post 34: idea ciebie

p o s t 3 4
s o n g: t h e d i f f e r e n c e  -  d a y a

@cliffo.official: moja rada ode mnie na dziś? Nie chodźcie na randki, kiedy naprawdę wam zależy, bo może się czasem okazać, że dobre chęci nie wystarczą.

@l.penguins podał/a twój post dalej

@vogule: michael clifford (insta: cliffo.official) znowu wyszedł z tym samym gościem, z którym wrzucał setki stories od ostatnich paru miesięcy, czyżby nowy związek?

@harrystylesbaby_: sksks ten chłopak michaea powinien być modelem, jest super słodki, a jego podbródek mógłby ciąć drewno!

@pattylovescookies1: chodzę do szkoły z bratanicą luka, mówiła, że muke is real

@cheesterfutbolstanaccount: o nie mogę, wiedziałem, że luke skończy z typem!!

@cal.pal: @cheesterfutbolstanaccount daj mu spokój pls, nie pod publicznymi postami

@lisaluvsariana: @cal.pal a czego się spodziewałeś? Że luke randkując z internetowym celebrytą nie będzie rozpoznawalny? Lol

@lesbijskamoc: zostawcie mojego wujka w spokoju!

@l.penguins: lool

@lesbijskamoc: @l.penguins twoje „lool" wygląda jak cycki z uniesionymi rękami luke

@l.penguins: @lesbijskamoc nope, to są pośladki

@cal.pal: @l.penguins @lesbijskamoc każdy widzi to co chce widzieć

@lisaluvsariana: @l.penguins @lesbijskamoc czy każdy hemmings jest gejem?

@lesbijskamoc: @lisaluvsariana tak, a co?

@l.penguins: jestem niezmiernie szczęśliwy, że moje nazwisko teraz dumnie wisi sobie w sieci, zawsze można na ciebie liczyć, Lisa :-)

@vogule: michael clifford i luke hemmings są razem!

@vickyamazingmakeup: @cliffo.official mike, chcę pomalować powiekę twojego chłopaka!

@cliffo.official: @vickyamazingmakeup ojej, ja mam chłopaka?

@lisaluvsariana: @cliffo.official @l.penguins kłopoty w raju?

@vogule: michael clifford i luke hemmings - nowy ship internetu, oboje właśnie zablokowali konto @lisaluvsariana

@lesbijskamoc: @vogule @/lisaluvsariana to była dziewczyna luka pozdro z fartem

*

Chodząc na randki miałem doskonałe plany w głowie, jak przebiegnie spotkanie i gdy ktoś nie zgadzał się ze mną do końca, z reguły potrafiłem sprawić, że zmieniał zdanie diametralnie, bo wierzył, że jestem w stanie go uszczęśliwić, choćby sam nie znał własnych potrzeb. Może w tym był mój problem? Uwielbiałem robić wszystko po swojemu i rzadko zmieniałem pierwotny koncept, aby dopasować się do cudzego komfortu, a jednak moje randki nie narzekały! Ashton kiedyś zasugerował, że oni po prostu boją się, że zjadę ich od góry do dołu w sieci, ale przecież jeżeli godziłem się umówić bez napisania później posta, jaki ta osoba mogła mieć strach?

 Nie mieszałem przyjaciół w ten światek, nie obligowałem do uczestniczenia w moich wpisach, albo nie wkręcałem ich w dyskusję na stories, czy youtubie o tym, jak wygląda ich życie randkowe. Pojawiali się w postaci zdjęć, albo właśnie krótkich filmików, bo ten kontent również aprobowali moi obserwujący, aczkolwiek bezpośrednio żaden facet, nawet Calum, nie istniał w social mediach jako mój partner, czy moja randka.

Nie chciałem ukrywać Luke'a, bo nie było w tym żadnego sensu. Ludzie wiedzieli, że kręcimy się w jednej paczce znajomych, choć nigdy nikt nie zasugerował czegoś więcej. Albo ja zwyczajnie tego nie zauważyłem. Susie miała opinię na nasz temat wynikającą z Internetu. Jej dziewczyna, a potem parę innych osób, które pisały pod moimi zdjęciami: „pokaż ładnego blondyna!" również, co uznawałem za całkiem rozkoszne, ponieważ Luke był bardzo ładnym blondynem.

Nie miałem problemu z umawianiem się w miejscach publicznych, raczej nie sięgnąłem tego poziomu sławy, aby nie móc spokojnie przejść, choć gdy usiedliśmy z Hemmingsem w kinie, kilka nastolatek spojrzało za nami chichocząc.

Przyszliśmy na bajkę, to znaczy... Na film animowany o chłopcach-stworkach morskich, bo Luke bardzo chciał to zobaczyć, ale po nieplanowanym McDonaldzie, którego zaliczył wskutek zwierzęcego, popracowego głodu, zrobił się ospały. On próbował wypocząć, a ja poczułem dyskomfort, bo tamte laski ciągle zerkały na nas i czułem ten nieprzyjemny typ wzroku na sobie. Dlatego nie mogliśmy się skupić.

- Wszystko okej? – Obniżyłem się trochę na siedzeniu, patrząc po Luke'u, który zaczął trzeć oczy, jednak pokiwał głową na tak, a potem popił colę z plastikowego kubka.

- A u ciebie? – Opatulił się szczelniej własnym płaszczem. Ja swój ściągnąłem.

- Też – odparłem, gdyż pomyślałem, że jeśli powiem mu o obserwujących nas dziewczynach, zepnie się.

Film leciał już od dobrych dziesięciu minut, tym samym musieliśmy zachować wszelkie rozmowy na później. Myślałem, że raczej oboje będziemy chcieli gadać, albo zaczniemy patrzeć na siebie wymownie, czy nagle wsadzimy dłoń do jednego opakowania popcornu, co się nie stało, bo ja byłem jakby w innym świecie, zbyt przejęty tym całym wydarzeniem z atmosferą ważnego spotkania w tle, natomiast Hemmings... Zasnął.

Przewróciłem oczami, gdy przez sen położył skroń na moim ramieniu, ale objąłem chłopaka i zacząłem drapać go delikatnie po karku pod materiałem szalika. Mój policzek wylądował w jego włosach. Wcześniej nie mieliśmy okazji pójść razem do kina, ani w sumie obejrzeć nic, co oboje bardzo chcieliśmy zobaczyć, a zatem zrobiło mi się trochę przykro, że nie ma w nas takiej ekscytacji, na jaką liczyłem. Z drugiej strony to był dla niego długi, trudny dzień, więc może ta chwila snu była bardziej potrzebna, niż mogłem się spodziewać?

Czy my zamieniliśmy się rolami i teraz on robił rzeczy po swojemu, a ja rozkładałem każdą pierdołę na czynniki pierwsze? A może zależało mi za bardzo, aby to wypaliło? Jest też szansa, iż naciskałem na randkę tego wieczoru specjalnie, chcąc potwierdzić swoją tezę, że nie nadaję się do bycia z jednym człowiekiem, jakby moja podświadomość robiła mu test, czy jest w stanie sprostać moim oczekiwaniom. Jednak to nie był konkurs i za dobrze zdołaliśmy się poznać, aby to cokolwiek zmieniło. – Cholera, chciałbym aby ktoś powiedział mi to wówczas.

*

Drażniące, jasne światło latarki smagało moją twarz, a zapachy drogiego olejku do kręconych włosów oraz popcornu maślanego mieszały się ze sobą, dając dziwną, przyjemnie znajomą mieszankę, która przypominała mi o czymś związanym z domem. Przebudziłem się ze snu, w moim mniemaniu trwającego dwie wiosny. Miałem silną dłoń zaciskającą skrawek mojego swetra na sobie, zostałem trochę ośliniony, poza tym przekładałem jedną nogę przez cudze kolano. O dziwo nie znajdowaliśmy się z Lukiem w łóżku, albo we wspólnej, akademickiej kuchni, gdzie drzemka miałaby więcej sensu. Dalej byliśmy w kinie, a ja nie miałem pojęcia jaka wybiła właśnie godzina, co miało znaczenie, bo potrzebowaliśmy nie spóźnić się do włoskiej knajpki z najlepszymi makaronami, gdzie zrobiłem sobie i Luke'owi absurdalnie drogą rezerwację jeszcze w zeszłym tygodniu.

- Panowie, film już dawno się skończył – znudzona pracownica ochrony kina chrząknęła patrząc na nas z politowaniem.

- Jasne, już idziemy, przepraszam. – Luke powstrzymał głupi chichot, a gdy wstał, przy okazji odplątując się ze mną z uścisku, jego bluza wysypała trochę popcornu. – Ups? Posprzątam to... - Kucnął.

- Nie trzeba, po prostu sobie idźcie, bo zamykają galerię.

Słysząc ostatnie słowa, aż otworzyłem oczy szeroko. Było po dziewiątej, to znaczy, że nasza rezerwacja naprawdę przepadła, a wybrałem najlepszy stolik, z pięknym widokiem na rozświetlone nocą miasto, gdzie moglibyśmy rozmawiać o sensie egzystencji, racząc się kwaśnym winem i zachodząc rumieńcem na każde muśnięcie dłoni.

- Kurwa – wymsknęło mi się, gdy narzuciłem na ramiona własny płaszcz. Spojrzałem w telefon, chcąc jak najszybciej znaleźć numer do restauracji, by być może coś jeszcze temu zaradzić.

Pani ochroniarz nieustannie tupała butem, zawstydzony Hemmings prawie potknął się o własne nogi wstając z kucek, więc upadł mu na szczęście pusty kubek.

- Chodź już! – zawołałem do niego zbiegając po schodkach. Przy okazji przyłożyłem komórkę do ucha, a gdy chłopak wreszcie do mnie dołączył, ziewając jeszcze, pociągnąłem go za przedramię do drzwi obrotowych, abyśmy zdążyli dotrzeć na najbliższy przystanek.

- Mike, spokojnie, zwolnij... - mruknął. – But mi się rozwiązał.

- Ja pierdolę, zawiążesz go w autobusie, no chodź. – Pociągnąłem Luke'a mocniej.

Opuszczone, gotowe do wygaszenia budynki miały swój przerażająco piękny klimat. Na okres świąteczny całe centrum handlowe było bogato przyozdobione, a to, że zostało kilka chwil do całkowitego zamknięcia, sprawiło, że mogliśmy widzieć miliony małych, złotych światełek bez zgiełku rotujących ludzi dookoła, lecz nie zwracałem na to tak wielkiej uwagi, jak na fakt, że bardzo chciałbym wrócić do planu!

- Poczekaj! – Nadepnąwszy na własne sznurowadło, Luke chwycił się mojego ramienia, aby nie upaść, więc przypadkiem rzuciłem telefonem.

Uderzenie urządzenia o posadzkę wydało donośny łoskot przerywany dźwiękiem ostatniego Last Christmas w głośnikach. Ja sam musiałem złapać równowagę, dlatego Hemmings przyklęknął na jedno kolano, by jakkolwiek nas ustabilizować, bo wręcz zaatakował mnie od tyłu, ciągnąc za mój szal.

- No i chuj – syknąłem wściekły, patrząc z góry na to, jak Luke wiąże buta. – Nie mamy już czasu. – Podniosłem telefon z ziemi, uruchamiając go ponownie. Może i pękł mi ekran, ale przynajmniej się nie rozlał.

Nic mi na to nie odpowiedział, nie poczułem nawet, że patrzy na mnie w bardzo zimny, obrażony wręcz sposób, po czym oboje niezadowoleni wytoczyliśmy się z monumentalnego budynku. To nie był dobry moment, aby wychodzić, bo z nieba lało się samo zło, to znaczy deszcz ze śniegiem, a na dodatek wzmógł się paskudny wiatr.

- Możemy wracać do akademika?! – zawołał nakładając swój szalik na głowę, aby chronić zwłaszcza uszy. Lekko zadrżał. No tak, Luke spędził cały seans w ubraniach wierzchnich, zatem w tej sytuacji nie dawały mu zbyt wiele ciepła.

- Chcesz już iść?! – zmarszczyłem czoło. – Poczekaj, może uda mi się odzyskać naszą rezerwację! – Kiedy ponownie wybrałem numer, Luke patrzył w swój telefon, dlatego widząc, że wcale się nie rusza, musiałem raz jeszcze zacząć ciągnąć go za rękaw do metra, gdyż wszystkie nasze autobusy odjechały.

- Jadłem maca parę godzin temu, to nie jest takie ważne, pójdziemy na makaron innym razem! – Próbował przekrzyczeć wiatr.

- Miałem rezerwację, gdybyś nie zasnął...

- Ty też zasnąłeś, hipokryto! – Wyrwał mi swoje przedramię.

- Nieważne, szybciej, dojedziemy sobie do centrum następnym pociągiem! – Być może knajpa nie odbierała, ale w tamtym rejonie znajdowało się ich całe mnóstwo. – Coś wymyślimy!

- Mikey, jest mi zimno!

- Rozgrzejesz się w metrze, słowo!

- Ugh. – Luke przewrócił oczami, ale posłusznie poszedł za mną.

Pierwsza dziurka w ścianie jego wytrzymałości na moje fimery została rozgrzebana.

*

Kiedyś powiedziałem, że ładne, estetyczne zdjęcia to tylko zdjęcia i są ułamkiem długiego dnia, jaki ktoś przeżył. Miałem rację, bo z naszego wieczoru dałoby się wyciągnąć całkiem sporo ujęć, aby ktoś potem mógł stwierdzić, że chce przeżyć taką noc. Osobiście wolałbym już tego nigdy nie powtarzać.

Nowojorskie metro jest legendą i kunsztem największej patologii tego miasta, bo kłębi się w nim cały przekrój ludzi począwszy od turystów, przez bezdomnych, matki z dziećmi, aż do nowobogackich korposzczurów próbujących żyć eco. Raczej wolałem wykorzystywać taksówki oraz autobusy, aby dostać się z punktu a do punktu b, a jednak bywały takie dni, że nic innego nie jawiło się jako szybszy środek transportu i pech chciał, że na tej randce tak się właśnie stało.

Mieliśmy z Hemmingsem szczęście, ponieważ udało nam się wcisnąć prawie na sam tył wagonu, zanim do środka wtoczyła się cała horda poszukujących siedzenia osób. Udawaliśmy, że nikogo nie widzimy, bo Luke marzł, natomiast stanie wśród przekroju różnie pachnących ludzi mogłoby go doszczętnie już zirytować i poskładać. Rzeczywiście miał wtedy całkiem negatywne nastawianie do wszechświata, a mnie to mierziło, bo naprawdę się starałem, aby jeszcze jakoś ratować tę randkę! Chłopak nawet nieszczególnie chciał rozmawiać, ewentualnie uśmiechał się, lub kiwał głową, gdy ja próbowałem zacząć jakikolwiek temat. Niby zapomniałem, że wstał o piątej rano i spędził cały dzień na najwyższych obrotach.

- Jestem na nas zły, bo chciałem serio zobaczyć tę bajkę – wypaliłem wreszcie, nie chcąc dłużej przynudzać mu o swoim wypracowaniu, którym zaliczyłem ćwiczenia na pięć, a zatem zostałem zwolniony z egzaminu na wykładzie.

- Znajdziemy ją w internecie. – Luke wzruszył ramionami. – Może... Może nawet teraz? Pojedziemy do akademika i puścimy ją sobie, zrobisz mi to dobre kakao? Chociaż pewnie zaś zasnę. – Zasłonił usta dłonią, bo ziewnął.

- Nie wracajmy jeszcze, nie będziemy chyba siedzieć z Calumem, albo z Ashtonem.

- Wywalimy Caluma do Ashtona.

- Wiem, że skopałem z tą rezerwacją, ale znajdziemy coś fajnego, no weź. – Szturchnąłem chłopaka w bok. – Może sushi?

- Kiedyś zjadłem sushi i spędziłem dwa tygodnie wyrzygując własne flaki, nie dziękuję. – Pokręcił głową.

- Musiałeś więc próbować złego sushi.

- Mhm, nie chcę w takim razie ryzykować, że kolejne będzie złe.

- Daj spokój, takiego na jakie cię mogę dziś zabrać nigdy nie jadłeś.

- No. I wcale nie chcę.

Westchnąłem. Okej, makaroniarnia i azjatycka kuchnia odpadły. To wcale nie tak źle, wciąż mieliśmy wybór. Moglibyśmy w ostateczności wziąć kebaba i przejść się na spacer. I tak planowałem spacer, a deszcz tylko zachęciłby nas do romantycznego pocałunku – pomyślałem. Chciałem dać Luke'owi niezapomnianą randkę, aby nigdy nie pomyślał sobie, że... Ktoś inny mógłby zabrać go na lepszą.

Jak na złość, gdy tylko to wpadło mi na myśl, metro stanęło. Zmarszczyłem czoło. Nie dotarliśmy do swojej stacji, poza tym drzwi zostały zamknięte.

- Co się dzieje? – Rozejrzałem się.

- Chyba jakaś awaria – odparł nastolatek stojący przy pręcie obok nas.

- Serio, akurat dziś?! – Jęknąłem odchyliwszy głowę.

- Mówiłem, żebyśmy wracali do domu. – Luke spojrzał na swoje paznokcie, dlatego zmordowałem go wzrokiem. – No co? – Rozsiadł się w fotelu wygodniej, aczkolwiek mocniej zaciągnął poły płaszcza by się szczelniej okryć.

- Może to tylko na parę minut. – Uniosłem się lekko, aby zobaczyć reakcję pozostałych podróżników.

- Oby, bo im szybciej ruszymy, tym szybciej wrócimy do domu...

- Luke, kurwa.

Prychnął, ja też prychnąłem.

Skoro nie chciał iść dziś ze mną na randkę, mógł przełożyć to na po świętach, ale ja wszystko zaplanowałem i jak widać każda, najmniejsza pierdoła była przeciwko tym planom, włącznie z jego bucowatym, wynikającym z niewyspania nastawieniem... Może rzeczywiście już mu się znudziłem? Byłem przekonany, że Luke się wręcz zapiszczy na amen, gdy zabiorę go na randkę. Cóż, nic bardziej mylnego, bo nie dotarliśmy jeszcze na kolację z kina, a już oboje mieliśmy na siebie nawzajem focha.

Opadłem na swoje miejsce wkurzony, zaciskając ramiona na piersiach tak mocno, że odniosłem wrażenie, iż moja własna złość mnie rozgrzewa.

*

Parę minut zamieniło się w pół godziny, podczas którego oboje z Lukiem, zamiast rozmawiać zaczęliśmy przeglądać komórki, nie chcąc narażać się na kolejny wybuch frustracji między nami. On tego nie rozumiał... Ja naprawdę liczyłem, że to wyjdzie idealnie. Przestałem wierzyć w nasze dotarcie do jakiejkolwiek restauracji innej niż dwudziestoczterogodzinny fastfood, a zatem musiałem przełknąć wygraną Hemmingsa w tym, aby dotrzeć do akademika w prędkości światła, najlepiej taksówką, gdy już uda nam się wydostać ze śmierdzącego, zagrzybiałego metra. Cieszyłem się, że większość młodzieży powpuszczała staruszki, aby się rozsiadły, bo przynajmniej ja nie musiałem tego robić, a gdy podeszła do nas jakaś blondyna około czterdziestki, bo jej fotel uwierał ją w tyłek, Luke wyśmiał kobietę słowami:

- No chyba sobie pani kpi, ja się stąd nie ruszam.

Nie odzywaliśmy się do siebie, zatem pomyślałem, że może chce, abym to ja zmienił miejsce, więc z dwojga złego mógłbym to zrobić. Jeśli jakaś moja randka nie działała, kończyłem ją. Tę też powinienem skończyć w taki sposób? Zresztą... Co to była za randka? Jednakże unosząc tyłek, zostałem przez Luke'a mocno pociągnięty za ramię.

- Mój kolega też nie – dokończył.

Okej, to znaczy, że zrobił się cięty na dosłownie wszystkich, nie tylko na mnie. Ciekawe tylko, czy z mojej winy?

Gdy oburzona baba odpuściła sobie nas, nagabując innych pasażerów, przeniosłem na chłopaka spojrzenie, które zostawiłem na jego profilu trochę zbyt długo, aby mógł to zignorować, tym samym głęboko odetchnął i mi skinął.

- Co cię dziś ugryzło? – mruknąłem.

Luke rozchylił usta. Znów zapadła między nami dłuższa chwila milczenia, zwieńczona jego kpiącym śmiechem niedowierzania.

- Serio? Jestem wykończony i... Wolałbym dziś farbować ci włosy – wskazał do wnętrza mojej torby, dostrzegłszy tam preparat – niż tłuc się po zakorkowanym, zimnym jak cholera mieście, a ty zamiast mnie zrozumieć, zachowujesz się, jakby zmiana planów była dla ciebie końcem świata.

- Bo zaplanowałem tę randkę tak, żeby było ci dobrze, myślałem, że lubisz makaron i bajki... To znaczy filmy animowane. – Mimo złości zmieszanej ze zmęczeniem w jego wzroku, zauważyłem, że Luke lekko zmiękł, kiedy się poprawiłem. Posłał mi bardziej ciepły uśmiech.

- Lubię, ale nie po tak ciężkim dniu gdzieś na końcu miasta, a nie w cieple.

- Mogliśmy to przełożyć – szepnąłem robiąc znaczącą minę.

- Na kiedy? Na po świętach?

- Jutro.

- Jutro jestem w pracy znowu od rana, a potem ty idziesz do tej facetki od makijaży, a skoro wstaję o piątek kolejny dzień pod rząd, średnio mi się widzi błąkanie po tym kurwidołku nocami. Myślałem, że to rozumiesz...

Luke siedział od okna, dlatego obrócił się w moim kierunku, opierając łopatki o metalową ścianę za sobą, po czym podciągnął nogę w znów rozwiązanym trampku na fotel. Przewróciłem oczami, sięgając do jego sznurowadeł.

- Dziwisz się, że masz zatkany nos i boli cię wiecznie głowa, skoro chodzisz zimą w szmacianych butach – palnąłem, robiąc wstążeczkę.

- Takiego cię lubię – wyznał.

- To znaczy?

Posunąwszy wzrokiem od jego kolana, przez szyję, brodę i nos, aby spojrzeć Luke'owi w oczy, odnalazłem w tym błękicie więcej fascynacji, niż przez cały ten dzień. Oblizałem lekko dolną wargę, a potem, z braku laku, ułożyłem podbródek na jego nodze. 

- Zatroskanego o mnie. – Pogłaskał moje włosy, a potem też policzek. – Kiedy naprawdę wiem, że cię obchodzę i w ogóle.

Chrząknąłem, bo przez zimno sam miałem podrażnione gardło, ale wtuliwszy bardziej buzię w jego dłoń, odkryłem, że jest zimniejsza, niż bym sobie tego życzył na jego miejscu, dlatego ująłem ją we własne palce, a potem znalazłem drugą rękę Luke'a, ułożoną na jego brzuchu. Zamknąłem je obie w swoje, pocierając o kostki chłopaka, by go ogrzać. Uśmiechnął się szczerze.

- Zawsze mnie obchodzisz – mruknąłem. – Dlatego jestem dziś spięty i skupiony na planie randki, bo... Chciałbym, żeby była dla ciebie najlepszą, na jaką ktokolwiek, kiedykolwiek cię zabrał. No wiesz, żebyś w przyszłości spotykając się z innymi typami powiedział: „sorry, byłeś dobry, ale Michael Clifford był lepszy".

Luke uniósł jedną brew, ja sam zaśmiałem się cicho, aby zbić niezręczność wynikającą z braku odpowiedzi, bo właśnie tym mnie uraczył, do momentu, gdy nie zapytał:

- Innymi typami?

- Mhm – mruknąłem. Moje serce zabiło szybciej z nerwów. Wszedłem na te rejony, bo sam poczułem zmęczenie, poza tym... Ta rozmowa z Lisą... Musiałem zacząć drążyć, nie byłbym sobą, gdybym tego nie zrobił. – Musisz chyba zacząć się z kimś umawiać i...

- Michael, właśnie jestem na randce z tobą. – Obróciwszy rękę, ścisnął moją jedną dłoń. – Nie chcę na ten moment spotykać się z nikim innym.

- Na ten moment... Myślę, że powinieneś chociaż spróbować, bo wiesz... Ty i ja... Jestem twoim przebudzeniem w tym świecie...

- Jakim świecie? – wszedł mi w słowo, a gdy usłyszałem twardość głosu Luke'a, ponownie się wyprostowałem i zabrałem dłonie, chowając je do kieszeni, by móc rozmawiać z nim w bardziej bezpiecznej odległości. – Mike?

- W gejowskim świecie? – zasugerowałem szeptem. – Rozmawialiśmy już o tym...

- O tym, że podoba mi się „idea ciebie"? – Luke zrobił nawet cudzysłów w powietrzu palcami. – Myślałem, że to przerobiliśmy, minęło trochę czasu od wtedy, coś się zmieniło, mam rację? Rozmawiamy, kręcimy się ze sobą, poszedłem z tobą na cholerną randkę, bo powiedziałeś, że jeśli zaliczymy ich kilka spędzimy razem Nowy Rok. Myślisz, że robię to wszystko z „ideą ciebie"?

- Nie, ale...

- Ale co? – Chłopak wybrał tego wieczoru agresję, czemu nie powinienem się dziwić, bo Calum mnie ostrzegał, zresztą zdołałem wytrącić go z równowagi już w chwili, gdy upadł przeze mnie, nie przede mną, na kolana w galerii.

- To, że lubisz chłopców jest czymś nowym na twój temat, co wiesz, myślę, że... Kurwa. – Przetarłem twarz dłonią, bo nie wiedziałem, jak to delikatnie ująć, aby dodatkowo Luke'a nie urazić swoim komentarzem. Tym razem mi nie przerwał, a cierpliwie czekał, z pulsującą wręcz na czole żyłką. – Lisa powiedziała mi, że potrzebujesz... - Uniósł obie brwi, a jego wzrok stał się zimny i wściekły jednocześnie. – Też nie tak...

- Mike, może lepiej nic już nie mów? – zasugerował. – I może lepiej zamień się miejscami z tamtą panią?

- Nie, skoro już zacząłem to skończę. – Zacisnąłem ręce w pięści. – Boję się, że jeśli cię teraz do siebie uwiąże, to będzie złudne i na podstawie jakiegoś uniesienia, a kiedy pojawi się kolejny facet, jaki spodoba ci się naprawdę, a nie tylko dlatego, że przy nim poznałeś swoje prawdziwe ja, to mnie dla niego zostawisz, albo mnie z nim zdradzisz, a ja nie chcę, żeby to się stało i bardzo boję się być porzuconym, okej? Poza tym... Cholera, naprawdę się w tobie zakochuję, o czym oboje wiemy, więc...

- Jak możesz sądzić, że się we mnie zakochujesz i mieć o mnie takie zdanie? – Luke skrzyżował ramiona, a jego policzki zapłonęły.

- Zdradziłeś ją ze mną.

- Bo byłem gejem zawsze, Lisa jest kobietą, a ty jesteś przepiękny i przezabawny, i... I widocznie projektujesz na mnie jakąś traumę, nie wiem Michael, nie planuję więcej milestone'ów w moim życiu pod tym względem, poza tym skoro naprawdę tak nisko mnie cenisz...

- Nie cenię cię nisko, po prostu chciałbym, żebyś się porządnie wyszalał i potem, być może wybrał mnie? Być może do mnie wrócił?

- Nie każdy musi się kurwić, żeby wiedzieć czego chce od życia. – Kiedy to powiedział, sam wstał, ale zamiast zamienić się z kimś miejscami, zwyczajnie chwycił się fotela kogoś z dala ode mnie.

Zabolało mnie to o „kurwieniu", choć Luke'a musiały zaboleć moje słowa, czemu w sumie się nie dziwiłem, bo oboje mieliśmy zupełnie inne punkty zapalne. Gdyby mi na nim nie zależało, nie byłbym zły i zraniony. Naprawdę wiele dojrzałości kosztowało mnie wtedy niepodejście do niego i niewszczęcie kłótni.

Przetarłem twarz dłońmi, obejmując własne kolana.

Pieprzyć tę randkę, sam chciałem już do domu.

*

Wróciliśmy do akademika w tym samym czasie, bo jak na złość oboje uznaliśmy, że autobus będzie szybszy, niż taksówka, ale w ramach buntu usiedliśmy jeden na końcu, drugi na przodzie pojazdu. I tak minęła dobra godzina, zanim wreszcie metro ruszyło, więc zdołaliśmy przemyśleć swoje, zezłościć się, potem zasmucić, a koniec końców dotrzeć do tego etapu zrezygnowania, że jedyne rozwiązanie stanowił sen.

Mimo to nie czułem się ani trochę komfortowo przez tę kłótnie. Obiecałem sobie, że to będzie randka idealna, nie taka z wielkim dramatem w tle, bo dałem się sprowokować Lisie, a na domiar złego, sam byłem zadufany we własnej wizji wieczoru, który nie odpowiadał wyczerpanemu chłopakowi.

Miał prawo się wściekać i fochać, ale nie powinien wyrzucać mi czegoś, co należało do całej serii moich słabości, po tym jak otworzyłem się przed nim, jak przed nikim innym wcześniej. To nie był koniec tej rozmowy, czego miałem świadomość, a skoro Luke nie zamierzał rozmawiać ze mną dalej, bo idąc do akademika unosił wysoko brodę, ignorując każde moje „zaczekaj, pogadajmy", mógł chociaż powiedzieć mi, że wrócimy do tego innym razem, albo literalnie cokolwiek!

Całą drogę z przystanku lało jak z cebra. Miałem przemoczone nawet bokserki, a sam nie chciałem chorować na święta, więc obejmując ramiona przyspieszyłem korku, doganiając wyprzedzającego mnie wcześniej chłopaka.

- Możesz dać mi chociaż chwilę?!

- Michael, nie chce mi się dzisiaj, jestem zmęczony i jest mi przykro, co mam ci więcej powiedzieć?! – odwrzasnął.

- Sam nie wiem! – jęknąłem zirytowany. – Postaw się na moim miejscu...

- Okej, postawię się na twoim miejscu, widziałeś, że jestem zmarnowany, zasnąłem w kinie, dlatego zacząłeś ciągnąć mnie na siłę za sobą, po czym stanęło nam metro, więc powiedziałeś mi, że mi nie ufasz i na pewno cię zdradzę! Tada!

Przekrzykiwaliśmy ulewę tak jak wcześniej wiatr.

- Wiem, że zjebałem!

- Totalnie!

Luke zaczął biec gdy byliśmy bliżej wejścia, aby przestać moknąć jak najszybciej, a zamiast potrzymać mi drzwi, czy w ogóle zaczekać, po prostu nimi trzasnął, równo przed sekundą, nim zdołałem je złapać.

- Możesz przestać robić scenę? – Zapytałem, gdy go dogoniłem. – I czy możemy znaleźć jakiejś miejsce, żeby serio porozmawiać, myślę, że na to zasługuję, bo w tej chwili obrażasz się na mnie po tym, jak mówię ci o swoich obawach. – Szarpnąłem go za ramię, dlatego zamiast czekać pod windą, Hemmings cofnął się i wybrał schody.

Westchnąłem głęboko. Musiałem być naprawdę mocno zakochany, skoro dalej podążyłem za nim na nasze piętro, ignorując zainteresowanych gapiów.

Gdy natomiast dotarliśmy na górę, zorientowaliśmy się, że Caluma i tak nie ma, więc przestrzeń mieliśmy, pozostały wyłącznie chęci. Luke otworzył pokój kluczem, spojrzał sobie przez ramię, by mnie dostrzec i rozważyć za oraz przeciw. Mówiłem, że miałem dla niego kwiatki... Tak samo jak różowy, fiolkowany brokat leżący obok zawiniętego w papier bukietu, który stał na biurku, czekając tylko aż wróci z naszej „cudownej randki", by jeszcze raz zachichotać na samo wspomnienie o mnie. 

- Okej, niech będzie, pogadajmy – powiedział ciszej, wpuszczając mnie do środka za sobą.

Poczułem małą ulgę, bo w sumie chłopak mógłby wracać już do Atlanty na przerwę świąteczną, a zatem mielibyśmy nie zobaczyć się naprawdę długo... Nie zamierzałem zostawiać tego w taki sposób.

- Po pierwsze dotknął mnie twój tekst o kurwieniu – powiedziałem.

Luke tym czasem zrzucił z siebie przemoczony płaszcz, a zaraz po nim bluzę i koszulkę, którą miał na sobie, więc automatycznie mój wzrok uciekł na jego klatkę piersiową. Oblizałem usta. Nie, nie, nie... Nie mogliśmy znów ulegać silnym, złym emocjom, więc obróciłem wzrok, przełykając ciężko ślinę. 

- Wybacz, źle dobrałem słowa, chodziło mi o to, że nie jestem taki jak ty i nie muszę mieć wielu partnerów, aby czuć, że moje życie uczuciowo-erotyczne ma sens... Rozbierz się, teraz to ty będziesz chory. – Rzucił mi swój sweter i dresy na materac Caluma, a zaraz za nimi ciepłe skarpetki. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz gdy to zrobił, a później sam zacząłem się rozbierać. – Nie chcę, żebyś oceniał moje uczucia do ciebie przez pryzmat tego, że czegoś nie robiłem, albo nie chcę robić, bo prawda jest taka, że nie chcę nikogo innego, nie czuję takiej potrzeby, a idea uprawiania bezemocjonalnego seksu z kimś obcym, całowania kogoś obcego... Całkiem mnie przeraża. Mam na myśli zupełnych nieznajomych... Wiem co do ciebie czuję, Michael i to była... Jest ta pierwsza rzecz, która była tak silna, że postawiłem się swoim starym, że podważyłem w ogóle cokolwiek. Mam trudności w bronieniu tego co czuję, wiem o tym, uczę się to zmieniać, dlatego jest mi okropnie przykro i czuję się głupio, kiedy temu zaprzeczasz. Myślałem, że dobrze mnie znasz i wiesz o tym, że zawsze widzę i wybieram tylko ciebie. 

Zamilkłem na moment. Zostałem w mokrych rzeczach od połowy, bo zastygłem wręcz nie potrafiąc nawet konkretnie odbić tego, co padło z ust Luke'a. Byłem w szoku do tego stopnia, iż gdy on zmienił ubrania, skupiłem się na tym, że naprawdę ma bardzo zmęczony wzrok, a nie strasznie seksowny tyłek.

- Powiesz coś? – Założył kaptur bluzy na mokre włosy. – Chciałeś rozmawiać.

- Tak – chrząknąłem. – Tak, przepraszam, po prostu... Nie mogę uwierzyć, że jest na świecie ktoś, kto wybiera mnie i dałem się sprowokować Lisie, która chyba próbowała nam namieszać...

- Mike, jeśli nie jesteś mnie pewny i taka prowokacja na ciebie działa, to może rzeczywiście nie powinniśmy nawet próbować być razem?

Poczułem, że serce mi spada aż do pięt, kiedy Luke to powiedział. Przez cały ten czas, gdy spotykaliśmy się ze sobą rano, a potem jeszcze podczas zajęć, by zakończyć dzień pijąc wspólnie kakao... Czułem, że on nie jest w stanie wycofać swojej propozycji, jaką złożył mi będąc pijanym w łazience. Że tylko się upewniam i to do czegoś dobrego zmierza, aczkolwiek Hemmings mógł się wściekać i mógł zmienić zdanie, bo rzeczywiście chyba go bardzo zraniłem.

- Boję się, że to nie wypali, bo... Sam nie wiem, nigdy nie miałem takiej relacji, nigdy na nikim nie zależało mi w ten sposób, więc sam zaczynam to sabotować, przepraszam... Przepraszam, że dopuściłem do siebie tę myśl, jakbym ci nie ufał, ale to nie jest prawda, ja chyba żyję w dziwnym przekonaniu, które jest żałosne, ale jest, że każdy koniec końców znajdzie kogoś lepszego, niż ja, że jestem fazą, etapem przejściowym, czymś wielkim, co zaraz znika w cudzym życiu i boję się ci o tym mówić, bo jeśli uspokoisz mnie, tak jak chcesz zrobić to teraz... - Luke rzeczywiście do mnie podszedł, lecz zamiast mnie objąć po prostu stał tak przez chwilę. – To ci ulegnę i temu uczuciu, więc będziemy razem, a jak zrobisz się nieszczęśliwy, jak sam zacznę cię unieszczęśliwiać, to nie odejdziesz, tak jak nie odszedłeś wcześniej od Lisy, żeby nie spełniać moich lęków, ale chyba bardziej boję się teraz cię unieszczęśliwiać, niż nie mieć cię wcale.

- Chciałem... - Podrapał się po karku. – Chciałem ci pomóc się przebrać, bo dalej jesteś przemoczony.

- Och... Dzięki.

Przez kolejne kilka minut Hemmings trawił to, co powiedziałem. Usiadł na swoim łóżku, zacząwszy obserwować brokat we flakonie, a ja zmieniłem ubrania, zajmując miejsce na materacu Caluma, bo nie chciałem wtedy wychodzić, a bałem się zabić naszą przestrzeń.

Może nie powinienem tego mówić?

- Chcę znać twoje zmartwienia – szepnął w końcu. – I wiedzieć jak się czujesz... Może nie jestem specem od związków, ale wydaje mi się, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć na samym początku jakie dokładnie będą i czy będziemy z kimś szczęśliwi, Mike. – Pokiwałem głową, opierając się o ścianę. Luke zrobił to, czego ja nie umiałem, bo wstał i zajął miejsce obok mnie. – Wiem tyle, że jest mi przy tobie lepiej, niż bez ciebie i jeżeli ty też się tak czujesz, to to jest ten powód, dla którego powinniśmy spróbować.

- Luke...

- Wiem, że uważasz, że kiepsko się znamy, ale robimy wokół tego tak wielką rzecz, że to zaczyna się robić męczące. Ty nie byłeś na żadnej, innej randce, niż ten flop dziś od stu lat, ja nie chcę nikogo innego, chociaż śmiało mogę ci powiedzieć, jacy faceci z naszych studiów są gorący, ale nie chcę ich całować, bo to o tobie myślę, zanim zasnę i to twoje perfumy doprowadzają mnie do białej gorączki. Skoro nie jesteśmy ze sobą, ani bez siebie, to czym jesteśmy, do cholery?

Obróciłem głowę patrząc na niego z rozchylonymi wargami. To była ta noc, podczas której Luke o wiele lepiej sobie poradził ode mnie, a patrząc w ten piękny odcień błękitu, jaki odbijały jego oczy, doszedłem do tego, że zakochany to jestem już długo, a teraz chyba powoli zaczynam go kochać, o ile miłość jest równoznaczna z chęcią przewracania na kogoś oczami, podczas dawania mu całego świata.

- Nie mam pojęcia – wyznałem. – Boję się.

- Ja też się boję i wiem, że to głupie, bo mamy całe mnóstwo rzeczy do załatwienia oboje sami ze sobą, że to nie jest dobry czas na związek, zwłaszcza dla mnie, że ta relacja jest jedną, wielką czerwona flagą, ale mamy jakąś podstawę, rozmawiamy ze sobą, a całą resztę jesteśmy w stanie ogarnąć, bo umówmy się... Nie byłbyś zraniony, gdybym cię zablokował wszędzie, nie odezwał się już nigdy i cię krótko mówiąc olewał już teraz? – Pokiwałem lekko głową. – Więc co za różnica, czy będziemy się nazywać związkiem, czy nie?

- Umn...

- Taka, że będę mógł cię pocałować? – Przybliżył się do mnie trochę.

- Luke...

- Zabrałeś mnie na najgorszą randkę na świecie, daj mi się chociaż pocałować.

Miał rację, a ja nie dałem sobie szansy tego przemyśleć. Dobrze, że poszedł na tę terapię i dobrze, że przestał okłamywać samego siebie, bo naprawdę bardzo lubiłem Luke'a, który żył w zgodzie z własnym ja. Czułem się przy nim... Bezpiecznie. Dlatego ułożyłem dłoń na jego policzku i złączyłem nasze usta razem, zabierając mu szansę ku temu, aby mógł się odsunąć.

I tak by nas bolało, gdybyśmy nagle stali się nieznajomymi dla siebie nawzajem, więc... Co za różnica? 

__________________

idk ale ja tak lubię pisać ich kłótnie, jak się ze sobą nie zgadzają i w ogóle... nie są idealni, zdecydowanie nie, ale mimo wszystko potrafią znaleźć ten wspólny punkt, gdzie rozmawiają o swoich obawach i tak dalej, także cóż... powodzenia na nowej drodze życia czy coś chłopaki xdd

jeszcze parę przed nami do końca tbh

all the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top