część 3 - rozdz. 64
Kolejny tydzień minął bez większych problemów.
Alan nadal jest w szpitalu, ale mu się polepsza i nie widać po nim, że miał wypadek. Codziennie odwiedza go Rafał i mama, a czasem przyszła nawet mama Samanthy i przyniosła mi te pyszne pierogi, które Alan mi podbierał, za co na niego warczałam, a on śmiał się i całował mnie w głowę.
Niestety nie mogę tego powiedzieć o sobie.
To znaczy czuję się dobrze, ale te ciągłe bóle, mdłości, bieganie do łazienki, jest naprawdę denerwujące. A o zachciankach już nawet nie wspomnę.
No bo powiedzcie mi kto je kanapkę z nutellą, ogórkiem, truskawkami i popija to wszystko sokiem pomarańczowym?
O tak! Sok pomarańczowy to podstawa. Piję tylko sok pomarańczowy i wodę. Ale w większości sok pomarańczowy.
Weszłam do sali (bo byłam w łazience, wiadomo po co) Alan stał obok lekarza i ścisnął mu dłoń.
-Dzień Dobry. - powiedziałam.
-Witaj Nadio. - powiedział z uśmiechem. - Właśnie powiedziałem twojemu narzeczonemu - wszyscy mówią tutaj, że jest moim narzeczonym. Nie przeszkadza mi to, lecz nie wiem czy Alan tego chcę. Ale nie zaprzeczam im, ponieważ gdybym to zrobiła, to nie mogłabym go odwiedzać. - że po południu dostanie wypis ze szpitala, jeszcze tylko zrobię mu kilka badań i będziecie mogli wracać do domu.
-Jest pan pewny, że Alan może wracać? - zapytałam.
-Jak najbardziej. -odpowiedział doktor-Wybaczcie, ale muszę was opuścić. Obowiązki wzywają. - pożegnał się z wami i wyszedł z sali.
-A więc wracamy do domu. - powiedział Alan i przytulił mnie. - Słyszeliście dzieci? Tatuś i mamusia wracają do domku. - powiedział trzymając dłonie na moim brzuchu.
Zaśmiałam się i popchnęłam go na łóżko, a on na nim usiadł i spojrzał na mnie pytająco.Usiadłam mu okrakiem na kolanach i objęłam za szyję. Położył ręce na moich biodrach i przyciągnął mnie bliżej siebie, na tyle, na ile było to możliwe.
-To dobrze. - powiedziałam.
-Wiesz, że w przyszłym tygodniu lecimy do Sydney? - zapytał i założył mi za ucho zbłąkany kosmyk włosów.
-Tak szybko? - zapytałam zdziwiona.
-Musisz zacząć naukę. Rok szkolny zaczął się już półtora miesiąca temu, a nawet prawie dwa miesiące, a ty się nadal nie uczysz. Siedzisz tylko ze mną i nic nie robisz. Musisz się pouczyć.
-Mówisz, jakbyś był moją matką. - powiedziałam z uśmiechem i wywróciłam oczami.
-Nie przewracaj na mnie oczami! - warknął.
-Będę - odpowiedziałam.
-Nie, nie będziesz. - powiedział i zaczął całować moją szyję - Bo jak będziesz przewracać na mnie oczami to będzie kara.
-Może ja chcę karę?. - powiedziałam i przygryzłam wargę.
-Ale nie możesz jej dostać. - powiedział. - Dostaniesz dopiero po porodzie. - wyszeptał mi do ucha.
-No dobrze. - mruknęłam - Może obejrzymy jakiś film? - zaproponowałam.
- Możemy zobaczyć co dzisiaj proponuje szpitalna telewizja. - powiedział i posadził nas na łóżku.
To znaczy usiadł na łóżku i oparł plecy o zagłówek, a mnie posadził między swoimi nogami i objął ramionami, a ja wtuliłam plecy w jego tors.Resztę czasu do południa, spędziliśmy na oglądaniu jakichś filmów i śmianiu się.
Szpitalna telewizja ma naprawdę bardzo ograniczone programy. Znaleźć coś ciekawego było naprawdę bardzo trudno. W pewnym momencie patrzyliśmy nawet na bajkę.
Po południu przyszedł lekarz i dał Alanowi wypis ze szpitala. Gdy wyszliśmy na zewnątrz, podszedł do nas jego ojciec i razem z nim pojechaliśmy do domu. Bo to on nas podwiózł. Pożegnaliśmy się z nim, podziękowaliśmy za podwózkę i opuściliśmy pojazd.
-Nareszcie w domu. - powiedział, Alan gdy weszliśmy do naszej sypialni. Rzucił się szczupakiem na łóżko.
Zaśmiałam się i usiadłam okrakiem na tylnej części jego ud.Odwrócił twarz w bok i położył głowę na rękach, a ja podwinęłam do góry jego koszulkę i rękami zaczęłam jeździć po jego plecach.
Uśmiechnęłam się i nachyliłam nad nad nim, a następnie pocałowałam go w kark. Przekręcił się, więc siedziałam na jego przedniej części ud. Przesunęłam się do góry i usiadłam troszkę wyżej, żeby było mi wygodniej. Pozbyłam się jego koszulki i opuszkami palców zaczęłam jeździć po jego brzuchu, na którym było kilka niewielkich, prawie niewidocznych blizn i kilka tatuaży.
-Nie boli Cię? - zapytałam - To znaczy, czy nie jest Ci ciężko gdy na tobie siedzę? - poprawiłam swoje pytanie.
-Nie. - odpowiedział - Jest w sam raz. Nie przejmuj się tak. To, że ważysz kilka kilogramów więcej, nie robi mi różnicy. A tak poza tym będzie Ci taki brzuszek bardzo ładnie pasował. - dodał z uśmiechemUderzyłam go w ramię, a on skrzywił się i zaczął udawać, że go boli. Zaśmiałam się i pocałowałam go w usta.
*******
170 🌟 + 90 💬= następny rozdział.
Rozdział poprawiła: Kate864
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top