6
Gabriel Agreste zmęczony opadł na fotel w swoim gabinecie. Praca projektanta i coraz częstsze dziwne ataki nie były idealnym połączeniem. Jako właściciel Domu Mody nie mógł już dłużej pozwolić sobie na ciągle przekładanie spotkań w firmie i znikanie. Gdy sam był Władcą Ciem działał w porach dla siebie najbardziej odpowiednich. Teraz zaś było zupełnie inaczej. Nie znał dnia ani godziny i zaczynał rozumieć z czym na co dzień musiała mierzyć się para nastolatków stawiających my bezustannie czoła. O ile w jego przypadku oczywistym było, że sprawcą był użytkownik Miraculum, tak teraz w dalszym ciągu nie miał pojęcia z czym bądź kim przyszło mu się zmierzyć. Nie było żadnej akumy, amoka czy czegokolwiek podobnego i namacalnego. Były jedynie kłęby czarnego dymu i opuszczający ciało opętanego tajemniczy cień. Tajemniczy i do tej pory nieuchwytny. Gabriel nigdy nie słyszał o czymś podobnym. Przewertował karty starej księgi kilka razy jednak nie znalazł niczego co mogłoby mu dać choćby drobną wskazówkę. Coraz częściej zaczął myśleć o podróży do starożytnej świątyni Strażników Miraculi. Nie mógł jednak pozostawić Paryża bez opieki a to oznaczało, że koniecznym było powołanie nowych bohaterów. Z jednej strony wybór był oczywisty. Z drugiej... Nie był pewny, czy składanie po raz kolejny na barki Adriena i Mariette takiej odpowiedzialności było dobrym pomysłem. Oni już spełnili swój obowiązek płacąc za to wysoką cenę. Zasługiwali na spokojnie życie. Tylko, czy rzeczywiście tego pragnęli? Ilekroć spotykał Adriena na polu bitwy widział w jego oczach tą samą ekscytację i determinację jaka towarzyszyła Czarnemu Kotu. Widział jak jego syn walczy w obronie innych. A Marinette? Tego dnia zachowała zimną krew i jak bohaterka bezbłędnie przeprowadziła ewakuację wszystkich znajdujących się wewnątrz osób. Gabriel potarł palcem skroń czując pulsujący ból. Bycie Strażnikiem było trudniejsze niż mógłby się spodziewać. Pierwszy złoczyńca a on już czuł na barkach ogromne brzemię z którym nie mógł sobie poradzić.
- Kwami wiedzą więcej niż ludzie potrafią dostrzec prawda Nooro? - spytał niespodziewanie swoje Kwami.
Mała istotka pojawiła się przed jego twarzą w dalszym ciągu z lekką niepewnością wypisaną na twarzy. Minęły trzy lata a mimo to czas nie był w stanie całkowicie wymazać lat które cieniem kładły się na ich relacji. Rany nadal były zbyt świeże.
- Większość Kwami posiada raczej wiedzę o tym co było i jest niżeli o tym co będzie. Poza jednym wyjątkiem - zawahał się na moment Nooro.
- Fluff - Powiedział Gabriel patrząc gdzieś przed siebie zamyślonym wzrokiem. Rzeczywiście umiejętności tego Kwami były niesamowite a tak nie doceniane. Jednak czy powinien skorzystać z mocy królika by podjąć właściwą decyzję?
-----------------------
"Adrien jak co rano wysiadł z limuzyny pod szkołą Francoise Dupont i ruszył w kierunku swojej klasy. Pierwsza lekcja z Mendelejev zapowiadała się niezwykle nudna zważywszy na to że omawiany w tej chwili materiał zdążył przerobić już dawno temu. Jednak mimo to z niecierpliwością oczekiwał na dzisiejsze zajęcia ze względu na to z kim w tym tygodniu siedział w ławce. Nawet niezadowolona z tego powodu Kagami nie była w stanie zniszczyć towarzyszącego mu uczucia podniecenia. Wspiął się po schodach na pierwsze piętro i przekroczył próg klasy by zobaczyć, że Czarnowłosa siedziała już w ławce którą w tym tygodniu dzielili. Przed nią siedziała Alyia i Nino. Cała trójka rozmawiała z ożywieniem na jakiś temat kiedy mina Marinette nagle zrzedła a ona sama wyglądała jakby zaraz miała wpaść w panikę.
- Cześć - przywitał się siadając obok niej w ławce - niech zgadnę... Znowu zapomniałaś, że dziś mamy kartkówkę? - zapytał choć wcale nie musiał bo mógł czytać z niej jak z otwartej księgi.
- Wyleciało mi to z głowy! Jak mogłam o tym zapomnieć! - jęknęła chwytając się oburącz za głowę - nic nie umiem. Na pewno nie zdam. Dostanę zero punktów i Meldelejev wyśmieje mnie przy całej klasie a potem... - zaczęła roztrzęsionym głosem opisywać całą serię pesymistycznych wydarzeń. Adrien nie mógł się powstrzymać by się nie zaśmiać. Dupain - Cheng w takich chwilach wydawała mu się niezwykle urocza
- Spokojnie możesz na mnie liczyć - powiedziała z uśmiechem i dotknął dłonią jej ramienia. Poczuł jak palce zaczęły go mrowić i szybko cofnął swoją dłoń. Przyjaźń z Marinette to jedno ale takie uczucia podczas gdy był z Kagami to rzecz nie na miejscu. Mimo to nie był w stanie dostatecznie nad sobą zapanować i lgnąć do Marinette jak ćma do ognia.
- słuchajcie może wybierzemy się dziś do Kina? - rzuciła Alyia spoglądając w ich kierunku.
- To dobry pomysł! - ucieszył się Nino - Dziś jest premiera nowego filmu z Biedronką i Czarnym Kotem!
- Ja nie mogę. Dzisiaj pracuję nad kolekcja z Tatą Adriena - powiedziała Marii nie bez cienia żalu - ale wy śmiało możecie iść - powiedział tym razem pogodnym tonem - nie możecie tego przegapić!
- ja też nie mogę. Mam działaj lekcje Chińskiego - Skłamał gładko Adrien. Jeśli miał wybierać po między wieczorem z przyjaciółmi a kolacją w towarzystwie Marinette i ojca to dałby się posiekac byleby tylko zostać w domu. Uwielbiam te wieczory i za nic żadnego nie chciał przegapić.
- Trudno - Alya wzruszyła ramionami - nie wiecie co tracicie - rzuciła spoglądając na Marinette w taki sposób jakby właśnie próbowała jej coś przekazać. Do klasy weszła Mendelejev z plikiem gotowych zadań na kartkówkę na widok których Marinette aż się wzdrygnęła. Naprawdę uważał, że była urocza..."
Otworzył oczy z grymasem niezadowolenia widniejącym na ustach. Ten sen był tak bardzo realny, podobnie jak uczucia które w nim czuł i które nie minęły jeszcze przez dobra chwilę po przebudzeniu. Uczucia które ewidentnie mu nie odpowiadały. Czy ta dziewczyna musiała dręczyć go swoją obecnością nawet w snach? I co to do diabła miało być!? Nino tak namieszał mu w głowie, że ta dziewucha, skąd inąd piękna ale jednak dziewucha, musiała go nawiedzać nawet w snach. Skąd w ogóle pomysł, że mogłaby pracować z jego ojcem? Niedorzeczny pomysł. Wstał poirytowany z łóżka by jak co rano przygotować się do pracy. Fakt bycia synem właściciela firmy nie zwalniał go z punktualnego pojawiania się w swoim biurze. Wręcz przeciwnie Ojciec od dziecka wpajał mu, że komuś na jego stanowisku nie wypada się spóźniać. Wziął szybki prysznic, ubrał się w czarną koszulę i spodnie z marynarki. W biegu zjadł śniadanie, ucałował w policzek matkę pijącą przy stole mocną kawę. Życzył jej miłego dnia i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi nie widząc niezadowolenia wypisanego na twarzy Emilie. Plusem bycia bogatym było posiadanie limuzyny na zawołanie. Nawet teraz chociaż miał swój samochód i prawo jazdy często korzystał z tej formy przemieszczania się. Głównie dlatego, że podczas jazdy z i do pracy mógł jeszcze poświęcić czas na śledzenie nad ważnymi papierami. Jednak tym razem choć posiadał grubą teczkę papierzysk do uzupełnienia nie mógł się na nich skupić. Wyglądał przez szybę samochodu nie potrafiąc w dalszym ciągu zebrać myśli bo jedyne co ciągle przychodziło mu do głowy to głupi sen z dziewczyna której miał już po wyżej dziurek w nosie choć widział ją zaledwie raz. Samochód zatrzymał się przed głównym wejściem do firmy i Adrien wciągnął głośno powietrze do płuc.
- Chrzanić to! Po co się przejmować skoro i tak już więcej jej nie zobaczę! - rzucił głośno po czym z uśmiechem wyszedł z limuzyny. Odetchnął świeżym powietrzem i czując rozluźnienie wspiął się po schodkach do głównych drzwi. Minął recepcję puszczając oczko jakieś pracującej tam brunetce która o mały włos upadła by z wrażenia. Niezmiernie bawiła go zawsze przesadna reakcja kobiet na odrobine zainteresowania z jego strony. Wszedł do windy i wcisnął guzik drugiego piętra. Winda zatrzymała się na pierwszym poziomie i ktoś wszedł do środka. Uniósł głowę by bliżej przyjrzeć się nowej osobie i zamarł nie wiedząc co powinien w tej chwili zrobić. Czy zupełnie zignorować czarnowłosa dziewczynę której oczy przewodziły na myśl fiołki, czy też naskoczyć na nią pod wpływem nagłej wściekłości, która zrodziła się w jego sercu.
- Co ty tu robisz? - syknął cicho aż podskoczyła. Odwróciła w jego kierunku twarz a w jej oczach pojawił się dziwny błysk gdy go zobaczyła.
- To ty! Dlaczego też tu jesteś!?- rzuciła zaskoczona jakby zupełnie nie spodziewała się go w tym miejscu.
- To firma mojego ojca. Gdzie indziej miałbym być - powiedział sarkastyczne - bardziej interesuje mnie co ty tu robisz? - spytał ponownie mierząc ją wzrokiem.
Chyba wyczuła jego negatywne nastawienie do swojej osoby bo zmarszczyła gniewie brwi zanim odpowiedziała.
- Pracuję tutaj. Nie widać? - warknęła. Winda zatrzymała się na drugim piętrze. A rozsówające się drzwi ukazały wyłożony szarym dywanem korytarz prowadzący do jego biura.
Adrien już chciał odpowiedzieć na jej zaczepkę ale nim otworzył usta dziewczyna odezwała się pierwsza.
- To chyba Pańskie piętro Panie Agreste - powiedziała dumnie unosząc podbródek.
Adrien warknął i wyszedł z windy czując, że jednak będzie zmuszony widywać tą dziewuchę częściej niż myślał. Zamiast do swojego gabinetu ruszył natychmiast do biura swojego ojca które znajdowało się na trzecim piętrze. Szedł schodami by mieć pewność że nie zobaczy jej po raz kolejny. Bez pukania niemal wtargnął do gabinetu zastając ojca siedzącego za biurkiem. Na jego widok nie drgnęła mu nawet brew. Jak zwykle musiał być w pełni opanowany co zirytowało go jeszcze bardziej.
- Co Cię do mnie sprowadza mój synu? - zapytał stykając ze sobą czubki palców.
- Co tutaj robi ta dziewczyna? - zapytał Adrien próbując ukryć swoje poirytowanie.
- widzę że zdarzyłeś już poznać pannę Marinette Dupain-Cheng.
- Owszem - przyznał powoli czując że udziela mu się spokojna i stanowcza postawa ojca - Nie wiedziałem, że potrzebujemy nowego pracownika - dodał zakładając ręce na piersi.
- Bo nie potrzebujemy - odparł spokojnie Gabriel mierząc go wzrokiem jakby chciał na własne oczy zobaczyć jego reakcję. Adrien znał swojego Ojca na tyle by móc wyłapać te drobne szczegóły.
- To co ona tu robi? - rzucił.
- Panna Dupain-Cheng jest moją nową stażystką - oznajmił - przejdzie przez wszystkie etapy pracy w naszej firmie a jeśli się sprawdzi to być może zostanie na dłużej - dodał Gabriel
Adrienowi nie przypadły do gustu ostatnie słowa. Zostanie na dłużej oznaczało o wiele więcej niż czuł że mógłby wytrzymać. A co jeśli... W głowie Adriena nagle pojawił się plan na myśl o którym uśmiechnął się przebiegle do ojca.
- to się jeszcze okaże - odparł z błyskiem w oku opuścił gabinet.
- To może być trudniejsze niż myślałem - Mruknął Gabriel.
-------------------
Marinette czując pełne oburzenie wysiadła z windy na parterze i przyciskając do piersi swoją teczkę z papierami ruszyła ku recepcji. Jeśli kiedykolwiek w ciągu ostatnich kilku dni pomyślała coś dobrego o Adrienie Agreste to była w wielkim błędzie. Jak można być tak nie uprzejmym dla kogoś kogo nawet się nie znało? Czuła, że ewidentne jej nienawidził tylko nie miała bladego pojęcia dlaczego. Fakt, że był synem jej pracodawcy tylko pogarszał sytuację. Ale ona nie miała zamiaru się poddawać. Jeszcze pokaże temu zarozumiałemu bęcwałowi na co ją stać! Uniosła dumnie podbródek i z mocnym postanowieniem walki o swoje podeszła do recepcjonistki.
- Pan Gabriel Agreste kazał mi zgłosić się tutaj po kartę pracownika - powiedziała w kierunku brunetki, która spojrzała na nią jak na intruza. Kobieta wyjęła spod blatu plik papierów i podsunęła go pod nos Marinette.
- Proszę to wypełnić - powiedziała obojętnie.
Marinette nie zrażona jej mało uprzejmą postawą pochyliła się nad kratkami i wyjęła z torebki różowy długopis by wypełnić podanie. Cała procedura zajęła jej jakieś dwadzieścia minut po czym wręczyła wypełniony stosik kartek recepcjonistce. Ta z Kolei przeglądała je przez następne dziesięć minut jakby usilnie starała się znaleźć jakikolwiek błąd w jej podaniu. Na jej nieszczęść niczego nie znalazła i z niezadowolona miną rzuciła:
- proszę zaczekać.
Gdzieś obok zadzwoniła winda i ku obopólnej irygacji wyszedł z niej Adrien. Lecz nim zdarzył zrobić choćby krok w jej kierunku do uszu Marinette dotarł cichy jęk. Spojrzała na stojąca przed nią recepcjonistkę i napotkała parę przerażonych oczu.
- Tylko nie to - mruknęła czując jak strach ściska jej gardło. Niewiele myśląc zaczęła się cofać do tyłu kiedy cienie jak gęsta smoła wypływały spod nóg przerażonej kobiety. Marinette nie miała zamiaru czekać aż cienie wreszcie uformują się w kształcie czegoś jeszcze bardziej przerażającego. Spoglądała na rozgrywająca się przed nią scenę ze strachem by w następnej chwili tak po prostu puścić się biegiem w kierunku wyjścia. Czuła na sobie spojrzenie młodego Agreste ale miała gdzieś co sobie teraz o niej pomyśli. Już i tak miał o niej nie najlepsze zdanie więc co za różnica jeśli do tej opinii dołoży jeszcze tchórzostwo.
----------------
Adrien zagryzł wargi ze złości na widok czarnowłosej kobiety znikającej za drzwiami głównego wejścia do budynku. Drugi raz w jej pobliżu dochodzi do opętania i drugi raz ta przeklęta kobieta podkula przysłowiowy ogon i ucieka. Gardził takimi tchórzami Choć zaraz... Już drugi raz... Czy to nie wydawało się dziwne?
Nie Adrien nie miał teraz czasu by dłużej o tym myśleć. Musiał działać. Rzucił się w kierunku gablotki z czerwonym guzikiem i wybił łokciem szybę. Pośpiesznie wcisnął przycisk a już po chwili w budynku rozległ się ogłuszający dzięki syreny alarmowej. Ludzie znajdujący się najbliżej niego rzucili się w kierunku drzwi ewakuacyjnych jakby od tego zależało ich życie i w istocie tak właśnie mogło być. Adrien z powrotem wrócił do głównego hallu gdzie mieściła się recepcja i zastał tam już znajomą sylwetkę Paryskiego bohatera który zacięcie walczył z rojem rozszalałych owadów. W śród nich jeden egzemplarz wyróżniał się na tle pozostałych swoim rozmiarem. Ogromna królowa pszczół wielkością dorównująca rosłemu mężczyźnie trzymała w dłoni czarną kopię do złudzenia przypominającą żądło. Walka pomiędzy przeciwnikami na pierwszy rzut oka wydawała się wyrównana jednak Adrien doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Władca motyli może mieć poważny kłopot jeśli szybko ktoś mu nie pomoże. Z gracją odpierał ataki Królowej i blokował laską nadchodzące ciosy jednak na dłuższą metę to nie wystarczało. Adrien o tym wiedział i Super bohater również. Rój pszczół zaatakował Władcę Motyli który kontynuował swoją walkę z Królową. Adrien zmarszczył brwi w geście determinacji i ogarnął wzrokiem pomieszczenie usiłując znaleźć cokolwiek co byłoby mu pomocne w starciu z rojem pszczół. Pierwsze co wpadło mu oko to wiszącą w rogu holu spora gaśnica wodna. Na jego ustach wykwitł cwany uśmiech o rzucił się prosto w jej kierunku. Zdjął butlę ze ściany i zaatakował rozszalały rój pszczół który utrudniał pracę bohatera w fioletowym fraku dając mu tym samym większe pole do manewru.
---------------
Marinette usłyszała za sobą dźwięk alarmu przeciw pożarowego który wydobywał się z biurowca tuż za jej plecami. Zatrzymała się na chodniku bijąc się z własnymi myślami. Alarm ryczący tuż za nią jakby zagłuszył nagłą chęć ucieczki uprzytamniając jej że przecież tam są ludzie którzy potrzebują pomocy. Odwróciła się w kierunku budynku skąd wybiegali pierwsi przerażeni pracownicy czując nagły przypływ determinacji by wszystkim pomóc. Z drugiej strony czy to naprawdę była jej rola? Żaden z niej super bohater, ale czy ten którego mieli poradzi sobie i tym razem? A niech by to! Zagryzał wargi i rzuciła się biegiem w kierunku drzwi wejściowych do biurowca przeciskając się między spanikowanym tłumem ludzi. Gdy wreszcie udało jej się dostać do środka pierwszym co zobaczyła, był Adrien Agrest walczący z pszczołami przy pomocy gaśnicy. Aż nie mogła powstrzymać się od wywrócenia oczami na jego widok. Choć wyglądało na to, że pomysł jednak działał wydawało się to dość dziwacznie. Super bohater we fioletowym fraku ledwo radził sobie w bezpośrednim starciu. Marinette zauważyła, że zdecydowanie lepiej sprawdzał się w walce dystansowej. Przeciwnik nie dawał mu żadnej szansy na skorzystanie z jego umiejętności choć w zasięgu przewijało się mnóstwo ludzi gotowych by podzielił się z nimi swoją Akumą. Marinette syknęła niezadowolona z własnej głupoty, kiedy w jej umyśle pojawiło się postanowienie bezinteresownego wsparcia super bohatera. Kątem oka zobaczyła dwie przerażone kobiety chowające się na zapleczu recepcji. Ruszyła w ich kierunku. Adrien nawet jej nie zauważył gdy przemknęła tuż za jego plecami. Co innego sam Władca Motyli, którego wzrok przez moment skupił się na jej poczynaniach. Marinette minęła kontuar za którym zobaczyła skuloną i trzęsącą się z przerażenia recepcjonistkę, co wywołało w niej nagły przypływ współczucia. Za nim jednak zdołała wyprowadzić obie kobiet napotkała stalowe spojrzenie Władcy Motyli które w jakiś sposób przewiercało ją na wylot. zamarła na moment czując, że nieznajomy chce jej coś przekazać i po chwili już wiedziała. Chciał by choć na chwilę odwróciła uwagę Królowej pszczół. Tylko tyle i aż tyle. Marinette nerwowo rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś co mogłoby jej pomóc. Jeżeli już miała to zrobić, wolała żeby to było wsparcie na dystans. Pierwszym co rzuciło się jej w oczy był stojący na blacie za kontuarem dzbanek z cytrynową lemoniadą. Sięgnęła ku niemu i oceniając odległość od przeciwnika rzuciła nim w plecy sporego owada. Dzbanek odbił się od stworzenia i z głośnym trzaskiem uderzył o posadzkę rozsypując się w drobny mak. Hałas na moment odwrócił uwagę przeciwnika a lepka od cukru lemonida skleiła skrzydła Królowej pszczół co dodatkow ją zdezorientowalo. To w zupełności wystarczyło by Władca Motyli użył swojej mocy i wysłał akumę do stojącej za plecami Marinette dziewczyny. W następnej chwili kobieta przybrała postać bohaterki która sądząc po stroju niewątpliwie musiała władać wodą. Swoją drogą Marinette musiała przyznać, że sam Gabriel Agreste nie pogardził by takim projektem. Miseczki Niebieskiego biustonosza pokryte były rybimi łuskami z holograficznym morskim odcieniem. Delikatnie obsypany brokatem mienił się w blasku wpadających przez okna promieni słonecznych. Wykonczony był białymi perłami spod których spływały wstęgi błyszczącej satyny. Od bioder w dół spływała spódnica której materiał skręcał się niczym morskie fale w burzowej pogodzie. Marinette schowana za kontuarem chłonęła wzrokiem kreację jakby oglądała najlepszy projekt jaki widziała na świecie, dopóki nie poczuła pociągnięcia za łokieć. Druga przerażona dziewczyna przypomniała jej o swojej obecności i Marinette wraz z nią przemknęła prosto do drzwi z westchnieiem ulgi wychodząc na zewnatrz. Do teraz nie mogła zrozumieć co ją u licha opętało by to zrobić. Musiała jednak przyznać, że przypływ adrenaliny zdziałał cuda i w tej chwili czuła się niesamowicie dobrze. Wręcz jakby zaraz miala unosić się nad ziemią.
- Dziękuję za ratunek - odezwała się dzieczyna którą wyprowadziła z budynku. Jeszcze dygotała na całym ciele ale było widać, że zdecydowanie odczuła ulgę.
Marinette skinęła jej głową i uśmiechneła się lekko po czym spowrotem spojrzała w kierunku biurowca. Przez oszklone drzwi widziała konyrolowane struienie wody przelewajace się przez hall a po chwili wszystko ucichło. Zastanawiała się czy nie ponowić próby wejścia do budynku by sprawdzić czy ktoś jeszcze nie potrzebuje pomocy kiedy w oczy rzuciła się jej przemoczona do suchej nitki postać Adriena Agreste. Mina mężczyzny wyrażała czystą odrazę gdy spoglądał w dół na swoje mokre ubranie. Marinette parsknęła śmiechem a na jej twarzy pojawił się wyraz triumfu. Zobaczenie upokorzonego Adriena było w tej chwili tym czego potrzebowała by odzyskać równowagę po ich spotkaniu w windzie.
----------
Adrien ciężko opadł na kanapę w swoim pokoju. To była długa noc pełna wrażeń po której nastąpił jeszcze dłuższy dzień obfitujący w szereg obowiązków do zrealizowania w firmie ojca. Jednak najbardziej wykończyła go walka z rojem rozwscieczonych pszczół w starciu z nowym superzloczyncą bo chyba tak mogły nazwać to z czym musiał się mierzyć Władca Motyli. Do teraz mimowolnke krzywił się na myśl o swoim mokrym ubraniu które lepiło się do jego ciała jak druga skóra. Nienawidził tego uczucia. Dobrze, że w firmie miał zapasowy zestaw ubrań bo nie byłby w stanie znieść tego ani minuty dłużej. Zarzucił ręce na oparcie kanapy i odchylając do tyłu głowę głośno westchnął. Mimowolnie zadrżał gdy poczuł na skórze delikatny podmuch chłodnego wieczornego powietrza. Zerknął w kierunku okien stwierdzając, że jedno z nich było otwarte na oścież. Tyle, że nie pamiętał by w ogóle go ostatnio dotykał. Natychmiast usiadł na kanapie napinając wszystkie mięśnie do stanu gotowości. Ostrożnie rozejrzał się do około by napotkać wpatrzone w niego spojrzenie stalowo szarych oczu.
- Muszę pogratulować Ci odwagi Adrienie - powiedział stojący przy drzwiach mężczyzna.
- To ty... - rzekł Adrien mierząc intruza wzrokiem od góry do dołu. Fioletowy strój i maska na twarzy nie pozostawiały żadnych wątpliwości z kim w tej chwili miał do czynienia.
- Widziałem jak dobrze poradziłeś sobie zarówno podczas incydentu w klubie jak i w firmie Twojego ojca - rzekł mężczyzna a Adrien poczuł coś na kształt dumy z samego siebie. Nie zmieniło to jednak faktu, że zaskoczyły go następne słowa jakie padły z ust bohatera.
- Mam do Ciebie propozycję - powiedział wyciągając w jego kierunku białe drewniane pudełeczko. Adrien poczuł nagły przypływ adrenaliny kiedy wyciągnął drżącą rękę w kierunku pudełka. Wziął przedmiot w dłonie i z rosnąć ekscytacja pomieszaną z niewielką dozą strachu uniósł wieczko do góry. Jego oczom ukazał się z pozoru zwyczajny srebrny pierścień jednak już po chwili z przedmiotu wyłoniła się mała czarna istota przypominająca kota która spojrzała na niego swoimi intensywnie zielonymi oczami.
- Masz może Camemberta młody?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top