Siódme spotkanie
Większość ludzi bierze pracę kelnerki za dorywczą, taką, którą dorabia się na studia, a potem odchodzi do lepszej, bardziej dochodowej. Jakie jest więc zaskoczenie, gdy widzą panie koło sześćdziesiątki, które podają im kawę. Niewielu wie tak jak sami pracownicy, że ta robota przypomina bawienie się w Boga. To obserwowanie i ingerowanie w życie klientów.
Młoda kelnerka z kawiarni przy ulicy Gul dobrze wiedziała, o co chodzi. Kto bardziej niż ona przekonał się na własnej skórze, czym jest podsłuchiwanie rozmów, przyglądanie się i lustrowanie klientów, a nawet wpychanie nosa w nie swoje sprawy? Mogłaby się pokusić o napisanie fan fiction... To dopiero byłoby chwytliwe — historia bractwa zrzeszającego nastolatków chorych psychicznie. Bestseller roku.
Był dwudziesty trzeci grudnia — dzień przed Wigilią. W tym roku kelnerka nie czuła ani trochę atmosfery świąt. Nawet piekąc ciasteczka imbirowe i biszkopty waniliowe według przepisów babci, nie potrafiła znaleźć podobieństwa między tegorocznym a dawniejszym spędzaniem świąt. Gdy czuła zapach wypieków, jej pamięć odtwarzała obrazy z dzieciństwa, kiedy ze starszym rodzeństwem stroiła choinkę i próbowała wykraść słodycze z najwyższych półek, które babcia przed nimi skrywała. Jednak potem otwierała oczy i widziała kuchnię. Przypominała sobie o pracy i o bractwie, które od kilku miesięcy zaprzątało całą jej głowę. W tym roku nie bawiła się w dekorowanie kawiarni. Nie widziała w tym sensu.
Panował nastrój charakterystyczny dla tych nielicznych chwil, kiedy członkowie nie muszą wysłuchiwać sarkastycznych, złośliwych, a nieraz nawet sarkastyczno-złośliwych komentarzy Camilli i mogą upajać się spokojem oraz wzajemną serdecznością. Oczywiście wszystko, co miłe, szybko się kończy.
Monolog Larsa został przerwany przez trzask drzwi. Wszyscy odwrócili głowy w tamtą stronę. Słychać było kilka zrezygnowanych westchnień. Tylko Morten rozchylił usta w szerokim uśmiechu i aż wstał z krzesła. Camilla i jej charakterystyczna obojętność zignorowały chłopaka, przeszły dumnie po kawiarni i usiadły na swoim miejscu. Potem dziewczyna wykrzywiła usta w sztucznym uśmiechu, założyła ręce na piersi i spytała:
— Stęskniliście się?
Morti opadł na krzesło i wpatrywał się w dziewczynę jak w obrazek. Lars przekręcił oczami.
— Gdybyś spadła z poziomu własnego ego, zabiłabyś się — odparł z irytacją wylewającą się dziurkami od nosa. Królowa dramatu skierowała na niego obojętny wzrok i uśmiechnęła się sztucznie.
— No, czyli same korzyści.
Nagle dostrzegła obok niego Finna i uśmiech zastąpiła parsknięciem.
— Widzę, że sporo się zmieniło.
Finn i Lars popatrzyli na siebie, a potem obaj spuścili wzrok. Morten powstrzymał się przed skomentowaniem tej sytuacji swoim „ooo, jak słodko", a Rosa przekręciła oczami.
— A u ciebie wszystko w porządku? — spytał Felix, mierząc Camille uważnym wzrokiem. Dziewczyna uniosła brwi, jakby zastanawiając się, kto miał odwagę zadać takie pytanie. Popatrzyła na Jedenastkę ze zdziwieniem. — Martwiliśmy się — dodał. — Mogłaś dać nam znać, że wszystko w porządku. To było trochę nieodpowiedzialne. Jakby nie patrzeć, mimo niezliczonej ilości wad, jesteś członkiem naszej... paczki.
Szczerze zaskoczeni tą wylewnością członkowie wpatrywali się w niego z mieszaniną zdziwienia i podziwu. Camil, skończywszy popis uniesień brwi, mrużenia oczu i powstrzymywania parsknięcia, złapała się teatralnie za miejsce, gdzie powinno znajdować się serce, ale wiadomo, że ona go nie posiadała.
— Poczułam to głęboko. Naprawdę. — Kiwała głową, nie odrywając ręki od klatki piersiowej. — Bardzo głęboko w dupie.
Lone zachłysnęła się siorbaną herbatą. Widząc to, Camilla zwróciła uwagę na zawartość filiżanek i kolor cieczy, która była teraz też na buzi i bluzce Loni. Wzięła do rąk kubek i przyjrzała się bliżej napojowi. Potem popatrzyła po członkach z nieukrywanym zdziwieniem i zirytowaniem.
— Co się tu, do cholery, dzieje?
Kelnerka zawzięcie szorowała blat, słuchając tej wymiany zdań. Po tych słowach bała się zerknąć w stronę stolika, by nie złapać spojrzenia któregoś członka. Bardzo kusiło ją, by zobaczyć minę dziewczyny, ale się powstrzymywała. Z nią tym bardziej nie chciała utrzymywać zbyt długiego kontaktu wzrokowego.
— Mogę jej opowiedzieć? — spytał z entuzjazmem Morti, jednak nikt mu nie odpowiedział. Rozejrzał się po twarzach, wzruszył ramionami, jeszcze szerzej się uśmiechnął w stronę Camilli i począł nawijać: — Na ostatnim spotkaniu, które bez ciebie było naprawdę nudne, kelnerka ni stąd, ni zowąd postawiła na stole filiżanki z czarną herbatą i cytryną. A potem jeszcze talerze pełne kanapek! — Na jego twarzy wymalował się błogi uśmiech na wspomnienie o jedzeniu. Camilla nie kryła zirytowania, ale nie wiadomo, czy wynikało z zachowania Mortiego, czy jego historii.
— J a p i e r d o l ę. Wszyscy przez was umrzemy... Dzięki! — krzyknęła, szeroko uśmiechnięta.
— Będziemy jak rodzina...
W kawiarni rozległ się kobiecy głos. Obcy i zimny, jednak gdzieś kiedyś słyszany. Kelnerka uniosła głowę znad blatu, już się nie kryjąc. Wszyscy członkowie, nie wyłączając Camilli, spojrzeli w stronę ciemnowłosej dziewczyny o ostrych rysach siedzącej wśród nich.
— ...tą samą krwią połączona. A nasza krew niczym struktura analogiczna — do tych samych celów stworzona. Byliśmy, jesteśmy, będziemy. Z prochów powstaliśmy i w proch się obrócimy. W tej różanej herbacie zatopimy smutki, z talerzy zbierzemy ostatnie okruszki. — Tekla przystanęła, rozglądając się po zgromadzeniu i pozostawiając wzrok na kelnerce, która poczuła jak zimne dreszcze spływają po jej plecach niczym strumienie deszczu. Zacisnęła dłoń na ścierce. Teraz już wszyscy członkowie patrzyli w jej stronę. — Bo płynie w nas ta sama krew — żółta krew pompowana przez żółte serca. I, możesz mi wierzyć, choć inni jesteśmy, w jednym calu podobni — wszyscy chcemy umrzeć.
Camilla wpatrywała się w Teklę z rozbawieniem, marszcząc brwi. Jedenastka zastanawiał się głośno, kim jest. Jednak dziewczyna nie spuszczała wzroku z kelnerki. Kobieta czuła, jak jej zimne oczy próbują wywiercić dziurę w czaszce. Dopiero po chwili zrozumiała, że wypowiadane przez Larsa słowa skierowane są do niej.
— Możemy panią prosić do stolika?
Przemierzając te kilka metrów, czuła się jak pierwszego dnia w szkole — kiedy wzrok wszystkich skierowany jest na ciebie, każdy ruch oceniany, każde potknięcie zauważone, a zgrabny unik zignorowany. Czuła się jak kilkulatka. Nogi jak z waty uginały się przy każdym kroku, a spojrzenie zahaczające o byle punkt wyłapywało poważne miny i jedną rozbawioną. Serce waliło jej jak młotem, obijając się o klatkę piersiową. Modliła się, aby koniec świata przyszedł właśnie w tym momencie.
Morti ustąpił miejsca kelnerce, a sam przysunął sobie nowe krzesło bliżej Camilli, która tylko wywróciła oczami. Kobieta wpatrywała się w swoje dłonie splecione na kolanach. No i gdzie ta twoja odwaga? — pytała samą siebie.
— No i co dalej? — spytał Felix, wiercąc się na krześle. Zachowywał się gorzej niż Jens. Nikt nie odpowiedział. Nawet Larsowi zabrakło słów, a Camilli ciętych ripost. Jedenastka pokiwał głową ze zrezygnowaniem. — No dobra, tak dłużej być nie może po prostu. Tak to naskakujecie na innych, że mają siedzieć cicho, nie wtrącać się, mimo że sprawa dotyczy ich życia, a nawet im zagraża, a potem odstawiacie takie sceny? — Chłopak zawzięcie gestykulował, a już najbardziej podobało mu się wskazywanie palcem na każdego z członków kolejno. — Powiedzcie to, co chcecie powiedzieć! Wykrztuście to z siebie w końcu! Ciągle coś ukrywacie, a, jeśli zdradzacie, to tylko część prawdy. Nie wiem, w jaką grę gracie, ale ja nie mam zamiaru w tym uczestniczyć, jeśli nie wiem, dokąd zmierza. Czemu tylko mnie interesuje to całe bractwo? Mnie i tę biedną kelnerkę — poprawił się, spoglądając na niewiele starszą kobietę, która w tym samym momencie spojrzała na niego.
Lars uniósł lewą brew, zakładając ręce na piersi i popatrzył na resztę. Finn zaczął kiwać ze zrezygnowaniem głową, by ją na koniec opuścić. Camilla zignorowała jego kolejny monolog i zamiast tego badawczo przyglądała się herbacie. Kelnerka spojrzała na nią spode łba.
— Nie otrułam jej, gdybyś chciała wiedzieć — fuknęła, a Camil spojrzała w jej stronę i uśmiechnęła się sztucznie, po czym odstawiła filiżankę na swoje miejsce. W kobiecie aż zawrzało. Już otwierała usta, by coś dodać, gdy odezwał się Morti:
— No cóż, Felix, nie mówimy ci całej prawdy, żeby cię chronić. To chyba oczywiste.
Jedenastka wywrócił oczami.
— Nie stać cię na nic oryginalniejszego? Jesteś pewny, że chronicie mnie, a nie własne dupy?
— Język, młody — odezwał się Lars.
W końcu, pomyślała kelnerka. Już się zastanawiałam, czy nie zaniemówił.
— O, umiesz mówić? — odparował Felix. Morti złapał się za głowę.
— Wychodzę z domu, bo dramy. Wracam do domu, bo na mieście tragedie — skomentował to Malte, odstawiając na chwilę telefon. Kilka osób zgodnie przytaknęło mu skinieniem głowy. Felix powoli tracił cierpliwość. Do tej pory nie dostał odpowiedzi na swój wyczerpujący monolog.
— Ty — zwrócił się do Maltiego — czemu jesteś w bractwie? — Zabrzmiało to trochę agresywnie, jednak chłopak wzruszył tylko ramionami i spojrzał na telefon.
— Cóż, ponoć jestem uzależniony od komputera i telefonu.
Jedenastka powędrował wzrokiem dalej, aż zatrzymał się na Rosie. Nie musiał nic mówić, dziewczyna spojrzała w bok i wypowiedziała jedno jedyne słowo:
— Anoreksja.
Nikt nie mówił „przykro mi", gdy kolejne osoby charakteryzowały się chorobą. Nikt nie współczuł, nie okazywał wsparcia.
— PTSD — odpowiedziała Lone.
—Choroba dwubiegunowa — wymamrotała Tatiana.
— Zespół le-lękowy — wyjąkał Jens.
Gdy przyszła kolej na Teklę, dziewczyna nie od razu odpowiedziała. Rzadko się odzywała, więc jej głos wydawał się wszystkim obcy, nieodpowiedni dla tego czasu i miejsca.
— Osobowość borderline.
— Och, to stąd ten dramatyzm — powiedziała głośno Camilla i prawie wszyscy członkowie skarcili ją wzrokiem. Tekla uśmiechnęła się krzywo. Lars zignorował komentarz byłej królowej dramatyzmu i skierował swoje słowa do Jedenastki:
— No, wszyscy już odpowiedzieli na twoje pytanie. Może w końcu ty nam powiesz, co tu robisz? — Już wcale nie był taki miły. Jego słowa brzmiały jak zgrzyt kosy o kamień, a uśmiech nie był przyjemny, lecz sztuczny i wredny. Camilla prawie pokiwała głową z uznaniem, jednak przypomniała sobie, że Lars to wróg i udała, że po prostu ją schyla.
— Odpowiem, jak wy odpowiecie na resztę moich pytań.
— Super — skwitował Lars. — No więc co robimy z kelnerką?
Camil uniosła brwi.
— Nie sądzę, abyśmy mieli nad czym dyskutować. Niech przestanie wtrącać się w nie swoje sprawy, robi obrzydliwą herbatę i podaje suche ciastka tak jak zawsze. Sprawa zamknięta.
Kobieta obrzuciła ją urażonym wzrokiem i już wstawała od stolika, kiedy powstrzymał ją Morten.
— Oczywiście bez obrazy dla pani pracy. Nie chcemy, aby stała się pani krzywda.
No myślę, że może być trochę za późno, pomyślała z goryczą. Jedenastka wywrócił tylko oczami na te słowa. Zaczął już nawet irytować Finna, bo ten założył ręce na piersi i skierował na niego wrogi wzrok.
— Coś ci się znowu nie podoba?
Zaczynało się robić naprawdę nieprzyjemnie. Nikt nie rozmawiał, nie dyskutował, a wszystkie słowa były niemiłymi uwagami lub kłótniami. Rosa po cichu włożyła do uszu słuchawki i zakryła prostymi, ciemnymi włosami do ramion, a zwisający kabelek włożyła pod czarny sweter, co nie uszło uwadze kelnerki. Malte nie odrywał już oczu od ekranu telefonu, szczerze znudzony swoim towarzystwem i ich problemami, które pewnie dotyczyły też jego, ale kto by się tym przejmował. Jens patrzył nieufnie na każdego odzywającego się członka, jakby obawiał się, że kolejne słowa zostaną skierowane w jego skromną osobę. Tekla wpatrywała się w świat za oknem — ulicę spowitą przez rzadką mgłę, jakby ulatniającą się z wielkiego czajnika parę. Co chwilę przejeżdżał pojedynczy samochód. Migał jedynie przechodniom przed oczami. Widać było, że świat przygotowuje się do zasłużonego odpoczynku po ciężkim tygodniu.
— Tak — odpowiedział po krótkiej chwili Felix. — Bardzo dużo rzeczy mi się nie podoba. I, och, wierzcie mi, że nie zostawię tego w spokoju ot tak.
— I tak wszyscy umrzemy. Po co tak dramatyzować... — rzuciła Camilla, popijając słowa swoją herbatą.
W jej twarzy, jej gestach i ruchach było coś, co odrzucało ludzi. Nie wiadomo, co konkretnie. Camilla po prostu była Camillą. To ten przypadek, kiedy choroba określa człowieka. Większość nie potrafiłaby sobie jej wyobrazić bez dystymii — dziewczyny wrażliwej, cieszącej się z czegoś lub po prostu smutnej. O nie. Camilli towarzyszyła obojętność i będzie jej towarzyszyć do końca.
— Wszyscy strasznie zajęci są kłótniami, a ja się zastanawiam i dziwię, dlaczego tutaj nie ma żadnych świątecznych dekoracji. Gdzie lampki w oknach? — mówiąc to, Morten obejrzał uważnie każde okno w kawiarni. — I najważniejsze: gdzie choinka?
Kelnerka zmieszała się i spuściła wzrok. W tej chwili wstydziła się, że nie udekorowała w żaden sposób tego budynku. Morti skierował na nią swój przyjacielski wzrok i nagle jego usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu, jakby przyszedł mu do głowy świetny pomysł.
— Ale nic straconego! Wigilia jutro. Czas wziąć się za dekorację wnętrz! — Zaczął zacierać dłonie i spojrzał na członków. — Kto jest ze mną?
Lars uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na Finna, który tylko wzruszył ramionami.
— To nie najgorszy pomysł. Ja jestem za — odpowiedział Lars, a słysząc to, Finn pokiwał tylko głową, na znak, że również chce brać udział w tym przedsięwzięciu. Morti przyglądał się tej najsłodszej w świecie przyszłej parze zauroczony i podekscytowany, że wreszcie ktoś się z nim zgadza. I to nie byle kto!
Lone zaprzeczyła ruchem głowy i pożegnała się ze wszystkimi, a za nią z kawiarni wyszli także Tekla i obrażony Felix. Cała reszta została. Nawet Camilla, na co Morti zareagował jeszcze szerszym uśmiechem. Zaklaskał w dłonie.
— Czas zacząć zabawę!
Kelnerka uśmiechnęła się lekko i powędrowała do kuchni po ciastka i biszkopty, aby poczęstować ochotników. Tymczasem święta trójca — Finn, Lars i Morti — obmyślali plan. Czasem wtrącała się Tatiana, by podważyć ich autorytety. Tym sposobem kelnerka wraz z Finnem — jedynym kierowcą w bractwie, Larsem, Mortim i Jensem mieli pojechać po choinkę do lasku niedaleko, potem na zakupy, a reszta w składzie: Tatiana, Camilla i Rosa przeszukać składzik i ozdobić kawiarnię wszystkim, co znajdą. Malte jako spec od informatyki miał zająć się lampkami.
Stara, czerwona furgonetka Finna czekała na nich zaparkowana kilkanaście metrów od kawiarni. Obok kierowcy miejsce zajął Lars, a z tyłu próbowali się pomieścić kelnerka wraz z dwoma chłopakami. Nie byłoby problemu, gdyby nie masywność Mortena. Ledwo domknął drzwi. Głową dotykał dachu. Jens siedział pośrodku — drobny i ściśnięty, a kelnerka przytulała się do drzwi, trzymając klamkę, by jej przypadkiem nie nacisnąć. Ruszyli przy akompaniamencie zawodzeń i jęków silnika.
W środku furgonetka wydawała się o wiele milsza dla oka — siedzenia obite czarną tapicerką, zadbana, niezakurzona deska rozdzielcza. Dwie rzeczy przykuły uwagę kelnerki — paczka papierosów leżąca w pojemniku obok sprzęgła i naszyjnik z drewnianym krzyżykiem zwisający z przedniego lusterka, co nie zgadzało się z poglądami Finna, który był przecież ateistą.
Jako jedyna kobieta w towarzystwie i jedyna zdrowa psychicznie osoba, kelnerka powinna obawiać się tej podróży. Ale szczerze nie robiło jej żadnej różnicy, czy umrze przypadkowo z rąk przyjaciół, czy z oprawców, którzy zabili poprzednią kelnerkę. Chyba, że cały ten plan to pułapka, a jej prawdziwymi wrogami są sami członkowie... Spojrzała nieufnie na Larsa, który z ciekawością przyglądał się wnętrzu pojazdu, potem na Mortiego, który skulony wyszczerzał się wciąż w szczerym uśmiechu i na kierowcę, któremu wyjątkowo również dopisywał dobry humor. Odrzuciła od siebie podejrzliwe myśli i skarciła się w duchu.
Zajęta tymi przemyśleniami kelnerka nie zauważyła, że tuż przed nią właśnie dwójka nastolatków robi kolejny krok do przodu. Finn położył swą dłoń na dłoni Larsa, niby przypadkiem, chcąc zmienić bieg. Obaj spojrzeli na siebie i speszeni zabrali ręce jak poparzeni. Policzki blondyna przybrały kolor dojrzałych wiśni, a Finn ukrył uśmiech. Kelnerka miała ochotę uderzyć głową o szybę. Jakim cudem ta dwójka jeszcze nie była razem? Morten najwidoczniej miał te same odczucia, gdyż pokręcił głową, przykładając dłoń do czoła. Jens tylko patrzył przed siebie. Chociaż on zwracał uwagę na otoczenie poza wnętrzem furgonetki.
Przedni pasażer zaczął szperać w schowku, aby zająć swe drżące z podekscytowania dłonie. Po chwili wyjął z niego kilka płyt. Każda opatrzona tytułem tego samego zespołu. Morti aż podskoczył na siedzeniu i uderzył o dach.
— Słuchasz Imagine Dragons?
Kierowca spochmurniał. Nie odpowiadał Mortenowi. Lars spojrzał na niego z troską, a odkładając na miejsce znalezione rzeczy, jeszcze raz przeszukał wzrokiem schowek. Jednak nie znalazł żadnych innych płyt. Aby rozładować napięcie, blondyn włączył odtwarzacz. W samochodzie rozbrzmiała wszystkim dobrze znana melodia „Radioactive". Lars wybałuszył oczy i rzucił się na sprzęt, aby przełączyć na radio. Naciskał każdy przycisk po kolei, jednak nic nie przynosiło rezultatu.
— Zostaw. Nie da się. — Chłopak spojrzał na niego nic nierozumiejącym wzrokiem. — Już dawno odłączyłem radio od odbiornika.
Finn wpatrywał się pustym wzrokiem w drogę i mechanicznie wykonywał wszelkie manewry. Lars skulił się w fotelu i nie odzywał ani nie ruszał już więcej. Kelnerka próbowała połączyć ze sobą fragmenty tej dziwnej układanki — chłopak nie dysponował inną muzyką poza tym jednym zespołem z własnej woli. Na dodatek czuć było, że to nie wykonawców obdarza tak szczególną miłością.
Do zagajnika dojechali, kiedy już zupełnie się ściemniło. Finn wyciągnął siekierę z bagażnika i oparł ją o ramię. Nikt nie pytał, skąd się tam wzięła i po co wozi ją ze sobą przez cały czas, ale w powietrzu niczym gęstą parę wodną zdawało się czuć towarzyszące im napięcie. Lars włączył latarkę w telefonie i przystawił do twarzy, aby ją oświetlić.
— Let's play.
Szli ramię w ramię, każdy uzbrojony w telefony służące za latarki. Po bokach Morti i Lars, w środku Jens, kelnerka i Finn. Wszyscy z tak poważnymi minami, że można by pomyśleć, że nie wybierają się tylko po drzewko bożonarodzeniowe.
— Tak w ogóle to jak się pani nazywa? — spytał Morten, świecąc kobiecie prosto w oczy. Dopiero, kiedy ta zasłoniła oczy dłonią, opuścił latarkę w dół. — Och, przepraszam.
— Inger.
Potem już nikt się nie odzywał. Kelnerka, widząc zachowanie Jensa, instynktownie się do niego przybliżyła, by dodać mu otuchy. Chłopak spuścił głowę na ten gest i zaczął obgryzać paznokcie.
— A-a co jeśli tu są wilki... a-albo niedźwiedzie? — wyjąkał.
Finn wydał głośne „auu", co brzmiało jak połączenie syreny strażackiej z odgłosami wydawanymi przez krowy podczas okresu godowego. Jens aż podskoczył. Kelnerka zasadziła kierowcy mocnego kuksańca w ramię i skarciła wzrokiem, choć pewnie i tak tego nie widział. Ważne, że poczuł, bo tym razem, jego „au" było adekwatne do sytuacji.
Idealne drzewko znaleźli dosyć niedaleko. Cudownie mały i gęsty świerk został załadowany do przyczepy furgonetki i wszyscy wsiedli z powrotem. Finn od razu podkręcił ogrzewanie i wszystkie szyby otuliła biała mgiełka. Chwilę siedzieli w milczeniu, zanim odpalił swoje Lamborghini. Kierowca wybrał numer do Maltiego, który jak tłumaczył posiadał ze względu na wspólne grywanie w różne gry komputerowe, i przełączył na tryb głośnomówiący. Chłopak odebrał niemal od razu.
— No halo — odezwał się pierwszy. — Tatiana, trzymaj te kable prosto.
— Jak wam idzie? — spytał Lars, opatulając się swoim żółtym szalikiem.
— O, cześć, Lars. Całkiem dobrze. Nawet nie mam jakichś trudności z samymi dziewczynami.
— A w ryj chcesz? — usłyszeli w tle głos Tatiany. Morti uśmiechnął się, a Finn parsknął.
— No to uważaj, bo będziesz zaraz miał — zaśmiał się Lars.
— A wam?
— Mamy już drzewko, jedziemy do sklepu — odpowiedział mu blondyn. Uroczo wyglądał w szarym, za dużym swetrze, szaliku i tego samego koloru rękawiczkach. Jego przychude policzki przybrały różowe barwy, a w oczach czaiły się radosne iskierki. Finn co jakiś czas na niego spoglądał, gdy ten nie patrzył. W końcu został przyłapany, a wtedy Lars uśmiechnął się do niego najpiękniej jak potrafił. To nie był ten uśmiech — przeznaczony dla kelnerki czy wymuszany dla nieznajomych. To było charakterystyczne dla miłości wykrzywienie ust.
— Och, to kupcie jeszcze lampki. Powodzenia! — I się rozłączył.
— Ej, zauważyliście, jak się podzieliliśmy? Dwie grupki, w jednej czterech chłopaków i dziewczyna, a w drugiej jeden facet i reszta dziewczyn — zagaił Morti z charakterystyczną dla siebie dziecinną radością. Wszyscy się uśmiechnęli, nawet Jens.
Zakupy zrobili szybko. W przypadku ozdób, dali kelnerce wolną rękę. Po trzydziestu minutach już wysiadali obok kawiarni, którą Malte ładnie podświetlił żółtymi lampkami.
— Cóż za ładne nawiązanie — skomentował dzieło Lars. Kelnerka uśmiechnęła się, dumna z nich wszystkich. — Już się nie mogę doczekać efektów końcowych.
Wnętrze nie wyglądało gorzej. Na ladzie Rosa starannie ustawiała świeczki zapachowe i zapalała jedną po drugiej. Camilla rozplątywała łańcuchy z ciastkiem w buzi. Dziewczyny przesunęły nawet stoliki, aby zrobić miejsce dla choinki w kącie kawiarni, niedaleko ich stolika. Malte szperał przy lampkach, w międzyczasie tłumacząc coś Tatianie, która wywracała tylko oczami, jakby ten prawił jej kazanie. Kiedy weszli, oczy wszystkich skierowały się w ich stronę. Pierwsza próg przekroczyła Inger, która przyglądała się ozdobom z szerokim uśmiechem, a za nią Finn z Mortim dźwigali choinkę. To znaczy Finn dźwigał. Morten trzymał pień w jednej ręce jakby to była torebka. Camilla podeszła do postawionej przez Larsa reklamówki i przejrzała ich zakupy.
— Wszystkie żółte... — westchnęła i odgryzła kawałek biszkopta.
— Oraz niebieskie! — dodał Morti, prawie upuszczając drzewko. Finn stęknął.
— No i kilka czerwonych — dodał Lars, patrząc ciepło w stronę Rosy, która uśmiechnęła się lekko.
— Pójdę zrobić kakao dla wszystkich — rzuciła kelnerka, która promieniała, widząc te szczęśliwe twarze tak różne od tych, które widywała co piątek.
— A my ustroimy choinkę — dodał Morti, opierając drzewko o ścianę. Zatarł ręce i dał znać reszcie, że czas się wziąć do roboty. Lars i Camilla jednocześnie chwycili za reklamówkę. Spojrzeli na siebie. Oboje puścili uchwyty.
— Może ja ją wezmę. Jest dosyć ciężka — podjął uprzejmie. Camil wzruszyła ramionami i poszła przodem.
Kelnerka słyszała głośny śmiech Mortiego i chichoty reszty, gotując garnek mleka. Nie mogła zmazać uśmiechu z własnej twarzy. Rozpierała ją od środka radość, która próbowała się uwolnić. Kobieta zaczęła podśpiewywać, a potem podrygiwać. W końcu włączyła w całej kawiarni radio i pogłośniła na cały regulator. Słyszała, jak niektórzy członkowie zaczęli śpiewać. Wsypywała kakao w rytm Love Runs Out OneRepublic. Mleko prawie wykipiało, kiedy zajęta tańczeniem po kuchni nie zauważyła, że się gotuje.
Z tacą pełną kubków wkroczyła do sali. Widok, który zastała pobudził jej serce do stepu. Piękna, wystrojona w czerwone, niebieskie i żółte bombki oraz łańcuchy choinka stała i czekała, aż obserwator nie wyda upragnionego i cisnącego się na usta wow. Malte i Tatiana wieszali ostatni akcent — białe światełka. Na świeczki nie mogli sobie pozwolić. Finn i Lars siedzieli na podłodze oparci plecami o ścianę, z podkulonymi nogami. Ramię w ramię, kolano w kolano. Nie sposób znaleźć między nimi wolnej przestrzeni. Po cichu o czymś rozmawiali. Lars co chwila się uśmiechał w ten uroczy sposób. Morti z owiniętym wokół szyi włochatym łańcuchem, rozmawiał z Camillą. Tak, rozmawiał. To nie był monolog. Na dodatek chłopak prawie unosił się nad ziemią z radości, co oznaczało, że nie był to niemiły dialog, charakterystyczny dla spędzania czasu z Camillą.
Kelnerka z trudem przeszła te kilka kroków. Nie chciała zniszczyć tak cudownej atmosfery. Jednak dla większości była po prostu niewidzialna. Podała każdemu kubek kakao i sama usiadła na krześle obok Rosy.
— Jest cudowna — westchnęła, wciąż podziwiając choinkę.
— Też tak myślę — odpowiedziała cicho Rosa i Inger ukradkiem spojrzała w jej stronę. Jednak dziewczyna nie patrzyła na drzewko. Patrzyła na Camille, która (o, zgrozo!) prawie się uśmiechała. Kobieta prawie wypluła do kubka łyk, który zdążyła ledwie wziąć.
— No, został jeszcze jeden element! Jeszcze gwiazda — zwrócił na siebie uwagę wszystkich Malte. Morten, jako najwyższy członek już chwytał srebrną gwiazdę.
— Już bez takiego seksizmu. Dlaczego to kobieta nie może powiesić gwiazdy? — oburzyła się Tatiana i wyrwała Mortiemu ozdobę z rąk.
— Według tradycji to głowa domu powinna ją zawiesić — odezwał się Lars. — Niech więc zrobi to pani Inger.
Za wzrokiem Larsa podążyła cała reszta. Tatiana podała kelnerce gwiazdkę i przysiadła na krześle. Finn spojrzał na blondyna z dumą, a Inger podeszła do drzewka i zawiesiła ozdobę. Wszyscy spojrzeli na swoje dzieło i na każdej twarzy gościł uśmiech. Bez wyjątków.
— Powinniśmy robić takie rzeczy częściej — stwierdził Morten i przysiadł ze swoim kubkiem obok chłopaków.
— Dziękuję wam — powiedziała kelnerka, powstrzymując łzy.
— Cóż za piękny dzień — westchnęła Camilla z rozmarzeniem — aż chce się umierać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top