Dziewiąte spotkanie

 Jeszcze nigdy w kawiarni przy ulicy Gul nie było tak głośno. Jeszcze nigdy na samej ulicy hałas nie był tak nieznośny. Kelnerka ściskała w rękach ścierkę, myśląc, że zaraz wybuchnie. Szum zmywarki wydawał się nieznośny, pobrzękiwanie łyżeczek i siorbanie Mortena wwiercało się w jej czaszkę, a piskliwy głos Larsa chciała włożyć pomiędzy zęby, które zaciskała tak mocno, że przed jej oczami pojawiły się ciemne plamy ze zmęczenia. Chichot Lone irytował ją do tego poziomu, że z gniotących ścierkę dłoni odpłynęła krew. A gdy do wszystkich dźwięków dołączyło szumienie radia, złapała się za głowę i opadła na zimną podłogę, podkuliła nogi, zatkała uszy, zamknęła oczy, bujając się na boki i próbując uspokoić. Czuła, że zaraz zacznie krzyczeć, a krzykiem stłucze szkła.

Gdzieś pomiędzy warstwami hałasu usłyszała swoje imię. Najpierw cicho, potem głośniej, aż w końcu przebiło się po kolei przez szum zmywarki, radia i pobrzękiwanie łyżeczek. Otworzyła oczy i oderwała ręce od uszu. Przed sobą zobaczyła Larsa, a jego głos odbijał się w jej głowie jak echem.

— Wszystko w porządku? Źle się czujesz? — dopytywał, jakby nie widział dorosłej kobiety skulonej pod ladą i wyglądającej na wariatkę. Jego obraz wirował przed oczami kelnerki. Kręciło się jej w głowie.

— Wyłączcie tę cholerną zmywarkę — warknęła, przymykając oczy. — I radio. I przestańcie stukać w te filiżanki.
Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na kucającego obok Finna.

— Ale zmywarka i radio jest wyłączone, Inger. I nikt nie pije herbaty, bo wszyscy zastanawiają się, co się z tobą dzieje...

— Oszalała — usłyszała głos Camilli dobiegający jakby z daleka.
Wtedy kelnerka otworzyła oczy i się wyprostowała. Rozejrzała dookoła zdezorientowana, jakby właśnie wybudziła się z transu. Puściła ścierkę i rozmasowała dłonie, a potem dotknęła bolącej szczęki.

— Wszystko w porządku? — spytał tym razem Finn, nieco spokojniejszym głosem.

— Tak... nic mi nie jest — odpowiedziała, nie patrząc w stronę chłopaka i powoli podniosła się, chwytając krawędź lady. Na wszelki wypadek. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nagle wszystko ucichło. Jakby przeszła do innego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Nie słyszała szumu, a głos Finna nie dochodził z daleka, a bardzo bliska. Jego obraz był wyraźny.

Wzięła głęboki oddech. Spojrzała na mierzących ją zmartwionym wzrokiem członków i uniosła rękę w uspakajającym geście.

— Naprawdę, wszystko w porządku, możecie wrócić do stolika.
Czuła się zmęczona, jakby ten incydent wyprał z niej resztki energii. Możliwe, że wpłynęły na to minimalne dawki snu i upajanie się litrami kawy. Albo stres wywołany chodzeniem po cmentarzach. Spojrzała odruchowo na Camille, licząc, że podniesie jej za niskie ciśnienie. Szatynka patrzyła prosto w jej oczy, dmuchając jednocześnie w nakrętkę pełną parującej herbaty. I uśmiechała się, jakby ta scena w jakiś sposób ją satysfakcjonowała. To był wredny uśmiech. Albo to się kelnerce przyśniło, albo rzeczywiście, zanim dziewczyna wzięła łyk, ułożyła usta w słowo, które jeszcze niedawno powiedziała głośno. „Oszalałaś".

Kiedy wszyscy wrócili na miejsca i cieszyli się ciszą, Felix wyciągnął z torby zeszyt i długopis. Camilla uniosła brwi, zastanawiając się, co tym razem ten chłopak wymyślił, a Lars zmierzył go nienawistnym wzrokiem. Chyba wciąż żywił urazę od tamtego pamiętnego spotkania, kiedy Jedenastka obraził wszystkich w kawiarni z wyjątkiem kelnerki.

Chłopak przewertował kartki czarnego zeszytu, na których ukazywały się całkowicie zapisane strony. Morti zajrzał mu przez ramię i otworzył szeroko oczy.

— Hej, tam było moje imię! — krzyknął i wskazał palcem na notes. Felix opuścił głowę, żeby skryć zawstydzenie. — Co tam było, Felix? — dopytywał, nachylając się coraz bliżej. Jedenastka jednak oddalił od niego notes i nie odpowiedział. W tamtym momencie Camilla, która siedziała po jego drugiej stronie, zyskała okazję, by wyrwać zeszyt chłopakowi. Zrobiła to z gracją i delikatnością jak drapieżny kot. Jakby w ogóle nie włożyła wysiłku w wyciągnięcie go z zaciśniętych rąk. Jedenastka szybko odrzucił zaskoczenie na bok i rzucił się, by go odzyskać. Jednak ona uśmiechnęła się wrednie i zaczęła czytać na głos, nie zwracając uwagi na jego jęki.

— Lars — zrobiła dramatyczną pauzę i prawie się zaśmiała. — Przemądrzały, wywyższający się, uważający swoje problemy za największe, a siebie za jakiś pępek świata... Słabe punkty: Finn, orientacja, autoagresja.

— Oddaj mi ten zeszyt, Camilla — prosił, prawie błagał, chłopak. Nie patrzył w stronę Larsa. I dobrze, bo, o ile to w ogóle możliwe, chłopak mierzył go jeszcze bardziej nienawistnym wzrokiem i dołączył do niego Finn. Nieukrywający uśmiechu po usłyszeniu, że jest słabym punktem Larsa.

— Jeszcze nie skończyłam — odpowiedziała tylko.

— Pępek świata? — powtórzył blondyn, uporczywie wpatrując się w Felixa. W końcu tamten skierował na niego wzrok. Przez chwilę walczyli ze sobą cicho, póki Camilla nie kontynuowała.

— Rosa. Inteligentna, bystra, piękna, mądra, cicha, nieśmiała i jednocześnie pewna siebie. Ktoś tu się chyba zakochał — skomentowała, patrząc to na Rosę, to na czerwonego jak jej beret właściciela notatek. — Słabe punkty: Samoocena... Camilla?

Zapadła cisza. Inger z napięciem przyglądała się Rosie. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać i uciec z kawiarni, a Jedenastka odzyskał swój notes, korzystając z okazji, gdy Camil patrzyła na dziewczynę, szukając odpowiedzi. Morten zmarszczył brwi, a Lars nie wiedział, czy patrzeć ze współczuciem na Rosę, czy bombardować Jedenastkę wyzwiskami.

— Planujesz nas zabić czy co? — odezwała się Tatiana.

— Posłuchajcie, ja... nie chciałem nikogo z was urazić... A poza tym Camilla czytała tylko urywki, wyrwane z kontekstu fragmenty — tłumaczył się, wymachując rękami i próbując zwalczyć zawstydzenie sytuacją. Camilla odsunęła się, gdy niemal pacnął ją w twarz. — To tylko notatki, szukałem wzorca. Mam tu wypisane wszystkie informacje na temat bractwa, jakie udało mi się zdobyć.

Kelnerka spodziewała się, że w końcu Lars powie coś niemiłego i Jedenastka wybiegnie z kawiarni, nie biorąc nawet płaszcza, jednak siedział cicho. Nawet Finn patrzył na niego ze zmartwieniem i obawą, że w końcu wybuchnie.

— Sam się sobie dziwię, że o to pytam w tej pełnej napięcia chwili, ale znalazłeś coś? — spytał Malte, chowając telefon do kieszeni. Siedząca obok Lone wytrzeszczyła oczy. Malte nigdy nie chował swojego telefonu. Może odkładał na stół, ale nie chował.
Jedenastka opuścił głowę, zaprzeczając.

— Mam za mało informacji. Ale jest tu osoba, która wie o wiele, wiele więcej i może nam rozjaśnić sytuację. — Spojrzał na Teklę, która skierowała na niego wzrok. Nie dało się nic wyczytać z jej mało charakterystycznej twarzy. Wyglądała zwyczajnie. Zbyt zwyczajnie. To jest osoba, którą zapamiętujemy jako część tłumu, czyli nie możemy sobie nawet przypomnieć koloru jej włosów ani ogólnego zarysu. To była ogromna zaleta Tekli. W końcu lubiła wyłaniać się z cienia niczym czarny charakter i recytować rymowankę bractwa.

Nie odezwała się. Dopiero, gdy spojrzenia wszystkich członków napierały na nią jak taran, uśmiechnęła się. To był diaboliczny uśmiech, nie taki, jaki serwuje Camilla. O nie.

— Skoro tak bardzo tego chcesz... Ale ostrzegali cię. Jesteś jedenastym członkiem, który rozpoczyna selekcję naturalną. Prawda może być dla ciebie zabójcza. Dosłownie — powiedziała dobitnie na wstępie i wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od chłopaka. Czy ona w ogóle mrugała?

Finn skierował pytający wzrok na Larsa i uniósł jedną brew, bezgłośnie pytając: Selekcję naturalną?
Lars tylko pokiwał głową, tym samym przekazując, aby lepiej nie pytał.

— W takim razie, zanim umrę, wolałbym wiedzieć, na czym stoję i na czym będą leżały moje zwłoki — rzucił Felix z odzyskaną pewnością siebie. Ale nikt się nie zaśmiał. Nawet Morti się nie uśmiechnął. Chłopak stracił ich zaufanie i szacunek, a ciężko te przywileje odzyskać.

— Odpowiedź brzmi: na cmentarzu. Możemy zakończyć dyskusję — odpowiedziała obojętnie Camilla i westchnęła, wywracając oczami. Jej mina dosłownie mówiła „och, te jedenastki...".

— Gleba brunatna, jeśli potrzebujesz szczegółowych informacji — dorzucił Malte. Kelnerkę zainteresowały słowa Camilli. Całkiem możliwe, że odpowiedziała na oba pytania Felixa. Ta kawiarnia od pokoleń jest jakimś cmentarzem dla samobójców.

— To, co chcesz wiedzieć? — spytała Tekla, mieszając herbatę, której nawet nie posłodziła.

— Wszystko. Ale najpierw: czy to, co nam opowiedziała Lone jest prawdą? Było trzech założycieli? Każdy jedenasty członek umiera?
Camilla znów wywróciła oczami. Jakim cudem jej to nie obchodziło? Kelnerka nie miała pojęcia, bo sama z wyczekiwaniem wpatrywała się w Teklę, trawiącą słowa Felixa. Nie wiedziała, czy może tak do końca ufać tej dziewczynie. Ona zawsze wszystko wyolbrzymiała.

— To, co usłyszeliście od Lone, to głupi wierszyk, którzy wymyślili już martwi członkowie. Nikt nic nie wie na temat założycieli. To tylko domysły. Za to mamy niepodważalne fakty i schemat. Jest taki limit. Jedenaście. Nigdy nie było dwunastego członka. Zawsze jedenasty rozpoczynał masowe samobójstwa. Zawsze jedenasty był najciekawszy ze wszystkich. Po nim mnóstwo osób odchodziło. Ale, kto raz został członkiem tego bractwa, zostaje nim aż do śmierci. I tak się składa, że każdy członek, który odszedł z bractwa, niedługo potem odszedł ze świata.

— Ile było jedenastek w tej edycji bractwa? Bo, o ile dobrze rozumuję, nie umierają wszyscy, bractwo nie powstaje na nowo. Zostają osoby, do których dołączają kolejne, jakby nic się nie stało.
Tekla popatrzyła po reszcie. Camilla uśmiechnęła się.

— Pamiętacie Lenę? Z niej to dopiero było ziółko. Prawie pobiła Teklę, gdy się o tym wszystkim dowiedziała — wspominała dziewczyna. Wtajemniczone osoby pokiwały głowami ze smutkiem, a reszta wpatrywała się w siebie nawzajem z uniesionym brwiami.

— Troje. Jesper, Lene, i Jette.
Na dźwięk ostatniego imienia kelnerce coś zaiskrzyło w głowie. Musiała widzieć to imię na którymś z nagrobków.

— Ale chwila... przecież na cmentarzu było tylko jedenaście grobów — wtrącił się Morten, gładząc się po brodzie. Chłopak ostro wytężał mózg, widać to było po zmarszczonym czole.

— Bo reszta wyjechała daleko stąd. Nie chciała mieć nic wspólnego z bractwem. Ale prędzej czy później śmierć i tak ich dosięgnęła.
Felix zmarszczył brwi.

— A ty zostałaś jako jedyna z poprzedniej edycji bractwa? — upewnił się. Tekla skinęła głową na potwierdzenie. Chłopak otworzył notatnik i zaczął coś szybko notować, przygryzając język. Lars skierował oczy ku niebu i je przymknął. On go naprawdę nie lubił.

— Ja wciąż nie rozumiem, jakim cudem jeszcze żyjesz — stwierdziła Camilla. Tekla uniosła brew.

— Może moim zadaniem nie jest umieranie — odpowiedziała ze spokojem i jednocześnie wyższością. Camilla parsknęła śmiechem. Jens aż podskoczył na krześle. Lars wytrzeszczył oczy, a Morti się wyszczerzył i bezgłośnie dodał swoje „O-MY-GY". Niespotykany dźwięk...

— Słuchaj, Tesla, mówisz, jakbyś miała jakieś zadanie czy cel w życiu, ale w takim razie, co ty tu robisz? Recytujesz nam co chwila tę głupią przysięgę, a twierdzisz, że może ciebie nie dotyczy jej ostatnia część? Interesujące.
Oczywiście Camilli wcale to nie interesowało, pewnie dodała to tylko po to, aby podkreślić wydźwięk swych słów. Lars pokiwał głową.

— Ciężko to przyznać, ale się z nią zgadzam — powiedział, wpatrując się w stół nieobecnym wzrokiem.
Tekla nie zamierzała odpowiadać Camilli.
Felix chyba nie miał więcej pytań, bo zapanowała cisza. Do uszu członków dochodził tylko dźwięk przygryzanego przez niego długopisu. Wpatrywał się w przestrzeń nieobecnym wzorkiem. Camilla westchnęła.

— Może rozładujmy atmosferę i zobaczmy... — przerwała, wpatrując się w Jedenastkę, który nawet nie zareagował na jej słowa — co on tam jeszcze napisał.
I wzięła zeszyt zostawiony na stoliku. Wtedy chłopak się obudził i wyrwał go z jej rąk. Szybko schował do torby i spojrzał na nią z nienawiścią. Dziewczyna wyciągnęła ręce w geście obronnym.

— Tylko się droczę.

— Zostaw go, bo jeszcze znajdziesz tam swoje zdjęcia i cytaty — powiedział Lars. Finn skierował na niego wzrok, a gdy ich spojrzenia się spotkały, chłopak wypuścił powietrze, uspokajając się.

— Jejku, Lars, zachowujesz się, jakby to była twoja pierwsza jedenastka... — westchnęła Lone.

— Bo to jest moja pierwsza jedenastka? — odpowiedział z rozbawieniem. Felix patrzył na nich ze zmarszczonymi brwiami.

— Każda była tak irytująca jak ty — wytłumaczyła Tatiana ze swoją naturalną szczerością. Ona przynajmniej nie owijała w bawełnę.

Od tej pory słychać było tylko (prawdziwe, niewymyślone przez kelnerkę) siorbanie Mortena i stukanie łyżeczek. Kelnerka zauważyła jak Lars chwyta rękę Finna i splata ich palce pod stołem. Oboje się uśmiechnęli. Nikt oprócz niej tego nie zauważył albo zauważył, ale nie zwrócił uwagi, co wątpliwe, znając takiego Mortiego. Nikt oprócz niej i Rosy. Dziewczyna uniosła filiżankę do ust, ukrywając uśmiech i urocze dołeczki. Miała piękny uśmiech, ale bardzo rzadko go pokazywała.

— No to jak to w końcu jest z Rosą i Camillą? — spytała Lone. Ona chyba nie wyczuwała drażliwych tematów. Camilla zmierzyła ją mrożącym krew w żyłach swą obojętnością wzrokiem. Morten przyglądał się uważnie Rosie, ale ta nie dała nic po sobie poznać.

— Słońce zaszło, noc nadchodzi, ciebie niech to chuj obchodzi — odrzekła i wstała od stołu, zarzucając czarny płaszcz.

— Uwaga, wyjście królowej — skomentował Malte, nie odrywając wzroku od telefonu i kilka sekund później trzasnęły automatycznie zamykane drzwi.

Kelnerka do końca spotkania czuła się okropnie. Nie mogła ustać na nogach dłużej niż dziesięć sekund, bo ból głowy pozbawiał ją sił, a kawiarnia wirowała jak w wielkiej pralce. Wypiła kilka szklanek wody, ale to jeszcze pogorszyło sprawę. Prawie zemdlała w drodze do toalety. Tabletki przeciwbólowe tylko wzmogły jej senność. Z niecierpliwością czekała na zakończenie spotkania, ale nie miała pojęcia, jak trafi do domu. Z konieczności mogła zadzwonić do rodziców, wyciągając ich z ciepłego mieszkania, jednak to rozpoczęłoby salwę pytań. Sama martwiła się o swoje zdrowie, nie potrzebowała obarczać tym innych. Na szczęście bractwo miało jednego członka, który zawsze bardziej przejmował się innymi, niż sobą.

— Inger? Wszystko już w porządku? — spytał Lars, nakładając kurtkę. Wszyscy już wychodzili, tylko jego i Finna szczerze obchodził jej stan. Kelnerka już miała wysilić się na uśmiech i skłamać, ale nie pozwolił jej na to przyszły lekarz.

— Jasne, że nie w porządku. Ledwo stoi. — Spojrzał na zmartwionego Larsa, a potem na kelnerkę. — Podwieziemy cię do domu.
Westchnęła i uśmiechnęła się, przystając na propozycję z nieukrywaną ulgą.

— Jak długo już utrzymuje się ten stan? — spytał kierowca, gdy już wsiedli do furgonetki i opuścili ulicę Gul. Na przemian mierzył ją wzrokiem w przednim lusterku i znów spoglądał na ulicę. Jego ciemne loki falowały z każdym ruchem głowy. Lars próbował ustawić ogrzewanie i jednocześnie chuchał na schowane w rękawiczkach dłonie. Z jego ust wydostawały się obłoczki pary i niedługo okryły wszystkie szyby. Musiało być rzeczywiście zimno, jednak Inger nic nie czuła, prócz odrętwienia. Zastanawiała się, jak dużo wzięła tych tabletek...

Westchnęła ponownie w odpowiedzi na pytanie chłopaka, prawie wypluwając płuca. Złapała się za klatkę piersiową, czując ostry ból. Lars odwrócił się w jej stronę gwałtownie, a Finn zwolnił, spoglądając w przednie lusterko.

— Co się dzieje? — zareagował pierwszy blondyn. Inger próbowała się uspokoić, oddychała powoli i głęboko, ale jej serce chciało wybić dziurę w piersi. Ukłucie bólu minęło, ale sprawiło, że sama przestraszyła się nie na żarty.

— Nie wiem, nagle coś mnie zabolało w piersi... — odpowiedziała, szybko wypluwając słowa.

— Zmieniamy kierunek na szpital — poinformował ją Finn, przyspieszając.
Kobieta uniosła się gwałtownie, próbując zaprzeczyć, ale wtedy znów coś chciało rozerwać ją od środka i opadła, sycząc. Ledwo łapała oddech.

— Inger, co brałaś? — spytał kierowca, domyślając się, o co chodzi. Lars spojrzał na niego, marszcząc brwi.

— Jakieś tabletki przeciwbólowe... — odpowiedziała, łamiącym się głosem.

— Ile konkretnie?

— Nie pamiętam, dwie na pewno.
Chłopak wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Larsem.

— A przez ile dni? — dopytywał. Jednak kelnerka nie odpowiadała. Nie znała odpowiedzi. Tabletki były jak jeden z jej posiłków, gdyby nie one, nie wytrzymałaby bólu przez ostatnie... miesiące. Finn pokiwał głową. — No to ładnie. I jak zgaduję, nie byłaś u lekarza?
Nie musiała odpowiadać. Wystarczyło jedno spojrzenie w przednim lusterku.

Otworzyła z trudem oczy, czując, że jej powieki ciągną w dół siły grawitacji. Oślepiło ją ostre, białe światło. Widziała jak za mgłą. Zamrugała kilka razy, aż obraz przed jej oczami nie nabrał ostrości. Leżała w łóżku. Białe prześcieradło, białe ściany, kroplówka. Była w szpitalu. Próbowała sobie bezskutecznie przypomnieć, jak się tam znalazła. Jednak film urywał się po pytaniu Finna. Próbowała się podnieść, ale czuła zmęczenie paraliżujące całe ciało. Przymknęła oczy i westchnęła. Czuła nieprzyjemne uczucie w gardle.

Drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł siwy mężczyzna w białym kitlu. Uśmiechnął się do niej i podszedł do jej łóżka.

— Dzień dobry, pani Inger. Jak się pani czuje? — spytał uprzejmie. Kelnerka nie wiedziała, co dokładnie powiedzieć. Dla lekarza była to kluczowa informacja.

— Chyba dobrze... — odpowiedziała, a jej głos wydawał się inny, jakby do niej nie należał.

— Swobodnie pani oddycha, nie czuje bólu w klatce piersiowej?

— Nie, wszystko w porządku. — Mężczyzna zanotował coś na kartce. Po krótkiej chwili kobieta spytała nieśmiało: — Co dokładnie się stało?

— Zatrucie paracetamolem. Bardzo niebezpieczne. Trafiła do nas pani nieprzytomna. Najpierw panią zaintubowaliśmy, a potem przeprowadziliśmy płukanie żołądka. W innym przypadku mogła pani umrzeć. Po zabiegu wprowadziliśmy także węgiel aktywowany. Może się pani czuć niekomfortowo, w końcu miała w pani w gardle rurkę — dodał, widząc, jak jej ręka wędruje do gardła. — Musi mi pani zaraz odpowiedzieć na kilka pytań na temat substancji, które pani zażywała. — Inger pokiwała głową, gdy lekarz zrobił pauzę. — W korytarzu czekają na panią przyjaciele, którzy panią przywieźli. Chce pani ich zobaczyć?

Inger poczuła ciepło rozlewające się po jej ciele na myśl, że Finn i Lars czekali, aż się obudzi. Przytaknęła i poprawiła prześcieradło machinalnie. Mężczyzna wyszedł, nie zamykając drzwi i wtedy kobieta ujrzała dwóch chłopaków siedzących na krzesłach naprzeciw sali. Finn czytał jakąś ulotkę, a Lars spał na jego ramieniu. Na twarz kelnerki od razu wemknął się uśmiech. Lekarz powiedział coś i śpiący Lars gwałtownie wstał. Chwilę rozglądał się nieprzytomnym wzrokiem, aby potem zmierzwić blond czuprynę z zażenowania. Finn wstał i chłopach poszedł w jego ślady. Weszli do sali, zamykając za sobą drzwi.

— Cześć, i jak się czujesz? — odezwał się pierwszy zaspanym głosem. Usiadł na krześle obok łóżka i mierzył kobietę badawczym wzrokiem. Finn wywrócił oczami.

— A jak ty byś się czuł po wsadzeniu rury do gardła? — nie dał dojść do głosu Inger.
Blondyn wytrzeszczył oczy i rozdziawił usta, kierując wzrok na chłopaka, a potem na kelnerkę.

— To na tym polega płukanie żołądka?
Pacjentka roześmiała się chrapliwie.

— Brzmisz, jakbyś nie wiedział po przeczytaniu tylu encyklopedii medycznych — odpowiedziała. Finn uśmiechnął się, a Lars przewrócił oczami.

— To wcale nie były encyklopedie. Czytałem wiele książek, ale żadna nie opisywała szczegółowo płukania żołądka. Jakie to uczucie?
Finn przymknął oczy i złapał się za głowę, kiwając nią w prawo i lewo.

— Była nieprzytomna, człowieku. Przecież zemdlała w samochodzie.
Lars zignorował jego komentarz, ale jego policzki zarumieniły się z zawstydzenia. Kelnerka uznała, że to dobry moment, aby im podziękować.

— Nie wiem, jak mam wam dziękować, chłopaki — zaczęła, patrząc to na jednego, to na drugiego. Finn machnął ręką.

— Nie ma sprawy. Dzięki tobie nabywam doświadczenia, a Lars dowiaduje się pożytecznych rzeczy.
Siedzący obok kobiety nastolatek zarumienił się jeszcze bardziej, ale nie stracił animuszu.

— To była dla nas przyjemność — skłamał i uśmiechnął się zapewne sztucznie. Komu sprawia przyjemność siedzenie na szpitalnym korytarzu przez... no właśnie, przez ile?

— Ile tak właściwie już tu jesteśmy?

— Ponad dwie godziny — odpowiedział Lars, patrząc na wyświetlacz telefonu. Inger westchnęła.

— Boże, same kłopoty macie ze mną...
Lars uśmiechnął się i skierował wzrok na Finna. Wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia.

— I coś nam się wydaję, że to dopiero początek.
_______________________________________
Witam, witam! Poszanowanko! Mija mi już pierwszy tydzień ferii, więc macie rozdział. Zostało dokładnie sześć rozdziałów do końca. Boże, jak ten czas szybko leci. Ostatnio na pewnej grupie pisarskiej został poruszony temat ekranizacji naszych opowiadań. Jak wyobrażacie sobie ekranizację bractwa? W formie filmu czy raczej serialu? Oto moja wersja na zwiastun. Osobiście bym oglądała XD

Życzę Wam miłego weekendu i powodzenia w szkole/udanych ferii!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top