dla niego przeszkodą do osiągnięcia szczęścia. A tak właśnie czułem się w tamtej chwili. Nie mógłbym żyć z myślą, że stanąłem mu na drodze do spełnienia marzeń.
- Nigdy nie przestałem go kochać... musiałem pozwolić mu odejść. Gdybym tego nie zrobił... nigdy nie chciałem stawać mu na drodze do szczęścia... gdyby miał mnie przez to znienawidzić... nie potrafiłbym z tym żyć... - łkałem nie mogąc się powstrzymać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top