post 37: gang Hemmingsów i cancelowanie

p o s t 3 7
s o n g: h a p p i e r t h a n e v e r  -  b i l l i e e i l i s h 
l u k e 

Każdy powrót do domu z akademika kojarzył mi się z długą podróżą, zwieńczoną upragnionymi godzinami relaksu. Być może czasem czułem się u swoich rodziców, jak intruz, ponieważ niekoniecznie mogłem pokazywać prawdziwego siebie, ale przynajmniej miałem dostęp do oddzielnego pokoju, w którym spędzałem większość doby, tworząc imperia w Simsach, albo mordując zmutowane kreatury w Falloucie. Moja sypialnia była bezpieczną strefą, którą znałem od podszewki, ponieważ od dzieciństwa jedynie odmalowywaliśmy z tatą błękitne ściany, zmieniając tylko meble, ale nigdy ich ułożenie. To tam płakałem w poduszkę, gdy dostałem mierny z angielskiego, tam odbył się pierwszy raz mój i Lisy, to w mojej łazience przeszliśmy traumę w postaci pierwszego (na szczęście negatywnego) testu ciążowego i wreszcie – to tam moja szklanka z napojem powściągliwości wreszcie się rozbiła.

Ostatnie pół roku przyniosło mi ogrom załamań nerwowych, ale jak to mówi klasyk: „gdybym była inna, nie byłabym sobą", tym samym nie żałowałem tego, jak bardzo zszargałem się psychicznie, bo dzięki temu wreszcie trafiłem na kanapę specjalisty, który pomógł mi pogodzić się z traumami, jakie nosiłem na barkach od małego.

Było mi dziwnie wrócić do domu po pojednaniu z rodzicami w Central Parku, tak samo jak trochę wstydziłem się patrząc w oczy babci, która z lekkim śmiechem poklepała mnie po piersi i powiedziała, że nic nie szkodzi. Wiele energii zmarnowałem na przekonanie samego siebie, iż miała to na myśli i wcale nie nienawidzi mnie tak wewnętrznie.

Święta są pozytywnym czasem miłości. Michael powtarzał, że to tylko marketingowy przerost formy nad treścią, bo nawet z perspektywy religijnej, gdzie ja powinienem to wiedzieć, ponieważ to jest moja, nie jego religia, Boże Narodzenie funkcjonuje zupełnie inaczej, aniżeli my je obchodzimy. Obraził się tylko trochę, kiedy zmieniłem jego nazwę na Messengerze na Grinch, jednakże zostając Piździelcem, wróciłem do „Mikey", a on zmienił mnie na „Słonko", przez co rozpadłem się w środku, a moje wewnętrzne dziecko zaczęło płakać ze wzruszenia, ponieważ wreszcie poczuło się kochane właściwie.

Spodziewałem się nie lada niezręczności związanej z powrotem do Atlanty, będąc szczerym, dlatego nie skupiałem się ani trochę nad tym, jaki panował między nami klimat na nagraniach u Vicky, albo po imprezie, kiedy obudziliśmy się jeden na drugim, próbując widocznie ewoluować do formacji super-żula. To w sumie całkiem ironiczne, że moją domeną stało się przekraczanie progów własnego domu na epickim kacu, aczkolwiek Liz i Andrew musieli zrozumieć, że to nie potrwa długo, ponieważ dopadnie mnie w końcu demon pisania pracy i jej obrony, toteż zetknę się ze światem kompletnie różnym od studenckiej rzeczywistości imprezowania.

W samolocie Calum głaskał mnie po głowie, a jadąc wspólną taksówką do momentu, gdzie on nie wysiadł pierwszy, zmordował mnie wzrokiem, bo wiedział, jako mój najlepszy przyjaciel i trzeci brat z wyboru, będę się zamartwiał albo konfrontacją z gangiem Hemmingsów, albo zacznę kompulsywnie szukać hejtujących mnie komentarzy w social mediach Michaela, lub Vicky.

Zamiast zbiorowego cancelowania, dostałem tylko wiadomość od Lisy, która miała chyba z kilometr, a jej głównym elementem okazał się komunikat: „jak mogłeś zdradzać mnie z facetem, a potem wystąpić jako chłopak tego faceta u mojej ulubionej youtuberki!" Zrobiło mi się może nawet trochę wstyd, bo rzeczywiście, odcinając od tego jej beznadziejne zachowania, doprawiłem dziewczynie rogi, a potem zacząłem żyć swoim najlepszym życiem. Zasługiwała na „przepraszam" z mojej strony, które byłoby szczere i składało się w głównej mierze z cierpiętniczego monologu. Problem w tym, że wciąż byłem zły, choć próbowałem przestać. Jakby to wszystko co się stało od wakacji dopiero ze mnie spływało i pozostawiało zupełnie nowego człowieka, jakim się stałem.

No właśnie. Nie byłem już starym sobą, który miał spuszczać głowę i starać się za wszelką cenę uniknąć konfliktu. Nie wmawiałem sobie nieprawdy, aby zadowolić innych. Nie udawałem kogoś, kim nie jestem przed samym sobą oraz przede wszystkim, postanowiłem skończyć z udawaniem także przed innymi ludźmi. Lisa nie była dla mnie dobra, a ja nie byłem dobry dla niej. Najlepszym ruchem w tej relacji byłoby zwyczajne porzucenie myśli o jakimkolwiek pogodzeniu się ze sobą. Wiedziałem, że w jakimś sensie zawsze będę ją kochał, bo okazała mi zainteresowanie w chwili, gdy miałem najwięcej kompleksów, zaopiekowała się mną, pomijając fakt, że uzależniła mnie też od siebie i wykorzystała to, że jestem podatny na strach przed byciem porzuconym.

Dlatego nic jej nie odpisałem i postanowiłem rzeczywiście ukryć telefon w tylną kieszeń czarnych jeansów, popychając drzwi swojego domu rodzinnego, gdzie wszystko wyglądało jak z marketingowej, świątecznej stronki.

- Czy mam zaśpiewać Shreka na wejście, żeby ktoś zwrócił na mnie uwagę?! – zawołałem w przedsionku, ale nikogo nie zastałem.

Okej, powiedziałem im, że przyjadę najpewniej dopiero na gwiazdkową kolację, tak samo jak Jack i Ben, lecz nie miałem pojęcia, że widząc mnie w wejściu, mama nie rzuci wszystkiego, by wycałować moje policzki. Zmarszczywszy czoło odstawiłem walizkę. Kozaki Liz i rozklejające się adidasy na każdą porę Andrew stały przy sobie. Babcia pewnie piła swoje winko grzane z koleżankami z kółka różańcowego w salce parafialnej, dlatego nie spodziewałem się ją zastać, ale oni? Gdzie oni byli?

- Mamo, tato? – Rozejrzałem się po salonie i mnie zatkało, bo zza kanapy miałem doskonały widok na jadalnie, której nie chciałem wtedy oglądać.

Albo przynajmniej nie chciałem oglądać, jak mój stary... Ble, nie powiem tego! Ale oboje byli nago i oboje byli na stole, gdzie jedliśmy świętą kolację podczas bierzmowania Susanne. I to ja jestem zboczony?!

- Luke!? – Andy ściągnął zasłonę z okna, w którym żaluzje opuścili, by przykryć siebie i mamę. – Chryste, Luke!

- Yyyyy... - Miałem kaca, byłem zmęczony, najadłem się McDonalda na lotnisku, to musiało się tak skończyć.

Zrzygałem się do kwiatka.

- Odgrzeję... Odgrzeję ci kolację – wydukała mama. – Tylko się ubiorę, synku... Zamknij oczy.

- Chcę je stracić!

*

Przez następne kilka dni do świąt nie rozmawialiśmy ze sobą zbytnio, ewentualnie wymieniając zdania takie jak „fajnie jest na studiach", albo „tak, naprawiliśmy te zawiasy w drzwiach do piwnicy", były również komentarze: „taka ciepła pogoda, a jest grudzień". Obiecałem sobie, że nikomu nigdy o tym nie wspomnę, bo znów zwrócę swój żołądek, poza tym patrzenie rodzicom w oczy po tym fakcie było absolutnie trudne. Nie przyłapałem ich przez całe swoje życie! Byłem przekonany, że już tego nie robią, zresztą wyrzuciłem matce jej braki, gdy się kłóciliśmy. Dopiero gdy tata bezceremonialnie wyniósł stół do kupki drewna, aby go porąbać, przywożąc z Ikei nowy, jakoś to wszystko opadło, choć z drugiej strony zacząłem się zastanawiać... Ile razy oni odwalili takie gówno i z jaką namiętnością ja zlizywałem sos od pyzy, gdy skapnął mi na blat jeszcze mieszkając z nimi.

Pomyślałem sobie, że Michael brał mnie pod prysznicem, gdzie teraz kąpią się inni studenci, albo w ogóle... Bezcześciliśmy akademickie łóżka, a nikt nie przywoził własnego materaca i nagle nabrałem perspektywy, z której doszło do mnie, że zasadniczo wszędzie mógł się ktoś kiedyś pierdolić.

Powinienem zostać księdzem – pomyślałem zawijając się w roladę z koca w choinki, gdy Andrew czyścił nowy mebel po tym, jak razem, w martwym milczeniu go skręciliśmy.

Rozłożyłem się na kanapie, chcąc włączyć telewizor, jak za starych dobrych czasów. Może nie świadczy to o mnie najlepiej, ale nawet mając prawie dwadzieścia trzy lata, z uporem maniaka w okresie świątecznym kochałem oglądać nickelodion, co chcąc nie chcąc przerwała mi Liz, siadając na podłokietniku. Postawiła pierniki na stoliku kawowym i uśmiechnęła się lekko.

- Właściwie – zaczęła swoje przemyślenie. – To trochę twoja zasługa.

- Ale że co? – Podniósłszy się na łokciu, spojrzałem po mamie marszcząc brwi.

- To... - Zrobiła znaczącą minę. – Miałeś rację i poczuliśmy się z tatą zainspirowani... - Moja dłoń sięgająca do ciastka zatrzymała się w połowie ruchu. – Do rozmawiania ze sobą, mówienia o kompleksach, o tym, co siedzi nam w głowach i tak dalej. Myślę, że w jakimś sensie tamto co się stało parę tygodni temu uratowało nasze małżeństwo, bo oboje bylibyśmy bardzo nieszczęśliwi udając, że jesteśmy dalej tymi samymi ludźmi, którymi byliśmy dwadzieścia lat temu.

- Umn... - Nie wiedziałem jak się do tego odnieść, ale przynajmniej złapałem słodycz w palce bez potrzeby przełykania ledwie przetrawionego risotto z obiadu. – To... Dobrze. W sensie... Cieszę się, przepraszam, że tak wparowałem wam do domu, czasem zapominam, że już tu tak naprawdę nie mieszkam i możecie robić co chcecie, to wasz dom.

- Nie! – Mama zjechała po kanapie siadając już obok mnie, dlatego sam się bardziej wyprostowałem. Złapała moją dłoń. – To zawsze będzie twój dom, nie spodziewaliśmy się ciebie po prostu i gdybyś tego nie widział, pewnie nie prowadzilibyśmy tej konwersacji.

- Wiesz co ci powiem? – Przekrzywiłem głowę łamiąc piernika na pół. Kawałek dałem jej, a że było to ciasteczkowe serduszko, wyszło całkiem uroczo. – Zaburzyłaś cały koncept mojej wspaniałej matki, która przez szesnaście godzin mnie w bólach rodziła...

- Ha ha, miałam cesarkę, łosiu. – Lekko trzepnęła mnie w bok głowy.

- Serio?! To po co ten argument?! – Prychnąłem. – Całe moje życie to kłamstwo. – Zjadłem przekąskę, choć dalej patrzyłem na mamę ze zmrużonymi oczami. – A tak całkiem serio, cieszę się, ze wyszły z tej dramy same dobre rzeczy. W sensie... Nie cieszę się, że musieliście kupić nowy stół i wyrzuciliśmy kwiatek, jednak wciąż, bardzo mi dobrze z tą myślą, że rzeczy się układają.

Uśmiechnęła się pod nosem i pokiwała głową, a potem lekko mnie objęła, na co jej pozwoliłem, bo chyba mi trochę przeszło. Nigdy nie odzobaczę tego paskudztwa (przepraszam rodzice, ale takie są fakty), jeśli istnieje jakieś piekło, to właśnie tak ono wygląda, aczkolwiek ja sam musiałem chyba zaakceptować to, że moja mama jest nie tylko mamą, ale też kobietą z potrzebami. Mniejsza.

- Pogodziliśmy się? – Ojciec wszedł do salonu uśmiechając się zadowolony z tego co widzi.

- Nie byliśmy pokłóceni, byliśmy skonsternowani i zażenowani – poprawiłem. – Ale tak, jest dobrze.

- Nie przesadzaj, wiem, że jesteśmy twoimi rodzicami, ale nie uwierzę, że nie obrzydziłeś kiedyś z Michaelem Caluma w ten sposób.

- Nie... - Wystawiłem do niego rękę. – Nie, nie, nie, nie idziemy w tę stronę, serio. – Aż się wzdrygnąłem, wydając z siebie dźwięk, jakbym znów miał zwymiotować, dlatego Liz odsunęła się automatycznie. Parsknąłem cichym śmiechem. – Nie będę wam opowiadał o moim życiu erotycznym! – Założyłem ręce na piersiach. – Opowiem Jackowi, bo wysłał mi z dwieście memów z pogranicza czarnego humoru.

- Boże, nie nadążam za wami. – Liz pokręciła głową.

- Co u Michaela, tak pomijając rzeczy, o których nie będziemy dyskutować? – Andrew zasiadł na fotelu naprzeciwko nas, samemu częstując się piernikiem. – Zdał wszystko?

- Mikey to kujon, jasne, że zdał na same piątki od góry do dołu. – Wzruszyłem ramionami.

- Za moich czasów kujony nie wyglądały tak dobrze – zaczepiła we mnie mama.

- Mhm. – Przygryzłem wargę. – Serio chcecie rozmawiać o nim? – zapytałem nieśmiało. – W sensie... Nie jest to dla was krępujące, albo... Ja rozumiem, słowo! Nie musicie się starać i pytać na siłę.

- Chcemy wiedzieć co u twojego chłopaka! Czy cię dobrze traktuje? I czy on musi mieć na facebooku takie wyzywające zdjęcia? Pewnie podrywa go cała horda facetów, weź mu tam powiedz, żeby sobie uważał, bo będzie miał do czynienia z ojcem! – Mama była bardzo poważna w tym, co mówiła, a moje serce urosło na nowo. Oni naprawdę zaakceptowali to. Zaakceptowali... Mnie. Moje wybory, kogoś kogo kocham. Woah.

- Tak, traktuje mnie dobrze, tak, podrywa go cała horda facetów, ale staram się nie planować ich wysadzenia w kosmos, wystarczy ten wzrok, bo jak się okazuje potrafię zrobić ten sam wzrok co ty, mamo.

- O nie, tylko nie wzrok! Biedny Michael. – Tata teatralnie się uniósł, tym samym oberwał od Liz poduszką ozdobną. – Więc wszystko jest w porządku?

- Tak, jak najbardziej. – Przygryzłem dolną wargę w uśmiechu, podciągając kolana pod brodę, bo to było miłe, ale jednocześnie strasznie wstydliwe i takie dziwne. Nie panując nad tym, zacząłem się rumienić.

- O niebiosa, ale z ciebie cnotka!

- Przestańcie! – Zasłoniłem twarz dłońmi śmiejąc się. – Serio, dość, bo ugh! – Mama przytuliła moje ramię. – To głupie.

- Jesteś bardzo zakochany, fajnie tak, co?

- Mhm. – Pokiwałem szybko głową. – Dobra, nieważne, jak nie powiecie o tym Jackowi i Benowi, to ja nie powiem co widziałem.

- Nigdy! – Tata położył dłoń na sercu.

- Ani tym bardziej Susie! – dodałem.

- Susie jest przerażająca. – Odetchnęła głęboko Liz. – No właśnie, mówiła, że ma specjalny prezent dla Mike'a. Chciałam zaproponować, żebyś go zabrał, ale pomyślałam, że to może być za wcześnie, poza tym żadne z nas tutaj nie dało mu wytchnienia.

- Jak kocha to zrozumie, o! – Tata wrócił do konwersacji. – Poza tym niech się, kurwa, przyzwyczaja, bo zepsuł nam Luke'a i albo sam zostanie Hemmingsem, albo straci życie.

- Umn... Nie chcę być niemiły, ani nic, ale to nie jest tak, że Michael zrobił ze mnie... No wiecie, geja. – Poprawiłem, ponieważ słowa „zepsuł" mnie dotknęły i cały pozytywny klimat się ze mnie ulotnił.

- Nie no, wiem! Boże, młody. Mam na myśli to, że jesteś zarumieniony, zakochany i totalnie przepadłeś, a wytłumaczenie ci te pięć lat temu, że wypada się umyć na randkę było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Poza tym ej, nie pamiętasz, że kupiłem ci pierwsze kwiaty dla Lisy?

- Ona była dziewczyną, dla Michaela się myję – wypaliłem przez śmiech, bo jak szybko się zdenerwowałem, tak prędko to ze mnie zeszło. – Zmieńmy temat, bo mnie tyracie, a mam ważne pytanie, jedno z serii tych trudnych.

- Tak? – Mama założyła mi włosy za ucho też z lekka rozbawiona.

- Jedziecie na Sylwestra do domku w Greensboro? – Moi rodzice wyjeżdżali tam co roku, wcześniej robili to moi dziadkowie, bo domek technicznie należał do babci, ale dzięki temu to z reguły u mnie imprezę organizowali moi znajomi ze szkoły, jeżeli nie robił tego Jack, albo Ben.

- O nie, u nas już nie ma baletów, bo po zeszłym roku sąsiad nie patrzy mi w oczy za petardę w garażu.

- To był Craig, nie ja! – Jęknąłem niezadowolony. – Poza tym... Jedziecie, czy nie?

- Nie, idziemy na zabawę w Marriot Marquis, ponieważ próbujemy nowych rzeczy i mama chce mieć powód, żeby kupić sobie szpilki, ale to nie zmienia faktu, że musisz, z całą miłością, albo wrócić do Nowego Jorku, albo nocować u Caluma, bo klucze od tego domu zabieramy ze sobą.

- Okej, bierzcie. – Wzruszyłem ramionami. – To ja zabieram klucze od Greensboro i będę się bawił jak starzy ludzie z moim cudownym chłopakiem. – Błysnąłem uśmiechem. – Jak się nie zgodzicie, to zapytam babcie!

- Luke, słonko, nie wiem czy powinieneś...

- Rozumiem, że nie chciałaś się zgodzić, żebym był tam z Lisą, bo dzieci spłodzone w Nowy Rok to klasyk gatunku, ale co zrobimy z Michaelem? Nawalimy się i adoptujemy jakieś?

Mama i tata spojrzeli po sobie, a potem wreszcie znów na mnie.

- Niech będzie, ale musicie tam jechać wcześniej i sobie posprzątać, tak samo jak musicie napalić sobie w piecu...

- Damy radę, no błagam. – Przewróciłem oczami.

I sylwestrowy seks marzeń zaliczony – pomyślałem ze szczerym uśmiechem. Musiałem tylko przekazać to swojemu chłopakowi, ale coś czułem, że się ucieszy.

*

Kiedy spotkaliśmy się z moimi braćmi i ich rodzinami, wszystko było naprawdę totalnie typowe. Przyjechali obładowani prezentami, Susie nie chciała opiekować się Timem, poza tym wyszło, że Jack ustrzelił kolejnego bąbelka i Kate znowu jest w ciąży, co kompletnie odwróciło uwagę członków rodziny ode mnie. Okazało się, że nie musi wcale być źle, to nie tak, że wszyscy będą patrzeć na mnie spode byka, bo odstawiłem swój drama queen moment, a potem trzasnąłem drzwiami i przestałem się szczególnie odzywać. Odniosłem wrażenie, iż to sprawka taty, który kopał pod stołem Jacka, gdy ten chciał się jakoś odnieść do mojego monumentalnego załamania nerwowego. Oczywiście rodzice machnęli rękoma słysząc, że wymienili wreszcie stół na ładniejszy, no i pozbyli się tego obrzydliwego fikusa, który tylko psuł estetykę pomieszczenia. Po tym jak nażarłem się chyba kilograma frytek, które pierwotnie zostały przygotowane dla dzieciaków. Jak dobry wujek spędziłem dwieście lat budując z bratankiem broń z lego. Potem odpowiedziałem Sus na wszystkie pytania dotyczące tego, że nie zostanę gwiazdą youtube'a i wcale nie chcę internetowej karierki, tak jak Mike, ale gdy pokazała mi, że moje imię trenduje na Twitterze, prawie dostałem zawału. Zostawiłem to mimo wszystko na „po kolacji", aby uniknąć spadku nastroju.

Udawałem też, że nie słyszę, jak moi bracia licytują się, który w moim związku jest facetem, bo przecież skoro pojedziemy na braterskie wakacje ze swoimi partnerami, to wyjdzie na to, że oni będą pić piwo z Michaelem, a ja skończę z kobietami w spa. Znając nas, oboje poszlibyśmy do spa i na drinki, jednakże nie chciało mi się tłumaczyć tego, iż fenomenem gejowskich związków, jest brak kobiety w nich. Wystarczyło, że byli na tyle zajarani moim chłopakiem, by w głowie nas już ohajtać, a Kim ogłosiła, że będzie naszą surogatką, ale zapłodnioną jego nasieniem, bo już jednego Hemmingsa urodziła i wyszła z tego Susie, więc nie warto ryzykować. Dla świętego spokoju powiedziałem, że napisaliśmy list z prośbą do Beyonce, Britney i Lady Gagi, dlatego czekamy na feedbacki w tej kwestii. Oczywiście nie planowaliśmy dzieci, ani ślubu... w tym momencie. Nie no. Nie planowaliśmy wcale, byliśmy na początku związku, na etapie „zobaczymy czy nam wyjdzie", ale po tej kochanej, rodzinnej gorączce, jaką dostałem tam (aż się dziwię, że to mówię), nagle poczułem, że chciałbym mieć z Michaelem dom, dzieci, wieczność, cokolwiek.

Ale było za wcześnie, aby nawet pytać, jak on się na to zapatruje, bo możliwe, że jego poglądy na małżeństwo zmieniły się, skoro w ogóle nie planował być czyimś chłopakiem, a nagle nim został.

Próbowałem napisać mu SMS-a, że za nim tęsknię i chciałbym, aby przyjechał, lecz nie zamierzałem go przytłaczać zapraszając na wspólne święta, bo miał prawo nie brać tego jeszcze aż tak na poważnie. Nawet nie dał mi prezentu. Nie musiał! I broń Boże niczego nie oczekiwałem, ale trochę zrobiło mi się z tej racji przykro, bo wystarczyłaby głupia, świąteczna kartka.

Gdzieś w trakcie zamknąłem się jeszcze w łazience, aby obejrzeć odcinek Vicky, popisaliśmy z Cliffordem przez chwilę, a potem obiecałem bratanicy, że nie otworzę sam podarku, który przygotowała dla niego.

Po fakcie poszedłem z Calumem i Craigiem „na mszę" i nawet moi rodzice wiedzieli, że nas tam nie ma, a tak naprawdę pijemy tradycyjną setkę za placem zabaw.

Dopiero położywszy się w łóżku chwyciłem za telefon i zacząłem obserwować burdel, jaki zrobił się w sieci. Większość komentarzy na mój temat była pozytywna, dlatego polubiłem praktycznie je wszystkie, odpisując „dziękuję", bo nie skłamię, że nie zrobiło mi się miło. Odpisałem też na parę „Cliffo się skończył, taki anty-związki, a tu proszę, wystarczy jeden blondasek i nagle zgrywa chłopaka idealnego". Nie byłem zbyt ambitny, nie rozwodziłem się w tym, a raczej streszczałem do „ludzie dojrzewają do związków w różnym czasie". Dostałem ogromną liczbę followersów na Instagramie, a pod moim ostatnim zdjęciem, którym była kawa z Costy i Kawałek ciastka na uczelnianym murku, przeczytałem godzinne konwersacje o tym, czy na podstawie moich social mediów, jestem dobrym partnerem dla mojego chłopaka.

Ominąłem homofobiczne wysrywy, tak samo jak zablokowałem swoje dm, bo dostałem z tysiąc screenów wiadomości, jakie Mike pisał z innymi kolesiami, zanim się zeszliśmy. Rozbolała mnie od tego głowa, nie miałem ochoty tego czytać i się denerwować. Jaki był cel tych ludzi?

O matko, ktoś chciał, żebym podjął się współpracy przy produktach do pielęgnacji kręconych włosów? Przecież jedno zdjęcie mojej twarzy, jakie pojawiało się w internecie raz w roku, dobierałem na tyle selektywnie, że ta współpraca, by się posypała!

Dostałem migreny, super.

No i jeszcze Twitter. Bo youtube i instagram to jedno, drugie to wylęgarnia cancel culture, gdzie rzeczywiście trendowałem, a Susie miała słuszność w tym, by mnie uprzedzić, ponieważ jak się okazało, Lisa napisała pod linkiem Vicky z filmikiem, w dłuższej notatce, że tak naprawdę zdradziłem ją z Michaelem i jest w tym wszystkim ofiarą.

Ludzie się podzielili na obozy, stworzyli jakieś hasztagi. Obserwacje chłopaka oszalały. Nie kłamał mówiąc, że zabierze się za swoją karierkę internetową na poważnie, poza tym wrzucił na story zapowiedź posta!

Był aktywny, polubił parę komentarzy, które nawalały równo na Lisę.

Usiadłem czując, że dusi mnie moja własna poduszka. Przekonałem się na własnej skórze, jak to jest być częścią dramy, którą czytają ludzie, dla których jesteś zupełnie obcy. Z tym zostanę skojarzony w sieci do końca moich dni...

Luke: czy ciebie pojebało?!

Lisa: a ciebie? Robisz z tego swojego związku coś publicznego, to załatwmy ten temat całkiem publicznie, nie jest prawdą, że mnie zdradzałeś z Michaelem i mnie okłamywałeś?

Uśmiechnąłem się pod nosem z politowaniem, a potem otworzyłem notatki i w ogniu złości zacząłem smarować swoją, super długą wiadomość o tym, jak z mojej perspektywy wyglądała ta historia, uwzględniając jej niecny, manipulatorski, bifobiczny plan, jednak Lisa zdążyła w tym czasie zrobić screena tego, że do niej napisałem i wrzucić również to.

Zmarszczyłem brwi.

Michael: nie odpisuj jej! Nie kłóć się z nią, polajkuj coś, ignoruj ogólnie, serio, jak się wdasz w dyskusję i stracisz kontrolę, to cię scancelują szybciej, niż myślisz!

Michael: ty teraz milczysz, ja napiszę coś od siebie do jutra na blogu i nagram story na insta, które to tak z lekka złagodzi!

Usunąłem to co stworzyłem w notatkach i chciałem się położyć, ale komórka wciąż mi wibrowała. Nie tego się spodziewałem. 

Odpaliłem tiktoka, przerzuciłem parę filmików. Nie mogłem tego tak zostawić, nawet jeśli Mike tak przedstawił sytuację.

Podniósłszy się z łóżka, włączyłem lampkę nocną, roztrzepałem swoje włosy, a potem użyłem dźwięku piosenki Billie Eilish Happier than ever i nagrałem trend z lipsyncując fragment: „'Cause I'd never treat me this shitty. You made me hate this city, and I don't talk shit about you on the internet, never told anyone anything bad. 'Cause that shit's embarrassing, you were my everything and all that you did was make me fuckin' sad. So don't waste the time I don't have and don't try to make me feel bad."

Pierwszy raz nie zwróciłem uwagi na to, czy wyglądam grubo, brzydko, czy nie mam dziwnej miny, albo ogólnie zeza, bez edytowania, zastanawiania się, czy czegokolwiek, zapostowałem pierwszą rzecz, jaką nagrałem i był to jedyny filmik, na moim właśnie upublicznionym koncie na tik-toku, który wrzuciłem od razu na twittera i instastory. Dokleiłem tam też ten roast, jaki Lisa zrobiła na mnie, gdzieś tak w rogu, aby każdy mógł się odnieść.

Musiałem wyłączyć dźwięki, bo mój telefon stał się wręcz wibratorem. Michael także pobrał mój filmik i też dodał go na swoje story, a potem nagle okazało się, że przypadkiem doprowadziłem do scancelowania mojej byłej, ponieważ gdy Vicky podała dalej tego tik-toka, a za nią lajkowali go jacyś randomowi influencerzy, Lisa zdezaktywowała wszystkie konta.

Opadłem w poduszki znów, wypuszczając powietrze przez nos usta.

Calum: stary jesteś bogiem!

Uśmiechnąłem się lekko. Nie jestem bogiem, wykorzystałem fakt, że oboje się z dziewczyną skrzywdziliśmy, a ona przegięła, więc nie dałem się zdeptać, a odpowiedziałem na ogień ogniem.

Otworzywszy oczy dostrzegłem, że Michael dzwoni do mnie na kamerce, dlatego odebrałem patrząc na niego z dołu, przy okazji posiadania trzech podbródków.

- Hej, słonko – przywitałem się. – Wiem, że miałem nic nie robić, ale nie mogłem się powstrzymać.

- Uwielbiam cię, Lu – wyznał. – Naprawdę i wiem, że to bardzo wcześnie, dopiero testujemy rzeczy, siebie i tak dalej, ale... Chciałbym do ciebie przyjechać, mogę?

Poczułem, że moje serce przyspiesza, oblizałem usta, a potem pokiwałem energicznie głową.

- Jasne, odebrać cię z lotniska? – starałem się zabrzmieć na wielce spokojnego, lecz oboje mieliśmy wściekle czerwone policzki i powstrzymywaliśmy ogromne uśmiechy.

- Przyjadę audicą, Calum pozwolił.

- Dobrze, jak sobie życzysz. – Obróciłem się na bok, aby udawać, że chłopak leży naprzeciwko mnie.

Michael spojrzał mi w oczy, oblizując dolną wargę ponownie. To był komunikat „chciałbym cię teraz pocałować" i wiedziałem o tym.

- Ja ciebie też – szepnąłem.

- Wiem, teraz ci wierzę – odparł.

Nie zorientowałem się w tych emocjach, że chyba chodziło o coś innego, bo od razu przeszedł do sedna swojego telefonu.

- Przepraszam, że cię w to wciągnąłem, wiem, że nie chciałeś nigdy takich dram w swoim życiu i nie czujesz się z tym dobrze, ale nie spodziewałem się, że aż tak to wybuchnie, a Lisa dała nam jeszcze perfekcyjną pożywkę do tego, żeby zrobić coś, przez co nasza rozpoznawalność teraz wymiata i...

- Spokojnie, nie obchodzi mnie to, póki nie będę musiał chodzić w ciemnych okularach po ulicy, żeby czasem nie dostać w mordę. Za długo się pieprzyliśmy z tym, żeby ten związek zaczął działać, żebym miał wątpliwości przez coś takiego, w sensie... Jestem zazdrosny o tych kolesi, nie powinienem, ale jestem, tak samo jak nie powiem, że nie zmęczyła mnie ta fala dzisiaj, ale wiedziałem na co się piszę, chciałem wystąpić z tobą u Vic, było super i naprawdę... Nigdy nie czułem się wobec kogoś tak, jak wobec ciebie. Jestem w tobie zbyt szaleńczo zakochany, może to nie jest zdrowe, ale ja też nie jestem zdrowy na psychice i oboje o tym wiemy. – Wzruszyłem ramionami. – Błagam, przyjedź szybko. – Nic nie mówiąc patrzył na mnie bardzo maślanym wzrokiem. – Ale nie za szybko! Tak wiesz, bezpiecznie, żeby nic ci się nie stało, nie chcę się stresować, że kazałem ci jechać szybko, przez co będziesz miał wypadek, czy coś...

- Rozumiem, skarbie, serio, załapałem. – Zachichotał w poduszkę. – Właściwie to chciałem ci coś opowiedzieć, no wiesz, o mnie i tak dalej, ale ta drama wybuchła i nie chcę rozmawiać o trudnych rzeczach przez telefon. – Zmarszczyłem czoło. – Znaczy się... To nie jest nic, co jakoś wpływa na nas, po prostu... Potrzebuję przyjaciela, wiesz? Takiego do wygadania się i w ogóle, brakuje mi ciebie, jak cholera, bo przywykłem, że jesteś dwa pokoje obok.

- Mi ciebie też. – Pokiwałem głową, choć nie powiem, zaciekawiło mnie to, co powiedział. – Najmocniej na świecie, skarbie – odpowiedziałem jego uroczym zdrobnieniem, którego Mike używał wobec mnie praktycznie odkąd się poznaliśmy.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę o najgłupszych komentarzach, którymi ktoś nas określał, a potem nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy. Byłem jednakże pewny jednego – gdyby nie poprzednie pół roku, uznałbym to co wybuchło dziś w sieci za swoją porażkę i totalny stresor. Wówczas... Miałem to nawet trochę w dupie, bo wiedziałem kim jestem, kogo kocham i kim stajemy się oboje. 

__________________

heeej! koniecznie dajcie znać co myślicie, bo mi się bardzo podoba ten rozdział z jakiegoś powodu. Idk bardzo lubię glow up jaki zaliczył Luke i jego rodzina tez, a wy? 

all the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top