post 8: bob budowniczy

   p o s t 8
   s o n g: s o m e b o d y i' m p r o u d o f  -  s a r a h b a r r i o s 

Na filmach życie studentów przedstawia się jako tętniące adrenaliną, nowymi doświadczeniami i ciągłą imprezą; wstąpienie do bractwa, wybieranie kół zainteresowań, angażowanie się w pierwsze staże, czy dostawanie propozycji o podjęciu się pracy w firmach wykładowców. Może gdzieś rzeczywiście tak jest, ale jeśli jesteście teraz w liceum i wkurza was ten scam jaki przekazały wam media co do szkoły średniej, to nie liczcie, że studia są czymś innym, niż scamem. Zdecydowanie różnią się od podstawowej edukacji, albo nie... Praktycznie to trochę to samo, tylko że tu można już legalnie pić alkohol i nikogo wcale nie dziwi, że włóczysz się po kampusie zjarany.

Jedynym powodem, dla którego naprawdę poszedłem do szkoły wyższej okazała się zwyczajna chęć spróbowania tego środowiska, poza tym żaden członek mojej rodziny nie miał dyplomu i wiedziałem, że w ten sposób sprawiam przyjemność mamie, która byłaby ze mnie dumna nawet jak bym zrezygnował, aczkolwiek czułem, że teraz jest... Dumniejsza. Ja sam nie miałem pewności w jakim kierunku idzie moja internetowa karierka i czy zawsze będę chciał ją ciągnąć, poza tym strasznie przyciągał mnie kryminał, a by móc pisać na tematy nierozwiązanych zagadek, wypadałoby mieć jakiekolwiek uprawnienia do wejścia na miejsce zbrodni, czy porozmawiania z policją.

Potrafiłem strasznie zajarać się jakimś wykładem, zwłaszcza z praktykami, dlatego Ashtona nie dziwiło ani trochę, że bywam nierozmowny przeglądając dla własnej przyjemności notatki z zajęć. Tak właśnie zleciało mi parę dni po naszym męskim wypadzie. Odpisywałem też mamie, że pracuję nad znalezieniem kogoś do jej mieszkaniowego problemu, choć żaden z moich matchy na Tinderze nie miał w opisie zainteresowania budowlanką.

Chodziłem więc z nosem w książkach, tylko czasem odpowiadając na tweety, albo komentarze z instagrama, jadałem zupki chińskie i piłem tanią, śmierdzącą kawę, wymieniając po kilka zdań ze swoimi znajomymi na uczelni.

Tak w większości wygląda studenckie życie. Nie ma żadnych pościgów, wybuchów, dreszczy emocji, albo dramatów rodem z Plotkary. Właściwie niczym nie różni się od każdego życia, usłanego codziennymi sprawami. Może płynie z tego jakaś większa myśl przewodnia?

@Cliffo.Official: przemyślenie na dziś: te wszystkie estetyczne obrazki i inne cudowne koncepty, które nazywacie swoim marzeniem, by przeżyć takie wakacje, takie studia, takie wchodzenie w dorosłość, czy taką miłość, to taki sam scam jak cały ten „czas waszego życia"

@Cliffo.Official: bo jakby się zastanowić, kiedy się dobrze bawicie, nie myślicie głównie o robieniu zdjęć, ani o obserwowaniu otoczenia, czy jest dostatecznie w klimacie cottage core, czy grunge, bo to tylko tło

@Cliffo.Official: zdjęcie zatrzymuje czas, więc widzicie na nim urywek najpewniej długiej nocy. Po co wam cudze urywki, skoro możecie mieć własny, pełny produkt?

@l.penguins: @Cliffo.Official może z założenia to nie było takie głębokie, po prostu ludzie jak zwykle dorobili do czegoś otoczkę, skupiając się na wytworzeniu następnej informacji o treści „nie masz tego, nie jesteś na tym zdjęciu, każda twoja noc tak nie wygląda, jesteś wybrakowanx".

@Cliffo.Official: @l.penguins po co?

@l.penguins: @Cliffo.Official aby budować brak poczucia własnej wartości i potrzebę, chcąc sprzedać fajne aparaty, ubrania, deski, samochody, rowery, czy cokolwiek, albo po prostu informować ludzi, że nie są wartościowi, bo nikomu nie opłaca się, abyś miał poczucie własnej wartości

@Cliffo.Official: @l.penguins słuszna uwaga, ale na koniec dnia to i tak tylko ładne obrazki z ładnymi ludźmi, to nie jest niczyja wina, kiedy ktoś ma problemy i non stop porównuje się do innych

@l.penguins: @Cliffo.Official więc to wina trzynastolatek, że biorą farsę, jaką dają jej korporacje?

@Cliffo.Official: @l.penguins chyba rodziców, że nie rozmawiają ze swoimi dziećmi... chociaż z drugiej strony chyba bezpieczniej powiedzieć, że to wina społeczeństwa samego w sobie i tego, że pozwalamy sobie na życie w kłamstwie i na wpajanie rzeczy, aby pasować. Ale większości ludzi to nie odpowiada imo, po prostu nikt nie chce się wyłamać

@l.penguins: @Cliffo.Official bycie innym, niż wypada jest okrutnie trudne, ale godne podziwu, można powiedzieć, że sam zbudowałeś markę na tym, że jesteś odważniejszy, niż większość twoich rówieśników

@Cliffo.Official: @l.penguins zdecydowanie! Co nie zmienia faktu, że jeżeli pomogłem komukolwiek zrozumieć, że nie jest taki, jak inni oczekują, żeby był i dodałem pewności siebie, uważam to za swój osobisty sukces bardziej, niż wyświetlenia

@l.penguins: @Cliffo.Official jak to zrobić? Jak powiedzieć „baby, I was born this way"?

@Cliffo.Official: @l.penguins hm... chyba trzeba zwyczajnie zamknąć oczy, złapać oddech i przeczekać konsekwencje, później jest lepiej, bo każdy przywyka

@l.penguins: @Cliffo.Official dzięki x

Uśmiechnąłem się pod nosem, a potem kliknąłem na profil osoby, z którą pisałem i dałem jej follow, bo uwielbiałem obserwować się z ludźmi, którzy lubili dyskutować oraz myśleć krytycznie.

To była moja najciekawsza konwersacja w tym tygodniu.

*

Abym był imprezowym Michaelem potrzebowałem dostać w jedną rękę puszkę z piwem, w drugą dłoń jakiegoś przystojnego kolesia. Nie zawsze jednak wystarczyło to, abym chciał przemienić się w swoje ostatnie, najdoskonalsze stadium, które potrafi rozbawić nawet największych nudziarzy. Czasem łapał mnie jakiś taki dołek i wiele było trzeba, abym skorzystał z krótkiego impulsu podnosząc się z łóżka.

O zabawie u Josha mówili wszyscy przez cały poprzedni tydzień. Wywijanie w akademiku ma swój urok, bo każdy pokój jest potem jak po przejściu tajfunu, ale gdy już któryś ze studentów udostępnia mieszkanie swoich rodziców, jak to się robiło jeszcze przed uczelnią... Chowajcie drogie zastawy, szklane stoły i swoje matki. Wtedy dopiero zaczyna się prawdziwe piekło.

Cieszyłem się z tego, że Josh nie jest moim kumplem, ponieważ to nie ja musiałem pomagać przygotowywać mu ten spęd. Byłem tylko jednym z zaproszonych, który nawet niekoniecznie miał zjawić się tam na całą noc. Dlatego spałem do czternastej, korzystając z samozatrudnienia oraz faktu, że to państwo i tak uważa mnie za pasożyta, bo jestem młodym dorosłym na uniwerku. Tak jak już powiedziałem – dajcie im minimum, może ktoś się miło zaskoczy, ale rozczarowanie będzie regularną bazą.

Ashton skorzystał z tego, że Calum dał Luke'owi i Lisie samochód, więc zabrał się razem z Kaitlin z nimi, chcąc zrobić zakupy na mieście, a gdy wróciłem do swojego pokoju po prysznicu, zastałem leżącego na moim łóżku Hooda w połowie negliżu.

Zaśmiałem się pod nosem zdejmując ręcznik z włosów.

- Ładnie to tak nachodzić ludzi w południe? – mruknąłem.

- Jest dawno po południu, zresztą po wczorajszym sex-telefonie nie mogłem się powstrzymać – rzucił i wyciągnął do mnie rękę, dlatego udając, że robię to od niechcenia, opadłem obok Caluma w poduszki.

Zapadła między nami chwila ciszy, którą przerwałem mruknięciem, bo chłopak obrócił się, by obcałować mój obojczyk. To fakt, rozmawialiśmy wcześniej, było bardzo miło, choć te moje pogadanki z nim nie miały aż tak wielkiego polotu, jak choćby dyskusja przeprowadzona na twitterze ostatnio. Nie zmieniłem zatem zdania, że tamto było największą dawką wrażeń w moim wykonaniu minionych dób. Pomyślałem, iż naprawdę powinienem trochę utrzymać w ryzach swoje życie erotyczne, skoro orgazm intelektualny mierzyłem wyżej, aniżeli ten w łóżku. Zbyłem jednakże tę myśl, czując dłoń Caluma w swoich bokserkach.

- Ta przyjaźń to moja ulubiona rzecz w tym roku – skłamałem, choć zdecydowanie mógłbym zaliczyć ją do jednej z ulubionych. Pogłaskałem przedramię chłopaka, dostosowując jego ruchy do własnej preferencji.

- Uważaj, bo jeszcze się zakochasz. – Krótko musnął mój policzek.

- Sądzisz, że możesz mnie zmieniać, albo naprawiać? – Odepchnąłem go od siebie, ale nie na skutek irytacji tym tematem, bo oboje tylko się droczyliśmy.

Chodziło o dominację; nie potrafiłem oddawać jej na dłuższą metę, dlatego to ja zawisłem nad nim, przyciskając nadgarstki Caluma do ściany za nami. Opuściwszy powieki westchnął cicho. Był taki cholernie przystojny... Chciał coś powiedzieć, lecz nie miałem ochoty dłużej słuchać gadania.

Następne dwadzieścia minut spędził pode mną, a kolejne dwadzieścia na klęczkach.

*

- Czy coś się stanie jeśli tam nie pójdziemy? – zapytałem wsuwając do ust garść chipsów, bo byliśmy z Hoodem na tyle leniwi, by nie podnieść się z łóżka do kuchni. To wymagałoby ubrania się, prysznica i udawania, że obchodzi nas opinia kogokolwiek w tym akademiku. Z tej przyczyny żywiliśmy się słonymi przekąskami z mojej szuflady.

- Obiecałem Luke'owi, że go nie zostawię. – Zmarszczyłem brwi, by rozwinął swoją myśl.

Na moim laptopie leciał odcinek Narcose, którego nawet nie oglądaliśmy, ale zapobiegał ewentualnym salwom niekomfortowego milczenia. Słysząc jednak słowo „Luke", jak zwykle zresztą, wbrew temu, co próbowałem sobie implikować, coś w moim żołądku wywinęło fikołka i to wcale nie był głód.

Byłem bardzo niespójny kiedy chodziło o niego, bo naprawdę ceniłem nasz wspólny czas i gdy już się widywaliśmy, czerpałem z tego same, niesamowicie wyraźne, pozytywne emocje. Ale potem wracaliśmy oboje do swojego życia, on do Lisy, ja do bycia sobą i nagle miałem wyrzuty sumienia, jakbym analizował po tysiąckroć, czy wszystko co powiedziałem było odpowiednie i czy nie zrobiłem z siebie idioty. Chciałem w tym momencie dowiedzieć się o Hemmingsie wszystkiego oraz nie musieć myśleć o nim nawet przez chwilę. Sama to rozkmina sprawiła, że moje ręce zrobiły się chłodniejsze i odrobinę wilgotne, dlatego znów zjadłem garść chipsów, chcąc to zbyć.

- Nie chcę go obgadywać – powiedział Calum po dłuższej chwili zastanowienia, a ja niemal się wzdrygnąłem, bo prawie zapomniałem, że chłopak leży tuż obok mnie. – To znaczy... Hm. – Wzruszył ramionami. – No właśnie. – Obrócił głowę w moją stronę. – O co chodzi z wami?

- Z nami? – Uniosłem jedną brew.

- Mhm, bo trochę to dziwaczne. – Calum obrócił się na brzuch, a jego piękne, brązowe oczy posunęły po mojej twarzy, jakby próbował sprawdzić w jakim stanie emocjonalnym właśnie się znajduję. – Z jednej strony kumplowałeś się z Lisą od początku studiów praktycznie. – Pokiwałem głową w obie strony, ponieważ nie miałem pewności, czy tak bym to nazwał. – Z drugiej twoje taranowanie go było przezabawne. – Na tę informację lekko kopnąłem go pod kołdrą, by przestał, aby odwrócić uwagę od faktu, że moje policzki zalał niekontrolowany rumieniec. – Z trzeciej nagle zaczęliście gadać, a z czwartej miałeś mojego penisa w ustach chwilę temu. Choć z piątej zaś, widocznie macie rzecz.

- Rzecz? – odniosłem się tylko do tego ostatniego.

- Dogadujecie się, Luke bardzo cię lubi...

- Serio? – Zrobiłem pytającą minę, a Calum przytaknął. – Nie jest to żaden misterny plan, widocznie nadajemy na swoich falach i tyle. – Skłamałbym gdybym powiedział, że nie poczułem niepewności przez zdobytą informację. Nie wiedziałem o nim wiele, nie byliśmy dobrymi przyjaciółmi, raczej takimi kumplami, o których pamięta się po studiach, ale nie zatrzymuje się ich numerów telefonu. – Nie jest też tajemnicą, że Lisa dużo mówi o Luke'u i widocznie to oni nie nadają na tych samych falach do końca.

- A to jest inna para kaloszy. – Calum zaśmiał się szczerze, toteż szturchnąłem go lekko, by rozwinął myśl. – O matko, miałem go nie obgadywać...

- To nie jest obgadywanie, cholera, Cal, zaczynasz i nie kończysz. – Przewróciłem oczami.

Zapadła między nami chwila ciszy, której nie zaburzał już nawet serial, bo skończył nam się odcinek i nie odświeżyliśmy strony. Przez moment głaskałem jego łopatkę, a on co jakiś czas dmuchał na moje ramię. Może Ashton miał rację mówiąc, że wpakowałem się w jakieś bagno, albo raczej nas oboje, bo to on teraz był ze złotą parką tej uczelni na zakupach. Ale to moja specjalność, nie byłbym sobą, gdybym nie wdeptywał w kupę jednocześnie powtarzając sobie w głowie, że ona tam jest i nie mam tego robić.

- Znam Luke'a całe życie – zaczął wreszcie. – Dosłownie całe, bo chodziliśmy razem do przedszkola, a potem do szkoły średniej. Był bardzo nieśmiałym, cichym dzieciakiem, ale też takim trochę rozpieszczonym, któremu wydawało się, że co chce, to może dostać. Raczej lubił się rządzić i jak coś szło nie po jego myśli, obrażał się.

- Każdy z nas był zjebanym dzieckiem – mruknąłem.

- Fakt, nie dziwię się, że Luke strzelał fochy, bo jak to robił, to rzucałem w niego patykami.

Oboje zaśmialiśmy się szczerze. Wyobraziłem sobie takich małych Luke'a i Caluma, gdzie ten drugi terroryzował tego pierwszego fizycznie, natomiast odwrotnie następował terror psychiczny. Ja i Ashton nie mieliśmy takich historii, razem byliśmy żenującymi kluchami, w które ktoś inny rzucał patykami, ale Calum nie musiał o tym wiedzieć, skoro uważał mnie za obiekt seksualny.

- To chyba wina jego starych, że lubi mieć rzeczy poukładane. Jego tata był w wojsku, mama jest spełnioną gospodynią domową, mają wielki, biały dom z amerykańską flagą na strzeżonym osiedlu. Chodziłem tam na basen. – Zamknąłem oczy próbując to sobie wyobrazić. – Mimo wszystko bardzo lubię jego rodziców, chociaż nie ma jak z nimi dyskutować, bo są starzy, Luke jest najmłodszy, ma dwóch starszych braci, którzy też poukładali sobie życia doskonale. Jeden ma świetną robotę, żonę, trójkę dzieci, a drugi planuje ślub, budują dom, sam był w wojsku... Zawsze jak siedziałem tam w niedzielę, to musiałem się ulotnić, bo Hemmingsy szły do kościoła i była drama, bo Luke owalił czymś białe spodnie. – Ponownie zachichotałem. – Ale nie mieli problemu, żebym tam spał, albo żebyśmy w ogóle się zadawali. W sumie to bardzo miły dom, z ciastem, ogródkiem... Takie tam. – Pokiwałem powoli głową. – Jestem tam kochany, bo przekonałem Luke'a do tych studiów, chociaż było ciężko, ponieważ ubzdurał sobie, że wypożyczy samochód i pojedzie dookoła kraju sam. Szukać siebie, czy coś w ten deseń. Już prawie to zrobił! Ale jego rodzicom zależało na uczelni, na tym, żeby nie zmarnował potencjału i takie tam...

- Rozumiem – szepnąłem. – W sumie to się trochę nie dziwię, jakbym był rodzicem też nie chciałbym puścić ledwie co dziewiętnastolatka samochodem samego dookoła kraju.

- No nie? – Calum aż uniósł się na łokciu. – Ale wiesz, oni są dosłownie mordercami dobrych pomysłów w ten troskliwy sposób. Czyli są super mili, super kochani i w ogóle wszystko naj, do momentu kiedy względnie godzisz się na ich warunki. Może dlatego, że są starzy, a może po prostu są takimi ludźmi, sam nie wiem. I tu nie chodzi o dramę, krzyki, czy wydziedziczenia, nie... Oni mają ten swój wzrok. – Ostatnie słowo powiedział bardzo twardo. – No i kochają Lisę, liczą na ślub, Liz, w sensie mama Luke'a, ma nawet przygotowany pierścionek, by mógł jej go dać.

- Och... - Zmarszczyłem brwi. Nie wyobrażałem sobie, żeby Hemmings miał dobre przemyślenia co do tego przedsięwzięcia, ale nie mogłem powiedzieć mu, że wiem. Dlatego miałem nową informację do gryzienia się w język. – I co on na to?

- Powiedział, że jak przyjdzie czas to się oświadczy. – Calum wzruszył ramionami. – I serio, Lisa jest spoko, tylko czasem przesadza i też mam wrażenie, że bardziej lubi tego Luke'a, którego lubiliby jego rodzice, gdyby taki był, niż prawdziwego Luke'a.

- To w sumie smutne. – Zamyśliłem się na moment. – Jak się zeszli?

- Długo to robili, on po prostu nie łapał, że ona wysyła mu sygnały, myślał, że jest miła, ale jak zaprosiła go na randkę, mieliśmy długą rozmowę o tym i powiedziałem, że jeśli chce spróbować, to musi przejąć inicjatywę, co chyba sobie wkręcił i musi przejmować ją non stop, bo Lisie nie podoba się żadna opcja, w której to ona dominuje jakkolwiek. – Pokiwałem powoli głową. – I teraz najlepsze...

- Jest coś jeszcze? – Usiadłem, przez co Calum też się podniósł i westchnął, zanim przekazał mi kolejną informację. – Kiedy ustawiłem flagę biseksualistów na miesiąc dumy na fejsie, mama Luke'a dała mi płaczliwą emoji w reakcji.

- Oj... - Skrzywiłem się.

- I to nie tak, że ona teraz ma jakieś „ale" co do mojej znajomości z nim, chociaż zawsze jak się spotykamy, chociażby kiedy wracamy z nim do Atlanty... - Nie mógł powstrzymać śmiechu, bo widocznie dla Hooda to było przezabawne. – Potem w taki niby delikatny, niby niepewny sposób próbuje ze mną rozmawiać i to przejęło całą kontrolę nad moją osobą w jej oczach i jest jak „ale Caluuum, po co ci to, jest tyle ładnych dziewczyn, kiedyś to tych wymysłów nie było", ja cisnę matę, Hemmings siedzi z przodu, jakby nie srał od tygodnia, z kroplami potu na czole... No komedyjka.

- O woah... - Aż rozchyliłem usta, bo tylko na to było mnie stać. – To jest naprawdę... Ty go znasz dobrze. – Skinął. – Czy Luke jest... - Zgiąłem nadgarstek, by nie powiedzieć tego na głos, na co Calum wybuchnął śmiechem, powielając mój gest. Oboje parsknęliśmy.

- Nie. To znaczy... Upiera się, że nie jest, że to wszystko dlatego, że chciałby aby jego rodzice nie mieli żadnych wątpliwości co do jego przyjaciół, to znaczy do mnie, nawet kiedy sam jestem jak „spoko, stary, mam wyjebane".

- Mhm... - Oblizałem usta. – Okej...

- Chociaż. – Wzruszył ramionami. – To chyba i tak nie ma znaczenia, bo Luke jest w takim stopniu psychicznie uzależniony od tego, żeby jego rodzice go lubili i byli z niego stuprocentowo dumni, że wmówiłby sobie, że jest zimno w trzydziestu stopniach, gdyby im było zimno.

Zrobiłem zmartwioną minę, bo poczułem, że to nie w porządku. Na moje lekarstwem na każdy problem między ludźmi jest rozmowa, a widocznie w relacjach Luke'a tego właśnie brakowało. Jego rodzice brzmieli na interesujących ludzi, nie poznałem ich, ale byłem pewny, że gdybym miał okazję, mógłbym określić, czy to rodzice z serii: „trzeba się pakować, uciekać i iść na terapię", czy „trzeba zabrać ich ze sobą na terapię". Zgłosiłem się, żeby go analizować, to teraz miałem.

- Masz minę, jakbym ci powiedział, że wychowały go wilki. – Calum mnie szturchnął. – Spoko, jakby... Ja też byłem bi zawsze, ale dopiero na studiach zacząłem spotykać się z facetami. Moje życie zmieniło się tylko w tym, że mam więcej seksu, ale nie było tragiczne przed tą wiedzą o mnie samym. Może tak mu jest dobrze.

- Nie wiem... Serio, nic już nie wiem. – Przetarłem twarz dłońmi. – Dlaczego ludzie nie rozmawiają ze sobą? – Wziąłem oddech ze świstem, bo nie byłem chyba świadomy wówczas, że sam mam pewne braki, które warto byłoby przedyskutować, choćby z kimś bliskim. Problem w tym, że nikt nie był mi tak bliski i to jest pierwszy, dyskusyjny punkt. – Nie powiem mu, że cokolwiek mi powiedziałeś.

- Luz, w sumie zrobiłem to dlatego, żebyś miał jakiś obraz sytuacji.

- Pewnie, dzięki. – Uśmiechnąłem się lekko do Caluma, który odwzajemnił ten gest, a potem pocałowaliśmy się krótko.

- A co do naprawiania cię...

- Hej, spokojnie Bobie Budowniczy...

- No właśnie, to miałem na myśli, nie musisz się martwić, naprawdę tego nie robię, bo nawet nie wiem, od jakiej strony miałbym zacząć.

- Aha?! – Próbowałem śmiechem zatuszować swoje zaskoczenie, czy dyskomfort tym, że Hood zauważył we mnie jakieś uszczerbki, a większość ludzi raczej nie miała tej zdolności. – Swoją drogą, znasz kogoś, kto pomógłby mojej matce w remoncie?

- Ojć...

- Hm? – Przeciągnąłem się mrucząc w pytający sposób.

- To nie ty czasem jesteś pierwszym przeciwnikiem poznawania rodziców? – Uniósł jedną brew.

- Pytam cię jak kumpla, dupku.

- To ci odpowiadam jak kumpel, zagadaj do, o ironio, Luke'a, jego stary po powrocie z wojska otworzył sobie firmę i kładzie jakieś regipsy, czy cokolwiek, musisz go popytać.

- Ale jemu nie zapłacę obciąganiem – wyszeptałem złośliwie i zabawnie, bo nie brałem tego tekstu na serio.

Zaczęliśmy się przepychać i wygłupiać, a naszą kolejną grę wstępną przerwało pukanie do drzwi, dlatego odsunąłem się od Caluma i przykryłem nas oboje kołdrą zachowawczo. Osoba na korytarzu nie czekała na żadne „proszę", albo „zajęte", bo okazała się być Ashtonem, który bezceremonialnie otworzył drzwi, mówiąc Lisie:

- Musi go nie być, pewnie już z Calem pojechali metrem.

Kiedy natomiast do pokoju wbiła się cała czwórka: Kaitlin, Lisa, Ashton i Luke, uśmiechnąłem się do nich perliście obejmując rozbawionego Hooda ramieniem.

- Chcecie się przyłączyć? – zapytałem, podczas gdy Ash przewrócił oczami, dziewczyny chichotały, a Luke oparł się o futrynę, dlatego poczułem na sobie jego przeszywające spojrzenie.

Odniosłem wrażenie, że coś pali mnie w żołądku, coś jak podniecenie wymieszane z dezorientacją, zwłaszcza po tym, co powiedział mi Calum. Wszyscy zaczęli rozmawiać o tej imprezie, zrobiło się zamieszanie, zignorowałem nawet to, jak mój partner łóżkowy ścisnął moje udo pod kołdrą, bo zupełnie nagi, okryty materiałem, wpatrywałem się w twarz Luke'a, który nie mógł oderwać ode mnie swojego spojrzenia.

- Weź te. – Kaitlin rzuciła we mnie moimi bokserkami, dlatego wybity z rytmu zmierzyłem ją jak idiotkę.

- Ale, że...

- Gacie, Josh to perwerch, impreza jest w bieliźnie! – wyjaśniła Lisa z radością wręcz zarzucając się Luke'owi na szyję i wówczas to on wrócił do świata żywych.

- W bieliźnie?! – Zmarszczył brwi. – Li, daj spokój, nie będziemy się rozbierać.

Słuchając ich, pod kołdrą ubrałem dresy, by ponownie przedostać się pod prysznic.

- Hej, może być taki? – Kaitlin podniosła bluzkę, pokazując swojej koleżance stanik, jaki ubrała.

- Ja mam taki i do tego majtki od razu. – Podeszły do siebie, by dalej rozmawiać.

Luke natomiast wydostał się z pokoju i oparł się o ścianę na korytarzu. Poczułem, że Calum patrzy na mnie pytająco, dlatego pocałowałem go jeszcze w skroń i podałem mu jego stare majtki, które leżały przy mojej stopie.

- Idę się szybko ogarnąć! – obwieściłem biorąc przypadkowe rzeczy, aby złapać jeszcze Hemmingsa bez obstawy.

Korytarz był prawie pusty, dlatego udało mi się to, a gdy zamknąłem za sobą drzwi mojego i Ashtona pokoju, mogliśmy rozkoszować się względną ciszą. Chłopak uśmiechnął się do mnie lekko, co momentalnie odwzajemniłem.

- Będzie spoko, ale wolę bokserki od slipów, weź to pod uwagę – powiedziałem cicho, na co on tylko przewrócił oczami. – Wszystko okej?

- Tak, po prostu łatwo marznę i...

- Luke.

- Hm?

- Dobrze wyglądasz – mruknąłem, po czym nie czekając na odpowiedź, poszedłem w stronę prysznicy.

Poczułem, że on musi to usłyszeć, zwłaszcza przed rozebraniem się w miejscu publicznym, o ile planował w ogóle dołączyć do zabawy. Poza tym... Powiedziałem prawdę, wyglądał niesamowicie. 

 Myślałem, że zdołam zamknąć się w łazience już bez słowa, jednakże chłopak dogonił mnie i złapał drzwi zanim się zatrzasnęły.

Weszliśmy do chłodnego, wilgotnego pomieszczenia wspólnie. Lustra były poobijane, niektóre płytki brudne, natomiast w kabinach nie było nikogo o tej godzinie. Cały ten klimat echa, mokrości i szarzejącej bieli nagle wydał mi się bardziej estetyczny, jak na tych zdjęciach z internetu. Spojrzałem w lustro, ale nie na siebie, tylko na niego. Chłopak natomiast chyba chciał się wycofać, ale było mu głupio chwycić za klamkę i wrócić, skoro tak dramatycznie wbił się tam za mną.

- Co jest? – zapytałem.

- Nic – odpowiedział zdecydowanie za szybko.

- Chciałem wziąć prysznic. – Wskazałem na spodnie, które wciąż trzymały się moich bioder.

- Och, no tak, przepraszam, ja... - Obrócił się na pięcie. – Nie wiem czego chciałem, chyba... Chyba zapytać co tam? Więc pytam... Co tam?

Zaśmiałem się, bo nie mogłem się powstrzymać. Luke był strasznie słodki taki nieporadny i zażenowany. Oparłem się o umywalkę, zakładając ręce na piersiach. Spojrzałem na niego, a potem przygryzłem dolną wargę.

- Jeśli nie będziesz czuł się komfortowo w bieliźnie możemy to olać i iść na imprezę sami, znam fajne miejsca, o ile nie przeraża cię wizja wejścia do gejowskiego baru i kąpania się w brokacie.

- Lubię brokat, wiesz o tym. Ja tylko... Nie lubię kiedy ludzie się na mnie gapią, nie lubię się odsłaniać, to nie jest moja rzecz.

- Więc tego nie rób.

- Lisa mnie zabije jeśli nagle się wycofam, zależy jej na tej imprezie, bo dawno nigdzie nie byliśmy, a pogodziliśmy się w tym tygodniu.

- Och... - Podszedłem do niego, choć sam nie miałem pewności co chcę zrobić. – Rozumiem. – Nie rozumiałem, bo raczej nie robiłem niczego dla innych, unieszczęśliwiając siebie. Ale widocznie byliśmy zupełnie innym typem człowieka.

- Serio? – Wyczuł to, zatem wzruszyłem ramionami, a potem delikatnie chwyciłem skrawek koszulki Luke'a, lekko unosząc ją wyżej. – Co robisz?

- Przygotowuję cię na oceniające spojrzenia ludzi? – Brzmiałem jakbym pytał, a nie informował go.

- Twoje spojrzenie nie jest oceniające...

- Nie jest.

Przełknął ślinę, widziałem jak jego klatka piersiowa porusza się pod wpływem próby kontrolowania oddechu. Cholera, to było gorące... On był gorący.

W chwili kiedy położyłem dłoń na jego biodrze, podnosząc przy okazji wzrok, by spojrzeć Luke'owi w oczy, usłyszałem też kroki na korytarzu. Puściłem jego koszulkę, nie zabierając ręki. Hemmings stał jak sparaliżowany przez moment z delikatnie rozchylonymi wargami, a kiedy klamka poruszyła się, moje palce posunęły po przez jego talię, bym wreszcie odsunął się w pełni i chwycił swój ręcznik z kosmetyczką, zanim dołączył do nas Calum.

- A ty co? Pokazywanie staników nie jest w twoim klimacie? – zapytał od razu swojego współlokatora, który dalej błądził za mną wzrokiem, gryząc wnętrze swoich policzków. – Luke?

- Hm? Taa, właśnie tak. – Pokiwał szybko głową. – Gadaliśmy z Michaelem, że jak coś wyjdziemy z imprezy wcześniej. Wiesz, że świecenie dupą to nie jest moja rzecz, a Josh to psychol i nie wpuści mnie w pełnym ubraniu jak tak sobie wymyślił.

- Spoko...

- Rzucisz okiem na Lisę, żeby nic jej się nie stało?

- Jasne.

- Dobra, kluczyki zostawiłem ci na stoliku, możesz wziąć Mike'a i laski, ja pojadę sobie z Ashtonem metrem najwyżej.

- Woah, jestem liczony jako laska! – zawołałem, by rozładować napięcie, na co Calum zachichotał. Luke zrobił to bardziej panicznie.

- Powiedziałem Mike'a i laski! – doprecyzował raz jeszcze.

- Dobra, dobra, ja tam swoje wiem, skarbie. – Spojrzałem za nim, na co Luke przewrócił oczami, ale wreszcie zostawił nas samych.

Calum stanął ze swoją kosmetyczką przy mnie, patrząc na mnie oceniająco.

- No co? – zapytałem.

- Nie zrób czegoś, czego będziesz potem żałował, Mikey – mruknął.

Mimo wszystko, wzięliśmy razem z Hoodem wspólny prysznic. 

________________________

I co tam? impreza w bieliźnie nas czeka hehe ;)

Mam nadzieję, że wam się podobało, chcecie więcej i jesteście ciekawi co się stanie, gdy chłopaki dostaną jeszcze do tego wszystkiego odrobiny alkoholu. 

All the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top