część 3 - rozdz. 35

Z ciocią rozmawiałam godzinę temu.

Teraz leżę na łóżku i powoli w myślach sobie to przetwarzam.

Nie jestem na nią zła.

Nie płaczę.

Nie chisteryzuję.

Sama nie wiem jak mam się zachować. Jest to dla mnie szok. Ale też zarazem coś czego mogłam się spodziewać.

Od lat miałam wrażenie, że Rovena nie jest tylko moją ciocią. Ale, że jest dla mnie kimś więcej.

I nie myliłam się.

Od zawsze miałam wrażeni, że jest mi bliska i rozumie mnie bardziej niż moja "mama", która tak naprawdę moją mamą nie jest.

Mimo wszystko, nie umiem nazwać Rovena mamą.

Przez szesnaście lat żyła obok mnie i zawsze mówiłam do niej ciociu.

Nie mogła bym się teraz przestawić na mamo .

Jest dla mnie ważna i wogólę ale nie dam rady tak do niej mówić.

Nie mam jej za złe tego, jak postąpiła.

Wręcz przeciwnie w pewnie sposób ją rozumiem.

Gdybym była na jej miejscu zapewne postąpiła bym tak samo.

Też bym się obawiała, że dziecko gwałciciela będzie przypominać mi o gwałcie.

W pewien sposób ją rozumiem.

Z Alanem jeszcze o tym nie rozmawiałam. Nie mówiłam mu o tym.

Od trzydziestu minut leży na łóżku obok mnie i przytula mnie do siebie.

Nic nie mówi, o nic nie pyta.

Jest ze mną, a tego teraz potrzebuję. Potrzebuję tylko jego obecność i on o tym wie.

-Alan?- szepnęłam nie pewnie.

-Tak, skarbie?- zapytał i zgarnął z moje twarzy kosmyk włosów, który mi na nią opadł.

-Mógłbyś kochać córkę gwałciciela?- zapytałam cicho, powoli i nie pewnie.

-Nie mógł bym kochać córki gwałciciela.- powiedził po chwili zastanowienia. Moje oczy zaszły łzami, a w okolicach serca poczułam ból.- Nie mógł bym kochać córki gwałciciela.- powtórzył.- Bo kocham ciebie. Nie mógłbym kochać nikogo innego bo kocham ciebie. Nie kocham córki gwałciciela, a Nadię Smith. Dziewczynę z brązowymi oczami, brązowymi długimi włosami. Wyjątkowym charakterem, o nie całym metrze sześćdziesiąt siedem.

-Ale ja jestem córką gwałciciela.- powiedziłam cicho i usiadłam na łóżku.

Chłopak podniósł się i tez usiadł. Przeniósł mnie na swoje kolana i posadził mnie sobie okrakiem na nogach, w takiej odległości żebyśmy mogli patrzeć sobie w oczy. Położył dłonie na moich biodrach, a ja swoje położyłam na jego rękach.

-Nikt nie wybiera sobie rodziców i rodziny. Nie wybiera tego kto jest jego ojcem lub matką. Nie wybiera sobie tego w jakiej rodzinie się rodzi i jakie nazwisko będzie miał. Nie wybiera sobie krewnych. Ale wybiera sobie drogę, którą pójdzie i kształtuje swój charakter. Ja nie kocham córki gwałciciela, bo jesteś nią tylko w genach, gdzieś tam masz w sobie jakąś część jego krwii. Ale nie jesteś córką gwałciciela. Jesteś Nadią Smith, kobietą, którą kocham. Jesteś sobą. Tym kim chcesz być. Nawet gdybyś była córką mordercy to bym cię kochał. Ja nie kocham cię za to kim są twoi rodzice. Ale za to kim jesteś ty. Nie można kochać kogoś za jego pochodzenie. Ludzi kocha się za to jacy są. Za ich charakter. Nie wybierałaś sobie ojca, ale wybrałaś sobie drogę, którą poszłaś. I to dzięki swoim decyzją jesteś tym kim jesteś. Córką gwałciciela możesz być tylko fizycznie, ale tylko w owiec sposób. Ale nigdy nie będziesz nią z charakteru. Z charakteru jesteś Nadią Smith. Moją dziewczyną, przyjaciółką i kochanką, a w przyszłości żoną. Nie wybierałaś sobie ojca. Ja nie kocham cię za to kim jest on. Ale kocham cię za to, kim jesteś ty.

Po mojej twarzy spłynęło kilka łez na jego słowa. Otarł je kciukiem, patrząc mi mi oczy. W jego brązowych pięknych oczach, widziałam te wszystkie uczucia, którymi mnie darzy.

Przy nim nie czułam się jak córka gwałciciela, którą okazało się, że jestem.

Przy nim czuję się jak Nadia Smith.

-Dziękuję- wyszeptałam i wtuliłam się w niego.- Jak ty to robisz?- zapytałam z cichym śmiechem.

-Ale co?- zapytał i objął mnie ramionami.

-No to, że zawsze wiesz co mi powiedzieć, żebym czuła się sobą, nie miła się za kogoś gorszego. Ale za osobę, którą kochasz. Jak ty to robisz?

-Z miłością- odpowiedział.- Każde moje słowo, które powiedziłem jest szczere i prawdziwe. Nie wybierałaś sobie rodziców. Ale wybrałaś sobie drogę, którą poszłaś. Wybrałaś osobę, którą jesteś.

-A ty wybrałeś mnie.- powiedziłam cicho.

-A ty wybrałaś mnie.- powiedział i pocałował mnie w czoło.- Dla mnie zawsze będziesz...

-Tylko Nadią Smith.- dokończyłam za niego.

-Nie tylko ale aż. Dla mnie będziesz aż Nadią Smith. Kobietą, którą kocham.- poprawił mnie.

-A ty mężczyzną, którego kocham.














Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top