Rozdział 2. Mów mi Tae.

Pracownicy odjechali jakąś godzinę później, ale my zbieraliśmy się do nich jeszcze chyba z dwie. Kiedy w końcu mama wybrała odpowiedni strój byliśmy gotowi. Dotarcie tam zajęło nam kilka sekund. Zadzwoniła dzwonkiem, a ja stałem koło niej mając nadzieje, że moje ubrania nie przesiąkły zbyt zapachem dymu, ale skoro mama milczała, to raczej marne były szanse, że tak jest. Wiedziała, że palę, ale nie, że w tak hurtowych ilościach. Nie miała też pojęcia o moich wyczynach i tym kim naprawdę jestem. Od zawsze była bardzo tolerancyjna i akceptowała odmienność. To było powodem, dla którego nie miała żadnych przeciwskazań względem mojego wyglądu, ale gdyby dowiedziała się, że od wewnątrz stałem się zupełnie inną osobą, nie zniosłaby tego. Ciągnęło mnie do tego, co złe. Im brudniejsze i bardziej zakazane rzeczy robiłem tym czasami dawały mi więcej szczęścia. Uwielbiałem ćpać, uwielbiałem pić do nieprzytomności, uwielbiałem uprawiać seks z praktycznie nieznanymi dziewczynami, którym mówiłem, że nic z tego nie będzie. Uwielbiałem być zły, ale ona nie mogła tego wiedzieć. Była słabsza niż ja i choć mi nieszczęście udało się przekłuć w mozolną, w miarę stabilną egzystencję, tak ona wciąż stała na lini między normalnym stanem, a załamanym. Była tak dobra, ciepła, kochana i oddana mi, że nie mogłem pozwolić na to, by dowiedziała się o mojej naturze. Dlatego za każdym razem gdy odleciałem zbyt mocno po wziętym narkotyku lub wypiciu kosmicznej ilości alkoholu, zostawałem na noc u któregoś z moich przyjaciół. Przyłapała mnie czasami, kiedy wracałem pijany do domu, ale miało się to nijak to tego chociażby, gdy brałem LSD. Zazwyczaj, jeśli pozwalałem sobie na take rzeczy to odkładałem przez jeden dzień antydepresanty. Miewałem przez to mocne zjazdy w dół i stany depresyjne, ale gdy kolejnego dnia ponownie je przyjmowałem wszystko się normowało. Prawda jest taka, że to one pozwoliły mi się podnieść, więc nie mogłem ich odstawić. Gdybym zaprzestał brania ich pewnie wszystkie demony przeszłości ponownie by mnie zżarły. Choć ostatnio starałem się je regularnie brać, to wiedziałem, że całą tę regularność trafi szlag- bo imprez, takich jak ta dzisiejsza- pełnych alkoholu i dragów- będzie coraz więcej, a ja czekałem cały, pieprzony rok szkolny, by w końcu móc się na nich wyszaleć. Dzisiejszy dzień miał być właśnie tym, w który je zażyje, bo zmieniłem całkowicie moje podejście do imprezy. Postanowiłem posiedzieć chwilę u sąsiadów, po czym zabrać się do Rae. Bezpośrednim powodem był przyjazd mojego przyjaciela z Seulu Hoseoka, który uznał, że swój pobyt u nas rozpocznie alkoholowym szaleństwem u Rae. Był równie szalony, co Jimin i po prostu uwielbiałem tego świra- był pierwszą osobą, która po stracie taty spowodowała u mnie szczery wybuch śmiechu- bo któż mógłby się nie śmiać widząc przeklinającego koreańskiego chłopca wpadającego ze swoją nową deskorolką do stoiska z rybami. Poza tym mama miała zamiar siedzieć z sąsiadami cały wieczór, więc pomysl na spędzenie wspólnie czasu nie miał szans dzisiaj wypalić.

Drzwi nagle się otworzyły i śliczna, blondwłosa dziewczyna z uśmiechem nas powitała. Wydawała się dość zaskoczona, lecz mimo to gestem dłoni zaprosiła nas do środka. Zawołała resztę rodziny, która na górze zapewne rozpoczęła układać meble. Gdy zeszli wydawali być się w szoku, bo któż mógł się spodziewać, że rodzina chorych psychicznie odwiedzi ich po tym, jak po raz pierwszy przekroczą próg nowego domu. Starali się ukryć swoje onieśmielenie, przedstawiając się jako państwo Kimów. Mama uśmiechając się promiennie także nas przedstawiła i wręczyła pani Kim ciepłą blachę wypełnioną pulchnym ciastem. Twarz nowej sąsiadki oblał rumieniec. Przeprosiła nas na moment udając się do kuchni, by wyłożyć ciasto. Wspominała też coś o roladkach z warzywami własnej roboty, co brzmiało bardzo apetycznie. Gdy zniknęła w progu kuchni, Pan Kim poprawił okulary i wskazał nam salon, gdzie poszliśmy. Przeprosił nas za masę kartonów i mebli, na co mama machnęła pokrzepiająco dłonią.
Salon nie był urządzony, ale mimo to przedstawiał się pięknie. Na samym środku stał marmurowy kominek, którego obie strony przystrojone były białymi postaciami, które przypominały greckich bogów. Jego górę otaczała bujna winorośl. Gmach domu wznosiły dwie kolumny, przywołujące na myśl styl joński. Okna w stylu skandynawskim znajdowały się z praktycznie każdej strony przepuszczając jasny blask latarni nocnych. Ze śnieżnobiałego sufitu zwisały żyrandole rzucając blask na także marmurową podłogę, którą państwo Kim okryli puszystym, miodowym dywanem. Większość mebli jeszcze nie znajdowała się na swoim miejscu, lecz stół, krzesła i kanapa były już tam, gdzie być powinny.
Mama i Pan Kim, rozsiedli się przy stole, a ja podążyłem za blondynką, w stronę kanapy. Dziewczyna nieoczekiwanie się odwróciła.
-Ja się chyba jeszcze nie przedstawiłam. -Jestem Lisa.- powiedziała wyciągając ku mnie rękę. Podałem jej dłoń uśmiechając się.
-Jeon Jungkook.
Usiedliśmy na kanapie, lecz dziewczyna po chwili się z niej zerwała mówiąc, że musi odbyć ważną rozmowę przez skype'a i że miło było poznać, choć ściśle biorąc nie poznała mnie w ogóle. Mój telefon ponownie się uaktywnił i zaczął wibrować. Kiedy napisałem do Hoseoka, że na imprezie jednak się pojawie, poszaleli i wydzwaniali bezustannie. Nawet gdybym wyłączył telefon to te pajace, by przyszli po mnie tutaj, bo wiedzieli już gdzie jestem, a że wolałem tego uniknąć to musiałem zmyć się wcześniej. Gdy Pani Kim przyszła z blachą ciasta i roladkami rozpoczęła pogawędkę z mężem oraz mamą niespecjalnie przejmując się moją obecnością. Nie widziałem sensu by dalej tu być, więc uznałem, że to najwyższa pora na pójście do Rae. Podeszłem do stołu żegnając się z państwem Kim. Wziąłem jedną roladkę z warzywami do ręki, pocałowałem mamę w policzek i miałem już wychodzić, ale spostrzegłem przez okno znajdującą się za domem nowych sąsiadów śliczną ogrodową altankę. Wiązała się mocno z moim dzieciństwem. Zanim jeszcze wprowadziła się do tego domu starsza Pani Cheong, mieszkała tutaj rodzinka, z którą moja mocno była zaprzyjaźniona. Z dwójką rowieśników bawiliśmy się tam codziennie. Lubiłem powracać do tych momentów pamięcią. Dawno tam nie byłem, więc pozwoliłem sobie zajrzeć na nią.

Widok altanki mogłem podziwiać z okna, lecz nie dało się zauważyć tam zarysów czasu, które odbiły się na niej. Wszelkie wspomnienia powróciły do mnie i poczułem ciepło rozpływające się przyjemnie po moim ciele. Kręciłem się po ogrodzie obserwując każdy jego
zakamarek. Na jednej z ławeczek usiadłem miętoląc roladkę w dłoni.
-Może i wyglądają pysznie, ale uwierz mi, że są okropne.- Usłyszałem za sobą głęboki, męski głos i odwróciłem głowę. Stał za mną chłopak w niebieskich włosach. Na mój widok uśmiechnął się szeroko i podszedł bliżej.- Mogę się przysiąść?
-Jasne.- Odparłem, przesuwając się na prawą stronę ławki, by zrobić miejsce. Chłopak usiadł i wyciągnął w moją stronę dłoń.
-Kim Taehyung.- Przedstawił się. Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Po chwili dodał:- Mów mi Tae. Krócej i mniej oficjalnie.
-Jeon Jungkook.- Wyciągnąłem dłoń i ścisnąłem jego.- Mów mi, jak tylko zechcesz.
Nie chciałem, żeby panowała między nami grobowa cisza, więc od razu go zagadnąłem:
-Podoba Ci się w naszym mieście?
Spojrzał na mnie i odpowiedział:
-Jadąc nie rozglądałem się jakoś specjalnie, ale chyba jest okej. Mama spędziła tu całe dzieciństwo i bardzo wychwala to miasto. Tutaj mieszkają nasi dziadkowie.
-A skąd się przeprowadziliście?- Zapytałem. Kompletnie mnie to nie interesowało, ale chciałem wyjść na miłego. Mimo, że nowy znajomy odradzał mi roladkę, to wziąłem ją do ust. Nie rozumiałem o co mu chodzi, bo była przepyszna.
-Z Nowego Jorku.- Prawie zachłysnąłem się roladką i zacząłem kaszleć, jak gruźlik. Tae to zauważył i był na tyle miły, że ukrył swoje rozbawienie. Gdy już odzyskałem możliwość mówienia spytałem:
-Nowego Jorku? Co was sprowadziło z takiej metropolii do tej dziury?- Przypomniałem sobie, że mam papierosy w kieszeni i uznałem, iż Tae jest na tyle tolerancyjny, że nie będzie mu przeszkadzało, gdy będę palił. Wyjąłem je i wyciągnąłem w jego stronę, ale on pokręcił przecząco głową. Zapaliłem, a on tymczasem mówił:
-Mama zażyczyła sobie powrotu do starych korzeni, no i tęskniła za rodzicami. Z resztą Nowy Jork jest przepełniony ludźmi, szumem... Ciągle coś się dzieje. Chyba potrzebujemy odskoczni i odrobiny spokoju.

Dym przyjemnie szczypał mi płuca pozostawiając masę substancji smolistych w nich, ale ten jeden papieros automatycznie mnie wyciszył i nieco rozluźnił. Nie za bardzo wiedziałem co odpowiedzieć, ale nie musiałem się trudzić wymyśleniem czegoś, bo Tae kontynuował:
-Myśle, że to u nas już standard, że ciągle się przeprowadzamy. W ciągu trzech latach mieszkaliśmy w pięciu, różnych państwach.
-No to nieźle.- Zaciągnąłem się papierosem i wypuściłem powoli dym zagłębiając się myślą w swoją przeszłość. -Też kiedyś dużo podróżowałem z ojcem.- Poczułem ból wewnątrz na wspomnienie naszych wspólnych wyjazdów. Niepotrzebnie o nim wspomniałem bo wiedziałem, że Tae będzie teraz drążył temat.
-Już nie podróżujecie?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo zmarł.- Odparłem chłodno, gasząc papierosa o poręcz huśtawki.
Nastała cisza. Zapaliłem kolejnego papierosa, a Tae ze spuszczoną głową spoglądał w dół. Po dobrych kilku sekundach ponownie usłyszałem jego głos:
-Przepraszam. Nie chciałem...
-Nie szkodzi.- Przerwałem mu, chcąc jak najszybciej zakończyć ten temat. Zrobiłem w jego stronę nieszczery uśmiech, by zatuszować wewnętrzny ból, a on go odwzajemnił. Jego twarz była taka miła i życzliwa. Było w nim coś, przez co chciałem go poznać bardziej.- Swoją drogą... Ta roladka była super. Nie wiem co ci w niej nie pasuje.
-Chyba masz totalnie rozwalone kubki smakowe .- Odparł śmiejąc się, a ja udałem obrażoną minę i odwróciłem głową.
Mój telefon zawibrował i gdy wziąłem go do ręki, by odtworzyć wiadomość, wyskoczyło mi zdjęcie Jimina w jego słynnej czapce z Hoseokiem, stojących na tle basenu. Treść wiadomości brzmiała następująco: "Yoongi zwymiotował do miski z ponczem, a Namjoon śpiewa serenady o sardynkach w puszce. Czemu Cię tutaj jeszcze nie ma?!?". Zaśmiałem się i uznałem, że to najwyższa pora, by zaszczycić ich swoją obecnością. Wyrzuciłem za siebie papierosa i spojrzałem na Tae, który wpatrywał się gdzieś wprost.
-Chcesz iść ze mną na imprezę do znajomych?- Zapytałem.
Natychmiast odwrócił uwagę od obiektu, w który się wpatrywał i z entuzjazmem w głosie odpowiedział:
-Mogę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top