Rozdział 11. Nadal z Tobą.
-Taehyung, nie żartuj, tylko chodź do domu...- poprosiłem błagalnie niebieskowłosego, starając się odciągnąć go od pomysłu, który mi i moim mokrym ubraniom zdecydowanie nie przypadł do gustu. Chłopak wygiął usta w podkówkę i skrzyżował przedramiona na piersi.
-I tak już jesteś przesiąknięty wodą, więc co za różnica?- zapytał podnosząc prawą brew do góry i wyczekując odpowiedzi.
-Taka, że wolę się nareszcie wysuszyć i nie widzę przyjemności w dalszym moknięciu. - uciąłem, mając nadzieje, że zlituje się nade mną i po tym wyczerpującym psychicznie dniu, będę mógł na spokojnie się z nim położyć w łóżku i zachłysnąć jego słodkim, tulącym do snu zapachem.
-Ok boomer.- otrzymałem od Kima kpiący uśmieszek i rzucone na odchodne słowa:- Idź się suszyć, a moją przylegającą do ciała garderobę oglądać będą przypadkowi spacerowicze. - żwawym krokiem opuścił ganek, którego dach stanowił jedyną barierę dzielącą nas od żywiołu nieba, pozostawiając mnie z czymś zupełnie nowym- igłą nasączoną ekstraktem z zazdrości, wbijającą się bezlitośnie w moje neurony. Co prawda śmiałem wątpić, iż ktokolwiek wyszedłby na dwór podczas ulewy, ale sama imaginacja tej sytuacji, zaleciła mi ruszenie za Taehyungiem, pod pretekstem wciągnięcia go do domu.
Wyszedłem spod ochraniającego mnie daszku, wstępując ponownie w rój sztyletujących zimnem kropel. Taehyunga straciłem z pola widzenia, więc przyspieszyłem kroku. Z początku zadrżałem pod wpływem lodowatej wody, lecz szybko się przyzwyczaiłem, dostrzegłszy pozytywny aspekt.Deszcz studził kojącorozgorączkowany umysł i chociaż wyobrażenie sobie Taehyunga, wtulonego w moje ciało było niepodważalnie najmilszą i najmocniejkruszącą odłamki uciążliwych myśli opcją, to mimo wszystko nie było mi źle.
Każda, następująca po sobie sekunda kierowała mnie w stronę spokoju. To, co dotychczas nie wpuszczało go we wnętrze głowy, odsunąłem w otchłań nieuchronnieprzemijającej przeszłości i liczyłem, iż zdołam uporządkować własne życie. Pomysł, podpowiadający obranie pewnego toru, kulił się pod wpływemmojego sceptycyzmu, lecz nie odpuszczał. Odezwał się w klubie, pdczas karaoke, wtedy, gdy Taehyung poprosił mnie o dokończenie „Do I wanna know?" ,czy nawet w trakcie słuchania muzyki i podśpiewywania pod nosem piosenek. Nie uważałem, by me umiejętności były tak duże, aby móc zająć się muzyką zawodowo, lecz jako hobby, wydawała się być miłą alternatywą dla nudy. Zawsze istniała szansa, iż po trzech latach wyciągnie mnie zprzepaści obfitej w marnotrawstwo czasu, by promień słoneczny w końcu oświetlił poszarzałą twarz.
Będąc z Taehyungiem, od czasu do czasu przyłapywałem się na myślach bądź słowach, które chciałbym zawrzeć w autorskich utworach.
-Jungkook!- usłyszałem jego aksamitny, niski głos, dostrzegając postać chłopaka, chwytającego dłonią smukły trzon jednej z miejskich latarni.
Proszę, wypowiedz jeszcze raz moje imię.
Tae podśpiewywał radośnie "I"m singing in the rain", rozpraszając mocnym tupnięciem kałużę. Okręcił się płynnie wokół latarni, wlepiając we mnie radosne spojrzenie.
-Już myślałem, że masz duszę osiemdziesięciolatka. Chciałem proponować czy na urodziny nie zechcesz ode mnie balkonika. - zażartował, kontynuując własną interpretację piosenki. Położyłem dłonie na biodrach, zdawszy sobie sprawę, że deszcz całkowicie przestał mi przeszkadzać.
-Już nie rób ze mnie starego, marudnego grzyba.- odburknąłem takim tonem, który ironicznie pasowałby właśnie do wiecznie oponującego staruszka. Zanim Taehyung otworzył usta, by to podkreślić, szybko dopowiedziałem: -Nie sądziłem, że widziałeś film, z którego jest ta piosenka.
Spojrzał na mnie tak, jak gdybym podważył jego autorytet jako osoby obeznanej chyba z każdym możliwym odłamem kultury. Łapiąc się teatralnie za przykrytą, przemoczonym materiałem pierś i naśladując płaczliwy ton rzekł:
-Za kogo Ty mnie masz?! Oglądałem go, już jako dzieciak. Grzechem byłoby nie zobaczenie tak urokliwego, magicznego filmu. - zawiesiłem się na moment, odtwarzając w pamięci sceny owego dzieła. Nigdy bym nie przypuszczał, że „Mechaniczna Pomarańcza" mogłaby zostać odebrana przez kogokolwiek za uroczy film, a już na pewno nie przez Taehyunga- tego z dzieciństwa, jak i teraźniejszości. No, chyba, że skrywał w sobie psychopatyczne zapędy, które dopiero co miałem odkryć.
- Czyli...- odchrząknąłem, nie będąc pewnym, jak sformułować słowa.- Masz w głowię moment, gdzie ten cały Alex De –coś tam katował małżeństwo, rozebrał kobietę, a potem zgwałcił ją, o ile dobrze pamiętam?- Jego mina wyrażała czystą degustację i jedno wielkie, wymalowane w oczach- "Co ty pierdolisz?"
-Co ty pierdolisz?- zapytał, puszczając latarnię. Nim, zdążyłem opowiedzieć więcej o brutalnej scenie, Taehyung roześmiał się, zdając sobie sprawę z czegoś, o czym ja nie wiedziałem.- Boże, ale z nas debile. Gadamy o zupełnie dwóch, innych filmach. Ja o "Deszczowej piosence", a Ty o Kubrickowym dziele.
-Nie oglądałem nigdy "Deszczowej piosenki".- przyznałem, nie dorzuciwszy już tego, iż nigdy nawet o danym filmie nie słyszałem, by nie wyjść przy Taehyungu na kompletnego głąba.- Możemy go obejrzeć razem, jeśli masz ochotę.- dodałem podchodząc do chłopaka, który wciąż był rozbawiony wspólnym niezrozumieniem.
Zrobię kilka kroków w twoją stronę.
Taehyung wystawił mi język i zanim zbliżyłem się jeszcze bardziej, zostałem ochlapany wodą zbieraną w kałuży, którą chłopak kopnął w mym kierunku. Pierwszy raz od początku naszej znajomości był tak niesforny, lecz to w żaden sposób nie kolidowało z moją sympatią co do niego. Mimo, iż ruszył przed siebie szybkim krokiem, to ze swoją nie wyrobioną kondycją nie miał szans, by się ode mnie daleko oddalić.
Podążałem za nim niespecjalnie się spiesząc, a słynny długodystansowiec- Kim Taehyung, ledwo dyszał już przy domie Jimina- czyli jakieś dwieście metrów od miejsca, z którego wystartował. Oparł się o drzewo, ukoronowane kwiatami jabłoni. Przemoczone kosmyki opadały na jego czoło, nie ważąc się, by zakryć migdałowe oczy. Nie zdusiłem rozbawienia, stając z nim twarzą w twarz, za co Kim spiorunował mnie spojrzeniem.
-Śmiej się dalej Panie Shiitake.- wyparował i nawet mroźne krople nie ochłodziły jego krwistych rumieńców. Zaśmiałem się, kładąc dłoń na pnie jabłoni, by podtrzymać na niej własny ciężar. Zacmokałem, stwierdzając fakt:
-Sam chciałeś ode mnie uciekać.- Kim prychnął, walcząc z silną pokusą, przyozdobienia swojej delikatnej buzi pozytywną miną. Miałem ochotę mu jeszcze podokuczać, lecz po zlustrowaniu wzrokiem chłopca od stóp od głów, moje usta pozostały w bezruchu.
Znajdował się pode mną. Tak drobny, bezbronny, z przemokniętymi ciuchami, które klejąc się bezczelnie eksponowały jego mięśnie. Biała koszulka pod wpływem skropienia wodą zmieniła się w prześwitujący materiał, ukazawszy mi jego szczuplutki brzuch i parę sterczących, brązowych sutków. Nie mogłem dłużej na nie spoglądać, starając się też nie skupiać na dolnych częściach ciała Taehyunga, w obawie, iż mógłbym wówczas zagryźć swą dolną wargę do krwi. Nigdy bym nie przypuszczał, iż męskie ciało może być tak kuszące, tak uniemożliwiające zaczerpnięcie powietrza, tak intensywnie pociągające za węzły nerwów odpowiedzialnych za ekscytację i podniecenie.
Wróciwszy spojrzeniem ku jego twarzy, zachwyt przemówił przez mój ciężki wydech. Była to buzia, którą chciałby namalować każdy artysta. Buzia, która mogłaby zdobić obraz, poruszający swym pięknem kilka kolejnych pokoleń. Buzia która za te sto, dwieście, trzysta lat wzbudzałaby wątpliwości czy mogła należeć do prawdziwego człowieka czy była tylko wyidealizowaną wizją mężczyzny z owych czasów.
W końcu kąciki jego ust powędrowały w górę.
Twój delikatny uśmiech, kiedy na mnie spoglądasz
-Wiesz, czemu kocham tak krążyć bez celu w deszczu?- zapytał, nie oczekując bym go dopytywał. -Mama powtarzała mi w dzieciństwie, że deszcz to łzy aniołów. Zawsze, gdy padało wybiegałem na dwór, bo wierzyłem, że przez to stanę się jednym z nim. Teraz to robię, bo po prostu sprawia mi przyjemność.- spuścił wzrok, jakby to co powiedział brzmiało głupio i jakby wcale nie wywołał tym drżenia wewnątrz mojego aparatu oddechowego.
Chcę namalować na nim fioletową poświatę.
Gdy ponownie przesiąknął migdałowymi oczami wnętrze moich wpadłem w trans, hipnotyzera, jakim był ten niezwykły chłopiec. Podziwiałem rozwarte, połyskujące łzami aniołów usta, które kusiły bardziej niż jabłko w rajskim ogrodzie, skrywające swoją słodycz. Opuszkami palców wolnej ręki, podniosłem jego podbródek, przejeżdżając kciukiem po dolnej, miękkiej, nasączonej truskawkową pomadką wardze. Taehyung koniuszkiem języka zahaczył o mój palec, by następnie ucałować go. Opuściłem dłoń na łabędzią szyje chłopaka, a spragnione mrowiącego uczucia usta, przyłożyłem do warg realnego ucieleśnienia sztuki.
Język Tae połączył się z moim, rozpoczynając walkę o dominacje. Pocałunek pogłębiał się, topiąc uczucie nienasycenia, niczym słońce obracające w nicość lód. Łapczywie wpijałem się w różane usteczka, które Taehyung oddawał mi bez opamiętania- tak jakby wisiała nad nami obawa, że szpony brutalnej rzeczywistości znowu rozerwą naszą jedność. Zdrowe myślenie zagłuszało coraz mocniej bijące serce, pobudzające mnie do chaotycznego sunięcia dłońmi wzdłuż klatki piersiowej Tae, ledwo skrytej za cienkim, mokrym materiałem koszulki. Zahaczywszy kciukiem o sutek niebieskowłosego, poczułem zadrżenie jego ciała, lecz nie doszukałem się oznak strachu czy niepewności. Wręcz przeciwnie- splótł palce na moim karku, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej. Paraliżujące, rażące nasze mięśnie napięcie napuszczało na nas swoją siłę, dając wyraźny sygnał, że chcieliśmy posunąć się dalej. W tym przypadku musiałem otrzymać od niego zgodę. Wsłuchać się w słowa wyrażające aprobatę, a nie język ciała. To on musiał być gotowy i to od niego należało, kiedy to nastąpi. Kiedy będzie gotów, by oddać mi siebie na wyłączność i kochać się z nim, tak jak on sobie zapragnie.
-Jungkook...- szepnął, odsunąwszy swoje usta od moich. Dostrzegłem nagły smutek w jego spojrzeniu.- Myślę, że to co robimy nie jest dobre, bo Ty.. Ty wciąż...
-Nie Taehyung.-przerwałem prędko, dobrze wiedząc, co Kim ma na myśli. Wlepił we mnie swoje błyszczące, oczka, w których gościła ciekawość. Nie pozwoliłem zabrać mu dłoni z mojego karku, nałożywszy moje własne, które mocne je uścisnęły.- Zerwałem z Rae w bardzo przyjaznych i pokojowych okolicznościach. Wie też, że zrobiłem to ze względu na Ciebie.
Taehyung nie krył swego zdziwienia, nie mogąc wydukać ani jednego słowa. Jego mina była przeplatanką szoku, wszytego w tkaninę obaw i niepewności. Pokrzepiająco uśmiechnąłem się, zmieniając położenie moich dłoni, którymi objąłem buzię Kima, gładząc ją delikatnie kciukami.
-Powiedziała, że będzie nas wspierać w naszej relacji.- powtórzyłem słowa dziewczyny.- I że cieszy ją to, że postępuje zgodnie z moimi uczuciami.- Kim westchnął, wtulając po kolei policzki, nosek i usta w moje palce.
Nawet jeśli nasze kroki nie będą zgrane
-Więc całuj mnie dalej Jungkook.- poprosił Taehyung, zagryzając wargę, wyraźnie już stęsknioną.- Całuj mnie bez opamiętania, bez zaczerpnięcia tchu i bez granic, nawet jeżeli to pieprzone miasto ma się o nas dowiedzieć wszystkiego.- Spełniłem jego prośbę, zanurzając w nim każdy fragment mojej duszy, z silnym przekonaniem.
chciałbym przejść tą ścieżkę razem z tobą
Przekonaniem, że kochanie osoby nie bywa wcale takie trudne.
Nadal z tobą
♥♥♥♥♥ No witam Was robaczki! Mam nadzieje, że rozdział nie przynudził jakoś bardzo i zapewniam, że w następnym savage king- Park Jimin w końcu zaszczyci nas swoją obecnością( jak z resztą cała banda oszołomów). Swoją drogą dziękuje za Waszą wytrwałość i cierpliwość do mojej nieustępliwej WBPW( wieczny brak pieprzonej weny). Doceniam to, że jesteście ze mną dalej i wciąż czytacie. Miłej nocy/dnia i do następnego! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top