(11)
— Myślisz, że bardzo zepsuliśmy im grę? — zapytała jasnowłosa, patrząc na oddalających się chłopaków. Shindo pomachał im jeszcze szybko, zanim razem z przyjaciółmi skierował się w stronę wyjścia.
— Nieee... — odparł pewnie Shinsou. — Przecież dwie ostatnie rundy obyły się bez dramatycznych śmierci.
Dziewczyna przytaknęła.
— Chcesz mi wygrać pluszaka z maszyny?
Hitoshi uniósł kącik ust, posyłając jej rozbawione spojrzenie.
— Pluszaka?
Dziewczyna pokiwała głową.
— Nigdy nie byłam w tym dobra.
— Zostaw to mistrzowi — powiedział i skierował się w stronę automatu. Szczerze nienawidził tego głupiego metalowego chwytaka, tych idiotycznie trudnych do złapania maskotek i tych kilkunastu minut, które zawsze na nich tracił .Nie wspominając o kolosalnej ilości żetonów.
Hikari przykleiła się do szyby, podczas gdy Hitoshi poprawiał rękawy koszuli, podwijając je jeszcze bardziej.
— Chcesz coś konkretnego? — zapytał, a dziewczyna pokręciła głową.
— Cokolwiek — uśmiechnęła się. Hitoshi wrzucił do maszyny jeden żeton i złapał za drążek do sterowania, marszcząc brwi w pełnym skupieniu. Hikari niemal skakała w miejscu dopingując go jak tylko mogła.
Hitoshi zawsze wychodził z niczym z potyczek z tą cholerną maszynę, jednak tym razem wystarczyły zaledwie trzy żetony, by wyciągnąć z wnętrza tego dziadostwa pluszową ośmiornicę w kolorze różowym.
Hikari wyglądała jakby ktoś wręczył jej właśnie kluczyki do nowiusieńkiego apartamentu i czek na kilka milionów. Chłopak nie miał pojęcia skąd się wzięła ta cała radość w związku z jakąś wypchaną rybą, ale uśmiech na twarzy dziewczyny, wynagrodził mu ten cały stres, którego się nabawił, polując na nią w odmętach tego cholerstwa.
— Polecam się na przyszłość — powiedział i uśmiechnął się lekko. — Skończyły nam się żetony.
— I tak jest już późno — powiedziała, zerkając na wielki cyfrowy zegar na jednej ze ścian salonu. — Wolę nie wracać sama po ciemku.
— Nie będziesz wracać sama — zauważył Shinsou, kierując się w stronę wyjścia. — Odprowadzę cię.
— Daj spokój to daleko — powiedziała.
— Nie zaczynaj.
— Shinsou Hitoshi, przemawiam ci do rozsądku.
— Abonent chwilowo niedostępny, zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału — odparł. Dziewczyna patrzyła na niego w milczeniu.
— No i gdzie ten sygnał? — zapytała. Hitoshi zerknął na nią kątem oka.
— Myślałem, że to było wystarczająco wymowne — odparł, a jasnowłosa uderzyła go w ramię. Chłopak zaśmiał się wesoło.
— Jeden zero, Katō.
Oboje zabrali swoje rzeczy z zamykanych przy wejściu szafek, pożegnali pracowników za kasą i wyszli na chłodne późnowieczorne powietrze. Wilgoć w powietrzu nadal była wyczuwalna i chłopak był niemal pewien, że padało.
— Chodź szybko — powiedział, kiedy dziewczyna zapięła do końca zamek swojej kurtki. — Nie ufam tej pogodzie.
Dziewczyna przytaknęła i ruszyła w stronę dworca. Hitoshi ponownie, niemal bez zastanowienia zajął miejsce po prawej stronie dziewczyny, trzymając ją jak najdalej od skraju drogi.
— To przesłodkie z twojej strony — powiedziała, a Shinsou przełknął ślinę, wlepiając spojrzenie przed siebie. Hikari uśmiechnęła się delikatnie, widząc zakłopotanie na twarzy chłopaka.
— NIe wiem o czym mówisz.
***
Dziewczyna czuła jak mokre od deszczu włosy przyklejają jej się do czoła. Oboje uciekali przed ulewą przez kilka minut, by w ostatniej chwili wbiec na stację metra i wskoczyć w odpowiedni wagon. Oboje oddychali ciężko, śmiejąc się z siebie nawzajem, bo zarówno Hitoshi jak i Hikari wyglądali okropnie, przemoczeni do suchej nitki.
Shinsou patrzył na nią kątem oka. Dziewczyna siedziała tuż obok niego w zatłoczonym wagonie, przyciskając do piersi różową ośmiornicę.
— Szkoda, że to nie pingwin — zagadał, a jasnowłosa uniosła głowę. Pod oczami miała ślady tuszu do rzęs, mimo że po złośliwym komentarzu przyjaciela usilnie próbowała się ich pozbyć.
— Nie szkodzi — odparła zmęczonym głosem. — I tak jestem strasznie wdzięczna.
— Nie postarałem się.
— Hitoshi — skarciła go z lekkim uśmiechem na ustach. Chłopak wzruszył ramionami i osunął się na siedzeniu, opierając przedramiona na kolanach.
Dziewczyna niemalże przysypiała, zmęczona zarwaną nocą, spędzoną na pisaniu z przyjacielem i masą wrażeń z dzisiejszego dnia. W przeciwieństwie do Hitoshiego nie była przyzwyczajona do siedzenia do czwartej nad ranem, wpatrując się w ekran komórki, dyskutując na głupie tematy i śmiejąc się z idiotycznych memów. Całą swoją energię zużyła na pokonywaniu chłopaka w kolejnych grach i teraz, kiedy nareszcie miała chwilę by odetchnąć, powoli traciła kontakt z rzeczywistością.
Hitoshi doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
— Prześpij się — powiedział, a jasnowłosa zerknęła na niego nieprzytomnie. — Mamy jeszcze trochę stacji, obudzę cię.
Dziewczyna nie odpowiedziała, a Hitoshi chwilę później poczuł ciężar jej głowy, gdy oparła się o jego ramię.
— Nie przeszkadza ci to? — mruknęła, a Hitoshi uniósł kącik ust w lekkim półuśmiechu.
— Ani trochę — odparł, zerkając kątem oka na jej spokojną twarz, ledwo już widoczne, czarne smugi od tuszu na bladej od zimna skórze i mokre włosy przyklejone do czoła dziewczyny. Hitoshiego ogarnęło dziwne uczucie. Coś na kształt dumy, że może zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa w tym okropnym świecie i zadowolenie, że jego przyjaciółka w końcu ma okazję na chwilę odpoczynku. Słowo przyjaciółka odbijało się echem w jego głowie. Brzmiało tak cudownie, tak obco i błogo jednocześnie. Uwielbiał je sobie powtarzać.
Hikari była jego jedyną przyjaciółką i był za to tak niesamowicie wdzięczny, że gdyby przyszło mu wyrazić to słowami, poddałby się już na starcie.
Nie był w stanie uwierzyć w swoje szczęście. Nie był w stanie uwierzyć, że ktoś naprawdę dał mu szansę, zaakceptował go takim, jakim jest i dawał mu więcej radości i ciepła niż ktokolwiek inny przez całe jego życie.
Chłopak miał ochotę dotknąć sklejonych pasm białych włosów i pogładzić jej gładką skórę tylko i wyłącznie po to, żeby upewnić się, że nie śni. Jej obecność była dla niego zupełną abstrakcją. Jej bliskość i dotyk był dla niego czymś niepojętym. Bał się, że w końcu się obudzi.
Nie byłby w stanie dalej funkcjonować, gdyby przyszło mu żyć dalej w świecie bez swojego pingwina.
Ta jedna konkretna myśl sprawiła, że spiął się momentalnie. Po tylu latach samotności był pewien, że zna samego siebie niemal na wylot, że niczym nie jest w stanie się zaskoczyć, jednak ta jedna, nagła myśl sprawiła, że miał ochotę dać sobie w twarz.
Myślał o tym za dużo, posunął się za daleko, za bardzo pokładał nadzieję w ich relacji, zagalopował się, za... Za bardzo pozwolił myślom hulać bez nadzoru.
"Przyjaźnicie się" - powtarzał sobie w głowie jak modlitwę przez całą dalszą drogę, nie mogąc uwierzyć w tę chwilę słabości, która nim zawładnęła.
To była tylko iluzja. Jego osamotniony mózg płatał mu figle, chciał wszystko na raz, spragniony bliskości.
Nie było opcji, żeby Hitoshi mu na to pozwolił.
— Miałeś mnie obudzić — mruknęła Hikari, podnosząc się powoli. Przetarła twarz dłonią i spojrzała na niego zupełnie zaspana.
— Sama się obudziłaś — powiedział, nie patrząc w jej kierunku. — Jeszcze jedna stacja.
— Yhym... — delikatny głos dziewczyny był jak muśnięcie skrzydeł motyla w słoneczny dzień.
Chłopak był pewien, że zaraz zwymiotuje.
Oboje podnieśli się, kiedy w wagonie rozbrzmiał sygnał, oznajmujący kolejny przystanek. Hitoshi przepuścił dziewczynę w drzwiach i postawił stopę na peronie, zdając sobie sprawę, że jego niedorzeczne myśli są pewnie początkiem halucynacji, nawiedzających człowieka z powodu długotrwałego braku snu, a tak się składało, że Hitoshi nie spał już od ponad trzydziestu godzin, jadąc na porannej kawie i dwóch energetykach, które dorwał w ciągu dnia.
Postanowił trzymać się tego wytłumaczenia.
Hikari była zbyt zmęczona by podtrzymywać jakąkolwiek rozmowę, a Hitoshi zbyt zajęty zastanawianiem się, dlaczego jego mózg nagle postanowił go zdradzić. Kiedy w końcu dał sobie mentalnie w twarz, spojrzał na przyjaciółkę, idącą razem z nim pustą uliczką mokrą od deszczu i zapytał:
— Nie zimno ci?
Minęła chwila zanim do Hikari dotarło pytanie, a kiedy porządnie się nad nim zastanowiła, wzruszyła tylko ramionami.
— Trochę.
— Chcesz kurtkę?
— Daj spokój.
— Serio pytam.
— Serio daj spokój.
Hikari jednak zdążyła zauważyć, że Hitoshi bywa niezwykle uparty, dlatego gdy chłopak ściągnął z siebie czarną kurtkę przeciwdeszczową, tylko przewróciła oczami.
— Dziękuję — mruknęła, zarzucając na siebie okrycie i wsunęła dłonie w ogromne kieszenie.
Nie odezwali się do siebie przez całą drogę do domu dziewczyny, jednak panująca między nimi cisza nie była niezręczna. Ich relacja była w tak zaawansowanym stadium, że chwila milczenia nie była niczym dziwnym.
Jasnowłosa podziękowała mu pięć razy. Za gry, za użyczenie ramienia, za odprowadzenie jej do domu, za pluszaka i za kurtkę, a Hitoshi pięć razy zapewnił ją, że to nic takiego.
Kiedy zniknęła za drzwiami swojego jednorodzinnego domku na przedmieściach, Hitoshi z westchnieniem ruszył z powrotem na stację, doskonale zdając sobie sprawę, że przez całą długą drogę nie będzie w stanie uspokoić myśli, a gdy wróci do domu, zamiast upragnionego snu dopadnie go bezsenność i kolejne kilka godzin spędzi wpatrując się w czarny sufit swojego pokoju i zastanawiając się, co do jasnej cholery dzieje się w jego głowie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top