Rozdział 5. Mr. Brightside.

Odpalcie sobie piosenkę, w momencie gdy bohaterowie ją puszczą, aby był klimacik :)

-Co tak wolno? Ruszyć dupska tam z tyłu!- rozkazał Hoseok jadący rowerem na samym przodzie. Dzień był dzisiaj idealny na przejażdżkę rowerową. Słońce świeciło, ale bardzo delikatnie, rzucając promienie na pastwiska, które mijaliśmy, wiał ciepły wiatr. Czuć było zapachy drzew i owoców, słyszeliśmy zwierzęta, które niejednokrotnie wyłoniły się z zakamarków drzew, by przebiec na drugą stronę drogi. Czułem się niesamowicie dobrze, wdychając w nozdrza świeże powietrze i jadąc z chłopakami już od dobrych trzydziestu minut.
Wszyscy poruszali się mniej więcej w tym samym tempie, poza mną i Tae. Niebieskowłosy miał bardzo słabą kondycje, a że sam go tutaj zaprosiłem to nie chciałem go jeszcze stresować i kazać mu przyspieszać. Starał się, jak mógł już ledwie zipiąc. Nawet go nie zagadywałem, bo i tak brakowało mu tchu. Mając obawy, że zaraz zemdleje, postanowiłem zrobić przerwę.
-Ej, chłopaki. Zatrzymamy się tu na chwilę.-był to bardziej rozkaz, niż propozycja, na który musieli przystać.
Taehyung spojrzał na mnie wdzięcznie stając w miejscu, tak jak reszta ekipy.
-Wszystko okej Tae?- zapytałem chłopaka, schodząc z rowera.
-Tak tak. Jestem zmęczony, ale ruch dobrze mi zrobi.- Uśmiechnął się, ciężko oddychając.

Zatrzymaliśmy się przy jakiejś farmie na obrzeżach miasta. Poza nią nie stały tutaj inne budynki. Hoseok zmarszczył nos i skrzywił się, mówiąc:
-Musieliśmy zatrzymać się akurat tutaj? Śmierdzi strasznie.
Kąciki ust Jimina powędrowały w górę, nakreślając na jego twarzy cwany uśmieszek. Założył zniesmaczonemu chłopakowi rękę na ramię.
-Chociaż masz okazję spotkać swoich braci.- powiedział wskazując palcem na zagrodę pełną koni.
-Ty swoich też. Stoją tam przy korytku.- Odpyskował Hoseok, spoglądając na świnie i wybuchając głośnym śmiechem. Jimin popatrzył na niego pobłażliwie.
-No nie posraj się ze śmiechu Bojacku Horsemanie.
Hoseok przestał się śmiać, piorunując Jimina spojrzeniem, a ten wystawił mu język. Taehyung stojąc z boku zaśmiał się uroczo. Namjoon zaproponował byśmy rozsiedli się na polance i tak też zrobiliśmy. Seokjin wyciągnął z plecaka paczkę chipsów i batoniki, które zaczął pochłaniać. Yoongi skrzywił się i zapytał:
-Serio będziesz się tutaj obżerać tym świństwem?
Seokjin był zbyt przejęty przeżuwaniem, więc Namjoon odpowiedział za niego:
-Przecież wiesz, że on ciągle je.
Seokjin pokiwał zadowolony głową i dodał:
-Muszę jakoś uzupełnić siły. Poza tym, co Ty taki naburmuszony dzisiaj?
-Też byś taki był, gdyby dziewczyna Cię rzuciła.- Powiedział Hoseok, przez co zgromiłem go spojrzeniem. Wiedziałem, że dla Yoongiego to zbyt świeży i delikatny temat by tak bez ogródek go poruszać. Hoseok spuścił zawstydzony wzrok, popijając wodę.
Gdy Yoongi już otwierał usta, by obrzucić Hoseoka jakimiś kąśliwymi słowami, Jimin radosnym tonem rzekł:
-Hej! Skończyłem właśnie czytać "To". Wiecie kto umarł na końcu? Był to...
Hoseok rzucił się na niego, mówiąc, że jeśli tylko piśnie słówko to go zabije, a reszta chłopaków też kazała mu się zamknąć.

Gadaliśmy o jakiś pierdołach, co było dla nas normalne. Usta nam się nie zamykały i bezustannie się śmialiśmy. Taehyung z początku był bardzo rozgadany, lecz po czasie wyciszył się. Wyglądał jakby intensywnie nad czymś myślał i nim zapytałem go, czy wszystko okej, powiedział:
-Zaraz wrócę.- Wstał i skierował się w stronę farmy. Kompletnie nie wiedziałem, w jakim celu tam idzie. Chłopaki widząc odchodzącego od nas Tae, zapytali mnie:
-Gdzie on poszedł?
-Sam chciałbym wiedzieć.- Odparłem patrząc ze zdziwieniem, jak wita się z człowiekiem zajmującym się gospodarstwem i z nim o czymś dyskutuje. Po chwili wszedł do środka i zniknął z pola naszego widzenia.

Siedzieliśmy w szóstkę kompletnie zdezorientowani, a nasze ciekawskie spojrzenia zawieszone wciąż były na miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał Taehyung. Moją uwagę od tego, odciągnął dopiero Hoseok, który gwizdnął w ucho Jimina i gdyby nie odsunął się wystarczająco szybko, dostał by prawdopodobnie od Parka w łeb. Mój najlepszy przyjaciel nagle poczerwieniał na twarzy, piorunując wzrokiem śmiejącego się Hoseoka.
-Jeszcze raz to zrobisz, a Cię tak kopnę, że trafisz prosto do swojego Seulu, ale w kawałkach!- ostrzegł Jimin, pocierając ucho, które było nadwrażliwe na zbyt głośne odgłosy, a już tym bardziej na Jung Hoseoka. Mimowolnie kąciki ust Parka powędrowały w górę, a on zaczął straszyć Hoseoka, że za ten incydent streści mu calutkie zakończenie "To".

Podczas gdy oni rozpoczęli kłótnie, a reszta chłopaków dołączyła się do konfrontacji, ja zastanawiałem się po co Taehyung zawędrował do gospodarstwa. Dzięki naszej wczorajszej rozmowie w lokalu, a także i podczas powrotu do domu, nie mogłem nic wywnioskować- poza tym, że naprawdę kocha zwierzęta. Podejrzewałem, że zechciał przyjrzeć się hodowlanym zwierzakom bliżej, a także dopytać farmera, jak to jest zajmować się całym gospodarstwem, bo nie miał jeszcze ku temu okazji. Miejsca, w których mieszkał tętniły życiem, a zmodernizowane miasta nie były tym, co go uszczęśliwiało. Stał tak daleko od natury, która była tym, w czym mógł się zatracać godzinami. Mówienie o tym, jaki zachwyt wzbudza w nim zwykła łąka i niebo w nocy, przysłonięte parawanem gwiazd, sprawiło, że czułem się nadwyraz prymitywnie i zwyczajnie. Ja potrzebowałem narkotyków, by dostrzec coś więcej w zupełnie prostych rzeczach, a mu wystarczała wrażliwość i wyobraźnia.

O dość później porze, podczas powrotu do domu, po prostu nagle przystanął, a jego wzrok zawisł na sklepieniu niebieskim, nad naszymi głowami. Podziwiał je. Mówił, że jest niesamowicie piękne- bez dymu z fabryk sunącemu się ku górze, bez niepotrzebnej sterty wieżowców dookoła niego, bez hałasów wielkiego miasta. Wpatrywał się w nie, jak w najpiękniejszą istotę na tej ziemi, a ja wpatrywałem się w niego. Wbrew samemu sobie spoglądałem na jego zahipnotyzowaną widokiem nieba twarz, nie mogąc pojąć czemu tak trudno mi było odwrócić wzrok. Latarnie ulic, kładły na jego postać delikatne światło, poprzez co mogłem bez najmniejszego problemu dostrzec, jak Taehyung się uśmiecha, a letni wiatr, delikatnie mierzwi jego niebieskimi włosami. Przyłapałem się na tym, że moje serce zabiło nieco szybciej niż przedtem, a ten odruch nie dawał mi spokoju do teraz. Tak jak na imprezie u Rae, niezmiennie sądziłem, że Taehyung jest po prostu piękny. Piękny za równo duchowo, jak i cieleśnie, ale on wciąż był mężczyzną- tak jak ja. Bariera psychiczna, jaką miałem była zbyt silna i wierzyłem, że ona nie dopuści mnie do tego, by był w stanie postrzegać Taehyunga jako osobę, którą mógłbym kochać. Mimo, iż absolutnie nie miałem nic względem osób homoseksualnych, to wierzyłem, że ja się do nich nie zaliczam i nie będę zaliczać. Wydawało mi się to pewne, choć wciąż przywoływałem w głowie moment, gdy przyspieszone tętno na widok Taehyunga uderzyło mi w uszy, a ja stałem, nie mogąc się ani ruszyć, ani nic powiedzieć- kompletnie onieśmielony tym, jaki ten drobny, znany mi tylko od dwóch dni człowiek jest piękny.

Siedziałem powracając pamięcią do tej chwili i przytakując szybko chłopakom, by wciąż tonąć w lawinie myśli. Minęło dosyć sporo czasu i gdy wreszcie usłyszeliśmy kroki, odwróciliśmy wzrok i jednocześnie wszyscy oniemieliśmy. W naszą stronę kierował się Taehyung, trzymając drobny dobytek w dłoniach- małą świnkę. Jimin pierwszy odzyskał możność mówienia i spytał retorycznie:
-Co jest kurwa?
Uśmiechnięty Taehyung podszedł do nas i przedstawił swojego nowego pupila:
-Poznajcie Theodora.
Nie wiedzieliśmy kompletnie co powiedzieć. Po chwili milczenia Hoseok zapytał niebieskowłosego:
-Po co Ci ten schabik?
-Bo zawsze marzyłem o miniaturowej śwince. Zobaczcie jaka jest śliczna.- odpowiedział rozentuzjazmowany chłopak unosząc Theodora w górę.
-Urocza.- Skomentowałem, a reszta, kompletnie zdezorientowanych chłopaków pokiwała głowami.
Taehyung wsadził malucha do koszyczka w swoim rowerze i powiedział:
-Będę już leciał, bo muszę kupić Theo wszystkie niezbędne rzeczy. Miło było spędzić z wami czas. To do zobaczenia.- Wsiadł na rower, a my pożegnaliśmy go. Gdy oddalił się wystarczająco daleko, Jimin powiedział:
-Oszalał.
-Będzie miał domowej roboty wędlinkę.- Skomentował Jin, a reszta chłopaków zaśmiała się. Przewróciłem oczami, dziwnie tym poirytowany, bo wiedziałem, jak bardzo uraziłoby to Tae.
Poczułem dziwną potrzebę tego, by zostawić moją ekipę i pojechać za nim. Nie dlatego, że zalała mnie fala irytacji. Po prostu odniosłem wrażenie, że już zaczyna mi go brakować. Nim zdołałem zrozumieć, skąd bierze się ta nagła potrzeba bycia przy nim, już siedziałem na rowerze. Po pożegnaniu chłopaków, którzy ponownie nie ukrywali swojego zdziwienia na twarzach moją nagłą ucieczką, pojechałem za Taehyungiem. Nie zjednałem się z nim, bo prawdopodobnie pojechał inną ścieżką, ale wiedziałem, że gdy tylko się z nim spotkam, nie opuszczę już go przez resztę dnia.
◾️◾️◾️

Nadszedł wieczór. Leżałem na kanapie w salonie, czekając aż Taehyung powykłada wszystkie przedmioty Theodora w domu i nacieszy się swoim nowym pupilem. Od dłuższego czasu otrzymywałem od niego wiadomości na telefonie, w których opisywał, jak bardzo jest oczarowany swoim maluchem i że jest teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wysłał zdjęcie, na którym tulił mocno świnkę, ciesząc się, jak mały chłopiec. Sam się przez to cieszyłem.
Nie umiałem tego wyjaśnić, ale Taehyung miał w sobie coś, przez co uśmiech sam wlewał mi się na twarz. Może to była ta jego radość z małych rzeczy. Może to, jak bardzo był odrealniony i pochłonięty swoim własnym, magicznym światem. Może to, że nie udawał kogoś kim nie jest i cały czas był sobą. Może to, że po prostu był. Wszyscy dookoła zdawali się być już tacy dorośli. Gotowi by robić rzeczy zakazane, które w dzieciństwie były tematem tabu. On tkwił między dzieciństwem, a dorosłym życiem. Z jednej strony bywał beztroski, jak małe dziecko, które śpiewa głośno piosenki na ulicy i cieszy się na widok małej świnki, a z drugiej był dojrzałym, mądrym chłopakiem, ze swoimi stanowczymi poglądami, ogromną wrażliwością, sprawiającą, że odbiera mu mowę na widok nieba i niezwykłą pasją, którą żył, która go kształtowała i w której się zatracał. Był inny niż wszyscy i chciałem stopniowo zagłębiać się w jego dorosło- dziecinny świat.

Usłyszałem pukanie do drzwi, a moje serce uderzyło szybciej i znacznie mocniej, niż sekundę wcześniej, co po prostu próbowałem zignorować. Podniosłem się z kanapy i skierowałem szybkim krokiem do wejścia mojego domu. Otworzyłem je i zastałem miły uśmiech chłopaka, który od razu odwzajemniłem i zaprosiłem go do środka. Poszliśmy do salonu. Taehyunga wzrok zatrzymał się na sporej ilości butelek wina na stole. Spojrzał w moją stronę i zagadnął mnie:
-Widzę, że się odpowiednio przygotowałeś na moje przyjście.
Zaśmiałem się i odparłem:
-Mama miała wczoraj gości i nie zdążyła tego wszystkiego posprzątać. Jeśli chcesz to się poczęstuj.
-Nie nie. Raczej nie mam dzisiaj ochoty na procenty.
-Po moim ostatnim zatruciu też chyba nie tknę alkoholu przez długi czas.

Oczywiście godzinę później dwie butelki wina były już puste, a my cali czerwoni, szczerzyliśmy się, jak jakieś dwa głupki, śmiejąc się z byle czego.
Taehyung spacerował chwiejnym krokiem po pokoju, śpiewając hymn Korei Południowej i czkając co jakiś czas.
-Jezu, jak się nawaliłem.- powiedział nagle, prawie potykając się o kabel od przedłużacza, z kolejnym winem w ręku. Ja leżałem na kanapie paląc papierosa, który jeszcze mocniej pogłębiał mój błogi stan. Nie musiałem się zbytnio stresować tym, że mama nas zastanie, bo odbywało się dzisiaj wesele jakiejś tam jej znajomej i godzina jej powrotu przypadała prawdopodobnie na trzecią czy czwartą nad ranem. Rzadko wychodziła na zabawy, a uwielbiała to, tak jak ja, więc gdy nadarzała się okazja, siedziała najdłużej, jak się da.
Wyrzuciłem końcówkę papierosa do popielniczki i odpowiedziałem niebieskowłosemu chłopakowi:
-Ja też Tae.
Chłopak wydał okrzyk podekscytowania, co zmusiło mnie do podniesienia z kanapy i spojrzenia na niego. Stał przy gramofonie mojej mamy i przeglądał moje winyle. Wyciągnął ten, na którym wyeksponowany był napis "The Killers" i zapytał:
-Mogę to puścić?- pokiwałem głową, a on włożył sporą płytę do środka gramofonu.

Gdy po pokoju rozniosły się pierwsze dźwięki piosenki "Mr.Brightside" Taehyung zaczął bujać się w jej rytmie, krzycząc, że ją kocha.
Podczas tańca miał zamknięte oczy, a całe jego ciało było kompletnie uzależnione od płynącej melodii. Jego ruchy były tak subtelne, idealnie zgrywające się z rytmem piosenki, a on sam wyglądał, jak piękny niewolnik muzyki, która robiła z nim to, co chciała. Był to pierwszy raz, kiedy widziałem go, w takim transie. Mówił mi poprzedniego dnia, że szybko się upija i nie lubi być pijany wśród ludzi, którym nie ufa, a teraz się najebał jak szpadel, co oznaczało, że... ufa mi?

Myśl ta spowodowała silne wibracje w mojej głowie, a jego widok je potęgował. Na swojej drodze przecież napotkałem tyle niesamowitych, seksownych kobiet, ale każda z nich zdawała się być zupełnie zwyczajna przy człowieku, który teraz przede mną tańczył. Nie chciałem by w mojej głowie kłębiły się te myśli, ale były one cholernie natrętne i jej nie opuszczały. Jego taniec sprawiał, że sam chciałem tańczyć. Jego śmiech powodował uśmiech na mojej twarzy. Jego radość przynosiła szczęście także i mi.

Chłopak otworzył oczy i przekrzykując muzykę rzekł:
-Nie stój tak, tylko tańcz.
Gdy dalej się tylko wpatrywałem, on pociągnął mnie za ramię, podskakując energicznie w rytm muzyki. Wykrzykiwał tekst, nie puszczając materiału mojej bluzy.
Postanowiłem dać się porwać temu małemu człowiekowi i dołączyć do niego. Oczywiście nagłe podniesienie się z kanapy, spowodowało zakłócenie równowagi i gdy ją minąłem wyjebałem się, a donośny śmiech Taehyunga zabrzmiał na cały dom. Pomógł mi wstać i gdy znalazłem się w pionie, Taehyung mocno mnie przytulił, czego się kompletnie nie spodziewałem. Cieszyłem się, że nie widzi, jak na moją twarz wpłynęły, wypalające mi aż do kości, czerwone rumieńce i nim zdołałem, zamknąć go także w uścisku, on oderwał się, wykrzykując tekst piosenki:
"Now I'm falling asleep
And she's calling a cab
While he's having a smoke and she's taking a drag
Now they're going to bed
And my stomach is sick
And it's all in my head, but she's touching his..."
Muzyka sama rwała go do ruchów i nie mógł się jej oprzeć, co z resztą spotkało także i mnie. Choć bardziej przypominaliśmy dwie pokraki, niż tancerzy to bawiliśmy się świetnie. Spojrzałem na chłopaka, którego śmiech rozchodził się po pokoju, gdy mówił;
-Jesteśmy tacy żałośni Gguk.
-Ale czy to nie jest fajne?- Zapytałem szczerząc się do niego.
-Jest. I to cholernie.

*Perpektywa Taehyunga*
Muzyka dosłownie mnie opętała. Nie mogłem się odpędzić od niej, czując jak jej rytm przepływa przez całe moje ciało. Nigdy nie byłem tak pijany, ale czułem się z tym dobrze. Jeszcze lepiej czułem się widząc przed sobą Jungkooka. Nie mogłem odpędzić od siebie myśli, jak niesamowicie wygląda. Każdy element jego wyglądu powodował we mnie dreszcze- tatuaże na rękach, tunele w uszach, włosy ułożone w jednym wielkim nieładzie, po tym, jak zarzucał nimi. Śmiał się i wyglądał na naprawdę szczęśliwego, a po tym, gdy niekontrowanie rzuciłem się na niego i przytuliłem, dostrzegłem piękne, krwiste rumieńce. Znałem go jedynie trzy dni, ale to i tak wystarczyło, by zajął mi sobą głowę.

Byłem nim zachwycony, a teraz pod wpływem alkoholu, gdy miałem więcej odwagi, czułem, że chce zrobić coś w jego kierunku. Coś więcej niż tylko ten dziecinny uścisk. Chciałem posmakować jego ust. Chciałem zarzucić mu ręce na kark, delektując się jego smakiem, zapachem perfum i tą wspaniałą świadomością, że odważyłem się zbliżyć do Jeon Jungkooka. Byłem gotowy, by to zrobić, więc znieruchomiałem nagle, a gdy on to zauważył także stanął, nie wykonując żadnych ruchów.

Moja twarz wydała mu się zapewne poważna, co mocno kontrastowało z tym, jaki byłem jeszcze przed chwilą.
-Co jest?- Zapytał beztrosko, aczkolwiek będąc nieco wybitym z tropu. Nie zwlekając i nie tracąc ani jednej sekundy na zbędnym zastanawianiu się, zbliżyłem się na tyle blisko, by czuć jego ciepły oddech na policzkach. Chłopak stał jak wryty i gdy straciłem nieco pewność siebie, a wręcz chciałem się wycofać, jego dłoń znajdująca moją, od razu mi ją zwróciła. Nasze palce się splątały, a spojrzenia skrzyżowały, dając mi wtedy poczucie takiego piękna, jakie miałem, gdy wpatrywałem się w nocne niebo. Nie byłem w stanie się już wycofać.
-Jungkook, czy mogę...- przerwałem słysząc dzwonek do drzwi, przez co obydwoje odwróciliśmy głowy, a nasze dłonie oderwały się od siebie. Jungkook zapewnił, że zaraz wróci i poszedł otworzyć drzwi. Czekałem zniecierpliwiony. Serce prawie wyrywało mi się z piersi, a skronie pulsowały gęsto, gdy w głowie rysował się już obraz naszej dwójki złączonej ustami.

Nagle cały ten piękny plan wyparował mi z głowy i czułem się tak, jakby ktoś uderzył brutalnie w mój żołądek, pozostawiając falę goryczy i mocny odruch wymiotny. Ujrzałem bowiem Jungkooka wchodzącego wraz ze swoją dziewczyną do domu. O ile dobrze pamiętam- Rae, trzymała chłopaka za rękę, składając mu buziaka w policzek. Ukłucie zazdrości w sercu było cholernie nieprzyjemne, a nagła chęć zwymiotowania po alkoholu i pewnie też przez nerwy, dała mi możliwość, bym mógł wyjść. Siląc się na uśmiech, powiedziałem:
-To ja już będę się zbierać.
-Czemu? Możesz przecież zostać z nami.- odpowiedział Jungkook za ich dwójkę, a dziewczyna uścisnęła mu rękę dając do zrozumienia, że ona ma coś przeciwko. Nie umknęło to mojej uwadze, więc jeszcze pewniej odparłem:
-Po prostu muszę iść. Trochę źle się czuje i muszę się położyć.
Jungkook powiedział smętnie "okej, a ja wyminąłem ich i skierowałem się do wyjścia. Pospiesznie ubrałem buty i wyszedłem cicho się żegnając.
Na dworze wypuściłem ciężko powietrze z ust, czując, jak do oczu napływają mi łzy, a mdłości rozrywają mnie od środka. Mdłości i ten straszny zawód.

Skierowałem się do domu, pozwalając łzom sunąć po mojej twarzy. Chciałem jak najprędzej wyrzygać się w toalecie, usuwając nadmierną ilość alkoholu, ale też i ten ból, jaki wywowała we mnie osoba, która mogła chwalić się wszystkim dookoła, że to ona zajęła serce Jungkooka. Poczułem się taki mały i bezradny, a jedynym czego teraz potrzebowałem było łóżko, jakaś depresyjna muzyka, poduszka wyciszająca mój płacz oraz Theo, którego bym prawdopodobnie tulił całą noc.

Straszna myśl, uderzyła we mnie, niczym kierowca samochodu, który uderza w nieszczęsnego pieszego, odbierając mu na miejscu życie. Nie mogąc jej znieść, po prostu odchyliłem głowę na bok i zwymiotowałem, a łzy płynęły już nie pojedynczo, a sunęły się jednym, wielkim ciągiem.
Myśl ta krzyczała w mojej głowie i odbijała się po niej echem: Jungkook nigdy nie będzie twój.
Byłem rozgoryczony tym faktem.
Byłem zdruzgotany tym, że nie dane mi nigdy będzie zbliżyć się do niego. Byłem tak cholernie zazdrosny o jego dziewczynę.
Byłem pieprzonym Mr.Brightside*.

___________________________
Mr. Brightside- Ktoś kto jest zazdrosny o osobę, która jest z osobą, której ten ktoś pragnie.
Jakoś bez sensu to napisałam, ale mam nadzieje, że wiecie o co chodzi XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top