post 7: festiwal parówek i chichot na pogrzebie

    p o s t  7
   s o n g:  b o y s  -  k a t  c u n n i n g

„To co faceci nazywają „męskim wypadem" ja wolę nazywać festiwalem parówek. Na takich spotkaniach z reguły występuje zasada walki o dominację, bo mężczyźni nie potrafią pogodzić się z faktem, że nie są najsilniejszym samcem stada. Okazują to na różne sposoby, poprzez obieranie ról; kto jest najbardziej ekstrawertyczny, kto jest najmądrzejszy, kto najlepiej prowadzi, kto wyrywa najwięcej i kto jest najbogatszy, oczywiście na skutek własnej, ciężkiej pracy, a nie nierówności społecznych. Niewielu mam kumpli, którzy potrafią swój sukces rzeczywiście określić osiągniętym nie tylko dzięki swojej ciężkiej pracy. Gdybym miał usiąść i zastanowić się, kto sprawił, że na tej kiełbasianej paradzie byłem wszystkim „naj", powiedziałbym „dziękuję mojej mamie, że zapewniła mi warunki, bym się kształcił i nigdy nie sprowadzała mnie w dół za to, że nie pasuję do ustawień fabrycznych". Wymieniłbym również całą serię innych rzeczy, ale wiecie co mam na myśli, a przynajmniej ten kto umie łączyć kropki wie, ten co nie umie, może dłużej będzie nad tym myślał.

Samcze tripy są doskonałym momentem nie tylko, by zacieśniać więzy z przyjaciółmi, ale także sprawdzić, czy w ogóle tolerujemy ludzi, z którymi zadajemy się być może latami, ale jeśli w swojej paczce znajomych macie kogoś, kogo naprawdę lubicie i liczycie, że mięcho, które tej nocy wsuniecie jest nie tylko mięchem w hot-dogu ze stacji benzynowej, to teraz mocno się skupcie.

Nie jestem fanem sypiania ze znajomymi, bo jeżeli na tym polu coś pójdzie nie tak, cała reszta może się później posypać (żeby nie było, że nie ostrzegałem!) Zresztą dobrze ten mechanizm wyjaśnili Mitch i Cameron w Modern Family, to znaczy – jeśli ty i twój facet macie wspólnych przyjaciół, będziesz musiał później pogodzić się z tym, że gdy zerwiecie, na pięćdziesiąt procent wylecisz z paczki.

Mimo wszystko, jesteśmy ludźmi, mamy potrzeby, chcemy sprawdzić, czy istnieje chemia, a serce nie sługa, dlatego oto kilka moich sugestii jak flirtować ze znajomymi i jednocześnie jak sprawdzić, czy oni flirtują z wami:

1. Podczas spotkań sam na sam macie swoje rzeczy, których z jakiś przyczyn nie powielacie w grupie. Może to być na przykład przytulanie, albo jakiś sposób zwracania się do siebie.

2. Będąc gdzieś ze znajomymi, cały czas siadacie koło siebie, albo dziwnym trafem zawsze kończycie siedząc ze sobą, na sobie, albo nieprzerwanie szukając swojego wzroku.

3. Dzielicie się ze sobą jedzeniem.

4. Bierzecie mocno pod uwagę swoje wzajemnie zdanie; gdy coś opowiadacie, to z reguły tak, by interesowało/śmieszyło tę jedną, konkretną osobę, uznanie całej reszty nie jest dla was aż tak niezbędne.

5. Dzielicie się ubraniami.

6. Z reguły idziecie sami z przodu, albo na końcu.

Oczywiście mogą to być oznaki dobrej przyjaźni, ale zazwyczaj, gdy jeszcze wprowadzicie do tego jawny flirt, nieznaczny dotyk, czy miłe słówka, możecie skończyć nie tylko w łóżku, co na kilku, albo kilkunastu randkach.

Ktoś musi zrobić pierwszy krok, więc powodzenia!

*nie odpowiadam za utratę przyjaciela

**to naprawdę nie musi nic znaczyć

***jeśli jest was przynajmniej czwórka, załóżcie zespół i zróbcie band bang zamiast gang bangu wink, wink

Do zobaczenia!"

Nie spodziewałem się skończyć w towarzystwie Luke'a i Ashtona, a jedynie Caluma, ponieważ z nich wszystkich zasadniczo tylko Hood oferował to, co miałem ochotę tej nocy przyjąć. Z drugiej strony jednak Luke był Lukiem, to znaczy cały świat waliłby się i palił, a ja poszedłbym za zapachem jego perfum, bo wiodły mnie za nos bardziej, niż woń ciasta pieczonego przez Karen za każdym razem, gdy kończyłem jakiś etap edukacji. (No dobra, ciasto piekła zaprzyjaźniona sąsiadka, ale oboje z mamą udawaliśmy, że ja nie wiem, iż to nie ona, a ona udawała, że nie wie, że ja wiem.) Miałem trudność w określeniu, czy po prostu lubię Hugo Bossa, bo strzelałem, że to właśnie to, czy raczej działają na mnie jego feromony. Cokolwiek to było, mogłem zwalić na to winę za fakt, że nawet nie jestem zły myśląc o wspólnym tripie, zamiast bycia sam na sam z Calumem.

Napisałem Ashtonowi, że ma czekać na parkingu, a gdy zeszliśmy tam, mój współlokator aż otworzył oczy szerzej, widząc jak obstawia mnie dwóch, bezsprzecznie przystojnych i wysokich mężczyzn. Posłałem Irwinowi uśmiech z serii „to cię dziwi?", na co powstrzymał ciche parsknięcie, aczkolwiek idąc dopiero do niego, gdy Cal przyspieszył, by posprzątać na tylnych siedzeniach, Luke pochylił się trochę, by zwrócić się do mnie.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.

- Przeciwko czemu? – Odpaliłem sobie papierosa, bo dostrzegłem jak nasz kierowca, przy pomocy Ashtona pozbywa się całego syfu z auta.

- No wiesz, że się wam wpieprzyłem, następnym razem weźcie sobie za cel miejsce bez jedzenia, bo znowu to zrobię. – Brzmiał na poważnego, choć oczy mu się śmiały, dlatego sam lekko zachichotałem i wzruszyłem ramionami, jakbym miał to gdzieś.

Podałem Luke'owi papieros, a on ujął go między palce. Poczułem się dziwnie, gdy nasze opuszki się zetknęły, ale zrzuciłem winę na chłodny podmuch wiatru. Po tym jak wziął z trzy buszki, oddał mi fajkę, byśmy w ciszy ponownie musnęli swoje dłonie.

Zerknęliśmy po sobie w jakiś taki trudny do odgadnięcia sposób, a potem Luke jednak zdecydował się dokończyć naszą małą truciznę, układając wargi na ustniku w sposób bardzo dokładny, na samym śladzie spowodowanym wilgotnością moich ust. Ponownie poczułem, że moje ciało chce zadrżeć, dlatego zacisnąłem lekko szczękę.

- Wyrzucę do kosza – szepnął Hemmings, na co pokiwałem głową, a potem podszedł do mnie Ashton, marszcząc pytająco brwi. – No co? – Skinąłem mu.

- O mój boże? Jakby... Michael?

- Nie rozumiem, co chcesz mi powiedzieć? – Dotknąłem jego ramienia.

- Futboliści? – Skrzywił się.

- Calum nie gra i już nie zagra, ma kontuzję kolana. – Wsuwając ręce do kieszeni, zastanowiłem się jak głupio to brzmi. Ale powiedział, że rzucił piłkę w liceum, więc musiał wyjść też z tego dziwacznego, drużynowo-agresywnego stanu umysłu.

- Mikey... - Ashton nie zdążył dodać nic więcej, bo Luke zmaterializował się wręcz za mną, uśmiechając się do mojego przyjaciela przyjaźnie. – O mój boże, to znaczy hej, jestem Ashton. – Wyciągnął do niego rękę.

- Hej. – Luke wyciągnął pięść, by przybić żółwika, zatem zrobiło się niezręcznie. Sam zerknąłem za Calumem, ale on przekładał coś jeszcze w bagażniku. – W waszym odczuciu naprawdę futboliści to definicja zła? Kto was skrzywdził? – Przewróciłem oczami, bo musiał usłyszeć naszą rozmowę, zresztą... Chyba znał moje zdanie na ten temat, ale chłopak tak czy tak pokręcił głową, oceniając tamtych. – Ja tam zawsze jestem przyjazny, nawołuję innych do miłości.

- Już to widzę – mruknąłem, a Luke spojrzał na mnie wyzywająco. Ashton chyba miał... opinię na temat tego, że zaczęliśmy się droczyć, ale prócz mimiki, w żaden inny sposób tego nie zasugerował.

- Mogłeś zapytać kto nie skrzywdził, łatwiej odpowiedzieć – palnął.

- Jeju, Ashton... – Hemmings poklepał go pocieszająco po ramieniu.

Irwin tylko trochę się spiął, ale wymusił uśmiech.

- Skąd się znacie? – zapytał.

- Kojarzysz Lisę, z którą chodzę na zajęcia? - zacząłem. 

- Tę rudą?

- Nie. – Pokręciłem głową. – Była u nas raz, jak pożyczyłem od niej jakiś podręcznik, wiesz która to...

- Ta, która narzeka, że jej chłopak jej nie rozumie? – Ashton uniósł jedną brew, a Luke oparł się już o samochód, robiąc minę jakby nie spodziewał się niczego innego, choć odrobinę się tym zirytował.

- To brzmi jak ona – rzucił, na co ja przetarłem twarz dłońmi i sam oparłem się o maskę tuż obok blondyna.

- To właśnie jej chłopak, Luke.

- O kurde, przepraszam, Lisa na pewno cię bardzo kocha, moja dziewczyna też pewnie narzeka po kątach, że jej nie rozumiem, laski są trudne, stary, szacun, spoko. – Mój współlokator wyglądał komicznie próbując pozbierać się po tej wtopie, przy okazji klepiąc ramię bardzo rozbawionego jego nagłym wyznaniem Luke'a. Ja sam chichrałem się jak głupi, nawet gdy Calum wsiadł już za kółko i zawołał, że mamy ładować się do środka.

- To prawda, Kaitlin często na ciebie narzeka, z jakiegoś powodu zawsze mnie! – powiedziałem próbując się uspokoić.

- Kobiety są skomplikowane, fakt. Ale w jakiej kwestii jej nie rozumiem? Powiedzcie mi, może zrozumiem – oznajmił Luke.

Tak jak poprosił Calum, zaczęliśmy wsiadać. Odruchowo poszedłbym do tyłu, gdzie wcisnął się od razu Luke, bo już miałem mu coś odpowiedzieć, ale przypomniałem sobie, że to z Calumem się umówiłem, więc chciałem zająć miejsce obok kierowcy, ale przede mną wpieprzył się tam Ashton.

- Choroba lokomocyjna – przypomniał, dlatego przewracając oczami obróciłem się na pięcie, posyłając Hoodowi przepraszające spojrzenie, gdy już zapiąłem się pasem obok swojego najczęstszego widocznie w tym aucie rozmówcy.

- O czym rozmawiamy? – zapytał Calum, który dopiero zaczął w tym uczestniczyć i wyjechał z miejsca parkingowego.

- O związku Luke'a – odpowiedział Ash od razu.

- Nie no, nie musimy jak coś, w sensie... Może byłoby to pomocne, ale to w zasadzie twoja i Lisy sprawa. – Obróciłem głowę w jego stronę. – Nie nas wszystkich.

Jasne, byłem guru od randek, ale nie byłem jednocześnie dupkiem, który nie zna granic wśród kumpli i pierze cudze brudy na forum. No... Przynajmniej bez zgody. Poza tym to Lisa poprosiła mnie o pomoc, nie jej facet, ale szczerze mówiąc wówczas poczułem, jakbym miał uratować jego przed nią. Zwłaszcza, że wyglądał tak ładnie w mroku nocy, gdy wyjechaliśmy już na jezdnię.

- Nie mam nic przeciwko, przyda mi się perspektywa osób trzecich, może razem znajdziemy jakieś rozwiązanie. Bo szczerze mówiąc nie sądziłem, że problem jest aż tak monumentalny. Wydawało mi się, że oboje mamy okres, czy coś – wypalił powodując śmiech Caluma.

- Utożsamiam się, ja zawsze się dowiaduję, że mamy jakiś problem kiedy Kait zaczyna się nade mną znęcać. Ale oczywiście bardzo ją kocham. – W sumie Ashton mógł najbardziej się utożsamić na tamten moment.

- Chyba nie jest aż tak źle, jeszcze nie dostałem wpierdolu. – Luke zapiął pasy, gdy kierowca zmordował go wzrokiem za ich brak, ale zamiast uśmiechnąć się do Hooda, mój samochodowy sąsiad zrobił to w moim kierunku, co leciutko odwzajemniłem.

- Cóż za cudowna randka, jednak czterech kumpli sobie chilluje – mruknął Calum.

- Jezus, ty liczyłeś, że to ja spławię Luke'a, a nie sproszę jeszcze Ashtona?! – Otworzyłem oczy szerzej z wrażenia, bo czy przez pryzmat bycia zajętym myśleniem o tym, co jest, a czego nie ma w mojej relacji z Hemmingsem, nagle straciłem czujność? Szczerze? Te dołeczki przy uśmiechu... To było możliwe, o kurde!

- Nie, mam cię! – Na szczęście moja niedoszła randka wybuchła szczerym, dumnym śmiechem, puszczając mi oczko w lusterku. – Nie jesteś zawsze taki pewny, Michael.

- Coraz bardziej cię lubię, Cal, punkt dla ciebie, niech będzie. – Wychyliłem się trochę, by ścisnął jego ramię, a przez zakręt, prawie wylądowałem na Luke'u. – Nie jest to mój szczęśliwy dzień, ale do tematu, niech będzie, jednak cokolwiek powiem w tym aucie, zostaje w tym aucie! – Wyprostowałem się, by nie leżeć na koledze, który słysząc jak flirtuję z Calumem, chyba sam trochę mnie szturchnął, by ten mój upadek się stał. 

- Dobra, nie trzymaj mnie już w niepewności, co z tą Lisą. – Złapał mnie dramatycznie za ramię.

- Luke ma cierpliwość dwulatka – stwierdził Cal.

- Wcale nie! – Wspomniany chłopak wystawił mu język.

- I dojrzałość też.

Ashton tym czasem zaczął szukać odpowiedniej stacji z muzyką, by choć cicho leciała w tle, gdy zaczęliśmy jechać szybciej, chcąc dostać się do maca przy autostradzie, bo w mieście, nawet mimo późnej godziny, na bank stalibyśmy w korku.

Znów zerknąłem na Luke'a ze szczerym uśmiechem, gdyż coraz bardziej lubiłem być w jego towarzystwie i dowiadywać się rzeczy na jego temat.

- Cóż, nie wiem jak jest naprawdę, po prostu z tego co powiedziała mi Lisa... Jakby... Myślę, że ona uważa, że nie do końca ją rozumiesz, bo żyje w przekonaniu, że powinieneś czytać jej w myślach, no i pożerać ją wzrokiem, ciągle mieć ochotę na seks i w sumie to zrobić z niej swojego boga, a ja jej mówię... Lisa, kotku, stałe związki to nie moja specjalność, ale chyba w pewnym momencie takie rzeczy... Nie są już takie jak na początku... Jesteście razem, mówiłeś mi, cztery, trzy lata? – Luke słuchał mnie z uwagą, kiwając lekko głową, choć z łatwością mogłem stwierdzić, że widocznie wbijam mu jakąś szpilę swoimi słowami. – Nie zmieniać tego jak się czujesz, czy wobec niej, czy wobec sytuacji. – Odruchowo złapałem jego przedramię, by chyba zapewnić chłopakowi trochę wsparcia psychicznego. – Ale myślę, że moglibyście porozmawiać, bez mediatora w mojej postaci na przykład.

- Wiem o tym, po prostu to nie jest takie proste – mruknął. – Zresztą... Rutyna jest tu normalna, prawda?

- Tak! – odpowiedział mu bezzwłocznie Ashton. – Ale w sumie ja zawsze mam ochotę na seks.

- Dobra, zmieńmy temat – burknął Luke, a ja wciąż nie puściłem jego przedramienia, choć widocznie temat seksu nie był dla niego komfortowy.

- Ash, znajdź coś tu – powiedział głośno Calum, by przejść rzeczywiście do innej konwersacji, pokazując Irwinowi swój schowek z płytami.

Zachowawczo zabrałem dłoń, ale nie spuszczałem z Luke'a badawczego spojrzenia. On naprawdę potrzebował rozmowy; długiej, szczerej i otwartej, a moje przeczucie mówiło, że Lisa nie chce dać mu czegoś takiego, albo on zwyczajnie boi się, że to co padnie, może nie zostać zaakceptowane. Że on... Może zostać niezaakceptowany.

- Jezus, Ashton, ty się nie wypowiadaj, bo twoje ruchanie wyrobiło mi łydki, jak zapaśnikowi od chodzenia na te spacerki – powiedziałem, by jakkolwiek zatrzymać się w tym zakresie tematycznym. – Ale okej, zmieniamy temat, nie mówimy o seksie. – Wiecie jak działa takie sformułowanie wypowiedzi, prawda?

- Szkoda – mruknął mój współlokator.

- W sumie... Jebanie jest super – uznał Calum. – Sorry Luke, muszę jeszcze spytać, Michael, to mnie ciekawi i skoro nie jesteśmy na randce...

- O boże, zapowiada się mocarnie, dawaj. – Osiągnąłem swój cel, choć Luke wyglądał na zmieszanego i trochę złego, a zatem miałem rację, seks u niego i Lisy nie grał wcale.

- Czy ty przeleciałeś każdego typa z tych postów?

- O, mamy tu fana! – Wychyliłem się raz jeszcze, by szturchnąć Caluma w ramię. – Nie wszystkich, ale sporą część z nich tak, nie widzi mi się wizja nudy w związku, dlatego raczej nie mam związków.

- Właściwie to tobie się w ogóle wizja nudy nie widzi – uznał Ashton. – Michael jest najukochańszy! Widzisz, teraz będę cię reklamował, skoro zabrałeś mnie do maca.

- Hej, on cię zabrał?! – Calum położył rękę na sercu. – To ja prowadzę, ale nie myślcie sobie, wszyscy dajecie na paliwo, chuje. Mniejsza, chcę usłyszeć więcej o Mike'u, dawaj Ash.

- O kurwa, to będzie exposing, wypuśćcie mnie stąd! – Teatralnie położyłem skroń na ramieniu Luke'a, który dalej procesował naszą wcześniejszą dyskusję, choć gdy go dotknąłem, zerknął po mnie z góry.

- Nie ma szans, przeżyłem to z Calumem, a jednak Lisa wciąż zdecydowała się ze mną być. Nie będzie najgorzej, słuchamy! – Zaśmiał się głupio i poklepał moje łopatki.

- Dajesz Ashton, bo jestem ciekawy – Hood odwrócił się na chwilę do mnie i poruszył brwiami. – I tak jestem zdania, że największym exposingiem jest twój blog, więc nie powinieneś dawać o to jebania, Mikey.

- Jestem z niego bardzo dumny, a jak są tu jacyś hejterzy, to się zaraz policzymy i zrobimy dyktando!

- Pierwsza rzecz o Michaelu! - Ashton głośno wszedł mi w słowo. - Jest strażnikiem poprawnego mówienia i pisania. Jak postawisz spacje przed przecinkiem, nawet przypadkiem, to cię zablokuje na fejsie.

- Hej, Ahs, a Kaitlin wie o twojej miłości do anime? – odgryzłem się.

- Oho, nie dajcie się zmylić temu sassy usposobieniu, overthinking i płakanie w poduszkę to ulubiona rzecz na świecie, jeżeli nie lubisz seriali komediowych, które nie mają dwadzieścia minut na odcinek, typu Friends czy Modern Family, nie masz co zaczynać, Cal, jeśli nie simpujesz do Peralty z Brooklynu też. – Położyłem dłoń na twarzy. – Michael ukradnie ci każdą koszulkę, którą uzna za fajną, zacząłem nosić obcisłe, bo on takich nie lubi, a musiałem ratować swoją szafę, odkąd razem mieszkamy. I z jednej strony to typ człowieka, który brzydzi się ludzi, ale z drugiej, gdy już cię pokocha, to się łasi, włazi na ciebie i zawsze jest dużą łyżeczką. Nawet jeśli z proporcji powinien być małą. O, śpiewa pod prysznicem, spędza godziny na przeglądaniu tiktoka i twittera, zje całe twoje jedzenie i będzie śmiać się z najbardziej patologicznych żartów w najmniej odpowiednim momencie.

- Ashtoon! – zawołałem, by przestał, bo byłem już cały czerwony, a nasi nowi kumple nie odzywali się słowem.

- Odnośnie sitcomów, w Modern Family Claire reagowała na tragiczne wiadomości śmiechem, to właśnie Mike! Jak w tym kawałku Hoizera, Michael to chichot na pogrzebie.

- Ile razy mam powtarzać, nie wiedziałem, że tam był pogrzeb, myślałem, że to jakiś festyn! – krzyknąłem na niego.

- Widzicie?! – Irwin uniósł znacząco rękę.

Zażenowany samym sobą, zamiast spojrzeć na reakcję Caluma, kątem oka zerknąłem za Lukiem, który podpierał policzek dłonią, napierając już trochę bardziej na szybę i obserwował mnie z lekkim, rozbawionym uśmieszkiem. Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę.

- Najbardziej urzekł mnie ten pogrzeb-festyn, to sprawia, że jestem na tak. – Moje wgapianie się w Luke'a przerwał głos Caluma. – I nie mógłbyś być z Lukiem, zabiłby cię za jedzenie jego żarcia.

- Wcale nie, ostatnio się podzieliłem! – Teraz to on się wybronił.

- O kurwa! – Pisnął Hood teatralnie. – Kocha cię.

Wówczas również Luke spłonął rumieńcem, dlatego sam zachichotałem. Mieliśmy chaotyczną, zabawną energię, dlatego chciałem objąć go przyjacielsko, by połączyć się w bólu żenady, ale przez pas jedynie udało mi się pogłaskać chłopaka po głowie.

- Kupię ci za to burgera, bo dalej nie mogę przetrawić faktu, że zjadłeś chińczyka, którego dosłownie pożułem i wyplułem znów do kubka.

- Co?!

- O fuj!

Oburzyli się Calum z Ashtonem.

- Michael kurwa, robimy exposing tobie, nie mnie! – Szturchnął mnie za to mocno w żebra.

- Stary, wiedziałem, że bywasz obrzydliwy z jedzeniem, ale to... To?!

- No co? Miało się zmarnować? I halo, Michael. Z niego ciśniemy bekę, pamiętacie?!

- Wygląda na to że oboje jesteście siebie warci – stwierdził Ashton.

- Dawaj Calum, teraz Luke'a zawstydźmy! – krzyknąłem przepychając się z Hemmingsem za te żebra, a Ashton patrzył na mnie tak, jakby zastanawiał się z kim miałem w założeniu pójść na tę randkę.

Powoli podjeżdżaliśmy pod drive'a.

- Luke ma cierpliwość dwulatka, jak już wspomniałem, więc nie wysiedzi ci na filmie, namiętnie dlatego ogląda seriale. Chyba, że ten film to bajka, które on uparcie nazywa filmami animowanymi z obrażoną miną, jakby to miało sprawić, że zabrzmi to dojrzalej. Jego obsesję na punkcie jedzenia znasz... Taką samą ma na punkcie swoich włosów. Jest też straszną pizdą i jak ma kryzys, to wpierdala mi się czasem do łóżka. Ach, jak mówi ci żebyś dał mu spokój to jeśli to zrobisz się obrazi, że został porzucony, a jeśli tego nie zrobisz, to na ciebie na krzyczy, że go nie słuchasz. Ale tak ogólnie jest też bardzo kochany.

- Dzięki, mogłeś powiedzieć cokolwiek miłego – prychnął.

- No dobra no, coś miłego... - Calum się zastanowił. – Luke jest najbardziej opiekuńczą osobą jaką znam, jest bardzo wrażliwy, chociaż udaje, że wcale nie, co jednocześnie jest dezorientujące, ale też strasznie kochane, bo przez to potrafi świetnie pocieszać. Daje najlepsze prezenty, serio i robi to przy każdej, możliwej okazji! Ale gdybym miał tak wybrać jedną, charakterystyczną rzecz... To chyba słuchanie smutnej muzyki, gdy jest się smutnym. I robi najlepszą zapiekankę makaronową!

Mamy to. Piękny, czerwony rumieniec, na uroczym, małym nosku. Przygryzłem dolną wargę patrząc na jego profil. Miałem dość dominujący charakter i byłem bardzo stabilny wbrew pozorom, albo raczej tak na ogół, a wizja zaopiekowania się kimś kręciła mnie bardziej, nawet w przyjaźni, niż oddawanie komuś pełnej kontroli zawsze. Jednakże... Nie miało sensu w ogóle myślenie o tym, zresztą... Mina Luke'a była po prostu słodka i śmieszna. On był słodki i śmieszny, choć odniosłem wrażenie, że jestem jedyną osobą na świecie, która postrzega go w tych kategoriach, bo co jak co, ale mówimy o wielkim, dwumetrowym, okrutnie gorącym facecie.

- Miałem rację – mruknąłem.

- To znaczy? – Calum mi skinął.

- Lisa szukała dla Luke'a ładnej ksywki, wymyśliłem proste „skarbie", bo brzmi uroczo i bezpretensjonalnie, czy coś. Nieważne, Calum... Jaki jesteś ty, hm? – Skinąłem jemu.

- Zajebisty! – odpowiedział od razu. – Mniej skomplikowany, jeśli mam być szczery, raczej lubię mówić o rzeczach jakimi są, bez owijania w bawełnę, więc nie masz wiele do analizowania w tym przypadku, Mike.

- Nie chcę nic mówić, ale Michael bez analizowania nie jest Michaelem – wyznał Ashton.

- Cóż, zawsze mogę znaleźć sobie drugie imię, skoro nie jestem Michaelem i nie Ashton, nie zdradzaj mojego prawdziwego, drugiego imienia.

- Nie wiem o co ci chodzi, Michaelu Gordonie! – Chłopak użył tak wyniosłego tonu, że Luke prawie opluł się ze śmiechu, dlatego złośliwie, mocno ścisnąłem jego udo.

- Czekaj, więc w ten sposób mnie widzisz? – Zabrał moją dłoń ze swojego uda, podczas gdy Calum próbował zjechać z ronda do maca. - Skarbie?

- Umn... - Nie wiedziałem co mam powiedzieć przez chwilę.

- Mam pomysł. Będziesz analizował Luke'a w moim imieniu, bo ja czasem nie mam siły. Z całą miłością Lukey – wymruczał kierowca w pełnym skupieniu jednak patrząc na drogę.

- Mhm jeb się. A tak serio, też nie mam siły.

- Miałem na to mema, ale mam telefon gdzieś w dupie. – Szturchnąłem znów Luke'a, tak po prostu. – I niech będzie, ale nie obiecuję, że spodoba ci się każdy mój wniosek, Lukey – to ostatnie powiedziałem bardzo teatralnie, bo skopiowałem po Calumie.

- Co zamawiasz, Gordon?

- To co Fletcher – skinąłem w stronę Ashtona – ma na kuponach.

- Już, już, czekajcie...

*

Zamówienie które złożyliśmy było zdecydowanie długie i kosztowne, ale byliśmy bardzo głodni, dlatego gdy Calum odebrał torby z jedzeniem, podjechał od razu na parking, nie wierząc, że jesteśmy w stanie jeść to i jechać. Zrobiło się zamieszanie, w małej przestrzeni Audi Hooda unosił się zapach fastfooda, natomiast podawanie sobie rzeczy z rąk do rąk, zajęło naszą całą uwagę.

- Proszę cię bardzo, skarbie. – Podałem Luke'owi jego część zamówienia, kładąc swoją pomiędzy naszymi siedzeniami. – Chyba, że mam ci znów pogryźć.

- Nie trzeba, choć propozycja kusząca – odpowiedział na moją zaczepkę, więc poruszyłem brwiami, podczas gdy on wgryzł się w swoja kanapkę. Aż mruknął zadowolony. – Muszę częściej wbijać wam na randki.

- Z całą miłością, ale nie, Luke – wypalił Calum, rzucając w niego frytką, którą ku mojemu zaskoczeniu Hemmings złapał do swoich ust. Ashton aż zabił mu brawo.

- Ty za to na moich z Lisą jesteś bardzo mile widziany, Cal. – Nie miałem pewności, czy żartuje, czy jednak nie.

Dobrałem się do swojego wrappa, a potem odruchowo zabrałem frytkę z pojemniczka Luke'a, nie ze swojego.

- Następnym razem idziemy biegać – skłamałem.

- Jasne, nie ma opcji, następnym razem oglądamy film. – Hood wzruszył ramionami.

- Bajkę. – Skinąłem jemu, choć chciałem zwyczajnie dalej droczyć się z Lukiem.

- A ja to bym zjarał blanta – powiedział Ashton bardziej do swojego burgera, niż do nas.

- Jeśli będziecie oglądać bajkę, to znaczy film animowany, to się mnie nie pozbędziecie – poinformował nas Luke, bo widocznie uznał ze musimy być tego świadomi – Teraz ja mam taki vibe... Bycie chodzącym cockblockiem. – Zrobił minę wizjonera.

Przeniosłem na blondyna wzrok pełen jednocześnie politowania i rozczulenia, a on pokazał mi język, tym razem biorąc moją frytkę, tak jak ja wcześniej wziąłem jego. Naprawdę go polubiłem, tak po prostu, nie mieliśmy wielu sensownych konfrontacji, ale tak jak wcześniej Luke mnie odpychał, bo nie miałem pojęcia czego chce, tak teraz stał się dla mnie bardzo... Komfortowy. Ashton nie skłamał mówiąc, że lubię przytulać się do wybranych ludzi, a zupełnie obcych nie znoszę nawet dotykać. Do Luke'a mógłbym się przytulić...

- Obejrzymy Zwierzogród – palnąłem.

- Co?

- Cal?! – zawołałem, bo nie miałem pojęcia, że ktoś może tego nie znać. – Jak ty nic nie wiesz, otworzę przed tobą świat. – Zabrałem Luke'owi kolejną frytkę, a raczej ich garść, choć te on moment wcześniej ukradł Calumowi. Dostałem za to po łapach.

- Ale masz gust. – Mimo uderzania mnie za kradzież jedzenia, Luke aprobował moje kinowe wybory. – Kocham tego lisa, czy to brzmi źle?

- Tak? – mruknął niepewnie Ashton.

- Mam na myśli osobowość! – Luke rzucił w Irwina serwetką, a potem rozsiadł się wygodniej, więc nasze uda zaczęły stykać się ze sobą.

- Hej, chłopaki, ja już nie mogę. – Ash w tym czasie wyciągnął rękę ze swoimi nuggetsami do Caluma, który pokręcił przecząco głową.

- Jestem wege, sorry.

Znów zmarszczyłem czoło i sam wziąłem jedzenie od kumpla, zachowawczo sunąc wzrokiem na Hemmingsa. Położyłem kurczaczki po swojej drugiej stronie.

- Ja mam crusha we Flynnie z Roszpunki i w tym księciu z księżniczki i żaby, nie patrz na moje nuggetsy, Luke!

Calum z Ashtonem zaczęli skupiać się natomiast na muzyce, bo Irwin zapytał o kolekcję jego płyt, zwłaszcza tych metalowych, o których ja nie miałem zbyt wielkiego pojęcia.

- Michael, ale pomyśl o tym w ten sposób... To mogą być nasze nuggetsy! – Luke objął mnie ramieniem bardzo po przyjacielsku. Wolną ręką ukradł mi jednego kurczaka, bo one go wolały, nie wiedział że ich potrzebuje, aż je zobaczył, typowy Luke, ale mniejsza...

- Zostaw, to moje, ja dostałem – tlepnąłem go w rękę i zacząłem łaskotać Luke'a, by choć podjąć się próby ucieczki. – Boże, jakie ty masz szerokie bary, no masz, weź. – Jedną dłonią przystawiłem mu jedzenie do ust, a drugą się wychyliłem, żeby przy okazji zabrać Hemmingsowi kawałek jego burgera, który pozostawił na papierku, w ramach walki o niedojedzoną porcję Asha.

Ale Luke był wielozadaniowy, więc jednocześnie wygrał nuggetsa i zaczął walczyć o burgera.

- Wiesz co Michael... Jesteś po prostu bezduszny! Przecież ja dalej rosnę, potrzebuję energii! – wydusił w bardzo dziecinnym śmiechu, bo przez te dziwaczne pozycje praktycznie się przytulaliśmy i to bardzo ściśle.

- Hej, zablokowałeś mnie, to nie fair! – krzyknąłem, gdyż rzeczywiście zrobił to, przekładając mnie przez swoje kolana, ale w taki sposób, że mój policzek nagle został przyciśnięty do jego klatki piersiowej. – I serio? Rośniesz? O kurwa.

W tej przepychance, zupełnie przez przypadek odbiłem kawałek jakiegoś jedzenia na bluzie Luke'a, dlatego gdy to poczuł, odsunęliśmy się lekko od siebie. Niewiele myśląc, bardzo odruchowo uniosłem materiał do swoich ust zlizując z niego sos od burgera.

Mając ubranie w buzi podniosłem na niego wzrok. Luke siedział tak z szeroko otwartymi oczami i wciągniętym brzuchem, dlatego zrobiło mi się głupio i byłem wdzięczny tylko za to, że Ashton z Calumem przestali zwracać na nas uwagę, puszczając sobie wzajemnie ulubione piosenki.

- Umn... Teraz wiszę ci nie tylko chińczyka, ale też bluzę – mruknąłem zabierając od niego ręce. Zacząłem wycierać się trochę w chusteczki.

- Daj spokój, to była tylko kwestia czasu, zawsze muszę się czymś ubrudzić, więc.. Nieważne. – Podrapał się niezręcznie po karku.

Oblizałem dolną wargę w lekkim uśmiechu.

- Mam spoko odplamiacz od mamy, jak wrócimy do akademika to ci to upiorę.

- Spoko...

Przez resztę wieczoru rzeczywiście już wszyscy rozmawialiśmy o muzyce i o tym, że w weekend odbywa się niezapomniana impreza jakiegoś Josha. 

____________________

Hej kochani, co myślicie? Podoba wam sę to, że akcja pomiędzy chłopakami idzie dość wolno? Koniecznie dajcie znać, powoli już zaczyna to wszystko mieć ręce i nogi imo...

Co myślicie? Ogólnie polubiliście Caluma tak na początek? Bo ja go uwielbiam w tym ff tak jakoś. 

All the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top