post 9: taki sobie seks

   p o s t 9
   s o n g: l o o k i n g a t m e - s a b r i n a c a r p e n t e r

Chłód nocy oraz mżawka na policzkach wraz ze spalinowym zapachem centrum miasta oddziaływały na mnie niesamowicie magnetycznym prądem, jakby informowały każdą komórkę mojego organizmu, że tej nocy będę się dobrze bawił. Zdecydowanie byłem typem imprezowicza, który odżywał w nocy, zwłaszcza w ulubionym towarzystwie. Nie zawierałem wielu przyjaźni, jako ten jeden pewnik wystarczył mi Ashton, natomiast cała reszta ludzi dookoła, stanowiła moich bliższych bądź dalszych znajomych. W towarzystwie Luke'a i Caluma czułem się dobrze, choć i tak, miałem pewne wątpliwości co do tego, jak będzie wyglądała dalsza część naszej zabawy, gdy tylko do dziwacznej chemii między mną, a Hemmingsem, dolejemy parę kieliszków wódki.

Mieszkanie Josha już od przystanku wzywało imprezowiczów. Jakby stanowiło latarnię dla znudzonych w weekend przechodniów. Nie interesowali mnie jego sąsiedzi, ani to czy wpadnie w tarapaty. Chciałem tylko potańczyć, zjarać blanta i wyjść jak zwycięzca, by móc później godzinami opowiadać wszystkim, których tam nie było, ile stracili.

- To się źle skończy – mruknął Luke pod nosem, niestrudzenie obejmując swoją dziewczynę, gdy dzierżąc w dłoniach każdy po jakiejś butelce czegoś, weszliśmy na klatkę.

- Och, nie bądź już taki sceptyczny. – Lisa pokręciła głową.

- Jak przyjadą pały każdy spierdala w swoją stronę – przypomniał Calum, na co powstrzymałem parsknięcie.

- Zostawiłbyś mnie? – Uniosłem jedną brew, jednakże wszyscy wiedzieli, że tylko żartowałem. To oczywiste, że by mnie zostawił, tak jak ja zostawiłbym jego, ale mogliśmy się ze sobą droczyć, co tym bardziej odpowiadało mi w towarzystwie Luke'a.

- Oczywiście! Biegłbym aż by się kurzyło.

- Ja bym cię nie zostawiła, Mikey. – Lisa odsunęła się od swojego partnera, obejmując mnie w pasie, dlatego przejąłem ją wolną ręką, w której nie niosłem Tequili. Swoją drogą nienawidziłem Tequili, ale została wciśnięta mi w dłoń przez Ashtona, który uznał, że to Luke robił zakupy i mam brać, co dają.

Musieliśmy podzielić się wchodząc do windy, dlatego jakoś tak wyszło, że koniec końców poszedłem ze swoją koleżanką schodami. Sama mnie tam zaciągnęła, a jej gest był bardzo znaczący, bo widocznie musieliśmy o czymś porozmawiać sam na sam. Nie miałem pojęcia czego ona chce, aczkolwiek poczułem się nawet odrobinę winny, albo zmieszany, bo co jeśli Luke przekazał jej, jak zachowujemy się wobec siebie wzajemnie? Czy on w ogóle widział te „sygnały"? Czy to w ogóle były sygnały, czy zepsuł mi się radar dotyczący nie tyle innych gejów, a już całkowicie nawet ten odnośnie flirtu.

- Mam do ciebie prośbę – zaczęła, a ja pokiwałem głową, nie chcąc pokazać, że jestem niepewny. – Nie zamierzam dziś podpierać ściany, dobrze mi się gada z Kaitlin, na pewno będziemy się fajnie bawić, ale Luke na imprezach stanowi literalnie mebel, dlatego...

- Spokojnie, będę z tobą tańczył. – Zaśmiałem się lekko, bo z reguły właśnie o to prosiły mnie koleżanki. – Nie musisz się o nic martwić.

- Właściwie to chciałam zapytać, czy byłbyś w stanie przekonać go do tańczenia ze mną.

- Ja? – Zatrzymałem się na półpiętrze, bo Josh mieszkał naprawdę wysoko, co zabawne, z perspektywy chodnika to piąte piętro nie wydawało się wcale aż takie oddalone od parteru. – Dlaczego ja?

- Bo jak ostatnio mu powiedziałeś, nie wierzę, że sam na to wpadł, by powiedział mi jak się czuje to to zrobił i teraz między nami się układa.

Zmarszczyłem nos. Nie nazwałbym tego układaniem się, ale w porządku, może hetero pary inaczej rozumieją związki, albo w ogóle... Ludzie w związkach inaczej rozumieją relacje. Stąpałem po bardzo niestabilnym gruncie w tej sprawie, ponieważ nie miałem ani pewności co do intencji chłopaka, nie ufałem własnym przeczuciom, a już z pewnością nie umiałem przekazać Lisie, że chyba najlepiej by było, gdyby wyprali wszystkie swoje brudy i dali sobie trochę czasu, określając czy ta relacja jest właśnie tym, czego oboje pragną, zanim zaczną się zobowiązywać.

Szczerze mówiąc, gdy patrzyłem na nich miałem wrażenie, że w ten sposób wygląda większość małżeństw w mojej rodzinie, albo w rodzinach moich znajomych. Po prostu dwóch ludzi uznało, że mogą mieć taki sobie seks, takie sobie konwersacje i takie sobie, wspólne sprawy, ale w obawie przed samotnością zbudują wspólnie dom i założą rodzinę. Osobiście wolałbym kastrację od takiej przyszłości, ale kto co lubi.

- Co ci powiedział? – zapytałem trochę łagodniej, bo byłem ciekawy jakie informacje ma moja koleżanka.

- Że jest zmęczony i zestresowany nadchodzącą sesją, poza tym powiedział mi, że nie musiałam z tymi kwiatami. – Uniosła bezwiednie ramiona. – Dalej uważam, że to było bardzo sympatyczne, bo właściwie nie wiem co jest takiego, co można dawać facetom, jak nam kwiaty właśnie.

Uśmiechnąłem się pod nosem bez cienia radości.

- Ja lubię dostawać płyty, albo coś praktycznego, Ashton do każdego prezentu dla mnie dorzuca kabel do ładowarki.

- Hm.

- Z Lukiem zadziałają słodycze tak na dłuższą metę, uwierz mi – szepnąłem, bo prawie dotarliśmy na nasze piętro.

- Coś ty, on musi dbać o formę, cały czas o tym mówi, czasem nie schodzi z boiska godzinami, jakby w ten sposób próbował załatwić wszystkie swoje problemy.

- Pewnie tak jest.

Drzwi do mieszkania były otwarte, dlatego uniosłem rękę witając się z kilkoma osobami, które przemykały już przez salon w bieliźnie. Powstrzymałem śmiech, bo to naprawdę była impreza wymagająca dużej dawki alkoholu, jeśli mieliśmy to przetrwać.

- Pomożesz mi? – Lisa obróciła się, bym rozpiął jej sukienkę, dlatego pokiwałem głową, spełniając prośbę dziewczyny. – Zresztą Luke nikomu nie mówi o tym co mu siedzi w głowie, z reguły to jakieś memy, albo fabuły durnych sitcomów.

- Skąd ta pewność?

- Powiedziałby mi, albo swojej mamie, a jego mama powiedziałaby mnie.

- Ach.

Poczułem wtedy, że mógłbym przestać rozmawiać o Luke'u ze wszystkimi i zabrać się za rozmawianie z nim o nim. Ale jeśli mam być szczery, to nie był mój problem. To nie ja byłem osobą, która mogłaby przeganiać jego demony, więc widocznie pozostawało mi trzymanie komentarzy dla siebie i obserwowanie, jak każdemu wokół chłopaka wydaje się, że doskonale go rozumieją, albo nie muszą rozumieć, bo nie ma w nim większego polotu, niż to, że gdy jest mu smutno to biega za piłką, słucha smutnej muzyki i je. Problem w tym, że on na okrągło robił te trzy rzeczy!

Gdy Lisa została już w bieliźnie i biżuterii, otworzyła się winda, skąd wypadli Calum, Luke, Ashton i Kaitlin. Hemmings jako jedyny wyglądał na zamyślonego, nerwowo bawiąc się guziczkiem swojej granatowej, flanelowej koszuli, jakby przez cały ten czas rozważał tylko i wyłącznie to, czy zniesie bycie wśród ludzi niemalże nago. To już samo w sobie wydawało się dla mnie absurdalne. Jak jego partnerka mogła tego w ogóle oczekiwać?

- Hej? – Pochyliłem się nad Lisą. – Jesteś pewna, że nie powinnaś zapytać swojego chłopaka jak się teraz czuje? – zasugerowałem, a ona zmarszczyła brwi.

- Ale będzie fajnie! – Kaitlin podbiegła do nas uwieszając się na ramieniu Lisy, która spojrzała na mnie pytająco, a potem tylko posłała zdezorientowany wzrok Luke'owi.

- Jest git, uwierz mi, Mike. – Poklepała moje ramię, objąwszy dziewczynę Ashtona. – Drineczki?

Przewróciłem oczami. Nie winiłem Kait, która nie miała o niczym pojęcia, tak samo jak Ashtona, który zareagował równie entuzjastycznie. Calum od razu dobrał się do mojego rozporka, bo sam został już w bokserkach, dlatego pochyliłem się gryząc go złośliwie w szyję.

- Zrób mi swoje ulubione, alkoholowe cudo – poleciłem. - O ile to nie czysta tequila. 

Chciałem trochę wesprzeć psychicznie swój ostatni temat każdej konwersacji, jednak może Lisa miała rację i sam zacząłem przesadzać? Bo Luke jakby nigdy nic wrzucił do torby, którą przynieśliśmy swoje czarne spodnie, a potem pozostawiając rozpiętą koszulę na ramionach, wszedł do wnętrza mieszkania. Odruchowo uciekł mi za nim wzrok.

Jest okej, wystarczy się upić – pomyślałem i wziąłem Caluma za rękę, podążając za całą resztą do środka.

*

Nie byłem fanem rzygania na imprezach, dlatego sączyłem swoją porcję alkoholu bardzo powoli i z rozwagą, przy okazji poprawiając ciemne okulary-ananasy na swoim nosie. Calum bujał się na parkiecie wraz z jakimiś dziewczynami ze swojego kierunku, podczas gdy ja co jakiś czas wymieniałem się z Ashtonem blantem, którego zwinęła dla nas Kaitlin. Czułem się naprawdę dobrze, zwłaszcza mogąc podziwiać półnagich ludzi, przemykających równo na linii mojego wzroku.

- I jak się bawimy?! – Organizator imprezy podszedł do nas owinięty futrzanym boa.

- Muszę ci przyznać, Josh... - biorąc bucha, podałem zawiniątko gospodarzowi. – że czuję, jakbyś zorganizował to specjalnie dla mnie.

- Specjalnie dla ciebie, Mikey to przyszedł mój kuzyn. – Josh skinął w stronę chłopaka, który podpierał ścianę, natomiast tuż obok niego, ścianę podpierał Luke, przeglądający swój telefon, ze znudzoną Lisą uwieszoną na jego ramieniu. – Zainteresowany? – Oddał Kaitlin skręta.

- Przyszedłem tu z Calumem.

- Hoodem?

Przytaknąłem.

- Chyba dobrze się bawi bez ciebie! No daj spokój, powiedz mu chociaż „hej", jest fanem, nazywa się Martin, tak jakby co.

Wywróciłem oczami, a potem znów zerknąłem za Lukiem, który mocniej zacisnął ręce na piersiach, gdy jego dziewczyna zaczęła ciągnąć go za koszulę. Nie wiedziałem, czy próbuje go całkiem rozebrać, czy raczej wyciągnąć na parkiet. Oblizałem powoli dolną wargę. Pod materiałem niebieskiej flaneli w rzeczy samej ukrywała się piękna, delikatnie umięśniona klatka piersiowa, która schodziła do wąskiej tali, a potem pojawiały się widocznie biodra i zabawa dobiegała końca, bo resztę zakrywała szeroka gumka bokserek. Mógłbym rozlać drinka na jego brzuch, powiedzieć "ups" i zlizać zawartość kubka prosto z ciepłej, rozpalonej wręcz skóry Luke'a, poświęcając szczególną uwagę jego każdemu pieprzykowi, rozstępowi, czy zaczerwienieniu. Zrobiłbym mu malinkę na boku, a potem... Kurwa. 

Moje spojrzenie spotkało się z tym dziewczyny, więc westchnąłem ciężko, przeprosiłem Josha i podszedłem w ich kierunku.

Minąłem parę osób przepychających się pomiędzy ścianami. Światła nieustannie zmieniały swoją barwę, niektórzy nosili neonowe przywieszki, co tylko dodawało klimatu kompletnego wyrwania z czasoprzestrzeni. Muzyka głośno drażniła bębenki. Zamiast gorąca jednak, czułem chłód klimatyzacji. Josh miał wielkie, drogie, cudowne mieszkanie.

Poczułem, że Luke patrzy na mnie, jakby liczył, że to do niego się odezwę, ale aż lekko rozchylił wargi, gdy dostrzegł, że opieram się tuż obok, aczkolwiek patrzę na zawstydzonego całą tą otoczką, kuzyna organizatora imprezy. Nie mogłem więcej patrzeć na swój obiekt wcześniejszej fantazji. Nie będąc wśród ludzi w samej bieliźnie. 

- Hej – powiedziałem tak po prostu zjeżdżając barkami po tapecie, by lepiej mnie usłyszał. – Dobrze się bawisz?

- Hej... - Szybko i nieznacznie zerknął po mnie. – Tak sobie... - przyznał.

- Dlaczego? Może chcesz się napić? – Zaryzykowałem obróciwszy się w stronę Luke'a.

To było dziwne kilka minut, ponieważ tak bardzo skupił się na moim flircie z Martinem, że zignorował pytania Lisy o to, czy pójdzie z nim zatańczyć. Z jednej strony byłem w swoim naturalnym środowisku – perwersyjnego flirtu, a z drugiej... Nieustannie jakby Luke mną zawładnął. Jednakże zbierając się wewnątrz, postanowiłem pozwolić sobie na zabawę. Chwyciłem więc czerwony kubeczek, który trzymał Hemmings, a potem odbiłem się od ściany i wziąłem po nim krótki łyk.

- Twoja dziewczyna chce z tobą tańczyć – poinformowałem go, skinąłem w stronę parkietu i koniec końców podałem zdobytego drinka zdezorientowanemu Martinowi. – Proszę, twój drink. – Uśmiechnąłem się perliście.

- Em, dzięki. – Martin zmierzył Luke'a, jakby zastanawiał się, czy ten nie zrobi mu teraz krzywdy za tę nagłą utratę napoju. – Jestem twoim fanem – zwrócił się do mnie.

Luke tym czasem ujął dłoń Lisy, ale nie spuścił ze mnie wzroku i odchodząc powiedział znacząco głośno:

- Jesteś pewny, że nie przyszedłeś tu z Calumem, z którym sypiasz?

- Luke! – Lisa uderzyła jego ramię, podczas gdy chłopak odzyskał swojego drinka z ręki Martina, dopił go, zgniótł kubeczek i oddał śmieć w moją dłoń. – Chodź już, matko. – Przewróciła oczami.

Martin się zaczerwienił, obserwując mnie jak wryty, Luke był zły i dumny jednocześnie, a ja poczułem, że przechodzi przeze mnie niesamowity prąd podniecenia. Jeżeli uważałem, że jest uroczy, kiedy się rumieni, to jaki był kiedy odstawiał sceny królowej dramatu? Dlaczego je odstawiał i przede wszystkim – z jakiego powodu ta gierka kręciła mnie bardziej, niż cokolwiek na świecie?

Przełknąwszy ślinę przeprosiłem Martina, chcąc odnaleźć Caluma, bo blant w połączeniu z wódką i jak widać moją nową, ulubioną używką – temperamentem Luke'a, działał na mnie ogłupiająco. Gdy znalazłem natomiast Hooda, dostrzegłem, że Hemmings nie zatańczy z Lisą, bo zdążyli się posprzeczać.

- Co tam? – Calum wciągnął mnie w swoje kółeczko adoracji koleżanek, które zaczęły chichotać widząc, jak wymieniamy z chłopakiem krótki pocałunek.

- Josh mnie wyjebie, bo olałem jego kuzyna.

Oboje zaczęliśmy się śmiać, a potem jakoś wylądowaliśmy w kuchni pijąc szoty ze swoich klatek piersiowych.

Nie, drama między Lukiem i Lisą nie była moją sprawą do tego stopnia, by niszczyć mi zabawę.

*

Uwielbiałem ten stan, gdy wszystkie ogłupiacze jednej nocy zaczynały oddziaływać na moje ciało znieczulająco. Nie należałem do wzrokowców, a słuchowców i kinestetyków dlatego basy w muzyce wręcz przepływały przez moje żyły. Kochałem własny image, swoje ciało, kochałem być dotykany, lecz przede wszystkim, kiedy ludzie pożerali mnie wzrokiem z zazdrością, bo chcieliby mieć mnie, albo moją pewność siebie. W niewielkim tłumie, który zebrał się na dywanie robiącym za parkiet, reagowałem na każdy, przypadkowy nawet dotyk. Nie musiałem mieć nikogo znajomego tuż obok, aby oddawać się dźwiękom, czy tak zwyczajnie czerpać przyjemność z faktu, iż jestem pijany. Tańczyłem z każdym, czasem nawet mając zamknięte oczy. Pozwalałem wieść cudzym palcom po moich ramionach, samemu łapiąc talie ludzi, którzy przewracaliby się wręcz od własnego otumanienia.

W pewnej chwili przestałem czuć własne usta, a gdy małe, chłodne dłonie objęły mój kark, otworzyłem oczy, by spojrzeć na Lisę, która rozbawiona, pachnąca jak marihuana i wódka przywarła do mojej klatki piersiowej.

- Mike! – zawołała, bym usłyszał ją przez hałas.

- Hm?

- Wyciągnij Luke'a tutaj, błagam, ja mam dość!

Zacisnąłem szczękę. Pijany bardziej skłaniałem się do wyrażania tego, co czuję naprawdę, zamiast dbać o wizerunek, toteż jęknąłem niezadowolony i okręciłem dziewczynę w tańcu. Zmierzyłem jej zdesperowaną twarz. Miałem ochotę krzyknąć, aby dała mi spokój, bo jej związek zakończy się w trzech ruchach, gdy naprawdę się w niego zaangażuję. Zrobiłem się trochę waleczny, trochę skonsternowany, a także trochę bardziej szczery. Ostatki zdrowego rozsądku powstrzymały mnie przed powiedzeniem: „Lisa, uwiodę ci chłopaka, przelecę go, zostawię, a potem to ty będziesz musiała zbierać wasz syf, bo zburzę to co macie, ponieważ nie mam żadnych hamulców." Mógłbym to zrobić. Ale jej proszące spojrzenie i odrobina empatii sprawiły, że pokiwałem głową i z ciężkim westchnieniem zszedłem z dywanu, by go znaleźć.

Po co oni w ogóle byli ze sobą? Moja matka rzuciła mojego ojca i odebrała mi możliwość poznania go, tylko po to, żebym nie zamieszał się w ich konflikty. Może w jakiś sposób Karen walczyła z przeznaczeniem, które wówczas mnie dogoniło, bo jednak stałem pomiędzy kobietą i mężczyzną. Musiałbym ją o to zapytać. Albo o jakiś czar, czy cokolwiek. Na pewno miała swoje mroczne zaklęcia, w które wierzyła w zasadzie tylko ona z naszej dwójki, na oczyszczanie aur, czy co tam tym robiła.

Ja miałem magiczną sztuczkę, by ich od siebie odczepić, to znaczy powiedzieć „nie", ale widocznie nie byłem tak asertywny, na jakiego chciałem się kreować. Szumiało mi w głowie, mimo to widząc jak Luke siedzi na kanapie znudzony, chwyciłem dwa czerwone kubeczki i bezceremonialnie usiadłem obok niego. Wcisnąłem jednego drinka w jego dłoń.

- Pij – zarządziłem.

- Dzięki? – Zmarszczył brwi zdezorientowany i wziął łyk.

- Szybciej, pij do dna. – Uniosłem swoje naczynie i sam opróżniłem kubek tylko do połowy, drugą ręką przechylając ten Luke'a, by nie odciągnął go od siebie. Wzdrygnął się kończąc, zatem momentalnie dostał ode mnie następny. – Teraz to, do dna.

- Mike, nie chcę. – Pokręcił głową.

Spojrzałem na niego oczekująco. Chłopak zacisnął szczękę i chyba odrobinę przerażony tym, co mogę zrobić, jeśli nie weźmie kolejnego łyka, uniósł drinka do swoich ust. Wstrzymując na moment powietrze przerwałem mu, znów odbierając kubek.

- Luke – powiedziałem, a on spojrzał na mnie pytająco. – Nie ufasz mi?

- Nie ufam sobie – odparł dość pijacko.

- Okej, to mnie akurat nie dziwi, mniejsza, nie chcesz więcej chlać?

- Nie no, jest okej, mogę to wypić.

Nasza rozmowa była nieskładna i zdawkowa przez harmider imprezy oraz fakt, że obojgu wiele nam brakowało do trzeźwości. Zlustrowałem dokładnie jego smaganą niebieskim światłem twarz, a potem odstawiłem niedopity trunek na szafkę, delikatnie kładąc dłoń na jego kolanie. Spiął się machinalnie obracając wzrok.

- Zatańczymy?! – zawołałem.

- Nie, nie umiem tańczyć!

- Daj spokój, nikt tu nie umie tańczyć! – odkrzyknąłem.

- Wszyscy będą się gapić...

- Na mnie – dokończyłem za niego, dlatego uniósł jedną brew. – Będą gapić się na mnie, zawsze gapią się na mnie, chodź. – Wstałem z miejsca, a on oparł się stabilniej o kanapę i założył ręce na piersiach.

Myślałem, że to będzie prostsze. Że będę w stanie go nawalić, a potem wyciągnąć całą głębię, którą skrywał, ale Luke mocno trzymał się swojej strefy komfortu. I chyba w tym był problem. Lisa nie umiała jej uszanować, ja nie umiałem jej uszanować, bo chciałem spełnić oczekiwania dziewczyny, albo własny koncept. Patrząc wówczas na niego pomyślałem sobie, że musi być strasznie zagubiony i czuć się podle, bo w pierwszej kolejności nie chciał się rozbierać, w drugiej nie przepadał za spędami, a w trzeciej każdy oczekiwał od niego, że będzie bardziej elastyczny.

To co teraz powiem jest ważne. Nie miałem w naturze respektowania cudzych granic tak, by zawężać własne. Z reguły zwyczajnie odchodziłem, gdy ktoś nie pasował do mojej wizji. Od Luke'a nie musiałem odchodzić, ani w ogóle mieć z nim niczego wspólnego, ponieważ nie sypialiśmy ze sobą, nie randkowaliśmy, nie byliśmy przyjaciółmi i zasadniczo poznaliśmy się bliżej niedawno. Mój pijany mózg jednak uznał, że bardziej niż powrót na parkiet, interesuje mnie jego samopoczucie. Chciałem go przeprosić, za siebie i jego dziewczynę, bo dosłownie poczułem, że on chciałby móc zadowolić i mnie, i ją, ale zwyczajnie nie umiał odkleić się od własnych lęków.

Nie ulegałem, nie opiekowałem się przypadkowymi ludźmi, nie troszczyłem się o znajomych, tylko o przyjaciół i rodzinę, ale wtedy coś jakby się we mnie zmieniło i nagle jego potrzeby stały się moimi, bo łatwiej wrócić do brzegu swojej granicy komfortu, niż wyciągnąć kogoś ze środka jego, do własnej. Dlatego usiadłem na kanapie obok Luke'a i również oparłem się o zagłówek, przenosząc na niego wzrok.

- Jestem pijany – przyznał.

- Ja też – odparłem.

Hemmings przez moment mierzył mój profil, a potem zachichotał. Wbrew temu czego się spodziewałem, chaotycznie sięgnął po odstawiony przeze mnie kubek i opróżnił go jednym haustem, po czym rozejrzał się za następnym.

- Co robisz? – zapytałem.

- Szukam więcej wódki – powiedział, jakby to było oczywiste.

- Po co, skoro jesteś pijany?

- Bo chciałeś iść tańczyć.

Zmarszczyłem brwi, zadając sobie w głowie pytanie: „co jest z nim nie tak?!" Ale zamiast poznać na nie odpowiedź, musiałem prędko wstać, ponieważ on się podniósł i trochę zatoczył. Złapałem chłopaka odruchowo w tali, a potem przełożyłem sobie jego dłoń przez ramię.

- Hej, chyba ci starczy, co?

- Nie. Chciałeś iść tańczyć – wyburczał.

- Luke, spoko, teraz chcę wyjść... Chcesz wyjść? Odetchniemy trochę...

- Mhm... - Pokiwał prędko głową.

Zakląłem pomagając mu dotrzeć do drzwi wyjściowych z mieszkania, bo do łazienki właśnie wpadli Kaitlin z Ashtonem, wysysając sobie wzajemnie twarze. Z pewnością Luke wolałby rzygać choćby na klatce, nie pod siebie, dalej w salonie. Poczułem się za niego odpowiedzialny, ponieważ to ja podałem mu półtora ostatniego drinka, zresztą i tak czułem się za niego odpowiedzialny, bo pijany Michael, to również taki, który angażuje się w cudze historie. Od dziś! Wcześniej tak nie miałem!

Przepychając się między ludźmi, którzy chyba nie rozumieli, że mogą zaraz oberwać zgonem, odnalazłem torbę z naszymi rzeczami, dlatego zwycięsko wytoczyliśmy się na korytarz. Na wierzchu znalazłem jego i moje spodnie, a potem jeszcze bluzę Caluma...

- Co jest? – Lisa podeszła do nas. – Luke, dobrze się czujesz? – Poklepała go po policzku, a ja syknąłem, ponieważ większość jego ciężaru przechodziła na mnie.

- Świetnie – wybełkotał opierając czoło na moim ramieniu.

- Znajdź Cala, wrócicie razem, ja się tym zajmę...

- Mogę jechać z wami, zawsze musisz to zrobić, nie? – O proszę, nawalona Lisa, to obrażona Lisa. – Luke...

- Nie chcę, chcę Michaela – szepnął. – Będę rzygać.

- Wiem. – Przewróciłem oczami. – Jest git, serio.

- Na pewno? – dopytywała. – Poradzicie sobie? Wezwiecie taksówkę?

- Tak, wracaj do środka, powiedz Calumowi.

Kilka innych osób zainteresowało się tym końcem, dlatego wybrnęliśmy na klatkę z całą torbą ubrań, bo zamknąłem za nami drzwi, nie chcąc aby ktoś zrobił mu zdjęcie. Nie miałem tyle czułości i sentymentów wobec ludzi na ogół, ale wkręciłem sobie w głowę, że jeśli ja go nie pozbieram do kupy, nikt tego nie zrobi i Luke po prostu w pewnym momencie się roztrzaska. To znaczy zrzyga, mniejsza.

Zostaliśmy w holu zupełnie sami, za drzwiami wciąż słyszałem głośną muzykę, choć raczej nikt nie planował już wychodzić stamtąd, by wesprzeć mnie w akcji ratunkowej. Luke przytulił się do mnie mocno, podczas gdy ja próbowałem przewrócić jego spodnie na prawą stronę.

- Jakim typem zgona jesteś? – zapytałem bardziej siebie, niż jego. – Będzie ci lepiej, jeśli zwymiotujesz, czy zaśniesz?

- Mhm...

- Świetnie. – Pogłaskałem jego plecy. – Powinni mnie za to kanonizować, chodź, tam jest doniczka.

Modliłem się, w klimacie wiary, żebym sam nie padł widząc jego tragedię, ale na szczęście nic takiego się nie stało, bo kiedy Hemmings potraktował piwonie zawartością swojego żołądka, ja trzymałem jego biodro i włosy, zadowolony z faktu, iż jest na tyle wysoki, by na stojąco wymiotować na parapet.

Powstrzymałem ironiczny śmiech, opierając czoło o łopatkę Luke'a. Przesunąłem rękę z jego biodra na brzuch, a potem po prostu wtuliłem się w jego plecy, bo nagle odzyskał percepcję i sam złapał się ramy okna.

Nie miałem pojęcia ile tak staliśmy, ja w samych bokserkach, on w bokserkach i koszuli – obraz nędzy i rozpaczy, studenci, przyszłość tego narodu.

- Michael? – mruknął.

- No?

- Przepraszam...

- To ja cię przepraszam, skarbie, nie powinienem dawać ci więcej wódki. Po co ją piłeś?

- Bo chcę, żebyś mnie lubił.

Westchnąłem ciężko, leciutko głaszcząc jego brzuch.

- Bardzo cię lubię, Luke i to, czy lubisz imprezować, albo chlać zupełnie tego nie zmienia. Jesteś w stanie chociaż usiąść na schodach, żebym ubrał ci spodnie? Zabiorę cię do łóżka.

- Muszę umyć włosy i twarz...

- Spokojnie, pomogę ci.

Zapadła między nami chwila ciszy. Luke odsunął się od zarzyganego kwiatka, a ja odszedłem od niego na krok, by sprawdzić, czy po wyczyszczeniu żołądka radzi sobie lepiej z chodzeniem. Odetchnąłem z ulgą, bo ewidentnie był typem zgona, który po parunastu minutach snu i kubku herbaty mógłby imprezować dalej. Przetarł usta, a potem wymusił lekki uśmiech, który odwzajemniłem. Luke jednakże zaczął się śmiać, co mnie automatycznie zaraziło, zatem staliśmy naprzeciw siebie tak zwyczajnie rechocząc.

- Dlaczego to robisz?

- Bo chcę – odparłem bez zastanowienia, na co ponownie uśmiechnęliśmy się do siebie.

Myślałem, że to był etap tej nocy, na którym postradałem zmysły. Jak się jednak okazuje, w akademiku zaszedłem krok dalej... 

___________________

No cóż xddd musicie dać Lukowi trochę czasu, aby sięgnął do swojego ostatniego stadium, otworzył się przed michaelem i przed samym sobą w sumie też, póki co jest trudny i michael sam ma mindblowing, że jeszcze nie zwiał z tej relacji. Ale no cóż....

Koniecznie dajcie znać co myślicie ;)

Następny będzie.... oj będzie. 

All the love x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top