Rozdział 8. Zostaniesz...?

-To tutaj?- zapytał Taehyung wskazując palcem na dziecięcą karuzelę z siedzeniami w postaci fantastycznych stworzeń. Pokiwałem głową wyłączając lokalizację i poszukując wzrokiem przyjaciół. Nie musiałem się tym długo trudzić, bo na jednym z koników siedział nie kto inny, jak uradowany Yoongi, a kontrastujący z nim wzburzony Jimin krzyczał:
-Skurwiaj z tego jednorożca! Pierwszy go zobaczyłem!
Na moją twarz samoistnie wpełzł grymas, a zażenowanie było jedynym, co wówczas odczuwałem, bo widok walczących o jednorożca przyjaciół, podczas gdy Seokjin przepadł był ostatnim, co chciałem zobaczyć.

Poza tym nie tak miał wyglądać ten wieczór. Na ustach wciąż czułem smak Taehyunga, a każda część mnie domagała się tego, by wrócić do chwil na łące. Frustrujące było to, że wsiąkając ponownie w tłum ludzi, staliśmy się sobie tak boleśnie odlegli. Miałem niewyobrażalną ochotę, by kontynuować to, co zaczęliśmy tutaj, ale to było niemożliwe. Nie chciałem skazać nas na karcące spojrzenia, a obawa, że ktoś znajomy nas zauważy, powstrzymywała mnie nawet od tego, by ścisnąć jego dłoń. Jego zaciśnięte wargi i skrzyżowane ramiona wskazywały, iż nim także targały sprzeczne emocje. Uśmiechy w swoją stronę były tym, co na ten moment musiało nam wystarczyć i zamaskować brutalnie szarpiące naszymi nerwami pożądanie. Narkotyk i pragnienie malinowych ust chłopaka dalej zajmowały mi głowę, a wszelkie racjonalne myśli odpływały wraz z zerknięciem na jego niebieskie włosy, w których jeszcze niedawno miałem zanurzoną dłoń.

Nie byłem w stanie sam sobie wytłumaczyć, co mną kierowało. Miałem wrażenie, że tam na łące, łącząc usta z tym pięknym chłopcem, w umyśle mając tylko jego słowa, zwilżające moją duszę niczym balsam, czułem szczęście.
Pojęcie to dotychczas brzmiało jak jakaś abstrakcja lub jak powoli zmierzające ku mgle, słabe wspomnienia z dzieciństwa, lecz nie potrafiłem inaczej określić ciepła w moim ciele i dreszczy podczas chwil z Taehyungiem.
Obawiałem się, że jutro wszystko zniknie niczym dym z papierosa- ulatniający się wraz z długim, łaskoczącym w płuca wydechem, by po chwili całkowicie obrudzić się w nicość. Przecież nie mogłem uciec od rzeczywistości. Bolesnej, brudnej rzeczywistości, której szare przebłyski powoli wsiąkały w moją podświadomość.
Nie byłem w stanie ot tak wymyśleć planów na przyszłość i stać się doceniającym życie człowiekiem, bez dalszego zażywania używek, co pewnie na dłuższą metę byłoby dla Taehyunga uciążliwe.

Byłem tak cholernie wściekły, że ten magiczny, zbyt piękny na moje nędzne życie wieczór trafił szlak przez to, że jeden pajac nie został upilnowany przez resztę błaznów.

Namjoon jako pierwszy mnie zauważył i stojąc przy małej dziewczynce, która rozmawiała z Lisą dał znam znak dłonią byśmy podeszli. Ruszyłem, wymierzając słowami, jak z karabinu:
-Co to kurwa za cyrk?-Lisa spiorunowała mnie spojrzeniem, dając nim upomnienie, bym zważał nieco na słownictwo przy dziecku. Zignorowałem to, nie mogąc wstrzymać nerwów na wodzy.-Jak w ogóle go zgubliście?

Nim Namjoon rozjaśnił mi sytuacje, z ust Jimina wydobył się pisk, a on porzucił zamiar zepchnięcia Yoongiego z karuzeli, by ruszyć w moim kierunku.
-Jest i on!- powiedział materializując się tuż przy mnie i zaciskając moje napięte ciało w ramionach. Odepchnąłem go, wciąż czekając na wyjaśnienia i czując, jak moja cierpliwość w zawrotnym tempie się kończy. Namjoon drapiąc sie nerwowo po szyi, rzekł:
-No bo... nie wiem, jak zacząć, by to nie zabrzmiało idiotycznie...
-To już brzmi idiotycznie.- skomentowałem, przewracając oczami i dając znak, że wszystko, co usłyszę już mnie nie zdziwi.

Namjoon widocznie lekko zestresowany zaistniałą sytuacją, dopuścił do głosu Jimina, który uśmiechnięty łaskawie opowiedział o przebiegu akcji:
-No tak mówiąc w skrócie to po prostu poszliśmy do domku strachów, a Seokjin stwierdził, że to nie na jego nerwy i skierował się na food truck. Miał na nas czekać przy kasie z biletami, ale oczywiście gdy po dwudziestu minutach wróciliśmy to go tam nie było.- blondyn stanął koło siostry Taehyunga, kładąc głowę na jej ramieniu, a przez jej twarz przemknął krótki uśmiech.- Namjoon zadzwonił do niego, ale telefon odebrała Yewon.-wskazał na małą, zawstydzoną dziewczynkę, a ona spuściła głowę w dół, nie mogąc znieść tylu par oczu, wpatrujących się w jej drobną postać.

Wyglądała jak mała myszka, chowająca się przed dzikim drapieżnikiem, a ten widok zmusił mnie do powiedzenia słów, których z nerwów chyba nie zdołałem przemyśleć:
-I co? Trzymacie ją teraz jak jakiegoś więźnia i staracie przesłuchać?- zapytałem opryskliwie, wyciągając papierosa i zapalniczkę. Gdy płomień liznął końcówkę nałogu napotkałem złowrogie spojrzenie Lisy, a resztka mojego człowieczeństwa pozwoliła mi nie spoglądać na dziewczynkę. Namjoon w końcu postanowił wmieszać się w rozmowę:
-Nic z tych rzeczy. Jej tata obsługuje jedną z kas biletowych, a mała zdecydowała się nam pomóc, po tym jak znalazła telefon.- dziewczynce chyba nie spodobało się określenie jej jako małej, co odczytałem bo jej zmarszczonych brwiach i nerwowym tupaniu nóżką.

Wypuściłem ciężko dym z płuc, pozwalając memu ciało na odrobinę odprężenia nikotyną. Będąc już prawdopodobnie w oczach dziecka kimś na pozór czarnego charakteru z bajki, zdecydowałem nająć Lisę by odprowadziła dziewczynkę w miejsce, gdzie pracował jej ojciec. Zgodziła się, obdarowując mnie wymownym spojrzeniem, w którym zawarła zdanie, iż na niej także nie zrobiłem zbyt dobrego wrażenia. Jimin instynktownie skierował się za siostrą Taehyunga, a gdy ich postacie zlały się z tłumem ludzi, zacząłem dopytywać Namjoona o to, czego jeszcze się dowiedział. Nasz mały świadek zdarzenia poinformował, że Seokjin widząc jakąś dziewczynę podbiegł do niej, gubiąc po drodze telefon, jak i kluczyki od mieszkania, zabezpieczone teraz i ukryte w kieszeni Joona. Dumaliśmy nad tym kim takowa osoba mogła być, lecz ciężko było to ustalić, bo obiekty westchnień Seokjina zmieniały się z tygodnia na tydzień, a on miał niestety to do siebie, że przy nich tracił umiejętność poprawnego myślenia. Westchnąłem, będąc już prawie przekonanym, że stoimy na przegranej pozycji, a naszego przyjaciela znajdziemy dopiero jutro. Pobitego. Okradniętego. W jakimś rowie.

Moje obawy odepchnął Yoongi, prawie potykając się o swoje nogi, podczas schodzenia z karuzeli. Niósł uniesiony w górę telefon, jak jakieś trofeum i zawołał do nas:
-Seokjin był z Yuqi!- słowo "był" nie pozwoliło mi odczuć entuzjazmu, jaki udzielił się reszcie.- Napisała mi, że poszli na drinki i przyłączył się do nich jeszcze Lee.
-Lee?- Namjoon dopytał z nutą zaniepokojenia w głosie, mimo, że dobrze usłyszał nazwisko znajomego.
-No. Co gorsza Yuqi jest w drodze do domu, a Seokjin został z nim sam.- wszyscy poza Taehyungiem wyczuliśmy już w powietrzu kłopoty. Obraz nieprzytomnego Seokjina o poranku ponownie zagościł w mojej głowie i byłem prawie pewny, że moja wizja się sprawdzi. Taehyung, będąc nieświadomym osoby, której nazwisko padło i wywołało w nas poruszenie zapytał:
-Kim jest ten cały Lee?
-Żelazna wątroba-Lee.-odparłem posługując się jego przezwiskiem i wyrzucając grzejącą w palce koncówkę uzależnienia za siebie. -Nikt nie pije tyle co on i nie potrafi jednocześnie utrzymać pozorów osoby prawie, że trzeźwej.

Włożyłem kolejnego papierosa do ust, odpalając go po chwili, a Namjoon rozwinął wątek Taemina:
-Wszyscy ciągle starają się mu dorównać, a kończą poprzez to na wpół żywi. Niestety Seokjin ma to do siebie, że czasami stara się popisać...
-Czasami?-zapytał retorycznie Yoongi, przejmując ode mnie dopiero co zapalonego papierosa, a Namjoon z trudem zignorował to wcięcie się przyjaciela w pół zdania.
-...I pewnie będzie chciał pokazać Żelaznej wątrobie, że wcale nie jest gorszy.
-Byłeś dobrym przyjacielem Seokjin. Pokój twej duszy.-rzekł ironicznie Yoongi, robiąc znak krzyża, a mina Namjoona wkazywała na to, że jeśli mógłby spalić swym wzrokiem, to Min by już płonął.
-Dobra, koniec zbędnego pierdolenia.-rzuciłem, mając dość naszego zwlekania. Zajrzałem do telefoju Yoongiego, wyciągając mu spomiędzy palców papierosa.-Gdzie oni poszli na te drinki? Napisała Ci?- Z satysfakcja spostrzegłem nazwę klubu, który był mi dobrze znany i w którym aktualnie Hoseok przebywał z Grace. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha i powiedziałem otoczającym mnie chłopakom:
-Okej, wiem gdzie to jest. Chodźcie.

Ruszając z miejsca, wyciągnałem swój telefon by napisać Jimimowi dokąd zmierzamy, bez potrzeby wyjaśniania mu gdzie dokładnie klub się znajduje bo znał go prawie tak dobrze, jak ja. Szliśmy nie rozmawiając, a każdy zdominowany był przez zupełnie odmienny od siebie rodzaj emocji. Namjoon nie potrafił ukryć swego rozdrażnienia, pospieszając nas i jednocześnie rozglądając się z nadzieją, że napotka oczami zaginionego przyjaciela. Yoongiego wzrok spoczywał na telefonie, który trzymał w dłoniach i zawzięcie z kimś pisał, nie przejmując się zbytnio dalszym rozwojem naszej, beznadziejnej sytuacji. U mnie z kolei, jak i prawdopodobnie u Taehyunga determinacja i zawziętość, by odnaleźć Seokjina ponownie odstąpiła miejsca naszym wspólnym wspomnieniom.

Czułem się, jak niedoświadczony w kwestiach uczuciowych gówniarz, którego całe ciało nagle spinało się, poprzez przypatkowe natknięcie się mojej i Tae dłoni, podczas kroków. Dobrze udało się naszej dwójce przybrać pozory obojętności, aczkolwiek być może także wynikało to z tego, iż marihuana stopniowo ulatniała się z naszych ciał, a to ona była głównym czynnikiem, uwalniającym skrywane pod osłoną niepewności żądzę. Obydwoje siebie chcieliśmy, lecz gdy umysł stawał sie coraz czystszy, odkrywał przeciwności losu. Miałem dziewczynę, której nie dażyłem głębszym uczuciem, lecz bądź co bądź, ją zdradziłem. Nie potrafiłem pojąć swoich własnych intencji i tego, co powinienem teraz względem chłopaka zrobić.
Jedno było pewne.
Nie chciałem kończyć tego co z nim zacząłem i mimo, iż ciężko było na ten moment określić, jak nasza relacja będzie dalej przebiegać, nie mogłem odmawiać sobie w dalszym ciągu jego ciepłego dotyku, pocałunków smakujących, jak miód, słów dodających mi otuchy, miękkich, niebieskich włosów między moimi palcami i tych czekoladowych oczu, które dawały mi poczucie piękna, wręcz niepasującego do tego szkaradnego świata...

-Coś Ty taki przygniębiony?- natknąłem się na hipnotyzujące spojrzenie Taehyunga, które zdawało się we mnie zatapiać. Zastanawiałem się przez moment, czy powinienem podzielić się z nim moimi myślami i tym, co jednocześnie mnie trapi czy odłożyć to na inny czas. Fakt, że chłopak do tej pory ze mną nie rozmawiał, pozostawił mnie w przekonaniu, że być może on także nie wie, co dalej powinien zrobić. To nie był odpowiedni czas i miejsce na nasze wyznania, więc rzuciłem szybko:
-Wbrew pozorom martwię się o tego głąba i to, że okryje się hańbą w Anseong.-Taehyung nie zdołał zatuszować swojego lekkiego uśmiechu.- Mimo, że każdy w tym miasteczku ma swoje grzechy i przewinienia na koncie, to ochoczo dyskutuje o innych i wpierdala się im do życia. No i niestety dużo osób się wzajemnie kojarzy, przez co ploty lub wstydliwe fakty rozchodzą się dalej.
-Rozumiem.-odpowiedział Taehyung z nieodgatniętym przeze mnie wyrazem twarzy, spuszczając smętnie głowę w dół. Poczułem gulę w gardle na myśl o tym, że mógł odebrać moje określenie "wstydliwe fakty" za to, co pomiędzy nami zaszło tego wieczoru, a też przez wyobrażenie sobie ludzi, którzy z oburzeniem opowiadają sobie o naszym romansie. Chciałem go zapewnić, że źle mnie zrozumiał, lecz zostałem powstrzymany przez nagły ciężar uderzający w moje plecy.

Jakieś sześćdziesiąt kilogramów zawiesiło się na mnie, zaciskając wokół szyi ręce i krzyżując nogi.
-Widzę, że wróciłeś Jimin.- powitałem ozięble przyjaciela, a słysząc w odpowiedzi chichot zapragnąłem zrzucić go w błoto, które mijałem.
-Tak. Ciebie też miło widzieć.- odpowiedział nie zwracając uwagi na ton mojego głos. Schylił głowę, by być bliżej mojego ucha i dodał szeptem:- Chyba muszę Ci powiedzieć co nieco o mnie i pannie Kim, bo...- nagle urwał wędrując wzrokiem tam, gdzie teraz patrzyliśmy wszyscy.

Cel za który obraliśmy sobie klub stał przed nami, a dwa cienie wyłoniły się z jego wnętrza. Jedna osoba podtrzymywała z trudem drugą, a ta wypuszczała z ust czknięcia i mizerny bełkot. Zacisnąłem usta, nie chcąc parsknąć, ale gdy z Taehyngiem spojrzeliśmy na siebie, śmiech sam uwolnił się z naszych gardeł. Zwróciło to uwagę jednego z mężczyzn, który na nasz widok odetchnął z ulgą. Był to Lee, który tak jak przypuszczałem zachował pełną świadomość i targał ze sobą Seokjina. Nasz przyjaciel na domiar złego zauważając nas i chcąc podejść, potknął się, lądując twarzą w ziemi tuż przy nogach Taemina. Mój i Taehyunga atak śmiechu nasilił się jeszcze bardziej i zaraził nim pozostałą część ekipy, poza Namjoonem. Kompletnie nie rozbawiony sytuacją od razu zerwał się biegiem z miejsca, by pomóc pół-przytomnemu przyjacielowi. Yoongi poszedł za nim z poczucia obowiązku, ale też by ojebać Taemina za nieodpisanie na masę wiadomości, które wysyłał idąc tutaj.

Gdy ja, Taehyung, Lisa i Jimin(przez którego swoją drogą niemiłosiernie mnie nakurwiały plecy) pozbyliśmy się głupawki, poszliśmy do reszty. Namjoon powiadomił nas, że zabierze pijanego Kima do siebie, a nikt nie miał ku temu zastrzeżeń. Chciał jak najszybciej się z nim ulotnić i tak też zrobił, słysząc przy tym miliony wyznań miłosnych od Seokjina. Brat Namjoona zaoferował, że po nich przyjedzie, więc obawy o nich były całkowicie zbędne. Sami mogliśmy jeszcze wykorzystać tę noc i chcieliśmy zrobić to w klubie. Charyzma Taemina wpłynęła na Yoongiego, do tego stopnia, że też postanowił się z nim napić. O powtórkę z rozrywki nie musieliśmy się martwić, bo Yoongi miał znacznie silniejszą głowę i więcej rozsądku niż Seokjin.

Po wejściu do klubu stanąłem, jak wryty i nie potrafiłem wykrztusić ani jednego słowa. Grace i Hoseok tańczyli na środku, ale sposób w jaki to robili był chyba wynikiem zbyt dużej ilości promilów alkoholu we krwi. Mulatka stała do Junga tyłem, seksownie ocierając się biodrami o jego ciało. Jej ręce wzniesione były do góry, a jego błądziły po talii Grace. Ustami naznaczał na szyi dziewczyny mokre ślady, a jej wargi były rozchylone z przyjemności. Nie zauważyli nas i być może byli tak przejęci sobą, że nie dostrzegali kogokolwiek poza sobą.
Yoongi przeszedł koło tego obojętnie, ale Jimin chyba pozazdrościł mu takiego rozwoju spraw, ciągnąc Lisę na parkiet. Ona nie potrafiła ukryć ekcytacji, dając się mu porwać i pozwalając na to, by dotykał jej, jak tylko chciał.

Zostałem z Taehyungiem sam na sam, a on spojrzał na moją jeszcze zszokowaną twarz z zawiadackim uśmiechem, mówiąc:
-A ty nie chcesz mnie zaprosić do tańca?- odwzajemniłem uśmiech, czując, że może jednak nie przejął się specjalnie tym, co przedtem powiedziałem i mając nadzieje, że nie będę musiał do tego powracać.
-Mogę, ale na trzeźwo chyba jest to dla mnie nieco za trudne.
-Aż tak Cię onieśmielam?- zapytał Taehyung, kładąc swój podbródek na dłoń i spoglądając w górę. Zachichotałem, nie wyjawiając mu, że była to prawda. Złapałem go za dłoń, kierując do baru. Zamówiliśmy jakiś pierwszy lepszy drink, a Taehyung prawie pisnął na widok wielkiej maszyny karaoke stojącej z boku sali. Byłem zaskoczony, bo dobrze pamiętałem, jak mówił mi, że śpiew przy publiczności go stresuje.
-Chcesz pośpiewać?- powiedziałem na tyle głośno, by mój głos wzniósł się ponad grającą w klubie muzykę.
-Chcę, żebyś Ty zaśpiewał.- powiedział równie głośno Taehyung nachylając się do mnie.
-Do tego też muszę się napić. I to sporo.- chłopak zaśmiał się uroczo.

Nasze drinki w kolorze bordowym pojawiły się szybciej niż się tego spodziewaliśmy, a ich słodki smak na tyle nam przypadł do gustu, że zażyczyliśmy sobie jeszcze trzy kolejki. Taehyung, który miał tendencje do szybkiego upijania się, ciągnął mnie nieubłagalnie po czwartym drinku w stronę maszyny, a ja nie czując się wystarczająco pijany, miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Było tylu ludzi, a gdy ktoś odważył się zaśpiewać przy wszystkich, muzyka do tańca całkowicie cichła. Gdy Taehyung wybierał mi piosenkę, ja zdesperowany pisałem do Jimina, by oderwał się na moment od Lisy i przyniósł mi jednego, czystego shota. Mój przyjaciel z szyją zapełnioną czerwonymi od szminki śladami, spełnił moją prośbę przynosząc mi nawet dwa shoty, które wypiłem prawie na raz. Taehyung zdecydował, że zaśpiewa ze mną, co sprawiło mi niemałą radość, a gdy dotarło do mnie, że wybrał "Sweater Weather", poczułem się wręcz podekscytowany. W dupie mieliśmy, że nie jest koreańska i otrzymamy za nią mniej punktów. Ta piosenka była po prostu dla nas idealna.

Kiedy rytm muzyki rozbrzmiał w moich uszach, poczułem, jak mocno alkohol uderzył mi do głowy i odgonił z niej niepotrzebny stres. Ścisnąłem mikrofon z dłoni i skierowałem wzrok na tekst piosenki, który był lekko rozmazany. Nie ustaliliśmy podziału zwrotek i postanowiliśmy improwizować. Zacząłem pierwszy, myśląc z początku, że aplauz to jakiś kiczowaty dodatek z karaoke. Nie spodziewałem się kompletnie, że tak zareagowali na mój głos ludzie z klubu, którzy słuchali i oglądali naszą dwójkę z przejęciem. Wejście Taehyunga również spotkało się z identycznym entuzjazmem tłumu i moim. Cieszyło mnie to niezmiernie, że odważył się zaśpiewać, nawet jeśli to był tylko jakiś mały klub w Anseong. Jego głęboki, miękki, chwytający za serce głos można było słuchać bez końca, ale nasze połączenie w refrenie okazało się być duetem stworzonym dla siebie. Nie tylko nasze głosy idealnie współgrały, ale i my, dając się ponieść chwili aż ponadto. Nie można było w klubie robić zdjęć i nagrywać, co nas uratowało bo sposób w jaki zbliżałem się do niego i patrzyłem, ciężko było określić jako przyjacielski. Większość ludzi w pomieszczeniu była młoda i reagowali oni na naszą bliskość, jakby była to najbardziej seksowna i zakazana rzecz w ich życiu.
Ponownie odurzeni spoglądaliśmy sobie bez cienia wstydu w oczy. Stojąc milimetr swoją twarzą od tej jego, złapałem go za niebieskie włosy, które tak doprowadzały mnie do szaleństwa. Śpiewaliśmy do siebie, nie odwracając wzroku ani na moment. Moja ręka znalazła swoje miejsce na jego talii, a on swoją zawiesił na moim karku, gładząc go opuszkami palców. Nie chciałem nawet wyobrażać sobie min moich przyjaciół i siostry Taehyunga, którym z wrażenia pewnie opadły szczęki.

Nie odciągnąłem się od niebieskowłosego piękna aż do końca piosenki, a gdy nadszedł jej kres, wszyscy bili nam gromkie brawa, krzycząc z wrażeń i prosząc o bis.
Nie spełniliśmy ich prośby, a ja czując duszący wręcz od środka mnie niedosyt, pociągnąłem Taehyunga za sobą, nawet nie sprawdzając ile udało nam się zdobyć punktów. Nie sprzeciwiał mi się, czując pewnie to samo, co ja i nie pytając nawet dlaczego opuszczamy klub. Wytrwale prowadziłem go za tył budynku i tam pozwoliłem sobie w końcu na to, by uwolnić drzemiące we mnie żądze.


Po raz kolejny wpiłem się w jego usta, smakując ich, jak najsłodszego nektaru, a on nie zwlekał z tym, by mi go równie namiętnie oddać. Niecierpliwe dłonie znalazły swoje miejsce pod koszulką Taehyunga, sunąc po jego delikatnym ciele i pozostawiając wraz z dotykiem gęsią skórkę. On wplątał swoje długie palce w moje włosy, nie przerywając naszego pocałunku, który z każdą kolejną sekundą był jeszcze głębszy, namiętniejszy, bardziej utęskniony. Czułem się, tak jakby od dawna dręczące mnie, wypalające od środka pragnienie zostało w końcu zaspokojone. Jego miękkie wargi, język z którym mój splatał się, jak w pełnym pożądania tańcu doprowadzały mnie do szaleństwa, a że byliśmy lekko wstawieni, nic nas nie powstrzymywało od odważnych gestów. Oderwałem od niego z trudem usta, by sunąć gorącym językiem po smukłej, delikatnej szyi. Towarzyszący mi przy uchu ciężki oddech chłopaka, napędzał mnie jeszcze bardziej, do tego stopnia, że zostawiałem na nim krwiste pocałunki, a on na mnie posmak swojej karmelowej skóry. Każda kolejna czynność opierająca się na całowaniu zakamarków naszych ciał i dotykaniu, odbierała nam coraz więcej tchu i jednocześnie dodawała coraz więcej pragnienia. Gdy ponownie mój język odnalazł ten jego, nie chciałem by kiedykolwiek się to skończyło. Po raz kolejny fala gorąca przebiegała przez mój kręgosłup, a myśli zanikały pod wpływem pięknych, czekoladowych oczy, pochłaniających mnie, niczym wir wodny na środku głębokiego oceanu. Trudząc się na słowa i z niechęcią odsuwając się od chłopaka, wypowiedziałem na jednym wydechu jego imię:
-Taehyung...
-Tak Jungkook?- zapytał, cmokając mnie w usta, lecz wyczekując cierpliwie na to, co powiem.
-Czy... czy zostaniesz moim kochankiem?

2020 mnie póki co nie unicestwił, ale za to lenistwo i brak weny już nieco mi utrudniają pisanie. Postaram się jednak dodać coś w następnym tygodniu, bo cieszy mnie fakt, że troszkę nowych osób tu zagląda.
Ps. Bardzo nie lubię tego rozdziału, bo pisałam go z 2 tygodnie i wydaje mi się wymuszony no i po prostu słaby XD
Pss.Miłego czytanka, do następnego! 💖💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top