post 10: intymność

   p o s t 1 0 
   s o n g: u n w o r t c h y o f l o v e - c h a p t e r s 

 Czasem w mojej głowie pojawiała się idea, że dzienny tryb życia jest teorią spiskową. Po zachodzie słońca czułem się o wiele lepiej, miałem więcej energii, no i wpadałem na najlepsze pomysły. To właśnie kładąc się do łóżka planowałem co tylko mógłbym zrobić tuż po wstaniu: począwszy od harmonogramu fitnessu, przez ciekawe tematy na posty, skończywszy gdzieś pomiędzy remontem, a nowym kolorem włosów. Wtedy również o wiele bardziej interesująco brzmiały wszystkie konwersacje, natomiast cały ten entuzjazm opadał, ponieważ budziłem się bardziej zmęczony, niż zasypiałem. Znałem wiele osób, które w ten sposób funkcjonują, ta grupa na dobrą sprawę jawiła się jako liczniejsza, niż drobna garstka porannych ptaszków, na kształt Ashtona i jego pierwszego posiłku o szóstej siedemnaście.

Może rząd tak naprawdę działa w nocy, na ekranach telewizorów widać tylko symulację, a cała reszta społeczeństwa jest oszukiwana, aby zmniejszyć efektywność ich mózgów i chęci do pracy, chcąc obniżyć odsetek sukcesu?

Uśmiechnąłem się sam do siebie, kiedy o tym pomyślałem. Miałem kiedyś niecny plan, aby stworzyć i opisać teorię spiskową, która kompletnie nie ma prawa bytu, a potem wkręcać ludzi w internecie, żeby tylko obserwować jak bardzo głupie potrafią być masy i ile chaosu wprowadza niewinne kłamstwo. Przypomniałem sobie też odcinek Southparku z reklamami prowadzącymi do zniszczenia świata i to, że tak naprawdę poważni dorośli na tym etapie nie potrafią rozróżnić prawdy od baitu, więc cała władza spoczywa na rękach tych, których ci sami, poważni dorośli wyzywają od nierobów, porażek życiowych i pasożytów.

Przykład? Przez całą podstawówkę i szkołę średnią Ashton miał dwukrotnie lepsze oceny ode mnie, studiował na stypendium naukowym, robił praktyki w dobrych firmach, podczas gdy ja przesiadywałem długie godziny w Internecie, co notorycznie podważała matka Irwina, gdy byliśmy jeszcze dziećmi, choć na etapie dwudziestu paru lat, to gdybym ja napisał, że ktoś jest skończony, byłoby wyższe prawdopodobieństwo, iż mógłbym go doprawdy skończyć.

Wiecie co mam na myśli. Te podejście o treści „złoty plan twoich starych, by stać się milionerem", ono przestało działać, bo nie tyle zmienił się mechanizm myślenia następnych pokoleń, a przede wszystkich sam w sobie rynek i źródła masowego przekazu.

Nie czułem się sławny, bogaty, czy bóg wie jaki jeszcze, ale czasem leżąc w łóżku zastanawiałem się po co jest to wszystko, skoro żyjemy w napędzającym się kłamstwie i gdyby sprowadzić sens naszej egzystencji do banału, można by stwierdzić, że nikt inny, niż człowiek doprowadził do biedy, wyczerpania zasobów naturalnych, do dziur budżetowych, wojen i poróżnień. Z drugiej strony wierzyłem też w potrzebę zachowania jakiegoś porządku, bo gdyby nie było pieniędzy i każdy miałby dostać po równo, nasza wojownicza, samolubna natura kazałaby nam zabijać się na dzidy, albo broń palną o dodatkowy kawałek chleba. My po prostu nie jesteśmy stworzeni do tego, aby być szczęśliwi – nie jako masa, o czym świadczy sam fakt, że chciałem dla zabawy wkręcić grupę ludzi na fejsie w teorię o spisku nocnych marków i rannych ptaszków.

Zresztą... Daliśmy się oszukać przez koncept, że ilość melatoniny w człowieku, albo to, że ktoś z penisem kocha kogoś z penisem, jest powodem do wykluczenia, to nie byłoby trudne, gdyby tylko dobrze się nad tym skupić.

Zacząłem rozważać kolejną teorię spiskową o tym, że tak naprawdę idiotycznym jest wierzyć, iż jesteśmy zupełnie sami w nieskończonym wszechświecie, kiedy dostrzegłem, że Luke wstał z siedzenia w autobusie i podszedł do rury, której trzymałem się przez ten cały czas ja. Uśmiechnąłem się do niego lekko, a on chwycił się tuż obok mojej dłoni, przez co wyczułem, że ma ciepłe, miękkie boki ręki.

Wybraliśmy autobus, by nie musieć czekać na taksówkę, zresztą Hemmings naprawdę był typem imprezowicza, który po zwymiotowaniu staje się młodym bogiem sytuacji, no i mieliśmy przystanek pod blokiem Josha. Nie zdziwiło mnie mimo wszystko, że Luke nie chciał wrócić na domówkę. Gdybym był nim też wolałbym nie musieć już męczyć się z obrażoną miną Lisy, jednakże nie zaczepiałem chłopaka w tym kierunku, bo nieustannie nie miałem pewności co on właściwie myśli o swojej dziewczynie oraz przede wszystkim: ich relacji.

- Przepraszam – powiedział trochę ciszej, gdyż niewiele osób znajdowało się w naszym sektorze. Nocna komunikacja miejska także ma swój specyficzny urok i chyba trzeba przeżyć taką podróż w środku nocy autobusem, by móc zrozumieć ten klimat, okraszony charakterystycznym zapachem wietrzonego żula i ciężkich, alkoholowych perfum imprezujących nastolatek.

- Hm? – Nie zrozumiałem go, więc poruszyłem ręką, by wyjaśnił.

- Przepraszam, że zniszczyłem ci zabawę, pewnie chciałbyś zostać tam dłużej, a nie niańczyć duże dziecko. – Luke brzmiał na bardzo ambiwalentnego do własnych słów, chociaż widziałem w jego oczach realne poczucie winy. – Właściwie to sobie poradzę, jak coś.

- Mogłeś mówić zanim wsiadłem z tobą do autobusu – zaczepiłem, ale nie miałem tego na myśli, tylko się droczyłem, co on odebrał negatywnie, bo automatycznie zaszedł się czerwonym rumieńcem i miał spanikowane spojrzenie. – Hej, żartowałem! – Położyłem dłoń na jego ramieniu, jednocześnie robiąc krok w stronę chłopaka. Staliśmy więc równo naprzeciw siebie, trzymając się jednego uchwytu. – Jeżeli nie chciałbym z tobą jechać, nie zrobiłbym tego, będzie jeszcze wiele imprez i na pewno to ja na nich się skończę, dlatego robię sobie teraz grunt, żebyś potem to ty nosił mnie na rękach. – Poruszyłem zachęcająco brwiami.

- Jesteś pewny? – Zaśmiał się niemrawo, ale przynajmniej zobaczyłem dołeczki w jego policzkach, dlatego odwzajemniłem ten grymas, kiwając twierdząco głową. – No dobrze, ale i tak cię przepraszam, to mnie chyba zwyczajnie dziś przerosło.

- Rozumiem. – Chciałem ścisnąć jego ramię w pocieszającym geście, lecz na skutek hamowania, wpadłem praktycznie na klatkę piersiową Luke'a, który odruchowo złapał mnie w tali. – O mój boże, żyjesz?! – Spojrzałem na niego z dołu odzyskując stateczność, choć przekornie zamiast się odsunąć, wtuliłem się trochę w jego bok.

Chłopak spiął się, ale zacisnął palce na moim biodrze, bym się nie wywrócił, więc nie chciał mnie puszczać. Poczułem się dziwnie, bardzo dziwnie, jakbym odbierał jego wymieszane z przerażeniem podekscytowanie i próbował blokować własne odczucia, mianowicie, że od momentu chwycenia jego jasnej bluzy, którą powąchałem wtedy, właśnie to chciałem zrobić, przytulić się do Luke'a.

Byliśmy nieustannie pijani, poza tym rozmawialiśmy dość zdawkowo, po przestrzeni autobusu co jakiś czas rotowali ludzie, którzy nie zwracali na nas większej uwagi. Szum drogi zagłuszał nasze myślenie, a wszystko to w sztucznym, migającym świetle. Nie należałem do przytulaśnych ludzi, co zresztą powiedział Ashton. Miałem ochotę na czułości, choćby z przyjaciółmi okrutnie rzadko i nigdy nie wykonywałem takich gestów podświadomie. Dlatego kompletnie niepewny, ale w tym samym momencie świadomy, pochyliłem głowę, by wtulić skroń w jego ramię. Luke przełknął ciężko ślinę, trochę mocniej przyciągając mnie do siebie.

Poczułem napięcie między nami, które przekroczyło każdą skalę. Nikt mnie tak strasznie nie wkurzał, jak faceci, niepotrafiący się określić, a on nie dość, że był zagubiony, to jeszcze z trudem mówił o wszystkim, co mogło go dotykać, a i tak... Było mi komfortowo i dobrze, nawet z wiedzą, iż jego wizja świata odrobinę się zawala.

- Myślę, że nie rozumiesz – mruknął w końcu, na co podniosłem głowę, by wyjaśnił. – Ty jesteś... Wolny, taki otwarty i potrafisz wziąć wszystko na klatę, jesteś typem osoby, która śmieje się sama z siebie, żeby inni tego nie robili, a mnie przeraża wizja złego ustawienia stopy, czy bioder podczas tańczenia na imprezie. – To było najdłuższe zdanie, które padło z ust Luke'a tego wieczoru, dlatego odsunąłem się chcąc poświęcić mu pełną uwagę.

- Najgorsze co się może stać to komentarz kogoś, kto najprawdopodobniej chciałby być taki wysoki i przystojny jak ty – powiedziałem dość cicho, by nie zbić tej budującej się bańki bliskości między nami.

- Och, nie wiem... - Przewrócił oczami śmiejąc się z politowaniem. – To wcale nie jest najfajniejsza rzecz na świecie, Mikey.

- O nie, moje dm'y są zawalone zainteresowanym jebankiem, mam przywilej urody, moje bary mogą objąć każdego, kto tylko tego chce, straszne. – Uniosłem jedną brew, a Luke lekko rozchylił usta gryząc się w język w pierwszej kolejności.

- Okej, kto obejmie mnie? – zapytał zupełnie poważnie, dlatego nie spuszczając z niego wzroku rozłożyłem rękę, powodując kolejną salwę śmiechu politowania z jego strony. – Mniejsza, po prostu chodzi mi o to, że... Ugh. Nieważne.

Zapadła między nami dłuższa chwila ciszy. Luke stał tak oparty o rurę z wydętą dolną wargą, a ja wychylałem się, by nie dotykać go, gdy był poirytowany, jednakże przez nierówne drogi, co jakiś czas moja ręka zsuwając się dotykała jego ręki. Nie miałem pojęcia czy chcę wyciągać z niego rzeczy, bo wiedziałem, że mógłbym. Problem pojawiał się w odpowiedzialności za cudze samopoczucie, gdyż moje umiejętności czytania z innych były jednocześnie przydatne, ale też trochę niebezpieczne. Mówiłem Lisie, aby z nim porozmawiała, a teraz sam stałem tuż obok, nie wiedząc, od której strony to ruszyć.

Opuściłem powieki, odetchnąłem głęboko, a potem odchyliłem głowę, by zajść go od drugiej strony naszego wspólnego uchwytu.

- Wiesz, Luke, moja mama jest czarownicą – zacząłem, na co on zmarszczył brwi. – Niech wierzy w co chce, ja lubię racjonalizować jej zaklęcia, ale kiedyś powiedziała mi, że moją magiczną umiejętnością jest budowanie w ludziach poczucia bezpieczeństwa, by przy pierwszej lepszej okazji chcieli mi opowiedzieć o wszystkim, co mają w głowie. – Hemmings obrócił się, by teraz to on mógł aktywnie słuchać moich słów. – Sprawiam, że czują się wysłuchani, bo łatwo znajduję połączenia pomiędzy zachowaniem, a wydarzeniem i sugeruję im pewne kwestie, które są uniwersalne do konkretnych doświadczeń, dlatego oni mają wrażenie, że bardziej ich rozumiem i jestem zaangażowany. – Miał niepewną minę, bo nie rozumiał do czego piję. – Z jednej strony wiem, że to świetna cecha, bo mam umiejętność wyciągania sekretów, czy słabych punktów, nie mam problemu, by rozpoczynać znajomości i takie tam, ale z drugiej strony to nie jest zawsze bezpieczne, bo gdy znam cudze czułe punkty, z łatwością mogę kogoś dosadniej zranić, czy oszukać. – Wzruszyłem bezwiednie ramionami. – Nie chcę cię ranić, ani oszukiwać, nie mam wobec ciebie złych intencji.

- Umn... Dzięki?

- Często zauważam twoje... Reakcje, wiem, że coś ci nie pasuje, nie muszę dobrze cię znać, w jakimś sensie zaprzątasz mi głowę. – Oblizał niepewnie dolną wargę. – Mówię ci o tym, żebyś wiedział z kim masz do czynienia. – Uśmiechnąłem się lekko. – Chcę być z tobą stuprocentowo szczery, bo o ile nie jestem dobry w utrzymywanie relacji, to tak jak powiedziałem, bez trudu je rozpoczynam, tak samo jak często nie daję swoim bliskim tej uwagi, której oni potrzebują, póki nie powiedzą mi tego wprost. Czytam komunikaty, ale nie zawsze się do nich ustosunkowuję, bo nie zawsze mi się zwyczajnie chce. Nie lubię zobowiązań... Tak naprawdę nigdy nie byłem w związku – to ostatnie wyszeptałem. – Nikt o tym nie wie, ale jeśli masz mi zaufać, ja powinienem zaufać tobie, hm?

- Nie wiem co mam powiedzieć, to było najbardziej bezpośrednie... Coś, co kiedykolwiek usłyszałem. – Pokręcił głową patrząc na mnie jak na ducha. – Dlaczego się na mnie uparłeś, hm?

- Bo ty uparłeś się na mnie. – Wzruszyłem ramionami. – Lubię cię i chcę cię poznać, ale od tej brzydkiej strony.

Niewiele zostało nam do przystanku, dlatego przenieśliśmy się już w stronę automatycznych drzwi, by tam chwycić się poręczy.

- To znaczy? – Luke zapytał doganiając mnie, bo jako pierwszy ruszyłem na wyjście.

- To znaczy od strony traum, lęków i słabych doświadczeń.

- Hm... Opowiesz mi o swoich? – Uniósł jedną brew. – Chyba, że jesteś kolejną osobą, która będzie siedzieć w łączności pomiędzy Lisą i moją matką?

Spojrzałem sobie przez ramię, by zmierzyć jego buzię, po czym wystawiłem palec.

- Opowiedz mi o twojej mamie! – zaczepiłem.

- Kocham moją mamę! – Luke od razu się wybronił.

- Jasne, że tak, ale każda mama ma swoje za uszami, prawda?

Kiedy westchnął ciężko, autobus się zatrzymał. Luke patrzył na mnie przez moment, aż w końcu po prostu otworzył drzwi i wyszedł na chodnik czekając aż do niego dołączę.

*

Do akademika weszliśmy najciszej jak potrafiliśmy, przez dłuższą chwilę praktycznie nie rozmawiając ze sobą. Spodziewałem się, że będę kładł spać zwłoki, ale zamiast tego Hemmings był całkiem komunikatywny i porządnie zamyślony, choć co jakiś czas plątał się w słowach, tym samym nie pomyliłbym go z zupełnie trzeźwą osobą. Odniosłem też wrażenie, że to właśnie wódka pozwoliła mu się odrobinę otworzyć przede mną. Sam nie byłem pewny co mi właściwie strzeliło do głowy, że pozwoliłem sobie na prowadzenie tej analizy jawnie. Wiedziałem, że to nie jest najlepsze rozwiązanie, jeśli nie miałem angażować się w tę relację. Jak ognia unikałem wchodzenia nawet w przyjaźnie z mocno pogubionymi ludźmi, ale nie mogłem nic za to, że jego akurat czułem potrzebę, by uratować przed samym sobą, nie dlatego, że był przystojny, ale dlatego, że desperacko, między wierszami się o to prosił i powiedział wprost: „chcę Michaela", a na koniec dnia, niewielu ludzi chciało Michaela.

Otworzyłem swój i Ashtona pokój, ponieważ był bliżej wejścia, niż ten należący do Luke'a i Caluma, zresztą on nawet nie miał przy sobie kluczy. Chłopak opadł więc na moje łóżko, a ja sam usiadłem na krześle naprzeciw niego, zsuwając trampki z nóg.

- Woah, wiedziałem, że trafię kiedyś do terapeuty. – Zaśmiał się widząc nasze położenie.

- Mhm, opowiedz mi o tym – rzuciłem prześmiewczo, na co oboje po prostu zaczęliśmy mierzyć się rozbawieni. – Wiesz, nie musisz nic mówić, tak zupełnie szczerze, możemy po prostu położyć się spać, albo puścić sobie jakiś serial, to dosłownie nie ma znaczenia co będziemy robić, ale jeżeli masz potrzebę się wygadać, to wiedz, że możesz i nie wykorzystam przeciw tobie tego, co padnie.

- Michael. – Luke podniósł się na łokciu. – Kumplujesz się z Lisą, to nie jest trudna filozofia, żeby wiedzieć, że przekażesz jej... Rzeczy. Tak samo jak z tymi kwiatami... Nie liczyłem na to, że ona mi je da, bo ich chcę, raczej stanowiły coś jak metaforę tego, że mam dosyć bycia tryskającym testosteronem facetem w jej oczach i ona bardziej doceni i się podjara, jak zacznę się z kimś bić na imprezie, niż gdy rzeczywiście usiądę z nią i obejrzę odcinek Plotkary.

Zrobiło mi się trochę głupio, gdy to usłyszałem, bo wiedziałem, że Luke nie będzie czuł się w porządku z moją i jej konspiracją na temat ich związku. Odetchnąłem głęboko, a potem usiadłem obok niego, podnosząc nogi chłopaka, które ułożyłem sobie na kolanach. Spojrzał na mnie niepewnie, dlatego pokręciłem głową i pomasowałem lekko jego łydkę.

- Powiedziałem jej o kwiatach i o tym, żeby zaczęła się o ciebie troszczyć tak mniej więcej, nie zdradziłem wszystkich przemyśleń, jakie mam, bo od samego początku zasugerowałem, żeby z tobą po prostu pogadała – wyjaśniłem od razu.

Chłopak leżał tak przez moment patrząc bardziej w sufit, niż na mnie. Po chwili założył poduszkę na głowę, a potem poprawił swoje nogi na moich, toteż zabrałem dłonie, bo nie wiedziałem, czy chce, abym go masował, czy jednak nie.

- Ale ja nie chcę z nią rozmawiać! – Luke podniósł trochę głos, zarówno unosząc swój tułów, siedzieliśmy zatem naprzeciwko siebie. – Wiesz jakie to jest męczące co chwila słyszeć, czy wszystko jest okej, a potem, gdy masz czelność powiedzieć, że coś nie jest, to nagle w odpowiedzi dostajesz, że oki, coś się zmieni, ale nic się nie zmienia. I... Ja naprawdę nie chcę, żeby ktoś był przeze mnie zraniony, czy zły, dlatego wolę już nic nie mówić i grzecznie robić to, czego wszyscy ode mnie oczekują, bo... Bo... - Zaczerwienił się na całej twarzy, a ja przestałem oddychać, by go nie spłoszyć, czekając na ten wybuch. – Bo nie ufam sobie. – To już padło, więc było ważne. Pokiwałem powoli głową. – Każdy mój pomysł jest zły, każda moja propozycja ssie, kiedy robię coś co mi się podoba, dostaję „to spojrzenie", jak ja mam wiedzieć kim jestem i co jest dla mnie dobre, kiedy ja nawet nie umiem określić, czy jestem głodny, czy się nudzę!

Lekko wyciągnąłem do niego rękę, na co chłopak odsunął się trochę, bo od tego zarumienienia, ciśnienia i ogólnie emocji, w jego oczach pojawiły się łzy, na co zrobił się po prostu wściekły.

- Kurwa, kurwa, kurwa. – Uniósł głowę i zaczął mrugać szybciej, by się nie popłakać.

- Hej, w porządku, będzie ci lepiej, jak się wypłaczesz, tak samo jest z rzyganiem. – Pociągnąłem go trochę za ramię na siebie, a on prędko zasłonił twarz obiema rękoma. – Wierzę, że nasłuchałeś się w swoim życiu gówna o treści „faceci nie płaczą", ale to nie jest prawda, słyszysz? Możesz się popłakać, możesz czuć się chujowo i zdecydowanie możesz się do mnie teraz przytulić, Luke. – Mówiąc te słowa wtedy, z pełnym przekonaniem oraz pochłonięty chwilą, nie dotarło do mnie jeszcze, że wówczas nie tylko wyglądałem na zaangażowanego, ja się po prostu zaangażowałem.

Hemmings chyba poddał się w osobistej walce, którą prowadził, bo na wydechu oparł czoło o mój obojczyk, tak bym mógł głaskać jego plecy i nie widzieć jego twarzy jednocześnie. Zacząłem równomiernie oddychać, chcąc go tym zarazić, a przy okazji powiodłem opuszkami palców po jego kręgosłupie.

- Kiedy byłem dzieckiem wszyscy się nade mną wręcz spuszczali i traktowali mnie najlepiej, a potem nagle przestałem być dzieckiem i musiałem stać się mężczyzną, co w ogóle mi się nie podoba, bo koncept tego, że mając dziesięć lat mogłem jeszcze pociągać nosem nad zdartym kolanem, a w wieku jedenastu usłyszałem „dorośnij" na ten sam problem, mnie zwyczajnie przerósł i ja naprawdę nie jestem taką drama queen! Dobra jestem, ale jakbym tylko mógł powiedzieć i zostać naprawdę wysłuchanym... Nie wybuchałbym. Naprawdę bym tego nie robił. Nie byłbym takim... gównem. 

- Wierzę ci. – Pokiwałem powoli głową, opierając brodę o jego głowę. - I nie jesteś gównem, jesteś zmęczony stereotypem, to zrozumiałe.

- Za robienie szalonych rzeczy zawsze dostawałem szlaban, albo wywrócenie oczami, a tak na moje to nawet nie były takie szalone rzeczy...

- Mhm? – Opuściłem powieki na moment, poprawiając się tak, żeby Luke mógł bardziej schować się w moim uścisku.

- Na przykład jak pojechałem rowerem w deszczu do Caluma, bo mieliśmy pojechać nad jezioro, więc zmokłem, przez co trochę poniszczyłem buty i potem się nasłuchałem z jednej strony mamy i jej „no wiesz ty co" i ojca z jego „to tylko chłopiec, on musi się wyszaleć", ale gdy pomalowałem paznokcie na czarno, gdy jechaliśmy na koncert All Time Low, to nagle już nie musiałem tylko się wyszaleć, a miałem to zmyć, bo to... No, tu padł slur.

- Dzięki za nieużycie slura. – Zaśmiałem się lekko w jego włosy. – Ale wiesz, jesteśmy tu sami, nie ma tu twoich rodziców na przykład, poza tym jesteś dorosłym facetem, masz dwadzieścia trzy lata, nie musisz spełniać ich oczekiwań.

- Łatwo ci powiedzieć. – Odsunął się trochę ode mnie, zasłaniając twarz ponownie. Dopiero gdy ją wytarł, spojrzał na mnie taki zaczerwieniony i opuchnięty. – To już jest chyba na tle psychicznym, wiesz? Po prostu... Nie wyobrażam sobie siebie bez ich aprobaty. – Wzruszył ramionami. – Jakbym bez tego nie istniał. I czasem mam taką myśl, że jeśli oni nie powiedzą mi wprost „to jest dobre", to nie powinienem tego robić, jak na przykład... - Rozejrzał się po pokoju. – O, ta różowa farba, którą ci kupiłem, zawsze chciałem mieć takie włosy chociaż przez chwilę. – Uśmiechnąłem się pod nosem, a potem pokiwałem głową. – Ale według moich starych to żenujące i niemęskie, bo przecież powinny interesować mnie auta, laski, piwo i napieprzanie się po barach z jakimiś agresorami w imię mojej przyszłej żony.

Zmilkłem na moment. Pomyślałem, że gdyby to była randka, to właśnie osiągnąłbym etap wycofywania się i pisania do Ashtona, aby udawał moją umierającą babcię. Ale to nie była randka, poza tym naprawdę chciałem go wysłuchać i jakoś mu ulżyć, dlatego oblizałem delikatnie dolną wargę i pogłaskałem kolano Luke'a, bo je miałem najbliżej. Chciałem, aby się choć trochę rozluźnił.

- Co cię interesuje? – zapytałem wreszcie.

- W sensie?

- Mówisz co powinno, co cię interesuje tak naprawdę. Prócz seriali, sportu i muzyki, bo to już wiem.

- Ojej. – Zaśmiał się pod nosem, a potem podciągnął kolano pod brodę, chyba żebym przestał go dotykać, bo widocznie poczuł się z tym niekomfortowo. – Włosy. – Zmarszczyłem brwi. – Serio, jara mnie wydobywanie skrętu z moich włosów, ratowanie takiego siana, jakie ty masz na głowie...

- Hej! – Kopnąłem go lekko, na co Luke zaśmiał się najpiękniejszym, dziecinnym śmiechem na świecie, którego nie mogłem nie odwzajemnić.

Siedzieliśmy na małym, jednoosobowym łóżku, naprzeciwko siebie w zupełnej ciemności, ale odpowiadało mi to i mimo zawirowania emocjonalnego, jakie fundowała nam ta rozmowa, czułem się przy nim bardzo dobrze.

- No ale masz siano, Mikey! – Wyciągnął dłoń do moich włosów, a gdy je pogłaskał, zamknąłem oczy na moment. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, co Luke musiał zauważyć, bo automatycznie zabrał rękę i trochę się speszył. – Tak samo jak w ogóle skin-care, albo układanie rzeczy estetycznie, na przykład pomieszczeń, czy ubrań, chociaż i tak noszę ciągle czarne jeansy i koszulki, bo nie mam twojej pewności siebie, ale bardzo lubię twój styl. Dlatego czasem na ciebie patrzę za długo... - Okej, to było dziwaczne do usłyszenia, bo mój żołądek zrobił fikołka nie przez alkohol, a z powodu jego słów. Poczułem, że lekko pieką mnie policzki. Choć mózg podsunął mi odpowiedź „nie tylko dlatego, że lubisz mój styl na mnie patrzysz", nie powiedziałem tego, jakby... Speszony. – Nie powiem, że nie lubię sportu, jednak wciąż, chciałbym czasem móc powiedzieć na głos, że mi smutno, że potrzebuję wsparcia psychicznego i że chciałbym poprzytulać się w milczeniu, zamiast wyładowywać mieszankę złości z... Sam nie wiem czym, jakąś frustracją, biegnąc trzynaste kółko pod rząd.

- Po pierwsze, szacun, ja nie widzę siebie biegnącego dwóch kółek, a co dopiero trzynastu. – Zrobiłem minę pełną uznania. – A po drugie, mam dość oglądania tego dramatu. – Wskazałem na niego i podniosłem się na równe nogi, podczas gdy Luke spojrzał za mną zdezorientowany, bo nie wiedział co robię, no i chyba zrobiło mu się przykro, że w ten sposób go podsumowałem. Mogłem bardziej uważać na słowa. – Jeśli ktoś zapyta czyj to był pomysł. – Sięgnąłem po różową farbę w pudełeczku, a potem szczoteczkę do zębów, którą się farbowałem i miskę do tego przeznaczoną. – To mój i alkoholu, ale fryzjer odradza ci farbowanie się znów na blond przez najbliższe dwa tygodnie, poza tym łyso wyglądałbyś głupio, zatem jesteś skazany na różowy, chodź. – Wyciągnąłem do niego dłoń.

- Michael, daj spokój, serio...

- Nie dam spokoju, zaatakuję cię tą farbą, jak się nie zgodzisz, od czegoś trzeba zacząć, będę na siłę uzdrawiał twoją komunikację i asertywność.

- Asertywnie mówię nie! – krzyknął mimo wszystko rozbawiony.

- Asertywność względem uprzedzeń. – Pokazałem mu język. – Zaufaj sobie, nie mnie. – Wskazałem na niego. – Sam powiedziałeś, że to chciałbyś zrobić.

- Ale powiedziałem też, że kocham swoje piękne włosy! – Mimo wszystko wstał.

- To jest twoje przeznaczenie właśnie dlatego! – Znaleźliśmy się naprzeciwko siebie, roześmiani i emocjonalni, sprzeczając się o to. – Gdyby bóg nie chciał cię w różu, to nie dawałby ci doskonałej podstawy w postaci jasnego blondu! No dawaj, Lukey. – Złapałem go za bok, by przekonać chłopaka do swojego pomysłu. – Nie daj się prosić – mruknąłem głaszcząc jego ramię. – Mam też czarny lakier do paznokci... - wyszeptałem.

- Ugh. – Pokręcił głową. – Niech ci będzie, ale powodzenia, bo rano wrócę do tego pokoju i będę ci jojczył, jak bardzo jestem wściekły, że dałem ci się namówić.

- Mhm jasne. – Znów złapałem go za bok, tym razem od tyłu, gdy chwycił już za klamkę.

- Zostaw moje boczki!

- Zmuś mnie. – Przysunąłem się bliżej i po prostu objąłem Luke'a, podczas gdy on odchylił głowę na chwilę.

Staliśmy tak przez moment, jakby procesując co tak właściwie robimy i czy aby na pewno budowanie tej relacji jest dobrym pomysłem. Jeszcze wtedy nie wiedziałem co będzie dla mnie oznaczać nasza „przyjaźń" i Luke Hemmings sam w sobie. Wówczas po prostu podobało mi się przytulanie do jego pleców.

*

- Ja pieprzę, ja nie wiem, nie jestem pewny!

- To się zdecyduj!

Farba w mojej dłoni w rękawiczkach przybierała już delikatnie różowy, pudrowy kolor, kiedy trzymałem ją równo nad zwilżonymi włosami chłopaka, który siedział na małym taboreciku przed lustrem po środku męskiej łazienki w akademiku. Oboje zdjęliśmy koszulki i przy okazji zdążyliśmy rozbawić się rozmawiając o tym, kto z naszych wykładowców wyglądałby dobrze, a kto źle w różowych włosach. To zdecydowanie była jedna z tych nocy, których miałem nie zapomnieć, bo po tych wszystkich godzinach, czując jeszcze amoniak w roztworze, poczułem się i zmęczony, i nieustannie pijany, a tym samym bardzo rozbawiony oraz podekscytowany.

- Dobra, dawaj, za ojczyznę. – Luke zacisnął powieki.

- Czynię honory. – Wycisnąłem odrobinę farby z opakowania na palce, a potem powoli przejechałem po całej długości jego włosów, tak jak zrobiłem to wcześniej z brokatem.

Przypomniałem sobie tamto, dlatego uśmiechnąłem się pod nosem i gdy mogłem już skupić się tylko na wmasowywaniu kremu w kosmyki chłopaka, uświadomiłem sobie też jak bardzo jemu się to podoba, bo chyba niekontrolowanie mruknął.

- Jak to śmierdzi, ale też masz takie wyczucie w rękach, więc nie wiem czy mi dobrze, czy jednak obrzydliwie. – Przechylił trochę głowę, więc zjechałem opuszkami niżej, prawie do jego karku, by nie pofarbować Luke'owi czoła. – Oj, przepraszam. – Zachichotał spuszczając brodę ponownie. – Hej, a pofarbowałbyś mi zarost?

- Prędzej te włosy na klacie i brzuchu – parsknąłem.

- Michael!

- No co? Nawet teraz wiem, że różowy zarost to zły pomysł, za to byś mnie jutro zabił. – Pokręciłem głową stanowczo.

- Myślisz, że jestem aż tak nietrzeźwy? Hej, a jakbyś mi tak trochę po boku jeszcze... - Przechylił się, dlatego przesunąłem dłońmi w to miejsce, chcąc po prostu pogłaskać go bardziej, niż dodać koloru, który już się tam znajdował. – Wiesz co?

- No? – Skinąłem.

- Boyle z Brooklynu mówi, że mycie komuś włosów to najbardziej intymna rzecz na świecie, ciekawe co myśli o farbowaniu... - Opuścił powieki i brzmiał pomrukliwie, ponieważ był zmęczony i sprawiałem mu bezsprzeczną przyjemność.

Zamilkłem na chwilę. Nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie, gdyż sam nie miałem pewności jaki mam stosunek do farbowania włosów. Czy to powinno być dla mnie intymne? Albo jakieś takie... Osobiste? Z pewnością czułem, że Luke nie pozwoliłby na to nikomu innemu, dlatego znów miałem skręt kiszek, bo odniosłem wrażenie, jakbym stanowił dla niego kogoś wyjątkowego, choć dopiero powoli się poznawaliśmy.

- Nie wiem – szepnąłem, ale mój głos i tak rozniósł się echem po łazience. – Co ty uważasz na ten temat? – Luke wzruszył lekko ramionami. – To inaczej, chciałbyś, żeby to było między nami intymne?

Pewne spięcie przeszło przez moje ciało, zrobiło mi się trochę cieplej i dziwnie stresująco, gdy zadałem to pytanie. Patrzyłem na niego z góry jakbym również nie miał za grosz pewności, czy ja chciałbym zrobić z tej sytuacji bardzo osobistą oraz istotną chwilę. Wszystko co działo się w moich relacjach dotychczas było raczej pod kontrolą, ale w chwili gdy rozważałem, czy planuję mieć do tego momentu sentyment, czy nie, dotarło do mnie, że bez względu na własne widzimisię będę go miał. I to było podniecająco-przerażające.

Luke podniósł głowę ponownie, nie dbając o to, że koniuszkami palców dotknę jego czoła. Wciąż miałem dłonie wplecione we włosy chłopaka, ale jemu to odpowiadało, bo przygryzł dolną wargę.

- Nie wiem czy powinniśmy mieć intymne momenty – szepnął.

- Nie wiesz, czy uważasz, że nie powinniśmy? – złapałem go za słówko.

Patrzyliśmy sobie w oczy, jakbyśmy wpadli w jakiś trans.

- Nie wiem.

- Okej – odparłem, niby ta informacja mi wystarczała.

Luke uśmiechnął się lekko, co odwzajemniłem.

- Spłuczemy to za chwilę, żeby kolor nie był zbyt ostry.

- Okej – mruknął tak, jak ja wcześniej. 

________________________

Aaaa, lubię ten rozdział, koniecznie dajcie znać, czy wy też! Wiem, że liczycie na jakieś kissy itp, ale póki co musicie mi zaufać w budowaniu tej relacji, bo jakby Mike dostał Luke'a do łóżka szybko, to nie miałoby dla niego znaczenia imo, a wy wiecie, że ja lubię nawarstwiać relację. 

Koniecznie zostawcie po sobie komentarz, czeka nas teraz niedługo już więcej akcji typowo między nimi i takiego... Robienia z rzeczy osobistych na co się strasznie jaram! 

All the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top