Piąte spotkanie

 Jest źle, jeśli wychodząc z pracy, nie czujesz ulgi, a wręcz strach. Potem w domu zachowujesz się jak osoba z zespołem lękowym, zasłaniasz wszystkie okna, zamykasz drzwi na klucz i zamawiasz przez Internet monitoring domowy. Przez pół nocy zastanawiasz się, czy rzucić robotę, która zapewnia ci dobry start w przyszłość, czy też znosić cotygodniowe spotkania dzieciaków chorych psychicznie (dosłownie), co osłabia cię w każdym tego słowa znaczeniu i powoli doprowadza do podobnego stanu. Gdy trzeźwiejesz, spostrzegasz, że twoje paznokcie nie przypominają paznokci, a skóra wokół nich wygląda jakby zaliczyła randkę z krzewem róży. No, a potem musisz szykować się do pracy, bo nie zrezygnujesz z marzeń i zarobku, który utrzymuje cię przy życiu.

Dosłownie w takiej sytuacji znalazła się kelnerka. Nie wiedziała, co robić. Nikomu nie chciała się zwierzać, bo to naraziłoby nie tylko jej życie. Egzystowała w strachu i przekonaniu, że każdy krok w niewłaściwą stronę może doprowadzić do rozwiązania wszelkich problemów najprostszą drogą — drogą ewakuacyjną z życia. Najzabawniejsze jest, że każdy członek bractwa miał do niej mapę, którą chciał się z kelnerką nieumyślnie podzielić.

— Jak długo istnieje już bractwo? — spytał Jedenastka wszystkie pięć osób znajdujących się przy stoliku: Lone, Rosę, Larsa, Finna i Maltiego. Nikt nic nie odpowiedział, choć kelnerka spostrzegła, że Loni się do tego przymierza. Felix przymknął oczy i westchnął. — No to inaczej. Kto jest najstarszym członkiem?

Wszyscy kolejno spojrzeli na Lone, dyskretnie wskazując osobę, której szuka. Jedenastka skierował na nią zdziwiony wzrok, ale zaraz potem się opanował i przyjął swoją poważną minę.

— Byli inni? Przed nami?
Lone przygryzła wargi i spojrzała w dół, najwidoczniej rozważając, jak dużo prawdy może mu powiedzieć. Uniosła na niego wzrok. Trochę zawiedziony?

— Tak właściwie najstarsza jest Tekla i jasne, że byli. To bractwo liczy naprawdę wiele lat i wiele historii. Jest nawet pewna legenda, która tędy krążyła jeszcze przed połową z was.
Wszyscy, łącznie z Rosą, spojrzeli na nią z zaciekawieniem i jednocześnie lekkim dreszczykiem strachu. Kelnerka tylko usiadła. Super, znowu bezcenna informacja zbliżająca mnie do dołączenia do bractwa, pomyślała.

Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na rozwinięcie przez Lone myśli, ale ta przez długi czas zbierała się do wyduszenia słowa. Za każdym razem, gdy otwierała usta, oczy członków automatycznie się zwiększały, aby potem cicho westchnęli z zawodem, gdy dziewczyna je zamykała.

— Może poczekajmy na wszystkich członków.
Felix zsunął się po krześle i założył ręce na piersi, uważnie przypatrując się Loni. Nie była mu dłużna i równie ostro mierzyła go zawiedzionym wzrokiem. Jego dopytywanie sprawiło, że dziewczyna czuła smutek. To w jakimś stopniu musiało wiązać się z ich ostatnią wymianą zdań przed kawiarnią. Na pewno go ostrzegała albo kazała siedzieć cicho. Niestety to był Felix. Najbardziej podejrzliwy i najbardziej ciekawski.

Do kawiarni z impetem godnym królowej buntu i czerni weszła Camilla. Pełna gracji i dumy przemierzyła obojętnie kilka kroków dzielących ją od stolika. Spoczęła na swoim krześle i popatrzyła po wszystkich zgromadzonych. Uśmiechnęła się lekko, co mocno wyprowadziłoby z równowagi wewnętrznej kelnerkę, gdyby nie wiedziała, że to jej wymuszone i wredne wykrzywienie ust.

— Ktoś umarł?
Z udawaną nadzieją jeszcze raz przeleciała po wszystkich wzrokiem. Lars zacisnął zęby, co mocno odznaczyło się na jego wychudzonej twarzy.

— Tylko twoja dusza.
Camilla zmarszczyła brwi.

— Nie wiedziałam, że można obchodzić szesnastą rocznicę i nadal ubolewać nad śmiercią.
Loni uśmiechnęła się do siebie półgębkiem, był to raczej smutny uśmiech. Lars wywrócił oczami i spojrzał na nią z politowaniem zmieszanym z irytacją. Felix ich nie słuchał. Wpatrywał się w niewidoczny dla nikogo punkt w przestrzeni. Finn natomiast... on żył we własnym świecie, odkąd stracił przyjaciółkę. Jednak teraz zachowywał się co najmniej dziwnie. Co jakiś czas mierzył wzrokiem Larsa, ale tylko wtedy, gdy wiedział, że ten tego nie zauważy. I nie do końca można było opisać ten wzrok. Po prostu przyglądał się chłopakowi, ale nie obojętnie jak Camilla wszystkiemu i wszystkim.

Cisza panowała aż do momentu, gdy wszyscy się zebrali i kilka minut potem. Loni była obserwowana przez pierwszą piątkę i wreszcie zaczęła opowieść ku rozpaczy i uciesze jednocześnie.

— Nie tylko ja pamiętam czasy, kiedy większości z was jeszcze nie było w bractwie. — Lone spojrzała na Tatianę, która mierzyła ją ostrzegawczym wzrokiem. Ale Lone to zignorowała. — Wtedy strasznie ukrywano wszystko. Nie twierdzę, że coś się zmieniło. Powstawały legendy o założeniu bractwa i o samych założycielach.

Przystanęła i spuściła głowę na kilka sekund, by potem z powagą wyrecytować:

— Było trzech założycieli
Sami do Bractwa mieć należeli

Dziesięć liczbą świętą było
Jedenaście tą przeklętą

Tradycją, że jeden musi zginąć
Sam się zabić lub ze śmiercią minąć

Bractwo po to założone,
By być żółtą krwią splamione

Nasze serca są zatrute
Odmawiamy tu pokutę

Tylko jedno istnieje wyjście
Z uniesioną głową z życia odejście

Nigdy nie wiesz, co nadejdzie
Może lepiej stań w kolejce

Zapanowała cisza. Jedni patrzyli na drugich z przerażeniem i pytaniem. Na trzecich nie wywarła ta opowieść wrażenia, bo ją znali. No a dla czwartej (nietrudno zgadnąć kogo) był ten monolog zupełnie obojętny. Kelnerka należała do pierwszej grupy. Wpatrywał się w nią Lars, była bliska zemdlenia. Chłopak już wiedział, co się dzieje. Tylko spuścił wzrok na książkę z lekkim smutkiem.

Wybuchły kłótnie, dyskusje. Niektórzy milczeli. Lone była obsypywana pytaniami i, co zaskakujące, nie straciła ani na chwilę równowagi. Jedenastka nie odzywał się, ale był na granicy wytrzymałości. Wyglądał, jakby miał zamiar wstać i uciec stąd jak najdalej, co zapewne nikogo by nie zdziwiło. Mógł ukryć się na kilka minut w łazience, ale nie chciał okazywać swych słabości.
To bractwo nie pomaga, a niszczy, zdała sobie sprawę kelnerka, widząc nastolatków, którzy w ten piątkowy wieczór powinni spotykać się ze znajomymi na imprezach, a nie być obiektami głupiej licytacji — kto pierwszy zrezygnuje. Z życia.

Finn próbował wszystkich uciszyć, jednak na nic się to zdało, nie był wystarczająco stanowczy. Panowało oburzenie.
Ale jak to? Kto w takim razie wysłał nam karteczki? Jaka pokuta? O co chodzi?

— Cisza!
Wszyscy ze zdziwieniem spojrzeli na Rosę. Nawet Camilla zakrztusiła się herbatą z termosu i uniosła wysoko brwi. Biedna, milcząca do tej pory Rosa, która nie chciała być niczyim obiektem zainteresowania, właśnie się na tę mękę skazała. Było to i tak lepsze od pęknięcia bębenków. Chyba. Tatiana wstała od stolika i pociągnęła za sobą Lone do łazienki. Członkowie obejrzeli się za nimi, a potem popatrzyli po sobie. Kelnerka gorączkowo myślała, co robić.
Z łazienki wychodzi okienko do spiżarni. Może uda mi się coś usłyszeć. 

Pobiegła do małego, ciemnego pomieszczenia i stanęła na taboreciku, by spojrzeć przez małe okienko. Do jej twarzy lepiły się pajęczyny i prawie dławiła się zalegającym tam kurzem, który pobudziła do życia. Starała się jednak nie zwracać na to uwagi. Ledwo widziała wnętrze białej łazienki z dwiema kabinami. Na samym środku stały Lone i Tatiana.

— ...powodu to jest tajemnicą. Mieliśmy jej chronić, a ty rozpowiadasz wszystko wszystkim członkom!

— Bo zasługują na prawdę! Ktoś umrze, jak zawsze! — krzyczała Lone, zaciskając ręce w pięści. Teraz straciła równowagę. Tatiana zacisnęła usta i zbliżyła się do niej, zakładając ręce na piersi.

— No to gratuluję. Teraz niech umrą wszyscy.
Wyszła z łazienki, trzaskając drzwiami. Kelnerka nie wiedziała, o co jej chodziło. Wpatrywała się w Lone, która powstrzymywała łzy. Walczyła ze sobą. Chciała dla członków jak najlepiej, a z tego, co powiedziała Tatiana, skazała ich na śmierć.

Kobieta wróciła do głównego pomieszczenia kawiarni odrętwiała. Tatiana próbowała wszystkich uspokoić.

— To tylko głupie rymowanki — powtarzała ze spokojem. — Jak w każdej legendzie jest tam ziarno prawdy — było trzech założycieli.

Jednak nie wszyscy wierzyli i przysłuchiwali się z rezerwą tym słowom. Z łazienki wyszła Lone i usiadła przy stole, nie odzywając się ani słowem. Nie widać było po niej ani zmartwienia, ani strachu. Na jej twarzy malowała się raczej obojętne mina — jak u Camilli.

Kelnerka tylko czekała, aż ktoś oznajmi, że odchodzi z bractwa. Widziała po minach niektórych, że mają tego wszystkiego dosyć. Felix nie okazywał tego po sobie, ale z pewnością również rozważał tę opcję.

— Myślę, że powinniśmy jakoś rozładować atmosferę — powiedział Morti, uśmiechając się. Rzeczywiście, w kawiarni zrobiło się duszno i ciasno. Jednak repertuar rozładowujący napięcie w wykonaniu Mortena nie był najlepszym pomysłem. — Ktoś chce opowiedzieć swoją historię Felixowi?

— No to rzeczywiście rozładowanie napięcia — burknęła Camilla, kręcąc z politowaniem głową.

— Masz może lepszy pomysł, Camil?
Dziewczyna uniosła brwi i spojrzała na niego groźnie.

— Owszem, lepiej zakończmy to spotkanie przed wybuchem.
Chłopak popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc.

— Wybuchem czego?
Camilla popatrzyła na niego jak na osobę posiadającą niedorozwinięcie umysłowe.

— Wojny, idioto.

Kelnerka rozważała pójście na policję. Jednak nie miała dowodów na to, że coś dzieje się z tymi dzieciakami nie tak. Nawet jeśli przyniosłaby nagranie z jednoznacznymi słowami, kto by jej uwierzył? Nikt nie potraktowałby tej bandy poważnie. To musiał być mocny dowód, zastraszanie czy przemoc, a aktualnie miała do dyspozycji jedynie Mortena jako ofiarę przemocy psychicznej ze strony Camilli. Na dodatek poprzednia kelnerka, która została zamordowana. Bo musiała zostać zamordowana. Może też chciała zgłosić to policji?

— Nie możemy zakończyć spotkania, przecież wiesz — rzucił ostro Lars, spoglądając równie niemiło zza książki wyglądającej jak podręcznik od chemii. Pani nic-mnie-to-nie-obchodzi parsknęła.

— Bo co? Jeśli skończymy przed dwudziestą, to nas zabiją?
Wszyscy przemilczeli jej słowa, ale jednogłośnie dawali tym znać: Tak, właśnie tego się obawiamy. Dziewczyna uniosła brwi, nie wierząc temu, co widzi, i opadła ze zrezygnowaniem na oparcie krzesła.

— Skończona banda tchórzy.
Finn zwrócił na nią swój arogancki wzrok.

— Więc czemu sama nie wyjdziesz?
Lars miał ochotę go uściskać, widać było to po rozpromienieniu i nagłym wyszczerzu. Dziewczyna przymrużyła oczy i wrogo spojrzała na tych dwóch. Z impetem godnym jej wysokości królowej buntu włożyła termos do plecaka, wstała i wyszła z kawiarni, trzaskając automatycznie zamykającymi się drzwiami. Kelnerka rzuciła w jej stronę wrogie fale mentalnie, a Finn uśmiechał się, czując triumf. Wyciągnął rękę w stronę Larsa. Chciał mu przybić piątkę.

— O-MY-GY — zareagował jako pierwszy Morti, łapiąc się za policzki. Mimo że zasmuciło go wyjście Camil, teraz czuł wręcz euforię. Na pewno bez drastycznych różnic tak właśnie było też w przypadku Larsa, tyle że on przeżywał swoje wniebowzięcie wewnętrznie. Tylko uśmiechu nie zdołał ukryć. Przybił Finnowi piątkę.

— Co jest, Morti? Tlen jest w związku z magnezem nie od dzisiaj — odpowiedział mu Finn, przybierając znów arogancki wyraz twarzy. Jednak ta historyczna chwila nie obyła się bez podobnych do Mortiego reakcji i wszyscy patrzyli na tę scenkę oczarowani. No, może z jednym wyjątkiem.

— Wybaczcie, idę zwrócić obiad — rzuciła z obrzydzeniem Rosa, co na początku rozbawiło członków, ale potem spoważnieli, widząc głębsze znaczenie tego czarnego humoru w repertuarze dziewczyny. Widząc ich miny, uniosła ręce uspokajająco. — Jezu, wyluzujcie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top